Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Uuuu, no właśnie! - odezwała się zachwycona wampirzyca, gdy zajęła miejsce obok męża. - Wybrałaś którąś sukienkę? Skoro tu jesteś to od razu skorzystam z tego i zdejmę z ciebie miarę. Dopasuję sukienkę do twojej figury i dobiorę porządnie kolory pod ciebie, żeby wszystko się zgadzało. Bo tak jak zauważyła moja mądra córeczka, jesteś śliczna i nie możemy tego zepsuć złą kolorystyką, czy krojem - powiedziała zafascynowana. Mama Lorenzo wydawała się być niezwykle ciepła, nie dlatego, że jej skóra nie była aż tak blada jak reszty rodziny, choć może i to też, ale dlatego, że po prostu jej styl bycia na to wskazywał. - A więc? - powtórzyła, spoglądając na mnie znacząco.
- Tak, wybrałam, wszystkie są naprawdę piękne...
- Tak, tak, wiem, ale którą wybrałaś? - pospieszała mnie, jakby to była sprawa życia i śmierci, a nie zwykłego ubrania. Lorenzo mnie wyratował, kładąc na stole projekt sukienki-zbroi i mówiąc "tą, mamo". - Hmm, skórzane paski i lekki, lejki dół, boski wybór - podsumowała z uśmiechem, a ja zauważyłam jej wysunięte kły. Zdecydowanie mniejsze niż kły Lorenzo. - Pamiętasz Cai tą moją skórzaną kreację w zeszłym roku na balu u tych ludzi, Gonsalesów? - zwróciła się do głowy rodziny. Wampir właśnie kroił omleta dla małej na mniejsze kawałki. - Ah, to był boski kombinezon...
Uśmiechnęłam się mimowolnie, zerkając na Lorenzo z lekka zagubiona. Nie wiedziałam czy mam się w końcu odzywać czy jednak nie. Wyobrażałam sobie zupełnie co innego. Wszystko w mojej głowie było bardziej oficjalne. Ale pewnie powinnam się cieszyć, że takie nie było.
Offline
Tata najpierw uśmiechnął się krzywo, zaraz jednak zmiękł i roześmiał się czule. Mama budziła w nim pokłady ciepła i czułości, której nikt by się nie spodziewał po takim poważnym wampirze jak tata.
- Tak, pamiętam dokładnie, moja piękna - odpowiedział, jakby wyćwiczoną formułkę. - Dopasowałaś mi do garnituru podobne paski, wyglądaliśmy jakbyśmy się urwali z klubu zabaw seksualnych, ale wszyscy byli zachwyceni - wspomniał i uśmiechnął się słabo, kręcąc głową, na co i ja zachichotałem.
- Każde wyjście na bal moich rodziców wygląda podobnie - zaśmiałem się, zwracając do Sanny. - Mama pokazuje kreację, tata najpierw jest zachwycony, a zaraz potem już uznaje że to nieodpowiedni strój, potem się sprzeczają, nie odzywają godzinę przed wyjściem, aż w końcu tata wraca do mamy, mówi, że wygląda cudownie, a na samej imprezie są rzecz jasna w centrum najjaśniejszej uwagi - streściłem, kręcąc głową. Tata posłał mi piorunujące spojrzenie.
- To może przedstawię ci scenariusz "każdego wyjścia na bal Lorenzo", albo scenariusz "każdego sobotniego wymykania się z domu", co ty na to młodzieńcze? - wytknął mi.
Offline
- Ja z chęcią posłucham o tych scenariuszach ale może nie przy tak miłym śniadaniu. Hm, śniadaniu dla większości z nas i kolacji dla twojej przyjaciółki - powiedziała pani Harland, bo chyba była panią? Rany, to naprawdę było bardzo mieszające, w sensie... ten ich młody wygląd.
- To trochę z mojej winy - postanowiłam zabrać głos, spoglądając na ojca Lorenzo. Zacisnęłam lekko wargi, zerkając jeszcze kątem oka na mojego przyjaciela. - Nie dawałam się zaprosić. Mieszkam głęboko w lesie, nigdy nie byłam w tak pięknym domu i zawsze czułam nutę stresu na myśl, by dać się zaprosić - wyjaśniłam, wracając do jedzenia, głód powoli wracał, z każdym kęsem.
Offline
- Nie chciała mnie słuchać, a ja nie mam takiej mocy sprawczej by ją do wszystkiego ciągle przekonywać - parsknąłem śmiechem. Tata mruknął potakując, choć minę miał raczej mówiącą "a to ciekawe". Dziwnie się zachowywał Nie ufał jej? Przecież wiedział, że kiedyś przyjdzie, że kiedyś ją przedstawię i... no, w końcu była moją przyjaciółką. Jednak zaraz to wahanie na jego twarzy zniknęło.
