Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Uśmiechnęłam się lekko rozbawiona gdy zsunął lekko wzrok niżej. A więc jednak nadal go pociągałam, było to pewne... Pocieszenie. Już bałam się, że jednak moje ciało nie stanowi już dla niego ciekawości, ani przyjemności. Dobrze jest czasem się pomylić. Zaraz jednak Colton uniósł wzrok.
- Nie musisz przestać patrzeć, wszystko jest w końcu twoje - zaznaczyłam miękko, głaszcząc go delikatnie palcami po szyi, a następnie cofnęłam się, bardzo powoli wracając do lustra, jednocześnie już zdejmując rękawiczki.
Offline
Wsunąłem dłonie w kieszenie i westchnalem cicho, obserwując jak odkłada rękawiczki i aieca dłońmi do guziczków, by je rozpiąć i zdjąć z siebie sukienkę.
- Należysz tylko do siebie, Janet - wymamrotałam pod nosem, uśmiechając się blogo i obserwując jak zsuwa z siebie sukienkę. Zatrzymała się jednak, zerkając na mnie pytająco. - Nie myśl inaczej - dodałem prosząco. - Hm... Będę w kuchni - wymamrotałem, stając prosto i odwracając sie.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Uśmiechnęłam się krzywo, odprowadzając wzrokiem mojego mężczyznę. Do nikogo nie należę? Czyżby? Jesteś pewien mój kochany, że jestem wolną kobietą, na tyle silną by mówić o tym że "nie należę" do kogoś?
Przebrałam w swój wygodny sweter i spódnice, odkładając sukienkę na bok i powoli ruszając do kuchni, gdzie Colton przygotowywał nam herbatę. Objęłam go w pasie, chwilkę milcząc.
- Dziękuję - mruknęłam. - Czasem nie czuję się silna. Wspominam czasy gdy naprawdę byłam jak czyjaś własność i chyba po prostu... Stare, złe nawyki - skrzywiłam się. - Ale ty jesteś dla mnie taki dobry...
Offline
- Staram się być najlepszy, dla ciebie. Ta silna kobietą nie powinna zadowalać się byle czym i byle kim - odparłem,oczywiście wplątując w swoje słowa jak najwięcej komplementów. Naprawdę ciężko było mi słyszeć o tym, że kiedyś czuła się jak czyjąś własność. To było wręcz przerażające... Tak, tak, tak! Przerażająca była myśl, że kobieta która teraz siedziała przede mną, uśmiechała się, miała marzenia, podejmowała ważne decyzje... Zeta kobieta kiedyś nie czuła się wystarczająco ważna, nie czuła się wystarczająco dobra, by wiedzieć,że należy do samej siebie Cóż mogłem innego zrobić, niż dać jej do zrozumienia, że sprawy miały się zupełnie inaczej?
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
- Wybrałam ciebie, więc na pewno nie byle czego - uśmiechnęłam się miękko, cofając się nieco i oparłam się o blat patrząc z jakim skupieniem przyrządza herbatę. - Wybacz, nie chce wspominać tych czasów, to samo wraca... Już nie będę o tym mówić - westchnęłam i zaraz popatrzyłem na niego miękko. - Powiedz lepiej jak w pracy, czy myślisz już o... Własnym studiu, czy na razie jeszcze za wcześnie?
Offline
- Będę myślał o garelii - szepnąłem, zasysając dolną wargę. - Ale to jeszcze nie... Zdecydowanie nie. To wymaga za dużo czasu i za dużo energii. To zdecydowanie nie na teraz. Ta praca, która mam i oszczędności... Na razie to wystarczy. Znajdź na spokojnie coś dla siebie... Później będę nad tym myślał, to nie ucieknie - zapewniłem ja spokojnym głosem.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
- Gromadź energię w takim razie - powiedziałam miękko, obserwując mojego pięknego mężczyznę. - Ja musze... Pewnie pochodzić po teatrach, od tego powinnam zacząć. Albo poszukać agenta - zamyśliłam się. - Już od wieków nie miałam takich zagwozdek, w Australii praca sama wpadała mi do kalendarza, tutaj muszę... Się obyć - mruknęłam. - Wiesz może czy rodzina Aidena ma jakieś znajomości z prowadzącymi teatry? Kiedyś Vincent w listach pisał, że jego rodzina ma wiele znajomości, moglabym spróbować też takiego sposobu, po znajomych nazwiskach - wyjaśniłam, unosząc dzisiejszą gazetę która była w skrzynce i zerkając z ciekawością na pierwsze strony.
