Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Dawno nie spałam tak spokojnie i głęboko. Wybudzanie się z tego snu było powolne, wręcz mozolne. Nie chciałam by sen się kończył. Lecz kiedy moje zmysły zaczynały nieco pracować, p o czułam jego obecność. Najpierw po prostu ją poczułam, nie drgnęłam, nie westchnęłam, nie poruszyłam się. Po prostu wiedziałam że to on. Dopiero później zrozumiałam ze jest tu, że mną, a ja w jego objęciach. Uśmiechnęłam się sama do siebie, wtulając ufnie swoje ciało w jego tors.
Offline
- Hej, śpioszek - powiedziałem miękko, kiedy się w tak wtuliła ze mną. Pogłaskałem znów wilczyce po plecach. - Jest w porządku, moja droga? Spałaś tutaj zamiast w domu - zapytałem miękko, cichutko, by ją łagodnie wybudzić ze snu.
Offline
- Yhmmm, w domu było za głośno... - wymamrotałam w odpowiedzi, ziewając i mlaszcząc cicho. - Tu było pusto i w sam raz na drzemkę - dodałam, uśmiechając się do samej siebie. Jego delikatny dotyk nie pozwalał mi wyjść z amoku snu i wrócić do rzeczywistości, w ciąży tkwiłam jeszcze w sennych marzeniech. - Dawno już przyszedłeś? - spytałam, zastanawiając się, czy długo musiał na mnie czekać.
Offline
- Luzik, dopiero rozpaliłem tylko ogień, a potem zajrzałem tutaj - wyjaśniłem spokojnym tonem, patrząc jak powoli próbuje się rozbudzić. - Jak chcesz możesz jeszcze sobie poleżeć Sanna, nie ma problemu - powiedziałem miękko i westchnąłem cicho. - Możesz sobie drzemać gdzie chcesz.
Offline
Zamruczałam cichutko, jeszcze przez chwile trwając w tej przyjemnej chwili.
- Teraz jak już się obudziłam, to nie zasnę. Po co mam przesypiać celowo nasze spotkanie? - zauważyłam z lekka rozbawiona i z głośnym westchnieniem uniosłam głowę, przecierając jedną dłonią twarz. Popatrzyłam na Lorenzo. - Pewnie mam jakieś odgniecenie na twarzy po spaniu? - zapytałam z rozbawieniem, rozcierając policzek.
Offline
- Trochę - przyznałem z rozbawieniem. - Ale nadal wyglądasz świetnie, chodź może do ognia, hm? Masz ochotę na coś słodkiego, coś do picia? - zapytałem miękko, patrząc na nią z czułością, na jej zaspaną twarz. - Może powinnaś dziś wrócić wczensiej wrócić do domu i wysłać się porządnie...?
Offline
- Nieee, raczej pośpie sobie już tutaj, nie chce mi się wracać do domu - odparłam, przeciągając się. Założyłam niesforne kosmyki włosów za uszy i ruszyłam do wyjścia, zanim jednak wyszłam zerknęłam na zamyśloną twarz Lorenzo. - Nie, nie, to nie tak że się pokłóciłam z kimś, nie martw się tym - odparłam radośnie i mówiłam prawdę. W domu było całkiem ok, tak jak zawsze. - Po prostu mam ochotę pobyć z dala od domu i tyle - podsumowałam, rzucając mu jeszcze jeden uśmiech i wychodząc z namiotu.
Offline
Zmarszczyłem lekko brwi, ale uznałem że to chyba nie moja sprawa.
- Cóż, gdybym wiedział wcześniej to może bym zaprosił cię do siebie, jeśli masz ochotę na wieczorne śniadanie to możemy się przejść, rodzice mają dziś wolne i są w domu, ale to gościnne wampiry - zapewniłem rozbawiony, również idąc do ognia i układając ten koc by na nim usiąść. - No i masz tez znacznie wygodniejszą bazę swoją i brata - przypomniałem.
