Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Wywróciłam oczami udając lekko znudzoną.
- Lorenzo, błagam cię, ty wyglądasz we wszystkim i zawsze dobrze - zauważyłam dosyć stanowczo. Robiłam jednak krok w tył, by lepiej się mu przyjrzeć, uśmiechając się przy tym mimowolnie. - Jesteś po prostu bardzo przystojnym mężczyzną. Atrakcyjność i inteligencja nie często ida ze sobą w parze tak dobrze jak u ciebie - dodałam,zagryzajac lekko wargę. Wróciłam znów bliżej i dotknelam garnituru. Był wykonany z naprawdę przyjemnego materiału. Z całą pewnością był kosztowną sprawą.
Offline
Zaśmiałem się cicho, ale dopiero kiedy Sanna dotknęła wszystkiego i przyjrzała się dokładnie, odwiesiłem garnitur na swoje miejsce na szarym końcu. Spojrzałem na nią miękko.
- Tak więc twój przystojny i inteligentny partner potrzebuje swojej pięknej i błyskotliwej wilczycy na balu, na każdym balu... Może rozejrzysz się za czymś dla siebie hm? Albo za czymś co ci się podoba, żebym wiedział jakie suknie dla ciebie wybierać - uśmiechnąłem się lekko, czule do Sanny. - Ja będę tylko przystojnym dodatkiem do najpiękniejszej damy na balu - uznałem, mrugając do Sanny zalotnie.
Offline
Machnęłam na niego dłonią. Moja uroda była przeciętna nawet wśród wilczyc. Nawet przy moich siostrach było to widać. Znaczy... Miło było słuchać takich komplementów z ust Lorenzo, bo wiedziałam,że jest szczery w tym co mówi. Jednak to było mocne naciąganie prawdy. Ni jak się miałam do tych wszystkich pięknych wampirzyc, o wielkich oczach, smukłych ciałach, pełnych ustach i gładkiej skórze.
- No dobra... Ale w sumie sama nie mam pojęcia co mi się podoba... Nie wiem jak miała hm cokolwiek wybrać,jak nawet do końca nie jestem pewna, jaki kolor lubię - zauważyłam,spoglądając na Lorenzo. - Gdy będzie trzeba, to coś się na pewno znajdzie. Ale możemy teraz pooglądać. To całkiem.fajna zabawa. No i powiesz mi też w czym ty mnie widzisz...!
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze i skinąłem głową na jej słowa. Zabawa, chyba z tym najbardziej kojarzyło mi się każde spotkanie z Sanną, wszystkie nic nie znaczące sprawy przeradzały się w zabawę, albo w grę... Była moją niekończącą się zabawą, grą, szczęściem...
- W błękitach i czerwieniach cię widzę. Ale chyba każdy kolor by do ciebie pasował - uznałem przekonany, krocząc za nią jak cień po sklepiku. - Coś nie za obcisłego, wygodnego ale i pięknego, Oh, no i łatwego w zdejmowaniu - zaśmiałem się cicho. - To poważna uwaga, większość z tych sukienek już jest tak zaprojektowana...
Offline
- ...żeby się dało je łatwo ściągnąć - dokończyłam szybko za niego, śmiejąc się z tego. - Tak, tak, wiem... - Uśmiechnęłam się łagodnie, rozglądając się za niebieskimi i czerwonymi, choć... - A czerwony to nie będzie zbyt krzykliwy? - zapytałam zamyślona, podchodząc do wieszaka, gdzie było kilka czerwonych. Ale rany, wszystkie były tak niesamowicie seksowne. Zamrszczylam brwi. - W tym się da oddychać? - mruknelam, wyciągając jedną. To była prosta sukienka, która ewidentnie musiała opinać niemal całe ciało. Ale żeby dało się w niej chodzić miała zrobione rozcięcie tak mniej więcej od połowy uda w dół.
Offline
Powoli pokiwałem głową, zaraz potem wzruszając ramionami.
