Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
WATAHA EASTWOOD
Jedna z największych watah w okolicy. Zorganizowana i dobrze wyszkolona. Zajmuje całkiem sporą ilość terenów, z czego są to najlepsze lasy do polowań.
Ich osada mieści się w lesie oraz na jego obrzeżach, na najbardziej wysuniętym na wschód obszarze terytorium wilków. Żyją od pokoleń na tym terenie. Osada jest centralna i mieści się w niej niemal wszystko - są samowystarczalni, choć nie do końca. Kiedy brakuje czegoś u medyków, u kowali, czy u kogokolwiek, wybierają się wtedy poza obszar lasu, na podmokłe równiny, do miasta zamieszkiwanego przez dziwną mieszankę wilkołaków z mniejszych watah lub Omeg, czarodziejów, ludzi, a nawet wampirów, potomków uciekinierów z czasów wojny (są to najczęściej wampiry bez rodu i rodziny).
Domki są blisko siebie, a najważniejszym z nich jest Dom Alfy (mieszka tam obecny Alfa, a gdy władzę obejmie nowy Alfa - zamieszka w Domu Alfy).
W samym centrum osady mieści się wysoka, drewniana, wyciosana figura dumnie siedzącego wilka - Ich bożek Wielki Wilk.
(przykładowe domki)
(w większości jest dostęp do bieżącej wody, tak jak do elektryczności, jednak im głębiej w lesie, tym z tym gorzej)
MIASTO EASTWOOD
Najdalej wysunięte na zachód terenów wampirów miasto mieszane. Znajduje się w nim kilka szkół, szpital, hotel, a nawet kilka atrakcji turystycznych (słynie z nawiedzonego dworu wampirów, są organizowane wycieczki objazdowe po opuszczonym po wojnie dworze tutejszej szlachty). Na obrzeżach miasta mieszka obecnie najbardziej wpływowa rodzina w świecie wampirów, mianowicie rodzina Harlandów. Młody dziedzic chodzi tu do szkoły mieszanej, a głowa rodu Harland organizuje tu spotkania ze swoimi doradcami biznesowymi, a co jakiś czas zaprasza nawet przedstawicieli archaicznej Rady Wampirów.
Offline
Kiedy pakowałem się na wypad do jaskiń zawsze brałem ze sobą jakiś koc i śpiwór, raz przynajmniej dwie latarki oraz lampkę na baterię. Krzesiwo (bo zapałki mogły się łatwo zmoczyć), oraz mały zestaw pierwszej pomocy, bo znałem nas oboje, a kiedy pierwszy raz wpadliśmy do tej jaskini zraniłem się boleśnie - wtedy Sanna po raz pierwszy zrozumiała jak trująca jest dla wampirów ich własna krew. Jednak wtedy kiedy tam wpadliśmy, okryliśmy wielkie, podziemie jezioro, krystalicznie czyste, piękne, odbijające słabe światło glonów świecących w ciemnościach. W pierwszej chwili panicznie bałem się, że to może być zatruta woda (w końcu glony chyba nie świecą od tak!), ale było zupełnie odwrotnie, woda była krystalicznie czysta, połączona bezpośrednio z źródłem, a jej dalsza ścieżka wypływała na powierzchnię i łączyła się z rzeką w lesie.
Nie chodziliśmy tam za często, jaskinie były jednak dość daleko, ale co jakiś czas przez te kilka ostatnich lat kąpaliśmy się w krystalicznie czystej wodzie, wśród świecących glonów i latarek. Spaliśmy tam najwyżej dwa razy, ale było warto. Jaskinie były naszą tajemnicą, zasłoniliśmy jedyne znane nam wejście (to przez które wpadłem i sobie rozciąłem rękę) i narysowaliśmy mapę jak dokładnie znaleźć tą małą tajemnice. Nasze magiczne jaskinie...
