Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Fakt, wilki są dosyć dziwne... Wszystkie istoty kierują się intuicją i przeczuciem. Zakochujesz się i nie wiesz że to właśnie ten proces dopóki naprawdę to w ciebie nie uderzy... - Zmrużyłam lekko oczy, starając się sobie dokładnie przypomnieć jak to odkrywałam przy Caiu. Momentami to wydawało się być dziwne, bo pamiętałam głównie to, ze mnie pociągał ale i że się go bałam, a potem nagle wszystko wskoczyło na inne tory i zaczęłam siedzieć mu na kolankach w szklarni i karmić naleśnikami... - A wilki ni z tego ni z owego po prostu to wiedzą. - Westchnęłam, zerkając na syna. - Nie możesz czuć się winny. Nie powinieneś. Ona jest dorosła i podejmuje takie a nie inne decyzję. Niczego jej nie utrudniasz. A ja z twoim ojcem staramy się ułatwić wam wasze relacje... Chyba nic więcej nie da się na razie zrobić? Masz jakiś pomysł...? - spytałam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Pokręciłem głową z cichym westchnieniem.
- Nie bardzo da się to jeszcze bardziej ułatwić, już i tak jesteście kochani, że pozwalacie mi na wszystko, nawet nie wahaliście się gdy zapytałem, czy może tu przychodzić sama, po prostu wchodzić z kluczem... - parsknąłem śmiechem. - Naprawdę pomagacie już najlepiej jak umiecie i to jest piękne - przyznałem szczerze i z czułym uśmiechem. - Cieszę się że tak poważnie potraktowaliście nas... To dla mnie ważne.
Offline
Ścisnęłam jego dłoń w swoich dłoniach.
- Bardzo bym chciała żeby ktoś pomagał mi w takim momencie. I za wszelką cenę nie chciałabym, abyś ty czuł się tak paskudnie - szepnęłam, nie przestając pocierał kciukiem wierzchu jego dłoni. - Dlatego spokojnie pracuje nad twoim ojcem i przypominam mu o naszych wzlotach i upadkach. I patrz jak się ładnie łamie - mruknelam żartem i westchnęłam ciężko. - Ale widzisz? - ciągnęłam jednak dalej. - Zrobiłeś wszystko co tylko mogłeś. - Sięgnęłam do jego twarzy. - Nie zadręczam się, synu - poprosiłam i podniosłam się z miejsca skocznie, ciągnąć Lorenzo za nadgarstek. - Choć, weźmiemy twoja siostrę, kolorowe lampki i głośnik i pójdziemy zrobić sobie małą dyskotekę w szklarni, żeby podenerwowany twojego ojca - powiedziałam zachęcająco, poruszając zabawnie brwiami.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Zaśmiałem się szczerze i pokręciłem głową rozbawiony.
- Nie chciałaś zostać z ojcem sam na sam? Ja się pobawię z Ophelią, pewnie ona też ma dużo energii, na pewno się chętnie pobawi z kimś - zaproponowałem, patrząc na mamę znacząco. - Widziałem jak cię nosiło gdy wchodziłaś - dodałem wskazując na jej nogę która nadal chodziła.
Offline
Prychnęłam pokazując swoje oburzenie, jak to ja i dalej ciągnąć go za ramię znacząco. Uh,co się stało z moim małym chłopcem?!
- Twój ojciec wybrał kwiatki zamiast mnie, więc nie będzie miał ani jednego, ani drugiego - oznajmiłam rozbawiona. - Chce się pobawić z moimi dziećmi. No chodź, nie daj się prosić, jesteś moim ulubionym tancerzem! Tata będzie tańczyć ze swoją księżniczką. Nie daj się prosić matce tak długo...
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Zaśmiałem się szczerze i z szerokim uśmiechem podniosłem się za mamą kanapy, zostawiając za sobą cokolwiek nie czytałem. Z rozbawieniem faktycznie poszedłem po małą siostrzyczkę, która na moje słowa o zabawie i tańcach od razu jeszcze bardziej się ożywiła i z radością wstała na nogi, a ja złapałem ją w ramiona. Potem poszedłem do szklarni gdzie już mama skradała się z kolorowymi lampkami i głośnikiem, gdzie widać było że tata pracował. Z rozbawieniem wpadliśmy, gasząc mu światła i włączając głośnik, zaraz tańcząc sami sobie, tata dostał do rąk z Nienacka małą Ophelie a ja zaraz zacząłem tańczyć z mamą i nie słuchaliśmy żadnych słów sprzeciwu taty, a bawiliśmy się w najlepsze w świetle lampek i pełni bijącej przez szyby.