Offline
- Szczerze powiedziawszy to nie mam pojęcia... Nie jestem aż tak blisko z Aidenem... Hm - mruknąłem pod nosem, zaciskając lekko wargi. - Ale powinnaś go koniecznie zapytać, jeśli on nie ma takich znajomych, to z całą pewnością jego znajomi takie znajomości już mogą mieć - dodałem i zaśmiałem się krótko. - Warto sprawdzić każdą możliwość. Jeśli chcesz, to też popytam. Napiszesz swoje referencje, pójdziemy do drukarni, zrobimy trochę kopii i porozdajemy... Tutaj sporo osób się tak reklamuje, czy rozgłasza - zauważyłem. - Razem będzie nam łatwiej.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Uśmiechnęłam się czule na jego słowa i pokiwałam ochoczo głową.
- Dziękuję kochanie. Spróbuję jednak najpierw chodzenia po teatrach i szukania swoimi sposobami. Może jeszcze stara dobra szkoła ma gdzieś posłuch, nie jestem też zupełnym marginesem w świecie - parsknęłam. - A jeśli mi nie wyjdzie, będę już zasięgać twojej pomocy, bo wiem, że na pewno mi jej udzielisz, oraz że mogę liczyć na nią w każdej chwili - zaśmiałam się cicho, kiedy siadał obok mnie przy stoliczku, razem z dwiema herbatami.
- Zacznę od spotkania z chłopcami, myślę że to będzie dobre rozeznanie... Będziesz chciał pójść odwiedzić ich ze mną? - zapytałam niewinnie, choć bacznie obserwowałam reakcję mojego mężczyzny.
Offline
Zmarszczylem lekko brwi, podnosząc wzrok z herbaty na moją Janet.
- Jeśli nie wypadnie mi wtedy praca i kasztanów chęci, to mogę z tobą iść. Na pewno będziesz też chciała spotkać się ze swoją przyjaciółką - zauważyłem, uśmiechając się szerzej. - Pamiętaj że to też twój dom i że możesz też zapraszać do nas gości - dodałem, bo momentami Janet wydawała się być tak zaskoczona, że tu jest, że nie byłem pewien,czy dotarło do niej, że mieszkanie faktycznie jest nasze,a nie wyłącznie moje.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Uśmiechnęłam się delikatnie i skinęłam głową.
- Tak, tak, pamiętam... Chciałam za jakiś czas zaprosić właśnie Kelly do nas na herbatę. Tym bardziej musimy odwiedzić Vincenta i Aidena by dowiedzieć się gdzie dokładnie Kelly teraz mieszka... Oh i dawno nie widziałam też mojego słodkiego siostrzeńca - zaśmiałam się cicho, z rozmarzonym uśmiechem. Spojrzałam znów na Coltona i uśmiech od razu zmiękł mi.
- Pamiętam, to nasze mieszkane... Dziwne jest to uczucie, jednak oswajam się z nim każdego dnia coraz bardziej - upewniłam go.
Offline
- Oczywiście - przytaknąłem spokojnym głosem, kiwkaac lekko głową. - Po prostu zależy mi, byś o tym pamiętała, będę to powtarzał do znudzenia, musisz mi to wybaczyć - poprosiłem, popijając herbatkę. - Wiem, że to nie jest miejsce, w którym się wychowałaś, to nawet nie jest ten sam kraj, ani kontynent... Ale... To dom. Nie chodzi mi o mury, o ściany i meble. Chodzi mi o nas. To dom - szepnąłem.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Zacisnęłam wargi i sięgnęłam po dłoń mojego mężczyzny. Z uśmiechem.
- To nie musi być nawet ten sam kontynent, skoro wszystkich których kocham mam na tym - przyznałam miękko. - A w tych murach mam ciebie, ukochanego, człowieka dla którego zrobię wszytko, a on dla mnie... - uśmiechnęłam się niepewnie. - Moją rodzinę... Czy mogę tak mówić? Że jesteś moją... Rodziną? - zapytałam niepewnie, bawiąc się palcami jego dłoni.
Offline
- Będę przeszczęśliwy, kiedy zaczniesz tak mnie nazywać - odparłem ze spokojem w głosie, wysuwając dłoń z jej palców i po prostu nakrywając nią jej dłoń. Janet podniosła na mnie wzrok a ja delikatnie pogładziłem kciukiem po jej nadgarstku.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
- A więc mój dom i moja rodzina, tak? - uśmiechnęłam się lekko i zapatrzyłam się zupełnie w jego oczy i z zachwytem pokiwałam lekko głową. - To piękne. Nie wierzyłam że kiedyś znów będę miała tak wiele jak mam dzięki tobie Coltonie - przyznałam czule, spuszczając wzrok na nasze dłonie. Otulał moją rękę z taką troską i miłością...
