Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Cudowna muzyka i blask księżyca wlewający się do sali, przez szkło na suficie... - szepnęłam z lekka rozmarzona, teraz jakby wyraźniej widząc samą siebie po środku tego wszystkiego, dzięki wampirzycy Rin i jej wilkowi stało się to bardziej namacalne. Uśmiechnęłam się pod nosem. - Zanuć mi jakąś melodię. Umiesz? - zapytałam, zagryzając wargę i spoglądając na wampira wyczekująco. Wiedział doskonale, że to nie tylko prośba, a wręcz wyzwanie.
Offline
Zamyśliłem się chwilę, ale zaraz z uśmiechem przymknąłem oczy i zacząłem najpierw nucić, a potem już śpiewać na "la la la", podśmiewując się przy okazji. Kiwałem głową najpierw, kiedy melodia była spokojna, a potem przyśpieszyłem, kiedy melodia zrobiła się skoczna i kiedy na parkiecie od oczekiwania robiło się już gorąco i skocznie, a wszystko dookoła drżało. Potem westchnąłem, wybijając głową rytm do końcowych, szybkich pomruków i zaraz skończyłem.
- Ah... było naprawdę fajnie. Wielkie suknie wampirzyc, pięknie odziani panowie, księżyc zaglądający przez okno - mruknąłem z rozmarzeniem. - Spodobało by ci się bardzo, wiesz? Ah chciałbym cię kiedyś zabrać na taki bal...
Offline
Zaśmiałam się. Jakby czytał mi w myślach... Choć nie do końca, eh...
- Naprawdę chciałbyś zabrać umorusaną i niepokorną wilczycę na swój elegancki bal? - zapytałam szczerze zaskoczona. Nigdy wcześniej nie wyjawiał mi tego "marzenia", a ja nigdy wcześniej nie wspominałam wprost, że naprawdę chciałabym być razem z nim choć raz. - Jeszcze ostatnio kazałeś mi wskoczyć do jeziora i się wyszorować porządnie, czyściochu! - przypomniałam mu z rozbawieniem.
Offline
- Bo byliśmy cali w błocie, to jasne, że kazałem ci się wyszorować - zaśmiałem się. - Poza tym, na bal jechałabyś ze mną, więc na pewno musiałabyś się porządnie umyć, ubrać w jedną z eleganckich sukni... Znaczy nie wiem co wśród wilków znaczy elegancko, ale no wiesz, błyszcząco, długa aż do ziemi, olśniewająca... - westchnąłem zamyślony. - Po prostu pewnie byłoby to trudne. Ale naprawdę byłoby fajnie.... No wiesz... Nie mogę zobaczyć twojego świata, w końcu jestem wampirem, nie mogę wejść na wasze terytorium, ale... ty możesz poznać mój świat, na balach... Ale też nie możesz wyjść... - mruknąłem, z przykrością.
Offline
- Mogę wyjść - powiedziałam popchnięta nagłymi emocjami. Westchnęłam. - Znaczy... No wiesz, nie mów tak, jakbym była więźniem lasu - zażartowałam, uśmiechając się krzywo. Potem jednak doszło do mnie, nad czym oboje zaczęliśmy się zastanawiać. Ja? Na balu wampirów? Wśród tych wszystkich pięknych, eleganckich kobiet, które czują to samo co mój Lorenzo... Ja nie odczuję jego balu, tak jak on, nie odczuje pełni. Rozmawialiśmy o tym całkiem sporo.
Offline
Uniosłem brwi, a następnie uniosłem się sam, opierając się na łokciu i patrząc na Sannę z góry.
- Mówisz poważnie? - zapytałem, z nutką niedowierzania. - W sensie... zawsze się ze mnie i z tych wszystkich wampirzyc naśmiewasz, sądziłem, że nie podobałoby ci się... znaczy... chciałbym cię tam zabrać, pokazać te wszystkie piękne rzeczy, ale... to takie moje samolubne pragnienie - przyznałem. - Tak jak ty pokazujesz mi bazy i okoliczne jaskinie, tak ja chciałbym ci pokazać wielkie pałace i sale balowe wypełnione magią i istotami z krańców wyspy - mruknąłem, drapiąc się po głowie. - Naprawdę chciałabyś iść na taki bal ze mną?
