Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Jesteś okropny, mówiłam, że nie dogaduje się z wilkiem, a ty mnie prowokujesz - fuknęłam na niego, odżywając nieco i podrywając się na równe nogi. - Nie myśl, że się na to nabiorę, nie jestem głupia. To jest świadoma zgoda - zaznaczyłam, uśmiechając się. Zdjęłam z siebie ręcznik i zwinęłam go w kulkę i wcisnęłam do swojego plecaka. - Będę musiała później wrócić tu po plecak z rzeczami - wymamrotałam, zbierając też kocyk. - I niech ci będzie, po ścigasz się z wilkiem - podsumowałam, obracając się plecami do Lorenzo, (tak dla zasady, bardziej dlatego, że ja nie chciałam na niego patrzeć w tym momencie, niż dlatego, że on patrzył na mnie, było by to zbyt prowokacyjne) i zdejmując z siebie resztę ubrań by na spokojnie się przemienić. - Głupek - wymamrotałam jeszcze do samej siebie.
Offline
- Mam dobry słuch, nie przezywaj mnie! - parsknąłem, patrząc jak zdejmuje ubrania. No co? O nic mnie nie oskarżysz panie jej-przyszłe-serce, znałem ją pierwszy i znacznie dłużej. Potem uśmiechnąłem się pod nosem gdy poprawiła włosy, po zdjęciu góry od kostiumu. - Mogę wziąć twoje rzeczy, albo spakować ci je na plecy - dodałem, wcale nie obserwując jak zdejmuje też bieliznę. Ciekawe, czy wie, że patrzę? Chyba nie ma oczu z tyłu głowy, ani nie czuje mojego wzroku, więc pewnie nie. - Wyścig do bazy, a potem możemy jeszcze się powylegiwać w bazie, albo rozejść się do domów...
Offline
- Możemy posiedzieć w bazie jeszcze przez chwilę - mruknęłam i na tym skończyłam z mówieniem. Zmieniłam się zaraz w wilka, w pierwszej chwili czując się lekko oszołomiona. Potem jednak mój instynkt wyciszył się i skupił całkowicie na Lorenzo.
Na chwilę zastygłam w bezruchu, wbijając w niego wzrok. Miałam wielką ochotę się skupić i podpełznąć do niego, niczym zbity pies, przepraszać i łasić się. Ale on by nie zrozumiał. Dlatego tylko stałam, nasycałam nim wilcze zmysły.
Offline
Westchnąłem zachwycony na pojawienie się jej wilka i podszedłem bliżej zaraz kucając z zachwytem.
- Ah... w końcu, tak dawno cię nie widziałem wilczyco - mruknąłem pod nosem, patrząc na nią. - Rozjaśniło ci się futro? Na pewno tam na karku... Oh i są warkoczyki - uśmiechnąłem się, sięgając ręką do zaplecionych włosów Sanny. Hah kiedy byłem mały uwielbiałem bawić się z nią gdy była wilkiem, a jeszcze bardziej lubiłem kiedy leniuchowaliśmy, ona jako wilk, praktycznie leżąc na mnie, a ja głaszcząc ją po łbie. - I co, jest strasznie? Wilk wydaje się normalny, jesteś taka jak zawsze odkąd pamiętam tą postać Sanna - oświadczyłem.
Offline
Prychnęłam i porznęłam go mocno łbem, a że górowałam nad nim, gdy przykucał obok mnie, było dla mnie prostym, by go przewrócić. Lorenzo zaśmiał się i popatrzył na mnie troskliwie.
On jest moim sercem, jest centrum mojego świata. Czemu muszę się tak bardzo od niego różnić, czemu nie mogę być mu podobna, być taka jak on, jak moje serce, jak mój Lorenzo? - takie myśli jednak coraz szybciej odpływały, zastępowały je te proste: jak dobrze, że jest obok, chcę być blisko niego, potrzebuję go by porządnie oddychać. Wilk się cieszył, a ja byłam wilkiem, więc też się cieszyłam.
Pochyliłam łeb i tym razem delikatnie otarłam się o jego ramię.