- A czy ja daję Ci aż tak wiele mój kochany...?
Offline
- Najwidoczniej tak - mruknąłem rozbawiony, zerkając na nasze dłonie. Będę już zawsze ją bronił, zawsze będę z nią, albo przynajmniej obok mnie. Z Janet nie zrezygnuję. Nie dam rady z niej zrezygnować po tym, co przeżyliśmy. Po tym co sam przetrwałem, czekając na nią podczas tych długich, ponurych i zimnych miesięcy.
Wziąłem głęboki oddech i popatrzylem na nią zakochany po uszy.
- Dzięki tobie łatwiej mi ze wszystkim - dodałem niewinnie, wzruszając ramionami.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Uśmiechnęłam się i uniosłam jego dłoń do swoich ust. Uśmiechnęłam się słodko. Taki zabawny i słodki...
- Mój kochany romantyk - zaśmiałam się cicho. - Nie wiem czy tak wszystko Ci na pewno ułatwiam, ale jeśli tak uważasz, to nadal będę - uznałam miękko, całując jego dłoń i odkładając z powrotem na stół. - A przynajmniej będę się starać... Naprawdę, chce się starać i będę. Będę szukać pracy, skończę rozpakowywanie i już nie pozwole ci więcej na pustki w lodówce - zaśmiałam się cicho.
Offline
- No dobrze dobrze... - wymamrotałem z lekka się pesząc. Żałowałem bardzo że nie ogarnąłem wszystkiego tak jak być powinno przedniej wyjazdem i gdy tak o tym powtarzała to czułem się trochę jak głupiutkie dziecko. Nie chciałem nawet wychodzić z tego przekonania bo pewnie gdybym poszedł dalej to doszedł bym do wniosku że kompletnie na nią nie zasługuje i że powinienem przestać ją sobą dręczyć. - Wszystko na spokojnie się ułoży - zapewniłem ja. - I z niczym nie musimy się spieszyć. Wszystko w swoim czasie,moja droga - podkreslilem na spokojnie.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Uśmiechnęłam się czule i pokiwałam głową.
- Tak, teraz już nie musimy się spieszyć, czas jest w końcu po naszej stronie - westchnęłam cicho i upiłam trochę herbaty, z uśmiechem i zadowoleniem. Bo w końcu miałam mężczyznę, miałam też zarazem oparcie i największego fana, który będzie mnie zawsze upewniał w talencie. Nie czułam się przy nim źle, nie bałam się też tego czy nie zacznie być agresywny... Colton był cudownym człowiekiem i nic tego nie zmieni. Nic, a nic.
Dni mijały spokojnie, kiedy Colton wychodził do pracy, ja też wychodziłam, poznawałam okolice, zaznajamiałam się z sąsiadami i różnymi ludźmi. W końcu zdecydowałam się też na poznawanie pracowników teatrów, szukałam czy komuś nie potrzeba śpiewaczki lub aktorki, chodziłam ze swoimi referencjami w torebce gotowa na wszystko. Ale co i raz spotykałam się z rozczarowaniem.
-... Jestem nieznana i to zupełnie. A z pozycji nieodkrytego talentu mogą startować młodsze dziewczyny, a nie ja - westchnęłam, gdy leżałam już w łóżku w sypialni, a Colton od wieszał marynarkę w szafie i zaraz kładł się do łóżka obok mnie. Spojrzałam na niego.
- Mam nadzieję, że u ciebie kariera idzie znacznie lepiej - przyznałam, skubiąc palcami kołdrę.
Offline
- Kariera to trochę dużo powiedziane. Pracą pcham się do przodu - odparłem spokojnie, układając się na boku, tuż obok Janet.
Ostatnio... Zaczęło się coś dziać. Niechcący skręciłem w złą ulice po wykonaniu zlecenia, zabłądziłem i trafiłem na niego. Na idealną lokalizację na moją galerie. Na ten lokal. No i nie mogłem się powstrzymać. Po dopytabiu się gdzie konkretnie jestem i zapisaniu sobie namiarów na właściciela cały w skowronkach wróciłem do domu. Jednak od Janet usłyszałem złe wieści i jakoś tak... Zamilkłem w tej sprawie. Oczywiście powiem jej, jeśli zdecyduje się kupić ten lokal i zacząć swój własny biznes, tak jak planowałem. Ale póki to nic pewnego... Manhattan ma niebywale ceny.
- Ale jeśli w pytaniu chodzi co u mnie, to mogę ci szczerze odpowiedzieć,że nie masz się o co martwić - szepnąłem i sięgając po jej dłoni muskając wargami jej palce.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline