Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Tak, to będzie pewnie najfajniejsze podsumowanie - mruknelam, gdy zaczęliśmy wchodzić w miasto. - To może po prostu po kolei? Chyba że gdzieś zatrzymamy się na dużo dłużej... W antykwariacie pewnie, co nie? Dobrze myślę? - dopytywałam.
Offline
- Tak, pewnie tak. No to dobrze, najbliżej jest biblioteka, hah szkoda że nie wziąłem ze sobą książek do oddania. Hm zaraz potem jest antykwariat, a mamy zakład jest w centrum, bliżej rynku. Pamiętam jak mówiła że gdy go kupiła to była zupełna ruina, ale z pomocą magii pieniędzy ojca i własnemu uporu zupełnie odmieniła to miejsce - uśmiechnąłem się lekko. - No to zaczynamy, kierunek, moja biblioteka! O i przy okazji pokaże ci gdzie chodziłem do szkoły jako dzieciak, bo to obok - zaśmiałem się cicho, podekscytowany, że naprawdę mogę pokazać to wszystko mojej Sannie.
Offline
- Twoja mama... nie wydaje się być na pierwszy rzut oka taka uparta jak o niej opowiadasz - stwierdziłam rozbawiona, z zadowoleniem kraczac obok niego. Na ulicach nie było zbyt wiele istot, głównie wampiry. Łatwo było je rozpoznać, był okres letni i wszyscy inni mieli przynajmniej minimalną opaleniznę ale oni nie. Ich skóra była jak mleko.... - Hm, będziemy wszędzie wchodzić do środka, czy tylko pokażesz mi budynki z zewnątrz? - dopytywałam zaciekawiona.
Offline
- Jeśli coś ci się spodoba to możemy wejść do środka obejrzeć - wzruszyłem ramionami, spacerując spokojnie, zwalniając kroku i po prostu idąc za rękę ze swoją dziewczyną. Miłe to całkiem, muszę przyznać, spacerować po miasteczku tak swobodnie z wilczycą prosto z lasu. - Mama... um kiedyś była bardziej uparta, zadziorna... czasami bardzo nierozsądna, tata mówił że była niebezpieczną ryzykantką - parsknąłem pod nosem. - Gdy znalazła swoje miejsce na ziemi tutaj, obok ojca, wraz z dziećmi, stała się spokojniejsza, ale to nadal ta sama wampirzyca, która swego czasu wyzywała wszystkich Harlandów, łamała serca, oraz na każdy bal zakłada coraz to bardziej kontrowersyjne suknie - zaśmiałem się cicho.
Offline
- Moi rodzice są konserwatywni, bardzo konserwatywni w porównaniu do twoich - powiedziałam z lekka rozbawiona. - Mniejsza, nie chce o nich rozmawiać. Wolę mówić o fajniejszych rzeczach. Na przykład o tym, że super tu przyjść, a nie spędza kolejną noc w lesie. Wiem,że dla ciebie to mniej ekscytujące,bo masz miasto dostępne na co dzień,ale no... Pragnę zauważyć, że ja ci pokazałam dużo lasu! - Uśmiechnęłam się szeroko. Jakaś para wampirów skinęła w naszą stronę głowami. Lorenzo to zauważył i odwdzięczył się tym gestem, zanim ich minęliśmy. Zerknelam za siebie. - Wszyscy cię tu znają? Na balach i w mieście nie masz jak się ukryć...
Offline
- No wiesz, mieszkam tu całe życie, wampiry się kojarzą... Od zawsze byłem słodkim chłopcem, wszyscy mnie kochali - zaśmiałem się cicho. - Poza tym tata to jednak persona, wszyscy wiedzą że mieszkają tu Harlandowie... dla niektórych to bardzo ważne, mimo takich czasów - wyjaśniłem z westchnieniem rozbawieniem, a potem znów skinąłem komuś głową. - Hej, okej, rozumiem, miasto jest dla ciebie mega ciekawe i się nie dziwię, cały czas spotykamy się w lasach i tak dalej... - uśmiechnąłem się lekko.
Offline
- Miasto jest dla mnie nowe i dodatkowo pełne ciebie - wyjaśniłam, uśmiechając się niewinnie. - Po prostu pokaż mi te wszystkie miejsca chcę już je oglądać! - ponaglilam go z niecierpliwością.
Lorenzo zaśmiał się ze mnie i obiecał że już niedaleko. Najpierw pokazał mi bibliotekę, mówił że lubi się w niej uczyć, bo jest ty taki dobry klimat i można się skupić. Weszliśmy do środka i przeszliśmy się alejkami. Mega dużo książek! Super sprawa.