Offline
- Oh... okej, faktycznie jesteś jakaś ospała i żądna pieszczot - zaśmiałem się, głaszcząc ją po głowie. - Hej, w ludzkiej postaci też mam cię głaskać po głowie? A może też drapać za uchem? - zapytałem rozbawiony, ale nie miałem powodów by przestać ją głaskać. Nie była ciężka, po prostu leżała na mnie, jakby przykrył mnie wielki, gruby koc. A w dodatku bariery zbliżeń nie wydawały się istnieć dla wilczycy w tej postaci więc nie planowałem się sprzeczać. Podobało mi się, a Sannie chyba też.
- Hej, tu jest niewygodnie, ale jak dobiegniemy do bazy, to tam się schowamy i mogę cię głaskać ile chcesz, okej? Wszystko by cię rozweselić - zaśmiałem się cicho, gdyż głośniej nie musiałem.
Offline
Mruknęłam cicho i stanęłam na równych nogach, pozwalając wampirowi zrobić dokładnie to samo. Lorenzo wyznaczył linie startu, zerkając na mnie rozbawiony. Teraz miałam szansę wygrać, ale nie czułam takiej silnej potrzeby, by to zrobić. Miałam ochotę go puścić i pozwolić się cieszyć zwycięstwem nad wilkiem.
To uczucie lekkości było jak narkotyk. Wilk czuł niesamowicie silną więź z tym wampirem, ale uparty człowiek, którym byłam, nie dawał za wygraną i nie pozwalał w pełni cieszyć się wilczym sercem, mimo że było mu już doskonale znane.
Lorenzo odliczył od trzech w tył, a gdy krzyknął start ruszyliśmy pędem przed siebie, nie biegłam najszybciej jak się dało, biegłam po prostu tuż obok Lorenzo, wsłuchując się uważnie w jego oddech, wyczulając się na zapach, wyostrzając na ruchy. Biegliśmy razem i było to zdecydowanie lepsze niż ściganie.
Offline
Z zadowoleniem puściłem się pędem przed siebie. Nauczyłem się nie oglądać jak biegnie ktoś z kim się ścigałem, po prostu biegłem, cieszyłem się z biegu. Byłem sprawniejszy, nie bałem się lasu, nie bałem się korzeni nie bałem się krzaków, po prostu biegłem przed siebie, wolny jak ptak, szczęśliwy, spełniony... taki lekki.
Przebiegliśmy, cały czas równym tempem. Wilk nie chciał mnie wyprzedzić, ale chyba mi to nie przeszkadzało. Biegliśmy równo i zgodnie, a potem tak samo wpadliśmy do mojej bazy. Oddychając ciężko, z szerokim uśmiechem popatrzyłem na Sannę.
- Dałaś mi fory! - zaśmiałem się, kręcąc głową i odkładając plecak z rzeczami swoimi i Sanny. Potem złapałem jeszcze kilka oddechów i rozciągając się jęknąłem cicho. - Bo co, bo chcesz więcej pieszczot?
Offline
Kichnęłam rozbawiona, drapiąc łapą w ziemi. Powinnam się już zmienić, nie mogłam przebywać przy nim w wilczej postaci... Przez to tygodniowa rozłąka stawała się jeszcze bardziej uciążliwa. Chorowanie z tęsknoty było czymś naprawdę paskudnym.
Jednak mimo wszystko ciężko było myśleć o konsekwencjach mojego zachowania. Lorenzo zachęcał mnie do bycia wilkiem i teraz się tak cieszył i żartował sobie, a ja niemal karmiłam się jego radością.
Offline
- Twój wilk zmienił się w szczeniaczka, a może to cała ty zmieniłaś się w szczeniaczka, co? - zaśmiałem się i wszedłem do namiotu, a kiedy położyłem się na poduszkach zostawiając część wolną, zaraz sprawnie wszedł wilk zajmując całą przestrzeń i znów leżąc na mnie, ale tak naprawdę było to bardzo przyjemne. Znów położyłem dłoń na jej głowie i zacząłem ją głaskać delikatnie.
- Pamiętam jak mi pierwszy raz się tak pokazałaś... bałem się - uśmiechnąłem się krzywo, bo zawsze bałem się nowego. - A potem, im częściej tak przybiegałaś, zacząłem się przyzwyczajać, aż w końcu zrozumiałem, że jesteś niezwykle piękna w każdej postaci - westchnąłem cicho, układając się wygodnie, a ciepłe futro wilczycy było tak milutkie, że mógłbym tak leżeć już zawsze.
