Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Chce oglądać te cudy tylko z tobą - mruknelam, w myślach dodając, że i tak największy cud mam już tuż obok siebie. - Czuje się nieco pewniej po balu... Choć nadal czuję się dziwnie z tym, że świat jest taki ogromny. Bo niby widziałam mapy, czytałam książki... Przeglądałam atlasy. Ale to mi się nie przekładało. Te małe punkciki. - Pokrecilam nosem. - Z chęcią wyruszę z tobą w każdą daleką podróż jaka mi zaproponujesz. Może... Sama zacznę ci też jakieś potem proponować? - Zachichotałam.
Offline
- Co tylko ci do główki przyjdzie to postaramy się wprowadzić w życie - zaśmiałem się szczerze, nachylając się do niej nieco głębiej i całując czule w usta. Potem odsunąłem się kawałek by dostać się do swojego plecaka i na wzmocnienie sięgnąłem po swoją butelkę krwi, upijając z niej kilka łyków zamyślony gdy pilem zerknąłem znów na Sanne.
- Ale... Jestem ciekaw czy myślałaś nad tym co z nami teraz - przyznałem szczerze. - No wiesz, jestem twoim sercem, akceptuje to, ciebie boli jak się oddałam i nawet jeśli będziemy się widywać częściej, dwa razy w tygodniu, to... Masz jakiś plan? - zapytałem niepewnie.
Offline
- Moim planem jesteś ty - odparłam jakby to było oczywiste. W sumie było. Bo nie wiem co miałabym mu odpowiedzieć.
Nie czułam potrzeby budować leżą, na pewno nie myślałam o dzieciach (chyba faktycznie przejęłam nieco upodobań Lorenzo, albo przez to że był moim sercem, albo przez to,że tak duzo czasu ze sobą spędzaliśmy, mniejsza o to). Na razie sama perspektywa tego, że będzie częściej przy mnie była miła.
- Nie wiem do końca, jakiej odpowiedzi oczekujesz i o jakim czasie mówisz... Na pewno chciałabym osiągnąć ten moment, gdzie budzę się obok ciebie w łóżku i nie jestem tym zaskoczona ani nadmiernie szczęśliwa. Tylko... Że to po prostu pewne, normalne, jak oddychanie. Ja biorę głęboki oddech, a ty leżysz obok, i już.
Offline
- To całkiem dobra odpowiedź - przyznałem szczerze i wziąłem jeszcze jeden łyczek krwi. - Chcę wiedzieć co myślałaś przy mnie przez ten cały czas, szczerze mówiąc. Czy twoja wyobraźnia płynęła swobodnie, czy jednak wszystko było zbyt ciężkie by to sobie wyobrażać... Po prostu muszę zrozumieć trochę co ci tam w główce siedzi - przyznałem rozbawiony, przyglądając się jej czule.
Offline
- Sama to dopiero odkrywam - przyznałam, uśmiechając się krzywo do wampira. - Żeby... - Nie czuć bólu. - Jak najmniej czuć ten cały dyskomfort towyrxucalam z głowy tamte myśli i zapędy. Nie chcę żebyś czuł się teraz z tym źle! Po prostu odpowiadam na twoje pytanie - zaznaczyłam, nie chciał słuchać tego, jak się zadręcza. - Już ci mówiłam, to była moja świadoma, zkazdym rokiem coraz bardziej świadoma decyzja. I gdybym mogła cofnąć czas i coś zmienić to bym nie zmieniła - powiedziałam twardo. - Po prostu... - Złapałam głębszy oddech po poprzedniej gadanie. - Nie rozwijały się we mnie te instynkty. Dopiero teraz otwierają się przede mną jakieś nowe drogi. Mówiłam ci już,dla mnie tez to wszytko jest zupełnie nowe...
Offline
Skrzywiłem się lekko, ale pokiwałem głową.
