Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 … 24 25 26
Wątek zamknięty
- Moze i zasłużył na całą stronę dla siebie? W końcu był wyjątkowy - szepnęłam. - Coś wymyślę, ale chyba masz rację, więcej zdjęć uhonoruje go zdecydowanie lepiej niż tylko jedna fotografia - podsumowałam, kiwając lekko głową. - No i nie muszę skakać w sukience przez krzaki. Przecież mam u ciebie w pokoju plecak ze swoimi rzeczami. Przebiorę się szybko. Nie chce jej porwać na jakiś kolczastych krzakach - zaznaczyłam, kręcąc nosem.
Offline
Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
- No tak, racja zapomniałem zupełnie o tym plecaku - przyznałem szczerze rozbawiony i pokręciłem głową. Jakoś wszystko co wydarzyło się przed balem było dla mnie zupełnie odległe. Roześmiałem się z siebie i zaraz popatrzyłem czule na Sanne, a patrzyłem tak na nią cały czas, bez przerwy. Dojazd do domu nie zajął nam długo, u mnie w domu nadal nie było nikogo, w końcu weekend balów, a Ophelia była u dziadka. Dlatego weszliśmy bez obaw do środka i od razu poprowadziłem Sanne na górę, trzymając jej suknie.
- Może przyniosę Ci takie zabezpieczenie na suknie...? Chyba że nie chcesz jej zabierać do domu... - zapewniłem jeszcze, kiedy rozsuwałem jej suwak na plecach.
Offline
- Chce ją zabrać - zapewniłam. - Obiecałam siostrze. Myślę że jak jej nie przyniosę to mogę poczuć jej gniew na sobie - powiedziałam żartobliwie. Fochy Pauli w sumie mnie nie obchodziły, zawsze ją olewalam, a przynajmniej ze wszystkich sił się starałam olewać niemal wszystkich. Wiecznie wkurwiona to u mnie w końcu totalna norma jeśli chodzi o nastrój. - Ale chyba obejdzie się bez zabezpieczenia... Tak, dam radę - mruknelam potakujaco na własne słowa. - Ale dzięki - zaznaczyłam, rozbierając się do końca.
Offline
- Luzik, wiem że o nią zadbasz - uznałem z przekonaniem. - Raczej na polowanie w niej nie pójdziesz, ale mam nadzieję, że przywiedzie na myśl jakieś dobre myśli - dodałem szczerze i samemu też podszedłem do swojej szafy by zdjąć z siebie ubranie, by przebrać się przed wyjściem.
Offline
Parsknelam rozbawiona.
- Nie potrzebuje głupiej sukienki, by mieć "jakieś dobre myśli" Lorenzo - odparłam pewnym siebie głosem i uśmiechnęłam się szeroko do samej siebie. Zarzucilam na siebie swoje luźne, nieco znoszone ubrania.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko i pokiwałem z rozbawieniem.
- Okej, doskonale rozumiem... No dobrze, ubierz się do końca na spokojnie i spakuj suknie, a ja poczekam na dole - uznałem gdy sam już, założyłem ubranie do chodzenia po lesie i wyszedłem z pokoju. Niedługo dołączyła do mnie moja wilczyca i razem weszliśmy w las, trzymając się za ręce. Chciałem zabrać od Sanny plecak, ale wilczyca upomniała mnie, że to niemal obraza pozwolić komuś nieść coś za siebie samego. Nie wnikałem.
- Co powiesz rodzicom, gdy zapytają o bal...? - zapytałem z ciekawością.
Offline
- A co niby takiego mam mówić? - zapytałam, marszcząc lekko brwi. Potem westchnęłam cicho. - W sensie że... Jesteś moim sercem? - mruknelam i nie czekając na odpowiedź kontynuowałam. - Oni wiedzą... Tata wiedział już od bardzo dawna. Chyba tylko dzięki niemu nie zwariowałam do reszty. - Wzruszyłam ramionami. - Nie przejmuj się tym w ogóle, opowiem rodzicom prawdę ale nie będę wchodziła w szczegóły... - Porumienialam lekko. - Emmmm, chyba nawet bym nie umiała.
