Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Kiwnelam głową potakujaco.
- Wielki Wilk lubi sobie czasem pożartować i skomplikować różne sprawy - mruknęłam, uśmiechając się lekko. - Mój brat twierdzi, że On nic nie komplikuje ale sama nie wiem - stwierdziłam z lekka rozbawiona, rozglądając się dookoła. - Jestem dzikim wilkiem... Raczej nie byłam w planie tej rodziny...
- Sanna, skarbie - wtrąciła się pani Harland, która miała bardzo rozbawiona minę. - Uwierz mi, w tej rodzinie wiele rzeczy nie było w planie. Między innymi ja sama, co zaskoczyło nie tylko rodziców Caia, ale i jego samego - podsumowała, cmokając w jego kierunku.
Offline
- Powinienem mieć za żonę kogo innego, powinienem mieć inny dom i inne życie, a szczerze mówiąc to życie nie jest złe - parsknąłem ojciec, zerkając tylko na mamę. Zaraz wrócił wzrokiem do mnie i do Sanny. - Nic co dobrego przytrafiło się temu rodowi nie było w planach, więc uważam, że pasujesz bardziej niż możesz sobie to wyobrazić - uśmiechnął się nieco krzywo, nieco troskliwie. - A choć nie specjalnie wiemy jak ugryźć temat całego wilczego serca, to postaramy się was wspierać - podsumował a na koniec westchnąłem i wskazał na mnie palcem.
- Ale nadal został ci rok nauki po wakacjach i tego nie ominiesz. Oraz z chęcią będziemy wysyłać was oboje na bale, ale nadal liczę na Twoją pomoc, rozumiemy się?
- Tak tato, wiem - zapewniłem go spokojnie. - Coś wymyślimy, nie martw się...
Offline
To było fajne, siedziec tak z nimi przy stole gdy rozmawiają o swoich rzeczach, o przebiegu dnia, o planach na sobotę... Niee byłam pewna,czy Lorenzo będzie się czuł tak samo przyjemnie w towarzystwie mojej rodziny. Na pewno chciałam, żeby pogadał trochę z Bertem, było by fajnie gdyby się lubili. Bert też był moim przyjacielem i najlepiej dogadywałam się z nim z całego rodzeństwa.
Posprzątaliśmy po śniadaniu i z Lorenzo wyszliśmy na spacer.
- Nie, nie musimy iść do lasu - powtórzyłam, gdy spytał się po raz drugi, czy na pewno. Pokiwalam spokojnie głową. - Możemy pójść się przejść do miasta... Chyba też będzie miło? Jeśli wolisz do lasu,to nie mam z tym problemu... - Wzruszyłam niewinnie ramionami.
Offline
Pokiwałem głową i z uśmiechem.
- No pójdziemy do miasta. Jest bardzo urokliwe... Nie byłaś tam nigdy? Czasem wspominałaś że twój tata chodzi tam po specyfiki których sam nie umie wytworzyć, albo po zapasy wilczego ziela od tamtejszych magów - wspominałem. - Nigdy się z nim nie przeszłaś? Znaczy nawet jeśli tak, to na pewno nie spacerowałaś po rynku i nie przysiadłaś w kawiarence, z widokiem na fontannę - uznałem z przekonaniem.
Offline
- Nie no, chodziłam z nim. Przecież kupiłam ci rzemyk na targu! - przypomniałam mu z rozbawieniem. Swoją drogą, Lorenzo cały czas miał go na szyi tak jak ja miałam ciągle naszyjnik od niego. Takie detale były ważniejsze niż wielkie słowa. Zdecydowanie ważniejsze. - Chodzę z nim czasami, ale faktycznie, nigdy nie widziałam nawet fontanny! Koniecznie chce ją zobaczyć. I... Usiąść w tej kawiarni. Będziemy mogli w nocy? Wampiry mają swoją nocna zmianę? - zapytałam rozbawiona.
Offline
Zaśmiałem się, ale pokiwałem głową.
- Tak, mają... To miasteczko mieszane, ale mieszka tu sporo wampirów dlatego większość sklepików albo lokali ma godziny pracy nocne, specjalnie dla nas - przyznałem. - Wampiry nie mają swoich miast, tak jak magowie, albo ludzie, ale miasta mieszane są nam bardzo przyjazne - wyjaśniłem spokojnie, jak zawsze i uśmiechnąłem się z czułością do Sanny. - Usiądziemy w kawiarni i pospacerujemy spokojnie po rynku, uliczkach... Zwykły nocny spacer - wzruszyłem lekko ramionami.
Offline
Złapałam Lorenzo mocno za dłoń, splatujac nasze palce ze sobą. Ruszyliśmy spokojnym tempem w stronę wyjścia z posesji, drogą, a nie do lasu. Ekscytujące.