Offline
Nadstawiłam uszu, słuchając jego słów. Jednak to, że nie mogłam mu nic teraz powiedzieć było wręcz błogosławieństwem. Wylała by się ze mnie rzeka różnych słów bez ładu i składu, burząc wszystko co oboje znamy, całą naszą bezpieczną strefę. Miałam ochotę mu mówić, że bardzo go kocham, że jest tą jedyną osobą, że nie musi się niczego bać, bo zawsze go obronię, przed wszystkim, że oddam życie, jeśli będzie taka potrzeba. Że nie musi się martwić, czy ktoś go pokocha, że już nigdy przenigdy nie będzie sam, bo zawsze będę obok.
Właściwie to czego się bałam... on chyba już teraz mnie kochał. Oh, tak się o mnie troszczył i martwił. I drapał za uchem... Czy naprawdę ta jego miłość różniła się aż tak bardzo od tej, którą ja czułam do niego?
Offline
Głaskałem ją i głaskałem, aż zamknęła oczy. Nie wiedziałem czy śpi, czy po prostu jest spokojna, ale wiedziałem, że nadal cicho pomlaskiwała. Nie przestałem jej głaskać, ani się przyglądać. Po prostu odetchnąłem słabo, zaciskając lekko usta.
- Zawsze mi smutno, kiedy jest ci źle... nigdy nie chciałaś się rozgadywać o tym... Gdy byliśmy mali, zawsze przychodziłem i płacząc mówiłem jak się czuję, choćby to był najpodlejszy powód... A ty chodziłaś zawsze zła i rozgoryczona swoim rodzeństwem, ale niewiele o tym mówiłaś, nie chciałaś mnie kłopotać... Nawet kiedy chciałem być kłopotany - uśmiechnąłem się krzywo, nie wiedząc czy mnie nadal słucha, równie dobrze mogła już się zmęczyć moją paplaniną. - Znałaś swoje emocje, rozumiałaś je i byłaś pewna, że pojawi się twoje serce i będziecie razem szczęśliwi... A ja strasznie chciałem byś mnie nauczyła tego co to jest ta prawdziwa miłość - mruknąłem. - Czym są te emocje, które może znam, ale nie umiem nazwać...? - westchnąłem cicho, bardziej mówiąc już do siebie, niż do wilka.
Offline
Nie odpowiedziałam nic na jego słowa, choć doskonale je słyszałam. Nie poruszyłam się, ani wtedy, kiedy mówił, ani wtedy, kiedy zamilkł, a jego oddech stał się równy i miarowy. Przysypiał powoli. Ja zresztą też, było mi za dobrze, zdecydowanie za dobrze. Byłam teraz najszczęśliwszą istotą na całym świecie, a moje serce nie umiało tego pojąć, nie potrafiło dostrzec, że to właśnie on to wszystko powodował.
Zmieniłam się w człowieka, rozbudzając przy tym Lorenzo, nie był zmęczony, w końcu noc była jego porą, więc obudzenie go nie było wielkim wyczynem.
- Wybacz - bąknęłam, naciągając na ciało luźną koszulkę, i szukając reszty swoich ubrań w plecaku. - Powinnam wracać - wymamrotałam zamyślona.
Offline
Skrzywiłem się lekko, dając jej tyle prywatności ile chciała naciągając na siebie koszulkę i podczas zakładania reszty ubrań.
- Tak, jasne... Noc nie jest twoją porą... Żałuję, że nie mogę spotykać się z tobą na słońcu, że nie mogę wrócić z tobą do watahy - mruknąłem, siadając prosto i patrząc w jakiś punkt namiotu, który i tak nie miał znacznie. - Może byłbym lepszym wilkiem niż wampirem? Może łatwiej byłoby nie być synem swoich rodziców - mruknąłem.
Offline
- Chyba zawsze jest ciężko - szepnęłam, kończąc ubierać się. - I wiesz co? Myślę że jesteś świetnym wampirem - powiedziałam, usmkechająć się do Lorenzo. Przeczesałam palcami krótkie włosy, n ie co je uklepijąc by nie sterczały tak na wszystkie strony. - Choć wilkiem pewnie też był dobry. Ale niebylbys juz sobą. Za bardzo lubię Lorenzo wampira, by się nad tym głębiej zastanawiać - podsumowalam, opuszczając dłonie.