Offline
Pokręciłem głową rozbawiony na jej wahania, ale nie skomentowałem tego wprost.
- Wybacz, dla mnie rozmowy o seksie odbywają normalnie przy śniadaniu... Ale to inna kultura, wiem. W każdym razie... To dobrze, że wiedzą kim dla ciebie jestem, no i... Cóż, mam nadzieję, że nie będą mieli za złe że zabierałem cię na bal no i do łóżka i.. Cóż... Wiem, że zaakceptują mnie cokolwiek by się nie działo, ale... No chce by mnie też polubili - przyznałem mrucząc pod nosem.
Offline
- Z akceptacją nie ma problemu, z tym lubieniem to już zupełnie inna sprawa... - wymamrotałam. No bo jak mu teraz na szybko wytłumaczyć powód, dla którego moja mama będzie się zapierać wszystkimi łapami przed nim. Sama nawet nie byłam pewna, czy istnieje jakiś konkretny i logiczny powód. - Ale pamiętaj że to nie twoja wina. W sensie... Moi rodzice są zdecydowanie bardziej dzikimi wilkami niż ja. Ja mocno odstaje od wilczych stereotypów. - Zasmialam się.
Offline
Uśmiechnąłem się słabo, a potem pokiwałem głową na jej słowa ze zrozumieniem.
- Jasne... Są wilkami, a ja wampirem, czego bym nie zrobił to będzie to takie a nie inne.. No... Ale nie jestem byle jakim wampirem. Księciem, Harlandem, paniczem! Choć to pewnie też nie robi wrażenia na wilkołakach - zamyśliłem się, aż w końcu wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się jeszcze raz. - Jak mnie poznają osobiście to może się przekonają - dodałem w ramach pozytywnego myślenia.
Offline
Pokiwalam wspokojnie głową, starając się być równie pozytywna co moje serce.
- Tak, może się przekonają. Tylko Wielki Wilk to wie - podsumowałam, wzruszając ramionami. - No i ten, raczej nie zaznaczaj że jesteś paniczem przy nich,szczególnie przy mamie. Tata jest bardzo wyrozumiały i spokojny, w końcu jest lekarzem. Ale mama... No wiesz, ona jest wojownikiem z krwi i kości. Wilki nie uznają władzy dziedziczonej, uznają siłę - przypomniałam mu, bo już wiele razy mu o tym wspominałam.
Offline
Pokiwałem głową spokojnie, zdając sobie z tego sprawę, że już o tym słyszałem.
- Ta... Racja... Rany, faktycznie nie jestem idealnym sercem, hm - mruknąłem, ale zaraz westchnąłem i wzruszyłem ramionami. - Ale postaram się ze wszystkich sił być dobry dla ciebie, to mogę zapewnić - uznałem z lekkim uśmiechem i musnąłem policzek Sanny. Minęliśmy rzeczkę, która była na drodze do granicy watahy i szliśmy dalej całkiem wydeptaną przez nas samych trasą.
Offline
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- E tam, nie ma idealnych serc. I jeśli moja mama będzie miała problem, to jej przypomnę, że ona z tatą do dziś ma problem żeby normalnie pogadać bez spiny. - Pokrecilam głową. - Po prostu będzie trzeba się spotkać, zjeść razem obiad. Mama sobie powarczy, tatą będzie obserwować czujnie, Bert na pewno walnie coś o Wielkim Wilku i przeznaczeniu, Libby będzie chichotać i mówić że jesteś przystojny, ona teraz robi to non stop, ja w jej wieku nie miałam takiego świra na punkcie chłopaków - zauważyłam, wzdychając ciężko. - No a Paula... Sama nie wiem. Albo zadrze nosa albo będzie się zachowywać przyzwoicie. Ona jest strasznie ą i ę. - Zachichotałam.