Offline
Paskudna, paskudna, paskudna pełnią. Dobrze że siedziałam w szpitalu to od razu jak zaczęło mi od waląc to dali mi wilcze ziele i położyli żebym sobie kwiczała cicho, a nie się rzucała na wszystkie strony. I zaczęło się już grubo dwa dni wcześniej.
I tym sposobem przeleżałam cztery doby w szpitalu. I pomimo że tata negował moje wstawanie to wyszłam oknem ze szpitala w środku dnia. Nie uznałam to za nic złego, wszyscy wiedzieli gdzie szłam, więc nikt nie powinien się martwić. Po drodze jednak zrozumiałam, dlaczego miałam jeszcze leżeć. Ziele działało, byłam ogłuszona mocno ale na szczęście się nie zgubiłam.
Najciężej jak umiałam weszłam do domu, zamykając za sobą na klucz. Zostawiłam swój komplet w drzwiach i poszłam dalej, przemknelam po schodach i weszłam zamordowana do pokoju mojego serca. Po drodze do łóżka zrzucając z siebie ubrania i w bieliźnie kładąc się obok Lorenzo. Byłam wyczerpana, zapewne nadal blada. Byłam na pewno koszmarnie niewyspana i miałam ochotę spać w nieskończoność, a teraz w końcu mogłam... Sen, słodki sen tuż obok niego...
Offline
Nie obudziłem się za dnia, ale czułem że przyszła, że dołączyła do mnie i wtuliła się w moja pierś niemal bezwiednie. Spaliśmy mocnym snem, oboje, miałem na tyle przytomności by ją otulić ramionami, ale zaraz potem znów przepadałem w sen.
Dopiero późnym wieczorem zamruczałem, a Sanna ruszyła w moich ramionach. Uśmiechnąłem się z czułością do mojej wilczycy.
- Dobry wieczór piękna... Wszystko w porządku...? - zapytałem zaspanym, zachrypniętym głosem.
Offline
Jęknęłam cicho, naciągając kołdrę na twarz. Głową mnie bolała i zdecydowanie nie chciałam jeszcze się podnosić.
- Tak... prawie tak... - wydusiłam zachrypniętym, trochę za słabym głosem, by móc uwierzyć w moje słowa. Westchnęłam cicho, zagrzebują się pod kołdrę w całości i zsuwając nieco w jego piersi, by się schować przed jego wzrokiem. - Albo trochę gorzej... Chce jeszcze poleżeć - powiedziałam niewyraźnie spod kołdry.
Offline
- Okej możemy jeszczee poleżeć - mruknąłem, otulając ją pod kołdrą. - Ale jak pozwolisz mi na chwilę wstać to mam leki przeciwbólowe od magów z miasta, może Ci pomogą? - zamruczałem głęboko, głaszcząc ją po skórze, ciesząc się że była tak czuła, że tak bardzo ufała mi i chowała się wee mnie żeby schować się przed światem.
Offline
Wzięłam głęboki oddech, chciałam by mój głos był mniej drżący i nieco mocniejszy i chyba się udało:
- Dostałam zastrzyk - powiedziałam. - Wybacz... Nie chciałam już tam leżeć, ale nie wiem czy dam radę coś zrobić tutaj. Ale nie przejmuj się mną, przytulę twoja poduszkę u jeszcze chwilkę pośpie - tłumaczyłam się, obracając się plecami do Lorenzo i wychylając głowę nad kołdrę. - Poleżę... jeszcze tylko chwilkę...
Offline
Westchnąłem cicho i otuliłem Sanne na łyżeczkę, przyciągając jej plecy do swojego torsu.
- Dostałaś zastrzyk, ale zamiast leżeć spokojnie w szpitalu, przyszłaś do mnie? Muszę od razu zaznaczyć że to było bardzo nie rozsądne - westchnąłem cicho. - Twój tata pewnie będzie niepocieszony, choć przyszłaś do mnie to zrozumie... - przyznałem na koniec i pocałowałem ją w kark. - Poleżę chwilę z tobą a potem wstanę i przyniosę nam coś do picia z dołu - uznałem miękko, wtulając się w jej szyję.
Offline
Zamruczałam cicho.
- Ale jaka ja bym była niepocieszona, gdybym musiała kolejną noc i dzień przeleżeć w szpitalu w watasze. Tak bardzo tego nie chciałam... - jęknęłam, zamykając oczy. - Nie złość się na mnie - poprosiłam cichutko. - Nie złość się... Możesz robić co chcesz,załatwić swoje sprawy. Poleżę tutaj sama. Wszędzie jest twój zapach. No i szybko wrócisz... - mówiłam coraz bardziej bełkotliwie. - Przytul mnie mocno teraz, jeszcze tylko chwilę - wymruczałam śmiejąc się pod nosem.