Offline
- Em, no niby tak, ale jakbym spała tam, to bym zaspała na przyjście tu - wybrnęłam prędko, uśmiechając się niewinnie. - Poza tym, tu nie jest aż tak niewygodnie - oburzyłam się z lekka, przysiadając na kocu przy ogniu. Chciał mnie zaprosić do siebie? O rany... Nigdy u niego nie byłam. Widziałam jego dom tylko z zewnątrz, za to Lorenzo, nawet tyle nie widział mojego domu, bo niezbyt mógł zbliżyć się do mojego miasteczka. Choć gdybym przedstawiła go jako moje serce, nie było by problemu z jego wejście na teren watahy. - Ja tam lubię twoją "bazę" - podsumowałam ze śmiechem, zerkając na wampira. - Co smacznego przyniosłeś dziś do jedzenia? Ja niestety nic nie mam...
Offline
- Pianki na ognisko jakbyś chciała i owoce z ogródka taty - powiedziałem miękko i otworzyłem swój plecak. - Zabrałem kilka z misy zanim wyszedłem. Um, no i mam kilka projektów, może coś ci się spodoba - uśmiechałem się lekko, grzebiąc głębiej w torbie i znajdując w końcu kilka kartek złożonych w pół i podając je wilczycy nim sięgnęła po owoce. - Poprosiłem mamę, by czysto teoretycznie zaprojektowała suknie na bal, jakbym czysto teoretycznie miał brać ze sobą partnerkę... - wyjaśniłem niewinnie.
Offline
Zagryzłam wargę, sięgając po jabłko jedną dłonią, a drugą po kartki. Uśmiechnęłam się pod nosem, zanim ugryzłam owoc.
- Powinnam ci chyba najpierw powiedzieć, że się zgadzam, by już pominąć teoretyczne kwestie - szepnęłam, jeszcze z pełnymi ustami, wbijając wzrok w pierwszy projekt. Luźna sukienka, ze ślicznym wykończeniem na dekolcie, była lekka i zwiewna. Miła dla oka. Zanim przekręciłam kartki, zerknęłam na Lorenzo, uśmiechając się lekko. - Chyba nie muszę pytać, czy cieszy cię moja odpowiedź?
Offline
- Cieszę się, że rozważasz pójście ze mną, naprawdę się cieszę, ale zaakceptuje, gdybyś uznała, że dla ciebie to za dużo - zapewniłem ją miękko. - Po prostu wiem, że mama lubi sobie poprojektować, rzuciłem jej takie powiedzmy wyzwanie. Wyjątkowa sukienka dla istoty która nigdy nie była na balu, by czuła się swobodnie, ale i pięknie - wyjaśniłem. - Gdybyś podjęła decyzję, że dasz mi się porwać na bal, to przynajmniej kwestia kreacji będzie już załatwiona - uśmiechnąłem się lekko.
Offline
Zaśmiałam się i pokręciłam głową, przysuwając do Lorenzo. Odrzuciłam na razie na bok kartki i sięgnęłam do jego dłoni, by zacisnąć na niej palce.
- Nie, nie, głupku - mruknęłam rozbawiona. - Ja już nie rozważam, ja już postanowiłam - zaznaczyłam, wyjawiając mu moją odpowiedź. - Nie mam co się dąsać, nie chcę ci odmawiać, ani odmawiać sobie. Zbyt ciekawa jestem tego wszystkiego, żeby się uparcie wzbraniać przed pójściem z tobą na bal - szepnęłam uśmiechnięta. - Więc tak, pójdę z tobą - podsumowałam, przyglądając się jego twarzy.
Offline
Spojrzałem się najpierw z niedowierzaniem, a potem z coraz szerszym uśmiechem, który się przerodził w szczerzenie zębów.
- Poważnie? O rany, to cudownie! Pojedziemy razem na bal! - zaśmiałem się szczerze i nadal patrzyłem z zachwytem na wilczycę. - To naprawdę świetnie, zobaczysz ze mną prawdziwą wampirzą rezydencje, będziemy się razem bawić, ah muszę cię nauczyć przynajmniej prostego walca... Oh no i teraz to koniecznie musisz wybrać suknie!
Offline
Roześmiałam się, kiwając głową i potakując mrukliwie na jego słowa. O tak, koniecznie musiałam którąś wybrać... Puściłam dłoń Lorenzo i wróciłam do poprzedniej pozycji. Podgryzając jabłko zaczęłam się przyglądać drugiemu projektowi. Ta sukienka wyglądała już groźnie, mogłabym rzec, że nawet trochę jak zbroja. Bardzo chciałabym zobaczyć tą na żywo, ciężko mi było sobie wyobrazić jej strukturę, czy ciężkość.