- Widziałem że da się w takich nawet zwinnie poruszać na parkiecie, więc chyba oddychać też się da. Ale to zdecydowanie nie twój styl - parsknąłem śmiechem. - A więc może pójść w niebieskie? Albo czarne? Czerń to nie jest kolor ponury albo smutny na balach, bo utożsamiamy go z nocą, która dla nas jest życiodajna - dodałem zaraz wyjaśnienie. - Sądzę że w każdym kolorze będziesz się pięknie prezentować, jeśli tylko będziesz się dobrze czuć w sukni - uznałem mądrym tonem, gdy Sanna nadal przyglądała się obcisłej czerwonej. Westchnąłem, kręcąc głową. - Czasami jeszcze pojawiają się na balach wampirzyce w takich sukniach, zazwyczaj są bardzo chude...
Offline
Mruknelam cicho, słuchając jednym uchem Lorenzo, a drugim mi to wszystko wypadało. Jeszcze chwilę dumałam nad tą sukienką aż w końcu ja odłożyłam.
- Coś luźniejszego, zdecydowanie. Mówisz że czarny będzie w porządku? To też taki bardzo elegancki kolor, przynajmniej mi się tak wydaje. Sama nie do końca się znam. W sumie sam wiesz najlepiej - mruknęłam z lekka rozbawiona. Moja szafa wyglądała tragicznie w porównaniu z ubraniami Lorenzo. Już nie chodziło o ilość ale też o jakość, o układanie ich i dbanie o nie.
Offline
- Czarna będzie w porządku - zapewniłem ją miękko, już nie powtarzając tego o symbolice i nocy. Wydawało mi się, że była zamyślona, być może myślała jak ona się w tym wszystkim odnajdzie albo myślała co takiego mają wampirzyce które mieszczą się w takie sukienki. Cóż, nie miały mięśni, pięknego ciała... Nie były tobą...
- Jest dużo luźniejszych opcji, zawsze też jakaś biżuteria dopełnia wyglądu... Na pewno znajdziesz coś co będzie do ciebie przemawiać - podsumowałem bardzo optymistycznie. Uśmiechnąłem się lekko, stając za Sanną, która orzeczesywala wieszaki j położyłem jej dłonie na ramionach. - Dla mnie zawsze wyglądałaś cudownie...
Offline
Przestałam na chwilę przeglądać sukienki i obróciłam głowę w bok, by móc zerkając kątem oka na Lorenzo. Uśmiechnęłam się miękko.
- Cóż... Jestem świadoma tego, że nie zakochałeś się w zawsze pachnącej kwiatkami, uczesanej i eleganckiej Sannie - zapewniłam go i sprawnie obróciłam się do wampira przodem, zarzucając mu ramiona na szyję. - I kocham cię za to jeszcze bardziej, choć już sama nie wiem,czy to w ogóle możliwe. Ale chyba jednak tak - wymamrotałam,śmiejąc się sama z siebie i przyglądając mu. - Jakimś sposobem zakochałeś się w prawdziwej mnie. Ale prawdziwa ja ma ochotę zrobić przyjemność i tobie i sobie, nieco upodobniają się do wampirzego świata. Chce być bliska temu, co jest bliskie tobie - powtórzyłam. To chyba stanie się moja mantrą. Musnelam wargami jego usta, przymykając lekko powieki. - A więc znajdźmy jakąś sukienkę, czarną jak noc - podsumowałam, uśmiechając się znacząco. Tak tak Lorenzo, wtedy gdy do mnie mówiłeś mniej więcej cię słyszałam!
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze i skinąłem delikatnie głową.
- Czarną jak noc, bo Ty sama jesteś moją nocą, moim wszystkim - uznałem miękko, całując ją jeszcze raz i dopiero po dłuższym wpatrywaniu się w siebie mogliśmy się w końcu odsunąć, by poszukać tej magicznej sukienki. Przeszliśmy do wieszaków gdzie znajdowały się najróżniejsze czarne suknie. Piękne suknie, długie, krótkie, obcisłe, bardziej luźne, z najróżniejszymi dodatkami... Chodziłem znów jak cień za Sanną, odpowiadając na różne pytania, typu "czy można przyjść w krótszej sukni?" albo "gorset bardzo uciska?". Na wszystkie mogłem coś powiedzieć, bo kiedyś sam zadawałem takie pytania mamie, kiedy szyła...
