Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Chce tylko chwilę... - powiedziałam uparcie, uśmiechając się pod nosem. Zamknęłam oczy i dosyć szybko zasnęłam,czując cały czas dłoń Lorenzo na plecach.
Przy nim zawsze byłam taka spokojna, sen przychodził momentalnie i niemal znikąd, podczas gdy w domu często przez wiele godzin mogłam przewracać się z boku na bok i nic to nie dawało. No, może dawało dużo frustracji, i nic poza tym.
Teraz mogłam sobie spokojnie odetchnąć już... Już nawet z całkiem czystym sumieniem. Bo zdecydowanie najgorsze już powiedziałam, a Lorenzo przyjął todo wiadomości i nadal leżeliśmy obok siebie. Chyba oboje byliśmy szczęśliwi, prawda?
- Lorenzo? - szepnęłam, marszcząc brwi i unosząc głowę. Chyba musiało minąć więcej czasu niż się spodziewałam,bo wampir leżał obok mnie w troche innej pozycji i spał spokojnie. Westchnęłam cicho i przysunelam się bliżej niego. Wampir zamruczał pytajaco. - Nic, nic... Śpij - poprosiłam, odkładając pytanie "czy jesteś teraz szczęśliwy?" na później. Byłam raczej pewna, że był.
Offline
Miło było czuć jej ciepło obok siebie, a nie na drugim końcu łóżka. Uśmiechałem się niemal cały nasz odpoczynek, bo było mi błogo, bo doskonale się czułem, bo ta atmosfera bardziej niż mi odpowiadała, bo po prostu było bardziej intymnie niż na balu.. To było nasze miejsce, jaskinie które były naszą tajemnicą i nic nie mogło się z tym równać, nawet jedwabne pościele.
Po mruknięciu, i zachęceniu bym spał dalej i tak nie spałem, a przysunąłem się lekko i pocałowałem w głowę moją wilczycę, leniwym, zaspanym całusem. Po prostu bez słów, miękki całusek. Wydało mi się to warte więcej niż wszystkie słowa...
Offline
Zasmialam się pod nosem i znów zamknęłam oczy. Obudził mnie tym razem budzik Lorenzo. Przetarlam oczy, podciągając się do pozycji siedzącej i rozglądając na boki z pół uśmiechem.
- Hej, spioszku - mruknelam do Lorenzo, gdy już wyłączył budzik. - To co? Idziemy? - spytałam, na co moje serce przytaknelo.
Chwilę potem już byliśmy na zewnątrz, oddychając świeżym, nocnym powietrzem. Spokojnie spacerowaliśmy, po drodze zebraliśmy poziomki, zjadając je niemal od razu. Miły spacer mógłby trwać jeszcze trochę dłużej, ale słońce poganialo nas, byśmy się już chowali.
- Jutro w nocy możemy zebrać jagody na drogę - mruknelam, gdy schodziłam po skalę w dół. Lorenzo tym razem nie proponował pomocy, ale widziałam że cały czas bacznie mnie obserwuje i w razie czego by mnie łapał.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko i skinąłem głową.
- Jasne że możemy, ale na nic się nie przydadzą jeśli zjemy je wszystkie od razu - zaśmiałem się cicho, kiedy Sanna stanęła obok mnie bezpiecznie i już nie musiałem się przejmować co by się stało jakby się ześlizgnęła. Objąłem ją niemal od razu i powoli ruszyliśmy korytarzem do naszego obozowiska.
- Dobre są, to naprawdę muszą być jakieś nieuczęszczane rejony lasu. Ciekawe. Wasza wataha nie interesuje się poszerzaniem terytoriów? - zapytałem z ciekawością.
Offline
- Gdy braknie miejsca, to ja rozszerzamy. Oczywiście trzeba wszystko dokładnie sprawdzić, przeszukać te tereny. Nie można od tak wejsc gdzieś i powiedzieć "tą jaskinia jest nasza" - szepnęłam rozbawiona,wtulajac się wampira. - Wilki są dosyć konfliktowe do obcych. - Westchnęłam.
Offline
- Ta, to zdążyłem zauważyć - przyznałem półgębkiem. - Nie jesteście jednym ludem, a podzielonymi wioskami, której władcą jest wybrany w pojedynku najsilniejszy wilk. A między watahami dochodzi do walk, nie jesteście też chętni do opuszczania lasu i brataniu się z innymi - pokiwałem głową, streszczając wszystko co Sanna mi powiedziała przez te wszystkie lata o swojej rasie. - Jednak wasza wataha jest duża. Pewnie mierzy się z większymi problemami niż wasi przodkowie. Wyżywienie, tereny do zamieszkania, spory wewnętrzne, walki między watahami... - zamyśliłem się chwilę. - Dziwna z was rasa...