Rodzice wiedzieli, że po balu ja i Sanna... cóż, nie rozmawialiśmy na ten temat, sam nie byłem jeszcze gotowy, przynajmniej nie do tego spotkania, chyba potrzebowałem najpierw wyjaśnić wszystko z Sanną by ruszyć dalej i powiedzieć rodzicom. Na pewno czuli, że się coś zmieniło, a może nawet dużo. Nie oponowali gdy powiedzieli, że wychodzę na noc, dzień i wrócę może kolejnej nocy, nie dopytywali też, kazali uważać na siebie i pozwolili iść gdzie mnie nogi niosły. A niosły mnie do naszego tajnego wejścia do tajnych jaskiń, gdzie mieliśmy się spotkać z wilczycą.
Offline
Myślałam że pójdziemy do jaskiń razem ale po pół godziny czekania na Lorenzo, stwierdziłam że wampir musiał już ruszyć sam. Na pewno było już wystarczająco ciemno. Także westchnęłam ciężko i ruszyłam niezbyt wydeptanymi ścieżkami do pięknych jaskiń, skrywających podziemne jeziorko.
Byłam trochę zła że idę sama, bo musiałam stawić czoła samej sobie. Byłam dla siebie beznadziejną towarzyszką podróży. Ciągle na siebie narzekałam i za wszelką cenę nie pozwalałam sobie na przeanalizowanie tego,co powinnam powiedzieć Lorenzo o... Byciu sercem. Jak mu wyjaśnić dlaczego mu nie powiedziałam, jak wytłumaczyć, że nie umiałam dopuścić tej myśli do siebie... Czułam się mega źle podczas tej małej wędrówki, dlatego bardziej zmęczona myślami niż drogą postanowiłam pobiec. Wolałam żeby bolały mnie mięśnie niż głową. Lorenzo był minimum pół godziny przede mną do jakiejś godziny, czyli najpepeniej już był na miejscu albo właśnie do niego docierał. Może i go nie dogonię ale przynajmniej skroce jego czas wyczekiwania na mnie.
Offline
Siedziałem na kamieniu, oparty o inny kamień i patrzyłem w niebo. Źle się umówiliśmy? Wystawiła mnie? Coś jej się stało, ale o tym wiem i może właśnie teraz umiera, wykrwawia się, a ja czekam na nią i...
- O, jesteś! - odetchnąłem podnosząc się z plecakiem na barkach i uśmiechem na ustach. - Wybacz, byłem przekonany, że umówiliśmy się tutaj, ale zawracanie już nie miało sensu, więc uznałem, że szybko załapiesz że ruszyłem, poza tym zawsze mnie jakoś wyczuwałaś po śladach i... um... - popatrzyłem na nią niepewnie, bo sama Sanna miała jakąś nietęgą minę. Chyba naprawdę nie chciała mówić o tym wszystkim, ale wiedziała, że tego nie uniknie.
- To... odsuwamy kamień? - zapytałem, wskazując na nasz "właz" do wejścia.
Offline
Zrzuciłam w międzyczasie plecak z ramion, gdy Lorenzo mówił strasznie dużo. A gdy spytał o właz uśmiechnęłam się rozbawiona i zamiast jak to ja, próbować zażartować,to po prostu podbiegłam do niego i skoczyłam na wampira. Zaskoczony Lorenzo wyciągnął ramiona i złapał mnie bardzo mocno, lekko się kołysząc z zaskoczenia. Oplotłam nogami jego biodra, krzyżując je w kostkach na jego plecach i mocno się przyciągnęłam.
- Zawsze cię wyczuje - mruknęłam rozbawiona, podczas gdy wampir poprawiał uścisk. - Możemy zaraz odsunąć właz. Po prostu najpierw chciałam się przywitać... Tęskniłam - oznajmiłam, wplątując palce w jego włosy, drugą ręką wciąż obejmując jego szyję.
Offline
Odetchnąłem cicho, jakby z ulgą i pogłaskałem ją po plecach, ale zaraz musiałem zdjąć jedną ręką z siebie plecak i zrzucić go by ująć porządnie Sannę pod pośladkami i ją przytrzymać z cichym śmiechem.
