Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- To też jakaś swego rodzaju walka - przytaknęłam, zakręcając sok i powoli podnosząc się z ziemi. Wyciągnęłam dłoń do Lorenzo, by pomóc mu się podnieść szybciej. - Choć osobiście wolałabym byś nie walczył na żadnym froncie. Ale wiem, że nie mam prawa cię o to prosić - podsumowałam, ze słabym uśmiechem i nutą powagi w glosie. Ale taka była prawda, kim dla niego byłam? Przyjaciółką z lasu, jego rodzina i wspieranie jej były dla Lorenzo zdecydowanie ważniejsze.
Offline
Popatrzyłem na nią i sięgnąłem po dłoń, podnosząc się z ziemi. Hah, była silna, umięśniona, nawet jeśli byłem cięższy to Sanna nadal miała swoją zwierzęcą siłę. Kiedy wstałem popatrzyłem na nią z nutką powagi, nie puszczając jej nadgarstka, choć Sanna chciała już odejść w stronę wody.
- Zamartwiałabyś się o takiego beksę jak ja w czasie walki, ale... Gdyby faktycznie, kiedyś doszło do rewolucji i rozpocząłby się przewrót... Będziesz u mojego boku? Nie mam prawa cię o to prosić, ale czy... chciałabyś stanąć u mojego boku? Jako wilczyca, moja Sanna, nie ze względu na matkę-Alfę - zapytałem, marszcząc lekko brwi i nadal patrząc na nią z nutką powagi. - Czysto teoretycznie, rzecz jasna...
Offline
Zmarszczyłam z niezadowoleniem nos.
- Nie lubię jak pytasz mnie o takie rzeczy czysto teoretycznie - bąknęłam. - Przez to staje się to zbyt realne, a wybacz, ja nie jestem za rewolucją. To straszne co zrobili z nami ludzie, powinni się stąd wynieść, ale mają nas w garści... Życie się ustabilizowało, wszyscy jesteśmy ograniczeni ale przynajmniej bezpieczni - podsumowałam, zaciskając wargi i wbijając wzrok w wampira. Lorenzo spoglądał na mnie jednak wyczekująco. - Jasne, że bym za tobą stanęła głupku - powiedziałam, rezygnując z twardego tonu i uśmiechając się do niego łagodnie. - Jak myślisz? Jak zdobyć zaufanie rodu Rin? - spytałam, wyciągając dłoń z uścisku dłoni Lorenzo i sięgając do swojej koszulki by ją z siebie zrzucić, tak jak i spodnie, by zostać już w samym jednoczęściowym kostiumie.
Offline
Z nawyku niemal zlustrowałem Sanne, uśmiechając się pod nosem. Znałem jej ciało doskonale, kąpaliśmy się nago jako dzieci, bawiliśmy się cały czas, leżeliśmy ciało obok ciała, zawsze wiedziałem jak wygląda i... może podświadomie szukałem takiego ideału wśród wampirów? Uhm, o czym to...
- Jestem olśniewający, dziedzic Harland i mam za najlepszą przyjaciółkę wilczycę ze znamienitej watahy, myślę że wiem jak z nimi rozmawiać. Sam zawsze byłem dziwakiem. Hm no i wiem, że jej partner jest po studiach astrologicznych, może też to jakoś wykorzystam - wzruszyłem ramionami. - Poczytam o Zathurze i Siriusie Rin jeszcze, ale samo to że noszę twój zapach już przekona ich, że jestem ciekawy - uznałem.
Offline
Pokiwałam głową, marszcząc lekko brwi. Cholera, sama bym chciała z nimi porozmawiać, z tym wilkiem, z tą wampirzycą... Ileż to mają szczęścia i radości, że mają siebie na co dzień, od zawsze i na zawsze.
- Pełen uroku - powiedziałam z lekka sarkastycznie, szturchając wampira łokciem. - Skoro jesteś taki cudowny, to czemu nie zagadałeś od razu? Przecież pierwsze wrażenie jest najważniejsze! - zauważyłam i zostawiłam Lorenzo w tyle, ruszając biegiem do jeziora. Ściganie się i zdobywanie pierwszego miejsca nigdy mi się chyba nie znudzi.
Offline
Westchnąłem ciężko i ruszyłem zaraz za Sanną do jeziora, a kiedy już wbiegliśmy do wody ochlapaliśmy siebie sami i wszystko dookoła, w głośnych pluskach. Jakieś ptaki poderwały się do lotu z pobliskiego drzewa, chyba wzburzone naszym zachowaniem. Roześmiałem się, kiedy już stałem w wodzie do torsu, a wilczyca patrzyła na mnie z dołu, bo jej woda sięgała do ramion.
