Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Ufam ci bardziej niż sobie, głuptasie - mruknęłam rozbawiona, zsuwając się z Lorenzo w końcu i układając na boku tuż obok niego. Podlozylam sobie rękę pod głowę, uginając ja w łokciu, by być nieco we górze. - Nie musisz się upewniać, pójdę za tobą wszędzie i zrobię dla ciebie... wszystko - powiedziałam z lekkim wahaniem. Nie byłam pewna, czy powinnam to powtarzać. On to wiedział, a z tego co zauważyłam to takie powtarzanie go trochę spinało. Wiedziałam, że to spora odpowiedzialność, tyle że ja byłam na nią gotowa, Lorenzo musiał się teraz na nią przygotować. Taka bezwarunkowa miłość nawet dla innych istot bywała przytłaczająca... Ale Lorenzo był zupełnie inny niż wszyscy, był wampirem jedynym w swoim rodzju, niezwykłym wilczym sercem...
Offline
Zacisnąłem wargi, ale z czułością sięgnąłem do niej dłonią i pogłaskałem różowy od emocji policzek Sanny. Chwilę milczałem, aż w końcu odetchnąłem cicho.
- To dużo... "wszystko" - przyznałem szczerze. - Ale... To dobrze, że mi ufasz. Bo ja tobie też, od zawsze - zaśmiałem się cicho i zaraz znów zamilkłem, by przysunąć się do wilczycy. - I kocham cię. Mocno - zapewniłem ją dodatkowo. - A co do seksu... Skoro mi ufasz, to możesz spokojnie zaufać też w seksie, czegokolwiek nie zachcesz, albo ja nie wymyślę... Będzie nam dobrze.
Offline
- Okej... - przytaknelam z uśmiechem i położyłam głowę na jego ramieniu,mrucząc cicho z zadowoleniem. - Po prostu chciałabym cię zaskakiwać już teraz. A na razie mam ochotę tylko i wyłącznie potakiwać ci i grzecznie wykonywać polecenia - wyjaśniłam z lekka rozbawiona. - Nie mówię że to jakieś strasznie dziwne ale... No sam rozumiesz. Nigdy tak nie robiłam! - podkreśliłam ze śmiechem.
Offline
- Hm dla mnie to też dziwne, że nie podstawiasz mi już nóg, albo nie popychasz w pokrzywy - zaśmiałem się cicho. - Już... Nie warczysz na mnie, gdy pytam "co to za rana", albo "co u rodziny". I kiedy pytam jak się czujesz, to odpowiadasz... - uśmiechnąłem się krzywo. - Dużo się zmieniło, ale dużo jeszcze przed nami. A potem jeszcze drugie tyle. Najważniejsze jednak... - pocałowałem ją w czoło. -... Byś się nie przejmowała seksem. Podniecasz mnie, bez względu na to czy robiłaś to dwa czy dwieście razy... Tylko Ty umiesz tak na mnie działać...
Offline
- Dwa czy dwieście? - mruknelam, wywracając oczami, wciąż rozbawiona. - Całkiem spora różnica - wytknelam. - Na pewno czulbys się inaczej ze mną w łóżku - zauważyłam, poruszając się niespokojnie. Zaraz jednak ułożyłam się wygodnie i przestałam się kręcić. - A przecież dla ciebie to całkiem ważny temat. Co nie?
Offline
- Ważny, ale cieszy mnie samo to że jesteśmy tu, że go uprawiamy, że... Rany Sanna - westchnąłem cicho. - Kocham cię, okej? I wiem że ty kochasz mnie, bezwarunkowo. Będziemy uprawiać seks ze sobą już zawsze wiesz? To kupa czasu. I w ciągu tego czasu będziemy mogli to robić na miliony różnych sposobów, nawet na sposoby o których ja jeszcze nie wiem - zauważyłem rozbawiony. - Po prostu jesteśmy razem, a czy nasz seks dostaje dziesięć punktów w skali estetyki czy mniej to mnie już nie obchodzi, bo nie uwierzysz, ale...! - uniosłem się wyżej by zawisnąć częściowo nad Sanną.
- Uwielbiam nasz seks. Już teraz. Przede wszystkim dla tego, bo jest nasz, między mną i tobą, a zaczyna się najczystszym wybuchem prawdziwych emocji, a nie tymi potęgowanymi na balu. To nasz seks i dlatego jest wspaniały...