Offline
Wzruszyłam niewinnie ramionami.
- Już prawie nie walczymy. Staramy się rozmawiać... Przynajmniej odkąd moja mama jest Alfą nie walczymy. Poprzedni Alfa wolał pokazywać siłę, więc walczył. Nie szło to na dobre wilkom... - wymamrotałam, myśląc o tym, co mówili mi moi rodzice o ostatniej, naprawdę poważnej bitwie.
Offline
Pokiwałem głową ze zrozumieniem i pogłaskałem ją po ramieniu.
- Rozumiem. Wampiry ze sobą wzajemnie rzadko walczyły. Spisowanie i plotki to raczej nasza domena, ale w społeczeństwie korony wszyscy muszą być oddani najsilnejszym władcom - przyznałem szczerze i uśmiechnąłem się lekko do Sanny. - Twoja mama jest bardzo silna i umiała wprowadzić dialog do wojowniczej rasy, to mówi o niej dużo dobrego...
Offline
Pokiwalam z wolna głową.
- No tak... Naprawdę dobrze sobie radzi z władzą. Jako matka i żona bywa koszmarna. Ale jako Alfa i wojownik jest nie do zastąpienia i niemal nie do pokonania. Dawno żaden Alfą nie władał aż tak długo co ona. Teraz coraz częściej już ją wyzywają na pojedynki,ale tatą mówił,że przez pierwsze kilka lat nikt się nie odważył. - Zasmialam się pod nosem. - Spory spiskują,a wilki od razu wprost mówią "słuchaj,ja chcę twojej władzy, więc walczmy o nią". Nie ma u nas przewrotów, nikt nie musi spiskować. Każdy może sięgnąć po władzę. - Wzruszyłam ramionami.
Offline
- Kiedyś, gdy władał nami Król, wielu próbowało obalić władców, ale królowie... To były najpotężniejsze wampiry, cały ród Harlandów był skazany na wielką moc, nieważne jak wiele sposków w kraju było, ród królewski z nadania bogini Atlanty przewodził naszej rasie. Oczywiście teraz... Hm teraz to już tak nie działa, wampiry nie mają władcy - westchnąłem cicho. - Twoja mama... Nie jest dobrą mamą? - uniosłem lekko brew. - Zawsze dużo mówisz o tacie, masz jakiś zatarg z matką?
Offline
- Nie jest też złą mamą - zaznaczyłam,wzdychając. - Mam z nią odwieczny zatarg na poziomie uparta matka i uparta córka. Różnie się mocno od Pauli i Libby. Ją chyba uwiera to, że jestem do niej podobna, przynajmniej tak mówi mój tata, ale ja nie widzę podobieństw w aż tak dużym stopniu - dodałam, zerkając na Lorenzo. - Ale twojej mamie nie prxeszkadza, że jesteś taki do niej podobny. Popaprane moim zdaniem. W sensie ta teza z podobieństwem - wyjaśniłam,parskają śmiechem.
Offline
- Ja jestem podobny do mamy z wyglądu, ale mam dużo z ojca, może nie wierne 50/50, ale nie jestem niczyją kopią. A jeśli twój tata uważa, że jesteś podobna do mamy... Hah, wiesz, podobno najgorzej rozmawia się z własnym lustrem, może masz w sobie z niej wiele rzeczy które widzi też u siebie - wzruszyłem ramionami. - Cała relacja w rodzinach w naszych rasach jest zupełnie inna, pamiętaj o tym. Nim narodziłem się ją, czy Ophelia, tata panicznie bał się ojcostwa, a teraz wiem że skrycie uwielbia być tatusiem - zaśmiałem się cicho. - A wilki? Twoi rodzice od zawsze chcieli was mieć i na pewno są lepsi w rodzicielstwie niż wampiry kiedykolwiek będą...
Offline
- Tak, pewnie tak. Ale lubię sobie na nich ponarzekać - stwierdziłam, siadając na kocu rozbawiona. Zerknelam w stronę wody, która dawała słabe światło w całej jaskini. - Podoba mi się to, że moje miejsce jest jednak gdzieś indziej. Nie tam, w lesie - mruknelam nie patrząc na mojego wampira. - Czuje się dzięki temu jakoś tak... Swobodniej? Nawet nie wiem jak to nazwać. I zastanawiam się, czy wszyscy, którzy zostają tam na salę nie czują się uwiązani i zamknięci. Pytałam o to rodziców ale oni zaprzeczają - wyjaśniłam szybko,zerkając na Lorenzo. - Ale ja jakoś im nie wierzę...