- Blokowałaś to wszystko w głowie, miałaś coraz większy i większy mętlik, aż na balu pękłaś. Oboje pękliśmy bo sam dostałem jakiegoś ataku jak tylko zobaczyłem że tamten wampir... No nieważne - westchnąłem cicho. - Czyli.. Teraz otworzysz się na te instynkty? No wiesz, pozwolisz sobie marzyć, albo wyobrażać różne rzeczy, myśleć i się zachowywać ciut inaczej? Wiedząc że nie mam nic przeciwko?
Offline
Popatrzyłam na niego zaintrygowana. Co on tam w głowie miał... Trybiki kręciły się niezwykle szybko. Niemal słyszałam to, jak Lorenzo za wszelką cenę chce pojąć, co dzieje się w mojej głowie. I pomimo że to on był wampirem posiadającym perswazje, to teraz ja zdecydowanie lepiej czytałam z niego niż on ze mnie.
- Lorenzo... - szepnęłam miękko, uśmiechając się do niego.przeciagnelam dłonią po jego ręku, od ramienia po nadgarstek, zaciskając na nim łagodnie palce. - Nie wiem,czy zacznę się zachowywać inaczej. Może tak? Może mi trochę odbije i będziesz musiał sprowadzić mnie na ziemię... A może zostanę zupełnie taka sama, może przejdę tj bez zmian, bo przecież już dużo z tobą przebywam. Na razie myślami jestem bardzo... Pobudzona - mruknelam,zagryzajac lekko wargę. - A tam to z całą resztą u mnie w porządku - zapewniłam, przyglądając mu się. - Boisz się,że się zmienię?
Offline
- Boję się że znów coś przegapię, nie zauważę.. - przyznałem niechętnie i schowałem butelkę krwi wycierając wierzchem dłoni usta. - Chcę po prostu się przygotować, wiedzieć... Za wczasu czego się będę spodziewać, jak zaragujesz kiedy w końcu będziesz mogła być ze mną w pełni szczera - uśmiechnąłem się lekko spoglądając na wilczycę. - Chcę się postarać i być dobrym sercem, ale chcę tylko gwarantować dobrego seksu, chce być nadal twoją podporą i przyjacielem, okej?
Offline
- Jesteś tymi obiema rzeczami - zapewniłam go. - Jesteś moim przyjacielem, największym wsparciem, powiernikiem, moim doradcą i bezpieczeństwem, domem... W byciu sercem chyba o to chodzi... A nawet jeśli nie, to niech się wszyscy odczepią ode mnie z ich głupimi zasadami. Ja ustalam swoje. - Pogladzilam go po policzku, uśmiechając się cały czas. - A ja postaram się być szczera... Po prostu ciężko mi mówić ci o czymś, co... Może cię ranić. Już nie wiem, czy to przez to, że jesteś moim sercem czy po prostu przez to, że dobrze cię znam i... I po prostu wiem, że jesteś wrażliwy.
Offline
Parsknąłem śmiechem kręcąc głową, ale zaraz przysuwając się do Sanny by wtulić twarz w jej dłoń, którą otulała mój policzek. Uśmiechnąłem się niby z rozbawieniem, ale takim bardziej... Krzywym, ironicznym.
- Wiem, jestem beksa, ale ta beksa to twoja miłość i chce wiedzieć co siedzi ci w głowie. Długo się znamy, czasami wiem co ci tam siedzi, ale jednak chce byś mówiła o tym głośno. Choćby nie wiem co, to jasne? - upewniłem się, a choć wtulony w jej dłoń, to spoglądając na nią bacznie.
Offline
Popatrzyłam na niego przez dłuższą chwilę trawiąc jego słowa. Prośbę... Hm, choć może to nie była do końca prośba, to brzmiało bardziej jak nakaz. Nic dziwnego, też pewnie na jego miejscu bym samej sobie kazała mówić prawdę i tylko prawdę.
Westchnęłam cicho,jednak patrząc na Lorenzo na mojej twarzy rozkwitł mimowolnie uśmiech.