Potem ruszyliśmy do antykwariatu, po drodze mijając niewielki skwerek, na którym był plac zabaw i bawiły się tam dzieciaki. W naszym drugim punkcie zatrzymaliśmy się na chwilę dłużej. Pachniało w nim kurzem i taką... Eee, starością. Ale ten zapach był miły. Mój wampir przywitał się z właścicielem (co wcześniej mi wyjaśnił). Mężczyzna, mimo że wampir, to widać było po nim nieco wiek, jego twarz miała zdecydowanie więcej zmarszczek, już nie wyglądał na 20/30 latka, a bliżej mu było do 40/50 latka. W jego włosach byli już widać troszeczkę siwizny, Lorenzo wcześniej dodał, że to bardzo stary wampir. Ubrany był bardzo elegancko.
Chciałam zostać w antykwariacie na dłużej, a Lorenzo mi tego nie zabronił,więc zaczęłam się ozgadać po drobiazgach. Po małych figurkach, starych lusterkach czy spinkach, były tam naprawdę różne rzeczy. Wszystkie mały w sobie jakby... magię starego Atlantis.
- Naprawdę miłe miejsce - mruknelam, gdy moje serce podeszło do mnie bliżej.
Offline
- Też tak uważam... Swego czasu tata przesiadywał tu, a ja z nim - przyznałem z uśmiechem, obejmując Sannę od tyłu i przyglądając się figurom które oglądała. - Kiedy ludzie grabili wyspę nie wszystko wywieźli na swój Kontynent, większość rzeczy została na Atlantis, ale czas sprawił, że wszystkie te rzeczy zmieniały właścicieli i często trafiały do antykwariatów, albo starych wiejskich bibliotek... Tata miał nadzieję, że znajdzie tu jakieś skarby ze starych czasów - wyjaśniłem, samemu teraz skupiając wzrok na kilkucentymetrowej figurze wilka z brązu, który miał na szyi małą muszelkę. Wszystko było wyrzeźbione z niezwykłą dokładnością.
- To przedstawienie Wielkiego Wilka? - zapytałem się specjalistki w tym temacie.
Offline
Zerknelam na figurkę o której mówił i sięgnęłam po nią, by unieść do góry i obejrzeć. Uśmiechnęłam się lekko i kiwnelam głową.
- Tak, choć już teraz się takich nie robi... Obecnie wilki uważają, że historia miłosna Wielkiwgo Wilka to bardziej bajka czy lendenda niż fakty. Ale kiedyś bardzo, bardzo w to wierzono. I no wiesz, twierdzi się, że właśnie jego serce było morską istotą... Eeee, kiedyś Bert mi o tym opowiadał. On zna o wiele więcej szczegółów. Na pewno byłby przydatny, w poszerzeniu twojej wiedzy w tym temacie - stwierdziłam śmiejąc się cicho i podając figurkę Lorenzo. - Wilk dostał coś z morza od swojego serca, a w zamian dał Jej coś z lądu. Czy coś w tym stylu. Chyba teraz mocno rozumiem symbolikę - podsumowałam, sięgając palcami do swojego naszyjnika.
Offline
Zaśmiałem się cicho, sam spędzając też jedną dłonią do kamyka na swojej szyi.
- Faktycznie, brzmi znajomo. Ja coś ci ze świata wampirów, a ty coś mi ze świata wilkołaków. Chyba Bert mówił ci o tym i jakoś zapadło ci w pamięci - zaśmiałem się cicho i zaraz odstawiłem figurę. - Dużo tu takich rzeczy, widziałem kilka ksiąg magii, ale ich nie rozumiem bo są w starym języku, oraz kilka zielników jakiegoś czarodzieja. Wiem, że tata znalazł tu jeden tom prywatnych dzienników władców wampirów... ale nie był zadowolony, bo byli to akurat władcy których znał - wzruszyłem ramionami z westchnieniem. - Ale nadal jest tu dużo ciekawych drobiazgów - podsumowałem, całując ją w kark i przechodząc dalej do ozdobnych piór wiecznych, które były wystawione w gablocie.
Offline
Obróciłam się za nim jakby mi uciekał, i popatrzyłam stęskniona jak odchodzi w stronę gabloty. Poczekaj...! Muśnij jeszcze raz wargami mój kark albo... albo pocałuj mnie dłużej... uhhhh... Wzięłam głęboki oddech, układając wszystko tak jak leżało i podeszłam szybciutko do Lorenzo.