Offline
Znów całą zmieniłam. Poczułam jak uchodzi ze mnie powietrze,mogłam jedynie leżeć, spoglądać na niego z dołu i słuchać. Mówił tak stanowczo, tonem któremu nie wolno się sprzeciwiać, mówił tak miło,miałam wrażenie że jego głos przesiąka mój umysł na wylot i pozostawia w nim ślad na stałe.
- Okej, już tego nie podważam, przepraszam... - szepnęłam, uśmiechając się miękko. - Przepraszam... Chce być dla ciebie jak najlepsza. Minął dopiero tydzień i nadal do mnie nie dotarło, że być może nie muszę nic robić, bo tak już jest - wyjaśniłam cicho.
Offline
Uśmiechnąłem się krzywo i zaraz znów ułożyłem się na boku, tuż obok wilczycy.
- Nie pamiętam dokładnie kiedy się w tobie zakochałem na poważnie... Wiem, że przyznanie tego kosztowało mnie wiele nieprzespanych dni, że próbowałem pytać mamy jakie to uczucie... Ale pamiętam dokładnie panikę, że... Że kiedyś przyjdzie ktoś ważniejszy dla ciebie ode mnie, a ja nie znajdę już nigdy kogoś takiego jak ty, że Ty byłaś moim najlepszym... Hah okej, chyba pamiętam... - szepnąłem cicho, nie patrząc w oczy Sannie, bo trochę wstyd mi było. - Po jakimś balu, kiedy będąc w łóżku z wampirzycą... Zauważyłem, że poszedłem z nią do łóżka bo miała podobną fryzurę co ty... - bąknąłem. - Potem długo miałem mętlik. Ohhh bardzo długo... A kiedy wszystko się na prostowało, zdecywałem się że ci powiem jak ważna dla mnie jesteś... To na balu mi powiedziałaś że to ja, mityczne serce... - mruknąłem cicho, rozbawiony. - Prawdziwa komedia, ktoś kogo tak strasznie, egoistycznie pragnąłem dla siebie... Jest cały mój.
Offline
- Nie komedia, instynkt, albo jak kto woli "przeznaczenie" - szepnęłam, wpatrując się z boku w twarz Lorenzo. On jednak na mnie nie zerkał, tylko spoglądał gdzieś przed siebie. Może przypominał sobie tamte wszystkie uczucia. - Mnie zaczęło strasznie skręcać, gdy zacząłeś coraz częściej wspominać o moim sercu. Chciałam ci powiedzieć, ale wiedziałam że to zły moment... Miałeś dużo na głowie, nie chciałam być już bardziej egoistyczna niż byłam. Najpierw czekałam dla ciebie, potem dużo dłużej dla samej siebie. Nie chciałam, no wiesz, tak nagle z tym wyskoczyć... Nie wiem dlaczego pozwoliłam sobie uwierzyć, ze mnie nie będziesz chciał. To mnie kompletnie zgubiło...
Offline
- Oboje tak bardzo baliśmy się skrzywdzić drugie, że wybieraliśmy swoje nieszczęście - zaśmiałem się smętnie, wracając wzrokiem w końcu do Sanny. - To chyba ostateczne potwierdzenie, że to jest prawdziwa miłość, że wybierasz kogoś szczęście ponad swoje - mruknąłem z westchnieniem, sięgając i głaszcząc znów wilczyce po policzku z czułością. - Ale to... To już czas przeszły. Przed nami jeszcze wiele, wiele wspólnych chwil, więcej niż byśmy się kiedykolwiek spodziewali...
Offline
- Minęło raptem paręnaście dni... Fakt, przed nami o wiele, wiele więcej... - szepnęłam, oddychając z ulgą.
Określenie "prawdziwą miłość" jego usta h brzmiało niezwykle autentycznie i tam prawdziwie... To była prawdziwa muzyka dla moich uszu, mogłabym słuchać go tak ciągle... Ale nie dało się leżeć w łóżku w nieskończoność (no dobra, dało by się, ale głód nieco nad nami zwyciężył) i powoli podnieśliśmy się z niego, by się ubrać i pójść do kuchni.