Offline
Brzmiała jak na haju, jakby naprawdę coś mocnego jej tata podał z nadzieją że to jej ulczy w bólu. Huh, cud że nic złego jej się nie przytrafiło jak szła tutaj do mnie.
- Nie jestem zły, poleżę tu z tobą trochę... Nie mam dziś nic pilnego do załatwienia... Będę z tobą, nie martw się, będę tuż tuż obok cię przytulał aż zrobi ci się lepiej i lżej - powiedziałem miękko, znów całując ją w kark, delikatnie, czule by poczuła moją troskę i miłość.
Offline
- Jesteś kochany - szepnęłam zmęczona i chyba zaraz potem odpłynęłam. Miałam wrażenie, że chyba coś jeszcze mówię, ale już niezbyt byłam świadoma co. Słowa same składały się w zdania i było to totalnie poza moja kontrolą, a kiedy myślałam, że w końcu zaczynam rozumieć co się do mnie mówi to wszystko zgasło. Plusem było to, że zapachy nie zniknęły, nie zniknęło też ciepło ciała Lorenzo... Jakby wszystkie moje nerwy skupiły się na tym, by zapamiętać go i nie dopuściły do siebie myśli, że go nie ma...
Offline
Była zupełnie bezwładna już po kilku chwilach, a jej oddech uspokoił się niezwykle, jakby całe ciało wiedziało że jest bezpieczne, że może opuścić gardy, że może odpłynąć bez względu na wszytsko. Odetchnąłem kilka razy, nawet sam przymknąłem powieki raz czy dwa. Ostatee żnie jednak raz wysunąłem ramiona, a potem zszedłem w szlafroku na dół po herbatę, wyjaśniając od razu, że Sanna czuję się bardzo źle po pełni i dziś raczej nie da rady zejść. Najbardziej zasmucona okazała się Ophelia, ale powiedziała swoją dziecinną prostotą: "czy może jej pomóc". Zauroczony tym pocałowałem ją w głowę i uznałem że powiem jej szczerze, że najbardziej pomoże jej teraz sen i odpoczynek.
Wróciłem do pokoju zamykając za sobą drzwi, odstawiłem nasze herbaty, a następnie wróciłem do łóżka by znów otulić wilczycę i towarzyszyć jej w leczniczym śnie.
Offline
Kiedy się ocknęłam, wiedziałam gdzie jestem ale przez dłuższą chwilę nie miałam pojęcia jak się tu znalazłam. Byłam bardzo skołowana, ale przynajmniej już prawie nic mnie nie bolało. Pozostała jedynie dezorientacja, bo silnym zastrzyku i lekki ból głowy.
Obróciłam się gwałtownie na łóżku, spoglądając szeroko otwartymi oczami na Lorenzo. On popatrzył na mnie. Siedział na łóżku tuż obok mnie i szybko dostrzegłam, że musiał czytać książkę.
- Bardzo długo spałam? - zapytałam najpierw, pocierając skroń. Chciało mi się pić, miałam suche gardło i wargi.
Offline
- Cóż, już jest po północy... - przyznałem, kiwając głową z namysłem i odłożyłem książkę na bok i skupiając się na Sannie która przecierała skroń. - Hej, na szafce masz sok. Czekała wczensiej herbata, ale wsytygła więc przyniosłem Ci świeżego soku, może to cię podniesie trochę bardziej - uznałem z lekkim uśmiechem, skupiając się na wybudzającej się powoli wilczycy, jakby zwierzaczek po śnie zimiowym właśnie wychodził ze swojej jamy.
Offline
Z cichym westchnieniem usiadłam postów na łóżku,spoglądając w bok i sięgając z chęcią po sok. Trochę cukru na pewno podniesie mnie na nogi i o rany... Potrzebowałam zwilżyć sobie gardło. Duszkiem wypiłam całą szklanke i odstawiłam na na bok. Uśmiechnęłam się blogo do Lorenzo, przysuwając się blisko niego i układając policzek na jego ramieniu.
Przez chwilę milczałam, układając sobie w głowie wszystko co pamiętałam.
- Przepraszam... Nie wiem co we mnie wstąpiło. Powinnam przyjść dopiero juro - szepnęłam, znów zamykając oczy. - Zmarnowałam tylko naszą wspólną noc...
Offline
- Mam nadzieję że wyspałaś się przynajmniej i wrócisz spokojnie do domu już z większymi siłami. Wiem że spanie przy mnie, z moim zapachem bardzo Ci pomaga więc... Hej, może po prostu dam ci swoją poduszkę, byś mogła się przytulać do niej nocą i mieć tą odrobinę zapachu? - zaproponowałem miękko, zakładając ramię na jej ramię i przysuwając się do Sanny. - Po prostu mam nadzieję że lepiej się już czujesz...
Offline