Offline
- Może to też związane ze mną? W sensie jestem twoim sercem, ale moje miejsce nie jest w lesie, a poza nim, w dworkach i rezydencjach jak mój dom - zauważyłem, nadal obejmując Sannę nawet gdy usiedliśmy. - Może dlatego też chciałaś tak je widzieć, zdjęcia tak cię ciekawiły... Serce chyba mocno wpływa na wilkołaki, ja sam nie wiem po prostu tak przypuszczam i gdybam... Moje życie nie jest w lesie, więc może i dlatego czujesz się tak zamknięta sama będąc w lesie.
Offline
- Tak, Lorenzo, dokładnie tak jest. - Roześmiałam się radośnie, przyklaskując mu, że sam do tego doszedł. - Brawo - podsumowałam,dając mu buziaka w policzek. - Osobiście doszłam do tego lata temu, ale cieszę się że i ty to rozumiem. Także... Jak sam zauważyłeś. Moje miejsce jest przy tobie, a twoim miejscem nie jest las. Więc... Prawie nic mnie tam nie trzyma. Za to ty przyciągasz mnie z całych sił - zaznaczyłam, przyglądając mu się. - Lubię tamto miejsce, urodziłam się tam, tam się wychowałam i dokonałam wielu różnych rzeczy, sukcesy i porażki... Ale chcę żyć tobą i obok ciebie.
Offline
Pokiwałem głową z uśmiechem i zaraz zaśmiałem się cicho.
- Obok mnie mówisz? Rany... A potrzeba budowania leża? Nadal czujesz że chcesz je zbudować, prawda? Czy jak to działa, skoro jestem jaki jestem, a nie innym wilkiem to chyba działa to jednak trochę inaczej, prawda? - zapytałem z ciekawością w głosie. Bo to było ciekawe jak naprawdę reaguje na mnie.
Offline
Zmarszczyłam mocno brwi, spoglądając przed siebie.
- Chyba faktycznie nie czuje potrzeby budowania leżą - mruknelam rozbawiona, po chwili zastanowienia się. - Zbudowałam już nasze bazy, to w zupełności zaspokoiło moje potrzeby "uwicia wspólnego gniazdka" - dodałam żartobliwie, wywrocajac oczami. - Nie jesteś jak inne wilcze serca... Skoro ty jesteś inny to i ja jestem inna - podsumowałam z miękkim uśmiechem.
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze z ulgą i pokiwałem głową, pocałowałem wilczycę w głowę.
- Wiesz, bałem się że będę cię ograniczał przez to, że mam... Hm mam dom, mieszkam z rodzicami w dworku przy lesie, nie wiem jak długo jeszcze będę tam mieszkał... - przyznałem chcąc być absolutnie szczery. - Może... Może kiedyś dobudujemy jeszcze drugie skrzydło do dworku, by nadal mieszkać blisko lasu i naszych rodzin - zaśmiałem się cicho, wybiegając w przyszłość.
Offline
Popatrzyłam na niego łagodnie. Naprawdę myślał o takich rzeczach...? Oh,kochany. Choć nie wiedział, że dla mnie on jest kompletną wolnością. JESZCZE nie rozumiał. Ale byłam pewna, że niedługo to pojmie i też poczuje się tak wolny jak ja.
- Albo zamieszkamy tam gdzie nas nogi poniosą Lorenzo - szepnęłam głosem przepełnionym pasją i radością. - Gdzie będziemy czuć się dobrze, wolni, bezpieczni... Dom nie jest budynkiem, budynek chroni dom, który tworzą istoty w nim mieszkające - ciągnęłam dalej tym samym tonem.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko i pokiwałem głową na jej słowa.
- Tak, zamieszkamy tam gdzie nas nogi poniosą. Zawsze ci mówiłem, że podróżowanie jest fajne, a ty siedziałaś w lesie... Gdy tylko będę mógł zabiorę cię na wielką podróż po wyspie... Oh obowiązkowo pokażę ci stolicę czarodziei, rozświetlone od neonów miasta mieszane... - uśmiechnąłem się lekko. - Albo północne śnieżne lasy, albo południowe klify nad oceanem. Setki pięknych miejsc Sanna i wszystkie ci pokażę - zaśmiałem się cicho. - Poza tym i tak miałem ograniczone możliwości podróżowania sam, przez bale, przez obietnice spotkania w soboty... Oboje musimy jeszcze wiele cudów tego świata zobaczyć - uznałem.
Offline