Offline
W końcu kiedy mniej więcej się ubraliśmy zeszliśmy na dół. Jako że pokój nie przepuszczał dźwięków ani ze środka ani do środka, to nie wiedziałem czy rodzice już wstali, ale okazało się, że w kuchni już panowała miła dla uszu krzątanina. Mama gotowała, tata czytał gazetę na kanapie, jednocześnie tuląc do siebie Ophelie, która cały czas jeszcze była w sennej krainie, ale chciała być z tatusiem. Uśmiechnąłem się czule na ten obrazek.
- Dobry wieczór wszystkim - powiedziałem na wstępie, idąc do stołu po butelkę krwi. Tata uśmiechnął się delikatnie, jakby ostrożnie.
- Witajcie, dobry wieczór Sanna - skupił wzrok na wilczycy. - Mam nadzieję że mała zmiana czasu aż tak ci nie przeszkadza.
Offline
Uśmiechnęłam się szeroko, ciesząc się, że pan Harland mówi do mnie takim miłym tonem i że się interesuje moim samopoczuciem, nawet jeśli było to tylko i wyłącznie grzecznościowe pytanie, to i tak czułam się bardzo dobrze.
- Nie aż tak bardzo, więc czuje się całkiem dobrze. Ogólnie chodzę późno spać i późno wstaje. Na szczęście w pracy zupełnie im to nie przeszkadza - wyjaśniłam, wzruszając lekko ramionami.
Zastanawiałam się, czy wiedzą, co przed chwilą robiliśmy z Lorenzo w łóżku... i pod prysznicem...
Offline
- Hm to ciekawe - przyznał tata, zamykając gazetę i z Ophelią na rękach wstał z kanapy. Musnął ustami czoło małej dziewczynki, szepcząc jej "jeszcze możesz spać mała księżniczko", a potem powoli podszedł do nas, bliżej kuchni. - Ale w takim razie to nawet lepiej, jeśli ma się serce wampira - dodał, kiwając głową. - Tak, Lorenzo mówił. Chyba... Powinno się złożyć gratulacje i powodzenia?
- Sam nie wiem tato, a tobie ktoś składał gratulacje i życzenia powodzenia? - zmarszczyłem brwi, kiedy ten się zastanawiał.
- No nie. Wyklinano mnie i gdybym nie był głową rodu pewnie by mnie wyrzucili... Ale chciałbym usłyszeć słowa wsparcia. Albo słowa "zawsze znajdziecie w nas pomoc" - dodał spokojnie. Wspominając jak pierwszy raz był spięty przy Sannie.. To teraz widać było że się stara. I to stara dla mnie i dla mojej partnerki, co było jeszcze piękniejsze.
Offline
- Bo was wspieramy i zawsze możecie liczyć na naszą pomoc! - zawołała z kuchni pani Harland i zaraz się z niej wyłoniła. Ojciec Lorenzo stanął przy swojej żonie, zerkając na nią miękko. Wampirzyca mimo tego, że niedawno musiała wstać wyglądała ślicznie... Miała na sobie lekką, czarną sukienkę na ramiączkach i perlowe kolczyki w uszach. - Jesteśmy rodziną, a rodzina tak robi, prawda Sanno?
Uśmiechnęłam się i pokiwalam lekko głową, nadal nie mogąc się nadziwić, że rodzice Lorenzo są wciąż tacy piękni i młodzi. Czyli...oh... Lorenzo...on też...? Rany.
- Mhmm, tak,zdecydowanie tak robi rodzina. I, eee, pomaga tezsjbie przy śniadaniu. Z chęcią pomogę w czymś pani oświadczyłam, zerkając na moje serce przelotnie.
Offline
- Na pewno możemy przygotować stół do jedzenia, a potem przynosić przynosi jakie zrobiłaś mamo - dodałem szybko, wiedząc że Mandy Harland lubi robić rzeczy sama. - Chodź Sanna, raz dwa rozłóżmy talerze i usiadzeny... Mm masz ochotę na coś do picia? Kawę, herbatę, sok?
- W takim razie w przygotowujcie wszystko, ja musze rozbudzić nieco naszego małego śpioszka... Mała księżniczka bardzo lubi pospać... - zaśmiał się tata, wracając w stronę salonu.
Offline
Zdążyłam jedynie przelotnie dostrzec, jak rudowłosa wampirzyca uśmiecha się szeroko do samej siebie. Jednak zaraz się obróciła i zniknęła w kuchni.