- Twój tata kolekcjonuje jakieś pogubione w czasach wojny księgi? - dopytywałam zaciekawiona. - Strasznie dużo rzeczy na raz robi... Nic dziwnego, że potrzebuje twojej pomocy w tym wszystkim - stwierdziłam.
Offline
- Tata... Cóż, jest takim ambitnym poszukiwaczem zaginionej historii, jednocześnie żyjąc życiem firmy, będąc twarzą rodu... - westchnąłem cicho, obejmując znów Sannę, jakby to było już naturalne, że swoimi razem spleceni ramionami, a jednocześnie oglądałem zdobione pióra i skórzane notatniki, puste w środku. - Naprawdę zależy mu na powrocie do korony, by ludzie odeszli od władzy... Szuka odpowiedzi, albo wsparcia właśnie w historii - uśmiechnąłem się lekko na myśl o tacie. - To co mówiłem Zathurze Rin... Może wypierać się, że kiedyś jej rodzina była genialnymi strategami, może mi mówić, że teraz zajmuje się prawem... Ale to nie nasze prawo, uczymy się i żyjemy nie na swoich warunkach - westchnąłem cicho. - Tak, dlatego pomagam tacie... to dużo pracy.
Offline
Pogladzilam go po plecach pokrzepiająco.
- Dużo, nawet bym powiedziała że bardzo, bardzo dużo. To wysoka poprzeczka... I też niebezpieczna. Walka z ludźmi istotom nigdy nie wyszła na dobre. Ale w sumie teraz nie walczycie... Przynajmniej na razie,póki co opracowywujecie strategię. Ale nie wiem, czy wilki kiedykolwiek na to pójdą, kochanie - szepnęłam, z nutayprzykrosci w głosie. Nasza rasa miała w sobie trochę wstydu, że się wycofaliśmy. Umarło wielu z nas, ale jeszcze więcej przeżyło. Tylko że zazwyczaj śmierć jednego wilka ciągnęła za sobą zaraz drugie serce. Zabicie stu wilków, skutkowało śmiercią dwustu... wilki nie chciały źle, po prostu chroniły się. Nikt nie miał wtedy pojęcia, że wampiry tak bardzo na tym ucierpią.
Offline
Westchnąłem cicho i uśmiechnąłem się krzywo.
- Kiedy dodajesz na koniec "kochanie", to nawet po smutnych słowach nie jest mi aż tak smutno - przyznałem rozbawiony i pocałowałem ją w głowę. - To szalone plany, na razie nie ma się co nimi przejmować. Jednakże Zathura Rin była już w kontakcie z ojcem. Zapytała o spotkanie już osobiście z głową rodu, więc chyba jest ciekawa co tacie w głowie siedzi - uznałem, i uśmiechnąłem się trochę pogodniej do Sanny. - Chcesz jeszcze coś obejrzeć, czy idziemy dalej? - zapytałem miękko.
Offline
- Mhmmm... Pewnie można oglądać i szperać w tych rzeczach w nieskończoność - zauważyłam, uśmiechając się słodziutko do mojego wampira. - Zostańmy jeszcze tylko chwilkę... Porozgladam się momencik i możemy iść dlaje... Eee, teraz kierunek pracowania krawiecka pani Harland, prawda? - upewniłam się rozbawiona. - Minutka lub trzy...! - powtórzyłam, wyplatujac się z jego uścisku i ruszając do półki z drobiazgami.
Offline
Z uśmiechem podążyłem za Sanną i nawet jeśli nie miałem ochoty dziś niczego kupować, to z uśmiechem obserwowałem jak wilczyca ogląda wszelkie figurki, małe pudełka na biżuterie, lusterka zdobione kamieniami i pięknymi rzeźbieniami, czy grzebienie, albo spinki, czy broszki. Na Sannie wszystko to robiło wrażenie, nawet mała plansza do gry w warcaby, zrobiona z kamienia. Widok jej zachwytu był czymś magicznym i nie mogłem ominąć ani chwili z jej radości.
Kiedy jednak opuściliśmy antykwariat (obiecałem Sannie, że kiedyś tam wrócimy i wtedy kupię jej cokolwiek nie będzie chciała) ruszyliśmy na rynek. Fontanna z rzeźbami fal i syrenek (częsty motyw na Atlantis) tryskała wodą aż miło, a po placu spacerowało kilka par, albo ktoś czytał sobie gazetę na ławce. W kawiarniach nie było tłumów, tak jak i przed pracownią mojej mamy.