Offline
Uśmiechnąłem się słabo i pokiwałem głową już patrząc na Sannę. Sam sięgnąłem dłonią do jej włosów i poprawiłem kilka kosmyków, które nie chciały się spokojnie ułożyć na głowie tego niespokojnego wilka.
- Chyba to co powiem będzie głupie... - zacząłem z krzywym uśmiechem. - Ale zazdroszczę twojemu sercu, kimkolwiek ten gość nie jest. Pewnie go nie polubię, ale na pewno mu zazdroszczę już teraz - przyznałem, kręcąc głową i zabrałem rękę wychodząc z namiotu. - Mam nadzieję, że nie było to nic obraźliwego dla twojej kultury! - dodałem rozbawiony i odetchnąłem głęboko nocnym powietrzem. - Chyba faktycznie jestem świetnym wampirem...
Offline
Po tym jak to powiedział i wyszedł z namiotu niemal rozłakałam się z radości i żalu za razem.
- Nie powinieneś być zazdrosny - szepnęłam jedynie, przepakowywując swoje rzeczy znów do mojego plecaka. - Ale to nie jest chyba nic obraźliwego. Przynajmniej ja nie czuje się obrażona - podsumowałam, nie umiejących się powstrzymać od łagodnego śmiechu. Wyszłam z namiotu i za rzuciłam plecak na jedni ramię. Byłam lekka jak piórko i latałam niczym wolny ptak, jednak za moment to uczucie miało minąć, a moje skrzydła miały sistac połamane. Nie chciałam nigdzie odchodzić.
Offline
- Cóż, cieszę się, że cię nie obraziłem - parsknąłem i z westchnieniem spojrzałem w swoją stronę. - To do zobaczenia za tydzień Sanna. Widzimy się tutaj? Przyjdę tuż po zachodzie i rozpalę ognisko - zaproponowałem z uśmiechem. - Coś wymyślimy sobie do roboty, a póki co... wracaj do domu i śpij dobrze - powiedziałem, odwracając się na krótko i ruszając biegiem do domu, gdzie pewnie rodzice chcieli mnie już widzieć. Oh i Ophelia, obiecałem się pobawić z siostrą jeszcze... ah obowiązki!
Offline
Wzięłam głęboki oddech, z bólem w sercu patrząc jak znika na kolejny tydzień z mojego pola widzenia. A przygnębienie z tego tytułu nie pojawiło się pod koniec tygodnia jak zawsze, lecz już następnego dnia. Smutek i żal otulił mnie ciasno niczym ciepła pierzyna zimą i nie pozwolił wstać z łóżka.
Tydzień to zdecydowanie za długo, to bardzo za długo...
***
Do namiotu przyszłam w sobotę po południu i po prostu się położyłam spać w środku. Całe wnętrze przesiąknięte było zapachem moim i wampira, co szczególnie umilało przebywanie tam. Dlatego spało mi się tam o niebo lepiej niż we własnym domu.
Offline
Przyszedłem tak jak się zapowiedziałem, czyli chwilę po zachodzie słońca. Było jeszcze całkiem jasno jak na mnie, ale gdy dotarłem do obozowiska było już na tylko ciemno, że rozpalenie ognia było jak najbardziej na miejscu. Odłożyłem plecak na bok, ale nie daleko, bo miałem w nim niespodziankę dla wilczycy, a potem podszedłem do namiotu skąd chciałem zabrać jeden z kocy do siedzenia nad ogniem. Jak wielkie było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłem tam pogrążoną we śnie wilczycę. Skolna na poduszkach, oddychała tak spokojna otoczona naszymi zapachami, że naprawdę nie wyczułem jej wcześnie. Z delikatnym uśmiechem wsunąłem się do namiotu i z czułością otuliłem wilczycę ramieniem.
- Byłaś aż tak zmęczona...? Nie śpisz po nocach, a może kłócisz się z rodziną...? - pytałem cichutko sam siebie kiedy czule głaskałem Sanne po ramieniu i przyglądałem się jej zmęczonej twarzy.
Offline