- Już mi się odobają zwykłe, nocne spacery - odparłam, wciąż będąc w tym potulnym, słodkim nastroju. - Dobrze, że miasta mieszane są wam całkiem przyjazne. Przynajmniej możecie nieco żyć po swojemu... To i tak dziwne, że kiedyś w ogóle wampiry nie potrafiły znieść słońca, a teraz najwyżej zaczynają was boleć głowy i oczy. W sensie po krótszym siedzeniuna słońcu - zaznaczyłam.
Offline
- I poparzenia. Nasza skóra się nie opala za bardzo, a po prostu się parzy - przypomniałem, rozbawiony. - Nadal nie lubimy, ale istnieje więcej specyfików od czarodziei które pomagają nam spokojnie żyć. Wampiry pracują teraz za dnia, dostosowują się do swoich partnerów, którzy zazwyczaj żyją za dnia.. - wzruszyłem ramionami. - Mniejszość musi się dostosować, takie życie. Przynajmniej mamy takie przyjemności jak właśnie wieczorne kawiarnie - uśmiechnąłem się lekko, kiedy otworzyłem przed Sanną niską białą furtkę, a potem zamknąłem ją za sobą. Przed nami była długa, prosta droga, zazwyczaj nie jeździło tutaj wiele istot, najwyżej nasze limuzyny, mama jeździła do miasta rowerem albo szła sama, tak samo tata gdy miał spotkania w mieście.
- To nie jest daleko, widać miasto niemal gołym okiem- przyznałem miękko. - Następnym razem możemy wziąć rowery.
Offline
Zmarszczyłam lekko brwi. Jakby mi to powiedzieć... Przez chwilkę milczałam.
- Eeee, Lorenzo? - zapytałam,a on popatrzył na mnie pytakaco,z nutą troski. Zapewne wyczuł moje zdenerwowanie, norma, nic nie dało się przed nim ukryć. Chyba muszę wziąć lekcje kłamania od Berta, bo zrobienie mojemu wampirowi jakiej kolejek niespodzianki na chwilę obecną było niemal niemożliwe. - Bo ten - wymamrotałam. - Ja niezbyt umiem jeździć na rowerze. W sumie to nawet w ogóle - podsumowałam, spoglądając na niego.
Offline
Zawahałem się, a potem zaśmiałem się sam z siebie.
- No tak, po co byłby ci rower w lesie, gdzie mieszkałaś w watasze - pokręciłem głową. - Wybacz, moja głupia propozycja, powinienem był się domyślić. Cóż, jeśli będziesz chciała to mogę cię nauczyć, to naprawdę proste, ale to nie jest umiejętność wymagana do życia - wzruszyłem lekko ramionami i uśmiechnąłem się czule do wilczycy. - Hej, nie pesz się tak, to głupie że ja o tym nie pomyślałem, przecież to nic zawstydzającego, raczej jasne, że po korzeniach rowerem nie jeździłaś - zapewniłem ją spokojnie.
Offline
Wzruszyłam ramionami.
- Ale jeżdżenie z tobą rowerem wydaje się być fajnym spędzaniem czasu - mruknelam, przygryzajac wargę. Ale chyba miał rację, nie miałam co się peszyć i przejmować. Wilki chyba po prostu nie potrzebowały roweru. Mamy wilczą skórę, po co nam dodatkowe urządzenia,skoro mamy własny napęd na cztery łapy? - No ale teraz to każda rzecz wydaje mi się fantastycznym pomysłem pod warunkiem,ze z tobą. Wszystko we mnie buzuje i nie umiem tego ogarnąć. Włączając w to myśli o seksie. - Parsknelam śmiechem.
Offline
Pokiwałem głową ze zrozumieniem i zerknąłem na nią zamyślony tym co powiedziała.
- Szaleństwo... Nawet coś o czym nigdy głębiej nie myślałaś, teraz jest ważne bo dla mnie jest ważne - mruknąłem. - Ale... To ci przejdzie? W sensie kiedy już przywykniesz do tego że jestem, że jesteśmy razem, to Ci to przejdzie, że na przykład nie będziesz się cieszyć balami, albo jazdą na rowerze, albo.... Um życie ze mną ci się nie znudzi? - upewniłem się, czzy dobrze zrozumiałem.
Offline
Westchnęłam ciężko kręcąc głową na boki i zerkając na Lorenzo. A czy ja nie znudze się tobie...?
- Nigdy się tobą nie znudzę - zaznaczyłam stanowczo. - Coś na pewno będzie mi przeszkadzać... Przecież wiesz jak to jest spędzać ze mną calednie. Lubię się kłócić i stwarzać problemy, w tej chwili mam ochotę się tylko uśmiechać i mówić jaka jestem szczęśliwa, ale pewnie po jakimś czasie wróci bardziej normalna Sanna - stwierdziłam, śmiejąc się głośno. - Nie wiem jak z balami. Na razie chce chodzić na każdy, na którym tylko będziesz chciał mnie mieć ze sobą.