- Jeśli będziesz iść z Lorenzo na bal, tam poznasz prawdziwie piękne domostwo - uprzedził tata, z delikatnym uśmiechem. - Ten domek nie jest ani trochę architekturą wampirów, najwyżej meble mogą sugerować kto tu mieszka - przyznał, ale koniec końców się uśmiechnął lekko. - W twojej kulturze samodzielnie buduje się leża, prawda? To dla mnie i dla mojej żony, wtedy właściwie narzeczonej, było to właśnie leże. Nie wybudowaliśmy go własnymi rękoma, jednak włożyliśmy wiele pracy i uczucia, by właśnie takim leżem był...
- Legendarny "domek z ogródkiem" rodziców - westchnąłem cicho. - Blisko lasu, ciut dalej od miasta, bez służby, czy innych ułatwień - dodałem.
Offline
- Nigdy bym się nie nauczyła żyć w domu, w którym ktoś za mnie ciągle sprząta i mi wszystko przekłada. Albo gotuje! Żadne jedzenie nie smakuje tak doskonale, jak spalone omlety mojego ukochanego - oznajmiła mama Lorenzo, sięgając jedną dłonią ku dłoni męża.
A to co powiedział tata Lorenzo... Rany, to było niesamowite. Porównanie tego domu do leża sprawiło, że znów moja perspektywa zaczęła się zmieniać.
- Ja już mówiłam Lorenzo, że z chęcią bym miała kogoś, kto by za mnie sprzątał, strasznie za tym nie przepadam - szepnęłam, powoli kończąc jedzenie.
- Od czasu do czasu zatrudnię kogoś do pomocy przy sprzątaniu, domek nie jest taki malutki, ale żeby tak ciągle... - jęknęła, patrząc znacząco na męża. - Bez przesady - podsumowała twardo, popijając póki co herbatę.
Offline
Tata wzruszył ramionami, zaraz z serwetką wycierając twarz Ophelii. Dziewczynka jednak skrzywiła się i wyciągnęła rękę by samej wytrzeć swoją buzię. Tata przez kilka sekund oddał się uczuciu dumy ze swojej samodzielnej córci, ale zaraz wrócił do rozmowy.
- Lorenzo nie opowiadał ci pewnie, jednak mieszkałem niegdyś w wielkim dworze na którym było znacznie więcej służby niż domowników - zaśmiał się cicho. - Tam poznałem swoją żonę, miłość długiego życia, jednak na dłuższą metę, nawet jeśli ciepło wspominam tamte luksusy, nigdy więcej już nie dam gromadzie wampirów sprzątać, gotować, zajmować się dziećmi i robić pranie - westchnął, na co uśmiechnąłem się krzywo.
- Nigdy nie byłem w tamtym domu - wyjaśniłem. - Ale zdecydowanie musiało być męczące mieszkanie w nim - westchnąłem. - Teraz sobie nie wyobrażam mieszkać gdziekolwiek daleko od lasu - wyznałem szczerze.
Offline
Uśmiechnęłam się mimowolnie, spoglądając na Lorenzo. Gdyby jego rodzice zdecydowali się nie wyprowadzać w te rejony to zapewne... Moje życie wyglądało by zupełnie inaczej. Goniłabym za nim, za Lorenzo. Choć nie wiedziała bym wtedy za kim dokładnie tęsknię, czego mi brakuje, że do życia potrzebuje tylko jego łagodnego uśmiechu. Szukałabym bezimienny serca. A dzięki temu że tu jest, że był od zawsze, to doskonale go znałam, a on doskonale znał mnie.
- Tutajsze okolice są naprawdę ciekawe i ładne. A gleby zyzne6i urodzajne, co pewnie znacząco wpływa na pański ogród, Panie Harland.
Offline
Tata jakby rozbłysł na nocnym niebie.
- Oh tak, ogród rozkwitał w oczach jak tylko się tu wprowadziliśmy, początkowo uznałem że będę prowadził skromny ogródek, ale po paru miesiącach okazało się, że tutejsza ziemia jest magiczna. Sądziłem kwiaty, nawet wymagające róże, hortensje... Wszystko pięknie rosło, większość kwiatów jest przed domem, a owoce i warzywa za domem. No i naturalnie moja chluba, szklarnia, trzymam tam egzotyczne rośliny...
- Tato...? - odchrząknąłem. - Spokojnie, wiemy, kochasz rośliny, są w całym domu i poza domem, ale twoja pasja jest piękna - powiedziałem z czułością i rozbawieniem zarazem. - Pamiętasz Sanna, jak mówiłem Ci, tato, gdyby nie był tym kim jest, zostałby pełno etatowym ogrodnikiem...