- Wiesz że wyglądasz teraz naprawdę mało poważnie, jak na tak poważny ton i spojrzenie? - zapytałam go w końcu, po krotkiej chwili milczenia.
Offline
- Nie wiem czy kiedykolwiek będę umiał wyglądać "poważnie" kiedykolwiek, zawsze jestem słodkim i uroczym rudym wampirkiem - zaśmiałem się cicho. - Ale może dobrze, to mój atut, element zaskoczenia - zaśmiałem się cicho. - Poza tym już przestaje mówić tak poważnie - zapewniłem ją. - Chciałem zapytać szczerze mówiąc. Czy pokazałaś zdjęcia z balu rodzinę. Coś mówili? O mnie, albo w ogóle?
Offline
- Ah, no tak,miałam ci opowiedzieć...! Wybacz... Wyleciało mi to kompletnie z głowy - wyjaśniłam, odsuwając dłoń i siadając po turecku. Splatalam swoje dłonie w koszyczek. - Cóż, Paula się zakochała w sukience. Naprawdę. Przez cały tydzień gadaliśmy o balu, o tańcach... Opowiadałam jej o wszystkim a ona ciągle pytała o więcej. Nigdy, przez całe moje życie, nie pamiętam byśmy tyle czasu spędziły razem. Libby okazała się być mniej zainteresowana. Mówiła że masz śmieszne rude włosy. No i w sumie miała rację, masz zabawne,czerwone loczki - zauważyłam, wzruszając ramionami. Bert jest teraz trochę zajęty... Ale też ze mną rozmawiał. Cieszy się, że przez ostatnie lata mnie krył, żebym mogła do ciebie chodzić, serio. Oddałam mu jedno nasze wspólne zdjęcie - wyjaśniłam. - Paula i Libby też dostały po jednym... A ja przyniosłam ci resztę. Znaczy, wybrałam do albumu cztery, sala, Rin'owoe, my dwoje leżący w łóżku... Hm, i jeszcze zespół z tymi pięknymi instrumentami. Swoją drogą... - sięgnęłam po swój plecak i wyciągnęłam w międzyczasie plik zdjęć które mi zostały - ...przyniosłam coś jeszcze. Album - mruknelam, wyciągając go z plecaka.
Miał drewnianą okładkę na której Libby namalowała mi nocne niebo. Wyszło jej całkiem fajnie jak na tamten okres. Mimo że było w niej trochę niedoskonałości, uwielbiałam go. - Chciałam ci pokazać ile drzwi mi otworzyłeś przez ostatnie lata... - szepnęłam, otwierając album.
Niektóre zdjęcia, szczególnie te pierwsze, były trochę zniszczone. Ponieważ zawsze gdy je dostawałem, nie umiałam się z nim rozstać aż do momentu, gdy dostawałam kolejne. Potem zaczęłam bardziej o nie dbać, dlatego im dalej, tym mniej zagnieceń, czy wytarć.
Offline
Z uśmiechem otworzyłem album, oglądając swoje bale od początku, od pierwszych wyjść, od niezdarnych albo poruszonych zdjęć. Pokazałem jakieś zdjęcie które było poruszone, albo niewyraźne... Z rozbawieniem oglądałem wszystkie po kolei, do niektórych Sanna dopisała datę, czasem rozpoznałem miejsce, czasem nawet umiałem powiedzieć co to był za bal, albo z kim byłem na zdjęciu. Przewracałem tak kolejne strony i kolejne, aż zdałem sobie sprawę jak wiele tych stron było i jak wiele zdjęć udało mi się pokazać Sannie jak wiele ona ich miała. Z uśmiechem spojrzałem na Sannę.
- Nawet sobie nie zdawałem sprawy... no wiesz, że aż tyle ich jest - przyznałem szczerze i uśmiechnąłem się delikatnie wróciłem wzrokiem do zdjąć. - Nawet nie pamiętam niektórych bali, hah... to... wow - mruknąłem, przerzucając kolejne strony. - Chciałabyś... chciałabyś teraz chodzić ze mną na bale? - zapytałem niepewnie unosząc wzrok. - Nie tylko wyglądać przez okno dzięki zdjęciom, ale naprawdę wychodzić..?