- Wygrałaś przemądrzalcu - parsknąłem. - Nie podszedłem do Rin, bo miałem inne zadanie i chciałem się zabawić. Jak teraz pójdę na bal to będę przygotowany no i będę musiał być skupiony na celu, a nie na seksie - uznałem szczerze, ale zaraz szczerość minęła, kiedy ochlapałem Sannę z chichotem. - Przemądrzalec!
Offline
- Beksa! - odkrzyknęłam rozbawiona, oddając mu i starając się chlapać na niego równie mocno co on na mnie, choć było mi ciężej przez to, że było już dla mnie ciupek za głęboko. Dlatego gdy stwierdziłam, że nie ma dalej sensu atakować postanowiłam zrobić odwrót i rzuciłam się na wodę, nurkując i odpływając jeszcze głębiej, by znaleźć się poza zasięgiem Lorenzo. - Ale i tak trzymam kciuki za twoje plany! Koniecznie chcę posłuchać pełnej relacji z tej rozmowy! - zawołałam, oglądając się nieco za siebie.
Offline
Zawahałem się i po zbyt krótkiej chwili namysłu wykrzyknąłem:
- To idź ze mną - zawołałem, zaraz jednak mierząc się ze zmarszczonymi brwiami Sanny, która spojrzała na mnie nieco skołowana. - Bal będzie... dopiero za miesiąc - dodałem, wzruszając ramionami i dalej brnąc w tą propozycję, choć ona już oddaliła się, stała bliżej brzegu. Rozłożyłem ręce na boki, próbując powiedzieć "dlaczego by nie?". Sanna jednak nadal milczała, więc podszedłem bliżej.
- To będzie bal pełen mieszanych istot, dlatego jestem pewien, że pojawią się na nim Rin. A jeśli sam bym przyszedł z wilczycą, to zyskałbym w oczach - dodałem nieco z wahaniem. - Tak sobie tylko pomyślałem - dodałem niepewniej.
Offline
- Nie będę twoją kartą przetargową - odparłam żartobliwie, ruszając znów w jego stronę, aż spotkaliśmy się w połowie drogi, gdzie miałam wody do pasa. Stanęliśmy naprzeciwko siebie, a ja przekrzywiłam głowę na bok, opierając dłonie na biodrach. - Kiedy ostatnio o tym gadaliśmy, to mówiłam ci, że się nad tym zastanowię, a nie że się zgodzę gdy tylko to zaproponujesz. To chyba głupie... Poza tym, jak to wyjaśnię rodzinie? Po takim balu będę przesiąknięta magią i zapachami.
Mój tata wiedział, że moje serce jest nietypowe, ale po czymś takim na pewno się dowie kin jest. Przecież chodzi do miasta i nie jest głupi. Wyczuje i zorientuje się, że Harlandowie mieszkają całkiem niedaleko nas... Znajdzie wydeptaną drogę, namiot, miejsce na ognisko... Dowie się wszystkiego i na pewno nie będzie już krył tego przed matką. A kiedy wszyscy się dowiedzą, to... Sama nie wiem. Będę musiała powiedzieć Lorenzo? I co... Zniszczę jego luźny świat, zniszczę jego tu i teraz, bo będzie musiał się zastanowić, co będzie później, co dalej, co z przyszłością.
- I jak sam wyjaśnisz mnie wszystkim innym, he? Rzucasz takie propozycje, a nawet nie myślisz o konsekwencjach - podsumowałam, zaciskając wargi i odwracając się do niego plecami.
Offline
- Bo nie widzę w tym konsekwencji - prychnąłem. - Jadę na bal z przyjaciółką, dla mnie nie ma to konsekwencji. Poza tym chyba... możemy się przestać ukrywać przed wszystkimi, chować po krzakach i udawać coś. Jesteśmy dorośli, no nie? W twojej watasze jest jakiś zakaz przyjaźnienia się z wampirami, hm? Bo ja nie mam zakazu. Moi rodzice od dawna czują na mnie zapach wilka, ale nie pytają, bo wiedzą, że kiedyś im wyjaśnię no i... Słuchaj, naprawdę gdybyś poszła ze mną na bal to miałabyś jakieś poważne konsekwencje? - zapytałem, wzruszając lekko ramionami, a moje intencje były naprawdę szczere.