Offline
Zmarszczyłam lekko brwi.
- Przy tak wielkim ogrodzie ogrodzie to naprawdę wyczyn zajmować się czymś więcej. W mojej rodzinie nikt nie ma ręki do kwiatów. Ale moja siostra szyje, tak jak pani. Znaczy się... inaczej ale bardzo to lubi - mruknelam, odkładając sztućce na bok i sięgając po kubek.
- Dobra kwiatów nie dość ze trzeba mieć rękę to jeszcze i cierpliwość. Ja jestem strasznie nazwana - podsumowała wampirzycą.
Offline
Zachichotałem rozbawiony.
- Tak, jesteś - przyznałem mamie rację, przyglądając się jej czule. - A ja po tobie to mam, mam mniej cierpliwości niż tata, ale chyba jednak więcej niż ty - zauważyłem zamyślony, ale bardziej rozbawiony.
- Młodzieńcze, wdałeś się w mamę w każdym calu, ale to czyni cię tak niesamowitym - wtrącił tata. Choć unikał zerkania na Sanne to poza tym zachowywał się normalnie. - Masz gadane, twoja wrażliwość sprawia że wszystkim miękną serca... A w dodatku jesteś bardzo dzielny, pracowity... No i uparty. Piekielnie uparty - uśmiechnął się lekko.
Offline
- To akurat nie idzie na plus, bo każde z nas wykazuje silną potrzebę narzucania innym swojej woli. Nawet Ophelia ma ochotę się już rządzić - mruknęła mama Lorenzo, śmiejąc się na koniec.
Zmarszczyłam lekko brwi. Nigdy nie uważałam, że Lorenzo jest jakiś za bardzo uparty. Zawsze to ja chciałam się rządzić na wszystkie strony i ciężko było mnie przekonać do innych opcji. Ciekawe na co się aż tak upierał, że jego rodzice mieli takie zdanie o nim. Bardzo chciałam o to zapytać, ale jakoś się powstrzymałam, zapisując sobie to pytanie w pamięci.
Wampirze śniadanie trwało jeszcze jakiś czas i podczas gdy rodzina Lorenzo nabrała juz pełnej energii, ja znów poczułam przypływ senności. I kiedy zaczęłam ziewać Lorenzo postanowił mnie odprowadzić.
Zarywałam wargi, splatając dłonie za sobą na plecach.
- Dzięki... Za kolacje, serio, to było mega mile z twojej strony - szepnęłam, nadal czując si lekko oszołomiona.
Offline
- Hej, nie masz za co, to była drobnostka - zapewniłem ją miękko, gdy przeszliśmy do salonu. - Ty... Wrócisz na noc do domu? Czy znów będziesz chciała spać w bazie? - uniosłem badawczo brew. - Jeśli będziesz tam spała w nocy to się zaziębisz, więc powiedz tylko słowo, a przenocuje cię u siebie - powiedziałem miękko. - Chciałaś mieć ciszę, to tutaj jest jej sporo, przede wszystkim jest tu mniej istot, a dom spory - zauważyłem rozbawiony, spoglądając na wilczyce.
Offline
Uśmiechnęłam się na myśl, z e mogłabym spać w jego domu ale nie uważałam ego za odpowiednie. Tym bardziej ze jego rodzice tam byli, a jego tata wydawał się być jakiś taki... no sama nie wiem, miałam wrażenie ze jednak niezadowolony moja obecnością.
- Jeszcze nie wiem co zrobię. Może przenocuje w bazie, a może wrócę do domu. Nic mi nie będzie, zmienię się w wilka jeśli zmarzne - wyjaśniłam spokojnie. - Ale dzięki za propozycje. Wy teraz zaczynacie swój dzień, n a pewno wygodniej będzie mieć dom dla siebie - podsumowałam i szybko zmieniłam temat. - A tak w ogóle... To nie wiedziałam, że jesteś aż tak piekielnie uparty. Czym zaszedłeś za skórę rodzicom?
Offline
Zaśmiałem się cicho, kiedy zakładaliśmy buty do wyjścia. Gdy otworzyłem przed nią drzwi tarasowe wilczyca wyszła, a ja za nią.
- Choćby to, że spotykam się z tobą wciąż i wciąż, że uparłem sie na te soboty - zauważyłem. - Bywam uparty, nawet bardzo, dziw że tego nie widzisz, ale może dlatego, że zawsze chodzisz mi na rękę - uśmiechnąłem się lekko. - Chciałem iść do jaskiń, to obiecałaś mi jaskinie, chciałem byś szła ze mną na bal i proszę - uśmiechnąłem się rozbawiony. - Nie widzisz mniie takim bo mi nie odmawiasz - zachichotałem.