Offline
Zasmialam się krótko, kiwając głową. Naprawdę zależało mi na tym by stać się częścią jego codzienności, a bale na pewno nią były. I mimo że z początku nie byłam przekonana, to teraz już je nabrałam.
- Jasne że tak. Ale musisz mnie jeszcze sporo nauczyć o balach... No wiesz, żebyśmy oboje mobili się spokojnie bawić, a nie tylko ciągle denerwować - zauważyłam, uśmiechając się spokojnie.
Offline
- Zaczynamy od tego, że teraz przychodzisz ze mną nie jako towarzyszka, a partnerka, prawdziwa. I nie tańcz z innymi wampirami, oczywiście jeśli znajdzie się jakiś wilk, czarodziej albo człowiek to zdecydowanie powinnaś się dobrze bawić - zaznaczyłem z rozbawieniem, a zaraz potem uśmiechnąłem się szeroko. - Naprawdę będziemy razem chodzić na bale... Hah... I naprawdę będziemy tańczyć tam, będę mógł cię całować i przyciągać do siebie tak blisko jak chce... Wow - westchnąłem zachwycony i uśmiechnąłem się lekko. - Zupełnie zmieni się... Dużo. I to super, bo to ty jesteś tą zmianą no i dla ciebie też tyle się zmieni.. Po prostu jakieś szaleństwo.
Offline
Pokiwalam powoli głową. Miał zupełną rację, wszystko się zmienia i to nie powoli, tylko w zawrotnym tempie. Tydzień temu nie miałam pojęcia,czy go nie stracę, a teraz siedzę obok niego i on się mnie pyta jak widzę nas, nasza przyszłość. Szaleństwo.
Nie chciałam go jeszcze pytać o to, czy będzie mu ciężko ze mną. Mną jedną. Wiele razy wspominał o swoich, eee, podbojach.
- Nauczysz mnie większej ilości tańców. I nauczę się jak nie dać się innym wampirom - szepnęłam, muskając wargami jego ucho. Odsunęłam się kawałek, oblizując wargi.
- Naprawdę siecieszysz - zauważyłam zadowolona. - Tak naprawdę naprawdę... To takie... miłe. Odprężające. Widzieć cię takiego. Wybacz, jeszcze nie zdążyłam się tym nacieszyć. I przetrawić. Że... Oboje się kochamy. Nie jak rodzeństwo, tylko jak para...
Offline
- Sam to przyjąłem jeszcze na żywca i... Rany, tak długo o tym marzyłem, a teraz wydaje się to taki szalone i dziwne i piękne zarazem - przyznałem z nutką rozbawienia. No bo faktycznie tak było, byłem tym wszystkim zarazem przerażony jak i zachwycony, nie wiem co bardziej. No cóż, może bardziej zachwycony łamane na "podniecony" bo każdy szept na ucho czy cokolwiek.. Ja... Sam nie wiem... Podniecało mnie to.
- Ale od początku tego chciałem, więc teraz jestem po prostu zachwycony...
Offline
Pewnie nigdy nie przestanę sobie wypominać, że powinnam była powiedzieć mu wcześniej, wtedy gdy zaczął chodzić na bale... Ale ja wolałam czekać w nieskończoność.
- Ty i ja chyba tworzymy całkiem zgrana drużynę... Pod... Hm, każdym względem? - zapytałam dla upewnienia się, zerkając znacząco na wampita.
Offline
Zaśmiałem się cicho i pokiwałem zaraz głową.
- Hm, całkiem niezłą drużynę tworzymy, to fakt. I nawet sobie nie wyobrażasz, jak łatwo będzie mówić wszystkim, że "nie mogę, moja wilczyca na mnie czeka" - zachichotałem. - No i... Wiesz. Od zawsze jakoś sobie radzimy, teraz też sobie poradzimy...
Offline