Offline
Zacisnęłam mocno zęby nie zatrzymując się, tylko wychodząc sprawnie z wody, nie oglądając się na wampira. Co się stanie? Złamie się Lorenzo, złamie się, zapragnę mieć więcej, więcej ciebie, być większą częścią twojego życia. Pokruszę się na małe kawałeczki i nie dam rady się pozbierać. To się stanie.
Wampir ruszył za mną, a kiedy okryłam się ręcznikiem i obejrzałam się na niego był już prawie za mną.
- Nie... Nie mam żadnych zakazów w związku z wampirami, choć między nami, sam wiesz jaka jest moja matka, staroświecka i uprzedzona - przypomniałam mu, gdyby miał jakiekolwiek wątpliwości w tej kwestii. - Wiesz sam, że chciałabym zobaczyć twoje bale... Sama nie wiem, co mnie w tym wszystkim tak denerwuje - skłamałam gładko, uśmiechając się łagodnie do niego. - Może to, że nie miałabym się w co ubrać? - rzuciłam żartem.
Offline
- Załatwię to w kilka dni - wywróciłem oczami i skrzywiłem się lekko. Również wyszedłem z wody i podszedłem do wilczycy gdzie sam usiadłem na kocu, ale niczym się nie okrywałem. Po prostu siedziałem z zaciśniętymi ustami. - Ale w porządku, jeśli uznajesz, że nie możesz to okej... Pewnie gdybyś miała już serce to zabroniłby ci iść gdziekolwiek z wampirem, a już w szczególności na wampirze bale słynące z krwi i orgii - westchnąłem cicho, przeczesując wilgotne włosy. W końcu odetchnąłem i pokiwałem głową.
- Rozumiem. Nie namawiam. Po prostu miałem taką myśl - machnąłem ręką.
Offline
Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Wybacz - szepnęłam, odwracając zwolna wzrok. - To nie tak, że nie chcę, bardzo chciałam, ale myślałam, że to bardziej marzenie niż realny cel - próbowałam się wyjaśnić, wybrnąć z mojej złości. Jak zwykle najpierw się wściekałam i burczałam, a dopiero potem myślałam. Głupia wilczyca. - Myślałam, że ja na balu to w twoich wizjach bardziej żarty. Przecież wciąż mówisz o tym, że jestem zupełnie inna niż wszystkie twoje... emm, koleżanki - przypomniałam mu, owijając się ręcznikiem ciaśniej. - Miałeś bardzo fajną myśl... - szepnęłam na sam koniec.
Offline
- Jesteś zupełnie inna, w końcu to z tobą spotykam się zawsze co tydzień od dziesicu lat, a nie co jakiś czas w łóżku na jakimś cały - parsknąłem niemal śmiechem. - I to ciebie pytam, czy będziesz u mojego boku jeśli świat by zwariował, a nie tamte "koleżanki", jak to mówisz - westchnąłem odchylając się do tyłu i opierając o ręce. - A na balu nadal byłabyś moją przyjaciółką. Nie brałbym cię do łóżka, nie flirtował pod wpływem emocji i nigdy bym nie zrobił nic nieodpowiedniego bo wiem przecież, że czekasz na to całe serce... - westchnąłem. - Przecież to szanuje...
Offline
Cholera, kurde, na Wielkiego Wilka, na moje pazury! Czy on miał zamiar doprowadzić mnie do szaleństwa? Moje serce zaczęło bić zdecydowanie za szybko i zbyt nerwowo jak na zwykłą pogawędkę. "Nie brałbym cię do łóżka, nie flirtował pod wpływem emocji i nigdy bym nie zrobił nic nieodpowiedniego, bo wiem przecież, że czekasz na to całe serce...", naprawdę?
- Wiem - powiedziałam, starając się opanować, choć byłam świadoma, że Lorenzo przez cały czas czujnie nasłuchuje mojego pulsu, jakby ciągle chciał mnie sprawdzać. W sumie mu się nie dziwie, od tak dawna nie zdradziłam mu prawdy... Nawet jak mu powiem, to będę musiała się zmierzyć z jego frustracją, że mu nie powiedziałam. I pewnie stwierdzi, że powinien zauważyć, cholera, jeszcze zacznie się o coś obwiniać... Tyle rzeczy może pójść nie tak, a ja w tej chwili miałam ochotę myśleć tylko o tym, by na balu stracił nad sobą panowanie i potraktował mnie jak swoje wampirze koleżanki... Przez te wszystkie myśli, aż poczułam ciepło na twarzy. - Wiem, wiem - powtórzyłam, łapiąc głęboki oddech i zastanawiając się jak wybrnąć, co powiedzieć, myśl szybciej Sanna. - Czyli... Przestaniemy być tajemnicą? - zapytałam, mając nadzieje, że pomyśli, iż to właśnie to wzbudziło we mnie tyle emocji. - Weźmiesz mnie na bal... Przedstawisz? A ja powiem mojej rodzinie o tobie...?