Offline
W pracowni było naprawdę dużo sukienwk. Całą masa najróżniejszych kolorów i krojów. Ale mimo wszystko długo szukałam czegoś, w czym (moim zdaniem, bo nie przymierzałam ich) będę czuła się całkiem dobrze i swobodnie. Dużo sukienek było bardzo... eee... Jak to ładnie ujął Lorenzo "bardzo otwartych" ale mnie jakoś do nich nie ciągnęło. Lubiłam swoje ciało, nagość była spoko, ale chyba głównie przy moim sercu, a nie przy całej sali. Znaczy jasne, wszystko było w nich zaslonione ale na takim totalnym minimum momentami.
- Chyba ta podoba mi się najbardziej - oznajmiłam, wracając do jednej z wcześniejszych. Sięgnęłam po wieszak i przyciągnęłam ja do siebie, by pokazać Lorenzo. Uśmiechnęłam się, kiwając lekko na boki.
Sukienka nie należała do najliczniejszych, bo górę miała mocno dopasowaną. Plecy miała całe odkryte, materiał zaczynał się mniej więcej od połowy talii. Dlatego przód był mocno dopasowany, ale od talii w dół, sukienka spływała luźnymi falami w dół. Miała smoliście czarny, matowy kolor. Chyba podobał mi się bardziej niż te błyszczące i śliskie. Dekolt miała prostu, a sznureczki cieniutkie. - I chyba sprawnie się będzie ją ściągać, to dla ciebie ważne kryterium, co nie? - mruknelam żartobliwie.
Offline
- Moim najważniejszym kryterium jest to byś się w niej dobrze czuła. Szybkie ściąganie to użyteczny dodatek - zaśmiałem się cicho i przyjrzałem się dokładnie sukience. - Dopasowana, ale nie tak by się dusić. No i nie musisz zakładać biustonoszu, więc dodatkowa lekkość - dodałem z uśmiechem pod nosem. - Zapiszę sobie numer, to w domu zapytam mamy czy da radę przerobić ją pod twoje wymiary - wyjaśniłem cofając się do biurka z którego wziąłem małe karteczki, oraz ołówek. - I będę miał do tego idealny garnitur. W dodatki pobawimy się już w swoim czasie kiedy przyjdzie jakieś zaproszenie na bal - parsknąłem śmiechem. Potem wróciłem do Sanny i tak jak mówiłem spisałem dokładny numer projekty z metki sukienki.
Offline
Zagryzlam wargę, przyglądając się skupionej minie Lorenzo, gdy spisywał numer. Zetknął na mnie a ja się mimowolnie zasmialam, wzruszając ramionami.
- Nie mogę się po prostu doczekać kolejnego balu - wyjaśniłam. - Będzie mniej nerwowo, a bardziej... Czy ja wiem, no na przykład, eee... Bardziej namiętnie? - mruknelam, kiwając się lekko na boki. - Napięcie będzie przyjemne, a nie przygnębiające. I nie będziesz musiał się bać, że ucieknę z jakimś strasznym sercem - żartowałam, starając się przybrać niższy głos.
Offline
Zaśmiałem się cicho i pokręciłem głową na jej naśmiewanie się.
- Wykpiwasz poważne obawy - zauważyłem, ale zaraz sam się roześmiałem. - Tak ten bal będzie... Bardziej swobodny. No i na pewno będę z tobą tańczył i tańczył... I będę dużo dotykał... - zniżyłem głos, szepcząc na uszko. - Znacznie więcej... Gdy będę grał w karty usiądziesz mi na kolanach, a potem pocałujesz głęboko, gdy wygram... Znów zabierzemy słodkie przekąski i schowamy się w sypialni, jedząc i kochając się na zmianę - Mówiłem, jakbym próbował wprowadzić Sanne już w ten piękny obraz.
Offline
Unioslam brwi. Poprzedni bal był taki niepełny przez tak wiele czynników. I przez rosnącą w nas zazdrość oraz frustrację, przez to że musieliśmy się też skupić na rodzie Rin i Lorenzo musiał z nimi porozmawiać. Przez to że to był mój pierwszy bal i jeszcze zupełnie nie odnajdowałam się w tym. Gęsta atmosfera unaszaca się w powietrzu sprawiała, że todoznanie było nie do zapomnienia.