Offline
- Ja jestem trochę bardziej ą i ę - przypomniałem rozbawiony i pokręciłem głową rozbawiony, ściskając mocniej jej dłoń. - Damy radę, jakoś to będzie, ale najpierw... Za tydzień jaskinie - przypomniałem z szerokim uśmiechem przeskakując przez korzenie. - Potem się dogadamy co do spotkania... No i może nawet mógłbym przyprowadzić rodziców, no wiesz... - wzruszyłem ramionami lekko, dumając głośno.
Offline
Wzruszyłam ramionami, przez chwilę się zastanawiając nad słowami ale nie wpadłam na nic konkretnego.
- Sama nie wiem... Ale jeśli chcielibyśmy ich ze sobą poznać to bardziej prawdopodobne jest chyba spotkanie u mnie, niż u ciebie. Sama nie wiem... Nie wybiegałam myślami aż do wspólnego obiadu naszych rodzin - oznajmiłam, robiąc zabawną minę.
Offline
Uniosłem lekko brew rozbawiony, ale oszczędziłem sobie pytania "dokąd w takim razie wybiegałaś myślami". To nie jest pytanie na tą chwilę. Po prostu pokiwałem głową i przyznałem, że tak sobie tylko myślałem na głos, że pomyślimy o tym w swoim czasie.
Kiedy przeszliśmy przez drzewo które padło podczas jednej z burz, kilka lat temu, zatrzymałem się, wiedząc że nie wolno mi iść dalej.
- To... To do przyszłej soboty, w jaskiniach? Znów na całą noc i dzień? - zapytałem niepewnie spoglądając na nią miękko.
Offline
- Załatwię to tak, żeby była cała noc i dzień - obiecałam i przysunelam się blisko, by zarzucić mu wamiona na szyję i mocno się przytulić. Już czułam kucie w żołądku, że spędzimy tydzień bez siebie. Ale dam radę. Skoro wiem że za tydzień go spotkam, to nic mi nie będzie. - Dziękuję za... Cały bal. Za całokształt - podsumowałam, śmiejąc się z policzkiem wciśniętym w jego ramię. - I do zobaczenia - szepnęłam, odsuwając się kawałeczek, tylko po to by zmienić pozycję i pocałować Lorenzo.
Offline
Zatrzymałem ją chwilę przy sobie by nieco dłużej ją całować, by nieco dłużej trwała ta chwila, ale jednak w końcu... Musiałem ją wypuścić. Uśmiechnąłem się słabo, pokrzepiająco, puszczając też jej dłoń.
- To tylko kilka dni... No i pooglądaj zdjęcia i pokaż piękną suknie od mojej mamy rodzinie - dodałem z uśmiechem. - Ja pozdrowię moich rodziców od ciebie i przekażę mamie, że suknia się jak najbardziej podobała - zaśmiałem się cicho.
Offline
Zasmialam się i kiwnelam głową, gdy tylko się odwróciłam zaczęłam przeglądać zaraz zdjęcia i natrafiłam na te dwa, zrobione w sypialni. Jedno gdy siedzimy w bieliźnie i ja daję buziaka Lorenzo,a drugie gdy leżymy niemal na sobie i śmiejemy się do siebie.
Westchnęłam cicho,zerkając przez ramię dokładnie w tym samym momencie co Lorenzo. Oboje sobie pomachalismy i rozeszliśmy się w końcu w dwie strony. Choć każda cząsteczka mojego ciała krzyczała że to najgorszy kierunek jaki mogę obrać, nie cofnelam się już. Za kilka dni znów się zobaczymy. Porozmawiamy i wyjaśnimy sobie wszystko tak, jak należy,tak jak należało to zrobić już lata temu.
Offline
Strony: Poprzednia 1 … 24 25 26
Wątek zamknięty