Offline
Zerknąłem na nią ze słabą nutką nadziei, unosząc brew. Jej serce biło jak szalone... Słyszałem jak krew szumi w jej żyłach, zagłuszała mi prawie cichy plusk wody.
- A na dodatek do tego wszystkiego załatwiłbym ci sukienkę - przytaknąłem. - I przestaniemy się kryć jak dzieci i będziemy mogli jak dorośli w końcu powiedzieć "idę się spotkać z Sanną, moją wilczą przyjaciółką" - zauważyłem. - A ja na zaproszeniu w końcu poinformuję o zabraniu ze sobą swojego dodatkowego gościa - wzruszyłem ramionami. - To... chyba niczego nie zmieni?
Offline
Uśmiechnęłam się miękko i wyciągnęłam dłoń w stronę Lorenzo. Wampir zerknął na nią i również wyciągnął swoją ku mnie. Zacisnęłam swoje palce na jego.
- Zapewne nie, ale lubię sobie pomyśleć nad takimi rzeczami wcześniej, no wiesz, nieco to zaplanować. Jednak pójście na żywca nie jest dla mnie bardzo komfortowe, przynajmniej nie tak bardzo jak dla ciebie - podsumowałam z lekka rozbawiona, a przynajmniej starając się taka być i wywróciłam oczami. - Ale... Mogę mimo wszystko dać ci znać na następnym spotkaniu? - zapytałam, chciałam mieć tą swobodę, przestrzeń na zastanowienie się. Pomyślę, stwierdzę, że nie mogę odmówić sobie takiego wyjścia i się zgodzę, ale mimo wszystko chciałam przejść przez te wszystkie etapy rozważania i wiedzieć, że podjęłam świadomą decyzję i być gotowa na ewentualne jej konsekwencje.
Offline
Pokiwałem głową.
- Jasne. Zawsze możesz się wycofać z pomysłu, zrozumiem - zapewniłem ją jeszcze raz i po jednym mocniejszym uścisku jej dłoni wstałem jeszcze raz z koca. - Idę popływać. Opiłem się krwi przed wyjściem i chcę jakoś porządnie spożytkować tą energię - westchnąłem przeciągając się i rozciągając. - A ty jak chcesz to siedź i myśl. Kto by pomyślał, że kiedyś to ja się zamartwiałem i rozmyślałem o wszystkim, a ty pierwsza wskakiwałaś we wszystkie krzaki - parsknąłem.
Offline
- Dorastamy i się zmieniamy - szepnęłam ze słabym uśmiechem, przyciągając kolana do piersi i obserwując jak Lorenzo rusza do wody. Wodziłam wzrokiem od jego nóg, przez pośladki i plecy, aż do ramion i parków, gdy wampir powoli zanurzał się znów w wodzie.
Instynktu nie oszukam. Albo coś w końcu zrobię, albo rozchoruje się na ciele lub umyśle, a wtedy trudno mi będzie wyzdrowieć. Ale czy dam radę wytrzymać, będąc tam z nim? Widząc jak patrzą na niego, jak go pożądają i jak go zdobywają. Byłoby mi zdecydowanie łatwiej, gdybym wiedziała, czy Lorenzo umiałby spojrzeć na mnie... Inaczej.
Byłoby mi łatwiej, gdybym powiedziała mu już lata temu. Ale nie, ja musiałam sobie naważyć piwa i choć wiedziałam, że kiedyś będę musiała je wypić, to kiedy ten moment w końcu przyszedł, to i tak czułam się nim zaskoczona.
Offline
Wróciłem po dłuższej chwili do Sanny, przekomarzaliśmy się chwilę, że jestem zmokłym wampirem. Wysuszyłem się i założyłem z powrotem koszulę. Serce Sanny nadal biło szybko, ale nie pytałem już co jest temu winne, czułem, że znów będę okłamany, albo... znów mi czegoś nie powie, nie wyzna.
- Hej, ścigamy się do bazy? - zapytałem. - Ja i wilk? Co ty na to? - dodałem, unosząc brwi, patrząc na blondynkę z wyzwaniem w oczach i szczerym uśmieszkiem, który mówił "wygram cokolwiek nie wymyślisz".
Offline