Razem z Lorenzo przygotowaliśmy stół i przynieśliśmy naleśniki i owoce oraz inne dodatki do nich, jak i świeże pieczywo, półmisek z serem i wędlinami... Podobały mi się takie eleganckie śniadania, gdzie wszystko było na stole a nie że robilo się wszystko we biegu i na stojąco, bo i przestrzeń była ograniczona.
Pani Harland kazała nam się już nie kręcić i "usiąść spokojnie na tyłku" - dokładnie tak powiedziała - i sama wróciła jeszcze do kuchni po ciepłe napoje w dzbankach.
Śniadanie minęło spokojnie. Pan Harland był naprawdę przyjazny w porównaniu do tego,co było ostatnio, za im powiedziałam Lorenzo że jest moim sercem... Byłam ciekawa, czy to zachowanie było skutkiem jakiejś długiej rozmowy, czy jednak wyszło tak o, naturalnie. Miałam wrażenie że jednak to drugie. Mała siostra Lorenzo wciąż siedziała cicho, przytulając swoją zabawkę i spoglądając na mnie zaciekawiona. Ale nie wyglądała na niezadowoloną, a z opowieści mojego serca przecież wiedziałam, że mała umie wyrażać swoje niezadowolenie w bardzo wyraźny sposób.
Offline
- ...Czyli będziesz chciał dowiedzieć watahę? - powtórzył po mnie ojciec z nutką niepewności. - Nawet jeśli to niebezpieczne...?
- Kiedy to na pewno będzie bezpieczne, bo jeśli już to pójdę tam wyłącznie z Sanną - uspokoiłem go, wzruszając ramionami i zerkając na wilczyce. - Mówiłaś że będzie bezpiecznie i ci wierzę. Każde serce ma wstęp do watahy, po prostu uznałem że to odpowiednie, spotkać się z rodzicami Sanny, szczególnie po tym... Wszystkim - wzruszyłem lekko ramionami.
Offline
- Też myślę, że to dobra myśl... - przytaknelam, zerkając to na Lorenzo, to na pana Harlanda. Jednak zaraz skupiłam się na tym drugim,ponieważ chciałam mu na spokojnie wszystko wytłumaczyć. - Z punktu widzenia wilka, Lorenzo już nie jest obcym. Na pewno nikt z mojej watahy go nie skrzywdzi, a jeśli cokolwiek by na to mogło wskazywać, w co raczej wątpię, to nie pozwolę na to - obiecałam, mówiłam z powagą. Wilcze serce nie było żartem, jego bezpieczeństwo zawsze będzie ponad moim, zawsze. - Po prostu wywoła to... Trochę szumy. Niekoniecznie negatywnego. Zapewne większość nie będzie miała nawet zdania o tym. - Wzruszyłam lekko ramionami, popijając herbatę ze ślicznej filiżanki. - Na pewno nic mu się nie stanie, a jego wizyta uspokoi niepokój mojej rodziny - podsumowałam.
Offline
Tata westchnął cicho, ale pokiwał głową. Chyba ten "niepokój rodziny" przekonał go najbardziej, bo sam umiał to zrozumieć jako ojciec. Nie mniej nadal miał minę jakby niemrawą.
- Wiecie, kiedy pokazywałem ten dom jeszcze wtedy swojej narzeczonej... - uśmiechnął się lekko do mamy. - Martwiła mnie taka bliskość dzikiej watahy, oczywiście twoja mama mnie sprowadziła na ziemię że to nic nie zmienia... Ale gdy znikałeś w lesie na całe wieczory i wracałeś pachnąc wilkiem to trochę się martwiłem...
- Jednak nic nie powiedziałeś, bo mama pewnie powiedziała że dobrze że mam kolegów nie swojej rasy - uśmiechnąłem się lekko i pokręciłem głową rozbawiony. - Nikt nie wiedział, że to się tak rozwinie, uwierzcie mi - dodałem patrząc czule na Sanne, jakby zapewniając ją, że cieszę się z takiego obrotu spraw, bo oto moja najlepsza przyjaciółka stała się mi najbliższą sercu ukochaną.
- Tak, faktycznie nieoczekiwane... Choć chyba w twojej kulturze jest takie powiedzenie "tylko Wielki Wilk mógł wiedzieć" - dodał nawet z rozbawieniem tata.
Offline