- Jak cię zobaczyłem taką strutą to już się przestraszyłem czy zrobiłem coś złego - zaśmiałem się cicho i pozwoliłem jej zacisnąć uścisk i odetchnąć kilka razy jej zapachem. Była podekscytowana i szczerze szczęśliwa, czułem to dokładnie, a nawet bez moich zdolności bym to zauważył. - W takim razie przywitajmy się porządnie... dobry wieczór, Sanna. Mam nadzieję, że miałaś miły dzień i teraz spędzimy miłą noc kąpiąc się w jeziorze i śpiąc w śpiworach na skalnej płycie - zachichotałem.
Offline
- I wszystko nago - podsumowałam rozbawiona, trącając jego nos swoim nosem. - Dobry wieczór Lorenzo... - wymamrotałam w jego wargi, a następnie pocałowałam go,pozwalając na pogłębienie tego miłego całusa "na powitanie".
Cały tydzień myślałam tylko i wyłącznie o zlych rzeczach, o tym co będę musiała mu tłumaczyć, ale gdy już w końcu go zobaczyłam, to wszystko źle wypadło mi z głowy i miałam ochotę mówić mu, że go kocham, że chce by mnie miał, że chce powtórki naszego seksu, że chce nawet ich wiele wiele...
Lorenzo z całą pewnością zdążył już wyczuć moje podniecenie mieszane z ogromną ilością radości. Miałam tylko nadzieję,złego tym wszystkim nie przytłocze.
- Mmmm - mruknelam cicho. - To było chyba całkiem dobre powitanie... Teraz możesz mnie odstawić na ziemię i zajmiemy się jaskinia - szepnęłam.
Offline
Zachichotałem mimo wszystko i pocałowałem ją jeszcze w nosek nim puściłem i odstawiłem bezpiecznie na ziemię.
- Muszę przywyknąć, do tego całego "uwaga, biegnę na ciebie, utrzymaj równowagę" - przyznałem. - Ale dam radę przywyknąć, nie ma tragedii - zapewniłem ją rozbawiony i spojrzałem na właz. Uśmiechnąłem się jeszcze raz do wilczycy i zaraz wspólnymi siłami odsunęliśmy kamień. Następnie upewniłem się, że na dole wszystko wygląda tak jak kilka miesięcy temu i zeskoczyłem sprawnie do dziury. Mogłem użyć liny, ale lina przydawała się gdy wychodziliśmy z jaskini.
- Dobra, zrzuć plecaki i sama zejdź. Jest dość wilgotno, chyba padało ostatnio w tej części lasu, więc uważaj! - zawołałem do wilczycy na górze i ustawiłem się, gotów złapać nasze plecaki.
Offline
Sprawnie zrzuciłam mu nasze rzeczy i zaraz sama zeszłam, fukając niezadowolona na Lorenzo, że nie potrzebuje żadnej asekuracji i że zawsze dawałam sobie radę z tym zejściem. Oczywiście wypomnialam mu jego pierwsze zejście a on grzecznie się wycofał i pozwolił mi samej to zrobić.
- Dziękuję - podsumowałam krótko, rzucając mu zadziorne spojrzenie i złapałam swój plecak. Nastepnie wyprostowlaam się, biorąc głęboki oddech i rozglądając się. - Nadal tak samo ładnie. To miejsce ewidentnie przesiąka magią, jakby z tej wody, też masz takie wrażenie? - zapytałam, ruszając do przodu i włączając latarkę, która wcześniej dał mi Lorenzo. Trzeba było jeszcze kawałeczek przejść do przodu, by dotrzeć do jeziorka. - No chodź! - poganialam go.
Offline
- Idę idę - odparłem wyciągając swoją latarkę i ruszając za Sanną. - I tak, zawsze mówiłem ci, że to jakaś magia i że te świecące glony są dziwne jaskiniach i ta krystaliczna woda... no magia, zresztą wszyscy wiedzą, że całe Atlantis zostało zbudowane z czystej magii, może udało nam się znaleźć jakieś źródełko, którego nikt inny poza nami nie odkrył i teraz cieszymy się czystą magią, spędzamy tu czas i odpoczywamy, a magia aż przesiąka nasze cała - westchnąłem głęboko. - Dawno nas tu nie było, ale wyprawy tutaj są naprawdę tylko na lato... zimą bałbym się oblodzonych kamieni, a cała ta ścieżka tutaj jest bardzo trudna... - mruknąłem i szturchnąłem od razu lekko wilczyce. - I nie zaprzeczaj, oboje wiemy, że jest! Nie zgrywaj nie wiadomo kogo!