- Dobry wieczór, można się pokręcić? - zapytałem, kiedy z Sanną weszliśmy do salonu. Odpowiedziało nam: "oh tak już podchodzę!", ale kiedy tylko pracownica wyjrzała z części z maszynami, zaśmiała się cicho.
- Chyba do panicza nie muszę podchodzić. Mama coś zostawiła? - zapytała mnie jedna z pracownic, nie kryjąc ciekawości i spoglądając na Sannę u mojego boku.
- Nie, przyszedłem z moją dziewczyną pooglądać ostatnie prace - wyjaśniłem miękkim tonem. - Proszę wracać spokojnie do pracy, my tylko pooglądamy - zapewniłem wampirzycę nieczystej krwi, która skinęła głową.
Offline
Wampirzyca rzuciła na mnie zaciekawione spojrzenie, pociągając zabawnie nosem i zaraz po kiwnięcie głową zniknęła na zapleczu. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy Lorenzo złapał mnie za rękę i poprowadził do przodu.
- Paniczu - powiedziałam niskim głosem, starając się być poważną ale nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. - A ja przez dobry pierwszy rok naszej znajomości bez przerwy cię popychalam i nazywałam beksą - wymamrotałam do siebie samej. Jako dzieciak totalnie nie rozumiałam co to znaczy "mój tata jest królem wampirów" bo przecież króla nie było, przez długi czas nie miałam pojęcia z kim przyszło mi się bawić i psocić po nocach. A teraz byłam wilczą dziewczyna panicza Harlanda, przezabawne.
Offline
- Nadal to robisz, kiedy przejdzie ci okres bycia na haju z miłości to na pewno znów wróci też "beksa" - parsknąłem, wywracając oczami, ale mówiąc to jednocześnie z pewnego rodzaju czułością, taką naszą czułością. - Ale na pewno nie mów do mnie "paniczu", wiem kim jestem, ale nie jestem dla ciebie żadnym paniczem, a po prostu Lorenzo - uznałem z przekonaniem, przystając przy wieszakach i manekinach z pięknymi, często mało kryjącymi sukniami. Uśmiechnąłem się na ich widok, po prostu cicho dumny z mamy.
- Ta pół przezroczysta suknia na górze, widzisz ją? - wskazałem najwyższego manekina. - Mama jej chyba nigdy nie sprzeda, miała już ją dwa razy na balu, przyprawiając o palpitacje serca tatę. Nie może jej trzymać w szafie, bo się tata zdenerwuje, ale kocha ją jak własne dziecko i nie da rady jej sprzedać - zachichotałem.
Offline
Zachichotałam oglądając ubrania z wieszaków. Obejrzałam też dokładniej sukienkę o której mówił, choć nie byłam pewna czy można ją było tak nazwać bo naprawdę było w niej więcej tiulu niż samej sukienki. To było jakieś szaleństwo. Zabawnie musiało być mieć wciąż takich młodych rodziców. Po moich momentami było naprawdę wyraźnie widać, że są już starsi, bardziej zmęczeni, trochę obolali.
- I trzyma ją tutaj, żeby Twój tata się na nią nie denerwował? - upewniłam się jeszcze raz, śmiejąc się razem z Lorenzo. - Okej, to mega słodkie i zabawne. - Pokrecilam głową. - Jeszcze coś przed nim tu ukrywa?
Offline
Zaśmiałem się cicho i pokręciłem głową. Potem zagryzłem wargę i poprowadziłem ją na sam koniec, aż do ostatnich wieszaków, gdzie nikt prawie nie zaglądał i pokazałem jej garnitur na wieszaku. Z czerwonymi i złotymi zdobieniami, czarny, elegancki ale i łatwy w zdjęciu z ciała.
- Ukrywa to... Chyba by nie rozdrapywać ran - uznałem. - To garnitur ojca, który uszyła jeszcze pracując dla niego. Przywołuje dużo wspomnień, złych, kiedy jeszcze nie byli nawet w połowie tak bliscy sobie jak są teraz. Kiedyś mama się go bała, a ojciec się wypierał słabości... - uśmiechnąłem się krzywo. - Ale w systemie wartości mamy, wyrzucenie pięknego stroju byłoby przestępstwem... - parsknąłem śmiechem i przysunąłem garnitur do siebie. - Jak myślisz, pasuje mi? Chyba ta czerwień pasuje do moich rudych włosów - zaśmiałem się cicho.
Offline