Offline
Zmarszczyłam mocno brwi, naprawdę intensywnie myśląc nad jego słowami. Naprawdę wcześniej tego nie widziałam, zawsze miałam wrażenie ze jesteśmy we wszystkim zgodni i ze to ja jestem tą bardziej upartą ale erqz, gdy tak przedstawił sytuacię... Rany, być może faktycznie od zawsze szłam mu na ręke i było to dla mnie tak instynktownie, z e niemal nie do zauważenia.
Pokiwałam spokojnie głową.
- Może jak w końcu zrozumiałam ze świąt jest wielki to uznałam ze musze cie jakoś zatrzymać w lesie - szepnęłam, zastanawiając się nad tym.
Offline
Spojrzałem na nią marszcząc brwi, z nutką rozbawienia
- Ale ja się nigdy nigdzie nie wybierałem - parsknąłem śmiechem. - Lubię tu mieszkać, lubię się spotykać z tobą nieważne czy idziesz mi na rękę czy nie. Gdybyś po prostu tego nie robiła to byśmy się częściej kłócili, ale i tak bym wracał i wracał do lasu. Bo byłaś mi przyjaciółką, bo się bawiliśmy razem... - wzruszyłem ramionami. - Byłaś od zawsze mi bliska i raczej nic by tego nie zmieniło. Po prostu dwójka dzieci która się dogadała i nadal dogaduje gdy są dorośli...
Offline
- Ta, całkiem nieźle nam idzie - przyznałam, uśmiechając się z zadowoleniem. Jednak nie spoglądałam na Lorenzo, gdy szliśmy przez ogród jego taty. Patrzyłam po prostu przed siebie, zastanawiając się jak zareaguje, gdy już mu powiem o tym, że nigdy nie chce być daleko od niego, że tylko przy nim pamiętam jak się oddycha. Przez własną głupotę będę cierpieć jeszcze bardziej. A mogłam posłuchać się ojca, mogłam od razu to wszystko zaakceptować. Ale nieczęsto słyszałam o tym że serce nie jest wilkiem. Zawsze wiedziały obie strony. A w naszym wypadku cała odpowiedzialność za wiedzę spadała na mnie. To niesprawiedliwe. - A mogło się wydawać, z e takie głupie dzieciaki jak my nie dadzą rady się dogadać - zauważyłam, śmiejąc się. - Nasze początki bywały trudne - przypomniałam.
Offline
- Bywałaś dla mnie okropna - wytknąłem jej rozbawiony. - Nie lubiłaś jak płakałem, a płakałem cały czas. Nie lubiłaś słabości, a byłem słaby... Ale zawsze byłaś. Zawsze mnie słuchałaś i wspierałaś, więc... Koniec końców nie wspominam tego źle. Po prostu cieszyłem się, że mam tak wyjątkową przyjaciółkę. Uwielbiam swoją bazę, w której mi pomagałaś, uwielbiam cały czas chodzić do lasu, bo kojarzy mi się tylko z przyjemnymi rzeczami - uśmiechnąłem się lekko. - Jezioro, las, jaskinie... Tyle tam cudów...
Offline
- Beze mnie nigdy byś tam nie dotarł. Ciekawe co byś teraz robił... Mam na myśli co byś robił gdybyśmy się nie spotkali wtedy. No wiesz... Może jednak nie byłbyś aż taki dziwny. - Zaśmiałam się mimowolnie, szturchając wampira łokciem w bok. - No wiesz, może miałbyś więcej wampirzych przyjaciół i siedział byś sobie z nimi w mieście, a nie z wilkiem w lesie. Nie żałujesz? Ale tak szczerze! - zaznaczyłam, śmiejąc się. - Juz nic nie zmienisz, ale nie chciałbyś mieć więcej wampirzego towarzystwa?
Offline
Wzruszyłem ramionami.
- Nie widzisz tego, gdy spotykamy się raz na tydzień, ale mam sporo wampirzego towarzystwa. Nawet jakbyśmy się spotykali częściej to bym ich miał, wampiry tworzą czasem stada, kółka towarzyskie, mam swoją małą elitę... Ale to z tobą chcę się spotkać bez względu na wszystko i wszystkich - uśmiechnąłem się lekko. - Niczego nie żałuję i niczego nie będę żałował, bo nie mam czego - podsumowałem. - Zresztą moja grupka też jest dziwna, takich już przyciągam... Ale ty jesteś najdziwniejsza, nie martw się, twoje miejsce na podium nie jest zagrożone - zachichotałem, spoglądając na nią jednak z czułością.
Offline