- Tak wszystko na raz? - mruknelam rozbawiona, dopytując go z ciekawością i z zadowoleniem słuchając wszystkich odpowiedzi. - Będziesz rozkręcony i nie do zatrzymania? - dodałam, marszcząc lekko brwi.
Offline
Zawahałem się i na to przytaknąłem już mniej entuzjastycznie.
- Jeśli powiesz mi stop to się zatrzymam, ale faktycznie... Najbliższy bal jaki się trafi, zapewne będzie inny. Będę bardziej nakręcony, pojadę tam z tobą, od początku będzie mnie trochę nosić i ciągnąć... Um... Z góry będę musiał za siebie przepraszać - westchnąłem cicho, muskając ustami jej ucho. - Ale taki mogę być, postaram się zachować trochę rozsądku, ale wiesz... Jestem wampirem - mruknąłem.
Offline
- Możesz zrobić mi wersję próbną, twojego dobierania się do mnie podczas balu - rzuciłam żartobliwie. - Nauczę się bronić przed tobą, bo cóż, jesteś wampirem - powiedziałam,starając się udawać powagę ale zupełnie mi to nie szło i na mojej twarzy co i raz pojawiał się uśmiech.
Offline
Pokręciłem głową i znów musnąłem ją w ucho.
- Może w domu. Albo po prostu gdzie indziej. Nie w sklepie mojej matki, bo ta wścipska wampirzyca choć miła i pracowita zapewne przykłada już ucho do ściany, a choć nie chce kryć faktu, że z tobą jestem, to nielegancko jest się dobierać do damy w sklepie - parsknąłem cicho śmiechem i cofnąłem się o krok. - Ale jeszcze ci pokaże, żebyś wiedziała kiedy powinien włączyć Ci się alarm albo chociaż byś po prostu wiedziała - uznałem spokojnie.
Offline
- Pewnie będę wiedziała ale po czasie to do mnie dotrze... Sama lubię przecież twoja bliskość - wymamrotałam i dałam się złapać Lorenzo za nadgarstek i pociągnąć w stronę wyjścia. Lorenzo odparł że wie doskonale, że ją lubię. Uśmiechnęłam się na to z zadowoleniem.
Ruszyliśmy spokojnie w stronę fontanny i kawiarni, nie rozmawiając przez chwilę. Ciąża też była przyjemna. Czasami bywało tak, że przychodziłam zmęczona i tylko leżeliśmy w namiocie zerkając na siebie rozbawieni,czasami to Lorenzo przeszedł nie w sosie i potrzebował odpoczynku. Nie dało się być zawsze w dobrym nastroju co sobota wieczór. Ale dzięki temu nauczyliśmy się że milczenie jest równie dobre co rozmowa.
- W sklepie mamy... - odezwałam się, gdy już zajęliśmy stolik na ogródku kawiarni, a fontanna radośnie szumiała niedaleko nas. - Powiedziałeś że nieelegancko jest się dobierać do damy w sklepie. - Uśmiechnęłam się rozbawiona. Lorenzo podsuną mi małą kartę z menu ale ja nie odrywam wzroku od niego. - Uważasz mnie za dame? Nie trzeba spełniać, no nie wiem, jakiś minimalnych wymagań, by być tak tytułowany? - zapytałam, unosząc brew. - Ubierać się, zachowywać, mówić, pochodzić z dobrego domu? - dodałam dla wyjaśnienia. - Odkąd wyszliśmy po prostu sobie nad tym dumam - podsumowałam, niewinne wzruszając ramionami i w końcu spuszczając wzrok na kartę z napojami, deserami i jakimiś przekąskami.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko, spoglądając na swoją damę. Hah, że też ją to tak ruszyło.
- Nauczono mnie szacunku do wszystkich kobiet. Ale dama to kobieta z klasą, o czystym i dobrym sercu... Ty moim zdaniem masz dobre serce, a nawet jeśli uważasz że brak ci klasy to i tak uważam że jesteś damą. Moją damą. W końcu do "panicza" że mi nie po drodze, ale jednak nim jestem - zaśmiałem się pod nosem, a potem ująłem dłoń Sanny by ją pocałować. - Dla mnie jesteś damą i kropka - podsumowałem, odkładając jej dłoń i sięgając do karty, ale byłem zdecydowany na po prostu kawę.
Offline