Offline
- No to czyli na każdy - uśmiechnąłem się lekko. - Okej, już mi lepiej. Może dobrze, że kiedyś wróci stara-Sanna. Podoba mi się ta tutaj, ale no sama rozumiesz... Oh no i teraz twój wilk jest szczęśliwy, więc będziesz się częściej przemieniać? No i będziesz też gorzej znosić pełnię i takie tam.... - zamyśliłem się dłużej. - No tak, to wszystko się ze sobą łączy. Ale okej, rozumiem - uśmiechnąłem się lekko. - To już naprawę, naprawdę na stałe - mruknąłem zauroczony, patrząc na nią z uśmiechem.
Offline
- Mnie się chce ciągle seksu i jestem za bardzo potulna, za to ty zaczynasz tracić umiejętność składania pełnych zdań - wytknelam mu z rozbawieniem, dziugając go palcami w żebra. - Hmm... Już ostatnia pełnią była silniejsza. Nie wiem jak będzie z tą za kilka dni. Już teraz czuje jej energię. - Zacisnęłam wargi. - Ale gadałam k tym z tatą, powiedział że nie będziemy czekać tylko zadziałamy od razu. Po prostu posiedzę u niego w szpitalu pod obserwacją i jak coś się zacznie dziać, to podadzą mi leki. - Wzruszyłam ramionami, jakby nigdy nic.
Offline
Westchnąłem cicho i pokiwałem głową.
- Zawsze jak mówisz o lekach i o szpitalach to mnie aż przeraża jak ciężko ci znosić pełnię... - przyznałem cicho. - Naprawdę, od zawsze chciałem Ci jakoś w tym pomóc, byś przechodziła ją spokojnjej - uśmiechnąłem się lekko, głaszcząc ją kciukiem po dłoni. - Nadal zawsze chce. Ale skoro spędzisz ten czas u taty to na pewno będziesz bezpieczna - uśmiechnąłem się czule. - Hmmm naprawdę masz cały czas ochotę na seks? Ciekawostka - zaśmiałem się cicho.
Offline
Uśmiechnęłam się niewinnie ale po co miałam to zatajać czy ukrywać? Przecież Lorenzo był tak samo chętny na mnie jak ja na niego. Różniliśmy się jedynie tym,że on miał dosyć spore doświadczenie,a ja nie mam zerowe ale wszystkie braki (tak jak już ustaliliśmy) było łatwo nadrobić.
- No... tak... - mruknelam, rozglądając się na boki. Wyszliśmy na nieco większa ulice, przy które było kilka ładnych domów. Nieco mniejszych niż ten Harlandow,ale nadal ładnych. - Myślę sobie o tym, mam ochotę na to... - dodałam, przygryzajac wargę. - Długo się tego wypieralam,więc to naprecie naprawdewe mnie rosło i rosło, dopiero teraz zdaje sobie sprawę z tego, że to napięcie to było właśnie to napięcie. - Zasmialam się gardłowo.
Offline
Parsknąłem śmiechem i pokiwałem głową.
- Okej, rozumiem - westchnąłem cicho. - No to zdecydowanie nie pozostawię cię już z tym uczuciem tak samej. Przynajmniej będę się starać wprowadzać cię we wszystkie znane mi tajniki - podsumowałem z zadowoleniem. - Ale wszystko w swoim czasie, a mamy masę czasu - pokiwałem głową. - zaraz wchodźmy do miasta. Pokaże ci gdzie mama pracuje, w soboty co prawda pracuje z domu, ale nadal będziemy mogli wejść do środka i może pooglądać jakieś suknie - uśmiechnąłem się lekko. - Oh no i pokaże ci moje ulubione miejsca, antykwariat, bibliotekę... No i ostatecznie rynek oraz kawiarnie - uśmiechnąłem się lekko.
Offline
- Z tatą chodzę od drugiej strony - stwierdziłam,szybko orientując się w terenie, bo w tym temacie nie miałam żadnego problemu. - Taki duży punkt apteczny jest dosyć na obrzeżach. Raz byliśmy akurat gdy był jakiś większy targ, to tatą pozwolił mi się przejść kawałek dalej. Ale nigdy się tu nie zagłębiałam. Rodzice mówili,że nasze miejsce jest w watasze - szepnęłam. - No, ale nie mogę - dodałam głośniej, uśmiechając się. Byłam pewnie bardziej zadowolona z tego powodu niż powinnam.
Offline
Uśmiechnąłem się krzywo.
- Albo raczej ja nie mogę, a ty nie chcesz beze mnie - westchnąłem cicho. - Ale jeśli się z tego cieszysz to chyba dobrze... W końcu zawsze wyglądałaś chętnie przez okno poza watahę. Ja jestem twoim oknem... Teraz czas wyjść jeszcze dalej - uśmiechnąłem się z zadowoleniem. - No dobrze, to co masz ochotę zobaczyć najpierw hm? Myślę że do kawiarni zajdziemy na koniec naszych spacerów - dodałem.
Offline