- Niesamowita - wymamrotałam jedynie pod nosem, odkładając drugą kartkę na bok i skupiając wzrok na trzeciej. Ta zdecydowanie wyglądała na ciężką, opinającą dokładnie ramiona, pierś i tak aż do tali. - Jak w tym oddychać? - Zastanawiałam się, chichocząc pod nosem. Ta też była śliczna i fascynująca. Zerknęłam na Lorenzo. - A ty? W której mnie widzisz? - zapytałam. - Odpowiedz mi szczerze - poprosiłam.
Offline
Zaśmiałem się cicho, zastanawiając nad tym. Pojedzie że mną, razem wejdziemy na bankiet, nauczę ją tańczyć walca i oboje na pewno będziemy w centrum zainteresowania, a rozmowy z damą rodu Rin na pewno potoczą się o wiele wiele łatwiej. Już nie mogłem się doczekać... Nasz wspólny bal!
- Wiesz, wszystkie mi się podobają, ale gdy myślałem o tobie, to sądziłem że ta pierwsza lejąca się, będzie wygodna i wpisze się dobrze w tłum, rozcięcie tu i tam, ale nadal dużo materiału... Drugą myśl miałem w stosunku do tej wyglądającej jak zbroja, bo... Jesteś wilkiem - uśmiechnąłem się lekko. - Jesteś wilczycą, wojowniczą istotą, takie nawiązanie do twojej kultury byłoby dobrze widziane, wampir lubią takie niuanse... - zaśmiałem się cicho. - No i do obu z tych dwóch miałbym garnitur plasujący kolorem - dodałem z lekkim uśmiechem, sugerując, że nawet ubrania miałby wskazywać, że jesteśmy razem.
Offline
- Garnitur i sukienka w tym samym kolorze? - szepnęłam, nie odrywając zafascynowanego wzroku od Lorenzo. Był taki niesamowity...! - Nieźle - szepnęłam, skupiając wzrok na tych dwóch, o których wspomniał, od razu skreślając tą trzecią. Przecież chciałam się podobać swojemu se... Mojemu Lorenzo. - Niech będzie zbroja - szepnęłam, podając mu szkic wybranej sukienki. - Będzie idealna - stwierdziłam, zaraz jednak nabrałam niepewności. - prawda?
Offline
- Jeśli dla ciebie jest idealna, to dla mnie też będzie - uznałem z przekonaniem i uśmiechnąłem się szczerze. - A więc zbroja. Zamówię w zakładzie mamy tą suknię oraz dodatki do mojego garnituru by wszystko pasowało... Hah lubię ten moment, dbanie o szczegóły takie ubiór, naprawdę na balach się na to zwraca uwagę, a szczególnie zwraca uwagę na to moja mama - uśmiechnąłem się szczerze. - No to świetnie. Idziemy razem na bal, czy to nie ekscytujące? Jeszcze cię poduczę prostego walca, żebyś mogła też potańczyć z klasą jakbyś chciała... No i cały czas zbieram też informacje o rodzie Rin - zapewniłem.
Offline
- Bardzo ekscytujące. Chyba jeszcze to do mnie nie dotarło - odparłam, łapiąc głęboki oddech i powoli wypuszczając go z płuc. - Tańczyć umiem... Hm, choć wasze tańce są inne - przypomniałam sobie szybko, uśmiechając się krzywo. Będę musiała powiedzieć, gdzie idę i dlaczego się na to decyduje. Powiem to głośno i może w końcu poczuję spokój? Choć pewnie póki nie usłyszy tego Lorenzo nie zaznam go w pełni.
Offline
- Ciut inne - przyznałem z nutką rozbawienia. - Klasyczne, um czasami zmysłowe, ale raczej postaraj się takich unikać, jeśli zapragniesz tańczyć z kimś na sali. Jeśli wampir się rozpędzi, to z trudem go powstrzymam, a to bal, więc nie możesz się zmienić - zastrzegłem i odetchnąłem cicho. - Okej, może od tego zacznę. Będę ci to jeszcze przypominać, ale balach jesteśmy jacy jesteśmy, w którymś momencie hamulce nam puszczają i jeśli będziesz chciała tańczyć to uważaj, by nie zetknąć się z jakimś wampira, który już wpadł w trans... - zacisnąłem usta. - Będę chodził z tobą i będę starać się oczywiście nie dopuścić do takiej sytuacji, ale po prostu ostrzegam.
Offline