Offline
- Nie zgrywam! - odparłam oburzona, spoglądając na ukrytą w cieniu twarz Lorenzo. - W wilczej postaci bez problemu mogłabym przejść tą drogę i tu wskoczyć. To dla ciebie jest za trudna - stowrdzilam, nie dając sobie wmowoc że jest jakkolwiek inaczej. - Ale dobra, nie będziemy o tym rozprawiać - zaznaczyłam, wzdychając. - Nawet mi się nie chce. Jest gorąca noc, trochę się kleje od biegu. Mam ochotę się już wykąpać w tym magicznym źródełku i coś przekąsić. Przyniosłam trochę owoców z sądu, i świeżych warzyw do kanapek. No i poprosiłam o świeży chlebek na wieczór naszego piekarza i zgodził się więc mam ciepły chleb w plecaku. Przynajmniej taki był gdy go pakowałam - podsumowałam rozbawiona.
Offline
Zamruczałem głośno z zadowoleniem.
- Chlebek od twojego piekarza z watahy jest znakomity nawet jak przynosisz mi go wieczorem - zauważyłem z zadowoleniem, a potem znów odetchnąłem głęboko. - Ja nie mogę , już czuję chłodek... Ah, jest bosko, od razu wskakujemy do wody, a potem zajmiemy się rozkładaniem rzeczy, zgoda? - zapytałem rozbawiony, zerkając na twarz Sanny. W jej oczach lekko błyskało światło latarki, a gdy spojrzała na mnie i przyłapała na przyglądaniu, uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, nie kryjąc się z niczym jak od zawsze.
Offline
- Okej, jestem jak najbardziej za. Już chce być w wodzie... - podsumowałam i przyspieszyłam nieco kroku. Lorenzo wyrównał i po chwili już byliśmy przy magicznym jeziorze.
To miejsce za każdym razem zawierało dech w piersi. Nie zdziwilabym się, gdyby mieszkało w niej robię magiczne zwierzątko. Ciekawe, czy rybki jadły te glony i czy od nich świeciły. Cholera,chciałabym pooglądać świecące rybki!
Położyliśmy rzeczy na ziemi i zaczęliśmy zrzucać z siebie ubrania. Nic nadzwyczajnego. Tyle że za każdym razem gdy to robiliśmy, staraliśmy się nie zawieszać na tym drugim zbyt długo wzroku, żeby nie było dziwnie. Za to teraz... Wręcz bezczelnie się sobie przyglądaliśmy, obserwując każdy kolejny odsłonięty skrawek skóry.
Offline
Rozebraliśmy się niemal w równym czasie, teraz jednak wchodziliśmy do wody razem, a nie z różnych końców jeziorka, a razem, przytrzymałem dłoń Sanny by nie poślizgnęła się (był tam spory spadek) i zaraz już byliśmy po szyję w wodzie, podświetlanej przez glon obrastający dno, boki jaskini oraz trochę sufitu. Odetchnąłem głęboko, zerkając na Sannę i łapiąc ją mocno za rękę, nawet jeśli nie uważała mojej troski przy schodzeniu za potrzebnej, to i tak chciałem ją po prostu potrzymać za dłoń, czy objąć, czy cokolwiek... Um, szczególnie cokolwiek.
Zanurzyłem się na chwilę by obmyć i twarz i zaraz wynurzyłem się tuż obok wilczycy i dać jej całusa z cichym, niewinnym śmiechem zabawy.
- Jak zawsze woda jest cudowna, co nie?
Offline
- Jest mega przyjemnie... Szkoda ,e nie ma więcej takich miejsc jak to i gdzieś blizej... To miejsce na pewno ma jakieś właściwości. Jak byliśmy dzieciakami, to jakoś o tym nie myślałam,ale teraz mnie wzięło na rozmyślanie - mruknelam. Ścisnęłam jego dłoń i puściłam, pozwalając sobie na chwilkę pływania w tą i z powrotem.
Offline
Zamyśliłem się chwilę nad tą opcją, samemu po prostu bardziej kładąc się na wodzie i chwilę wpatrując w rozjaśniony sufit.
- Nie wiem, nie zastanawiałem się nigdy nad tym, czy przez to miejsce czuję się jakoś inaczej... Zresztą wiesz, jesteśmy blisko źródła rzeki, ta woda może zawierać w sobie jakieś minerały, albo inne dobre rzeczy i dzięki temu po prostu jesteśmy tacy piękni - zachichotałem, przymykając oczy i pozwalając zanurzyć się części twarzy. - Nigdy chyba nie dopłynęliśmy do samego źródła, ciekawe jak to ta wygląda... ale jest za daleko, a potem robi się już ciasno... może jako dzieci dalibyśmy radę tam przepłynąć, ale teraz to nie możliwe - mruknąłem, uśmiechając się półgębkiem. - Kto wie, może woda połączona jest z samym Zaginionym Królestwem Atlanty - powiedziałem przywołując dziecięcą legendę, którą znała każda mała istota, nieważne od rasy...
Offline
Zasmialam się mimowolnie, płynąć powoli do Lorenzo.
- Ta, jasne - mruknęłam rozbawiona. - To by było niemożliwe. Wątpię, serio - mruknęłam. - Choć całkiem zabawna myśl... Serio szkoda, ser nie damy rady tego sprawdzić,przynajmniej nie sami,a nie chce nikomu innemu mówić o tym miejscu, nie mam ochoty się dzielić jego pięknem z nikim innym - podsumowałam, podpływając bliżej płycizny i przysoadlam na kamieniu, tak że woda sięgała mi teraz do piersi. Zawiesiłam nogi ze spadku i przyglądałam się wampirowi.
Offline
Zamruczałem, przytakując jej.
- Prawda... Choć może kiedyś... Chociaż nie, chcę by to zostało dla nas i tylko dla nas. Podoba mi się wizja, że tylko my na całej Atlancie wiemy że istnieje taka jaskinia ze świecącymi glonami - westchnąłem cicho i gdy otworzyłem oczy szybko zlokalizowałem Sannę i podpłynąłem bliżej, do wilczycy. Uśmiechnąłem się, opierając się o jej kolano. - Widocznie to gdzie znajduje się źródło na zawsze pozostanie tajemnicą - uznałem, patrząc na nią z dołu, z uśmiechem, przyglądając się jej piersiom, szyi, ramionom i twarzy...
Offline
- To akurat całkiem słodka tajemnica... Działa mocno na wyobraźnię. Możemy sobie powymyślać rozwiązania na nią - mruknelam cicho, bo głośniej nie musiałam. - Chodź tu - poprosiłam, wskazując na miejsce obok mnie. Lorenzo kiwnął głową i zaraz siedział obok,a ja przysunelam się bliżej by go pocałować. - Może magią tego miejscapolega tylko i wyłącznie na tym, że ono jest w pełni nasze i prawie że nie do znalezienia? Tylko ktoś, kto byłby na tyle głupi by włazić w jaskinie by tu trafił. - Zasmialam się. - A dodatkowo zabezpieczamy ją więc... Raczej zostanie tylko nasza...
Offline
- To miejsce jest zupełnie nasze, dbamy o nie i pilnujemy, moglibyśmy się tu podpisać - zaśmiałem się cicho, obejmując ją w tali gdy tak siedzieliśmy tuż obok siebie i wpatrywaliśmy się na podświetloną taflę jeziora. Uśmiechnąłem się czule, patrząc na wodę, słuchając cichych plusków i naszych oddechów. Było naprawdę błogo, przyjemnie, a wszystko poza jaskinią nie miało już znaczenia, tylko my tutaj. My, nasze pragnienia, pożądanie i problemy oraz gorzka prawda, zamknięte w magicznej jaskini.
- Chcesz jeszcze popływać, czy... usiąść już na brzegu? - zapytałem miękko, wiedząc, że czasem lepiej zerwać plaster... ciekawe, czy to był temat plaster, czy jednak temat-blizna, który potrzebuje czasu...
Offline