Offline
Rozchyliłam lekko wargi, łapiąc powietrze przez usta i spoglądając na Lorenzo. On również wpatrywał się we mnie pytająco, lekko marszcząc brwi. Wyglądał cudnie. Jego twarz była słabo oświetlona, nieco zacieniona, a brązowe oczy błyszczały mu iskierkami pełnymi nadziei. Naprawdę aż tak mu zależało? Na Wielkiego Wilka...
- Z tobą - powiedziałam prawie bezgłośnie, oblizując suche wargi. Szybko oprzytomniałam, marszcząc brwi. - Nie wiem, Lorenzo, może? Znaczy... Nie wiem - powtórzyłam, uśmiechając się nieco zagubiona. - Raczej nie będzie na to okazji, więc chyba nie ma co nad tym dumać - podsumowałam, układając się znów na plecach i sięgając do zjęć.
Offline
Pokiwałem głową z wahaniem, ale zaraz potem znów się położyłem obok Sanny, jedną ręką znów ją obejmując.
- Hm, no dobrze, ale... um... - zmarszczyłem brwi. - Jakbyś kiedykolwiek miała ochotę, to możesz mi powiedzieć - zapewniłem ją miękko i z westchnieniem, pokazałem jej kolejne zdjęcia. Wampirzyce szczerzące się do aparatu, z szerokimi dekoltami, albo odsłoniętymi nogami... - Jest takie powiedzenie wampirzyc, "Wycięty dekolt i odsłonięta nóżka, dadzą ci ściągnąć faceta do łóżka - zachichotałem pod nosem, a potem także były zdjęcia żyrandoli, pięknej sali z kopułą ze szkła... wszyscy przywykli, że pojawiam się z aparatem na balach, więc wszyscy chętnie dawali się fotografować.
Offline
Zaśmiałam się z powiedzonka.
- Nieźle - szepnęłam, przyglądając się bladym wampirzycom w typowych dla ich kultury balowych sukniach. Wyglądały bardziej jak porcelanowe lalki, niż prawdziwe kobiety. - I co? Powiedzenie pewnie działa? - mruknęłam rozbawiona, zerkając kątem oka na Lorenzo.
Przemilczałam już temat mnie na balu. To nie była realna wizja, a raczej coś o czym można by było powiedzieć czy zażartować. Ja w takich ubraniach...? Czy wtedy... Lorenzo popatrzyłby na mnie inaczej? Byłam ciekawa jak spoglądał na te wampirzyce, którym pozwalał się zabrać do sypialni. Wręcz zżerała mnie ciekawość z tego powodu.
Offline
Uśmiechnąłem się rozbawiony.
- Czasem, ale nie zawsze. To stare wampirze powiedzonko, teraz wampiry są bardziej nowoczesne. Częściej zdarza się, że wampirzyce przychodzą w garniturach, albo magicznych sukienkach, bale stały się wybiegiem mody... Pamiętam... Jak ojciec opowiadał mi w sekrecie, że strasznie bał się o to co mama nawymyśla gdy pierwszy raz szła z nim na bal jako partnerka. Ale mama przeszła samą siebie, uszyła piękną suknie... Mówił, że cała sala nie mogła odebrać od niej wzroku aż zaczął być chorobliwie zazdrosny - zaśmiałem się pod nosem. - Chyba nie zwracam na to uwagi. Wszystkie wampirzyce z jakimi faktycznie dłużej spędzam czas są po prostu... ciekawe. Takie które mnie intrygują i coś sobą reprezentują, a nie są pustymi lalkami z niższych klas, chcących się przespać z Harlandem - wywróciłem oczami. - Gdyby moje nazwisko miało chuja to chyba byłby najdłuższy na sali, chciałbym się czasem pojawić na balu gdzie nikt nie wie kim jestem...
Offline
- Nie ma takich balów? Niższe klasy ich nie organizują? - zapytałam. - Bo... Na te duże, oficjalne, zaprasza się śmietankę towarzyską, a co z tymi, którzy nie mają rodu? Bo mówiłeś przecież że jest ich dużo? Oni nie chodzą na bale? - dopytywałam, szturchając zaczepnie palcami dłoń Lorenzo. Uśmiechałam się przy tym pod nosem, patrząc na nasze dłonie. - Chyba wszystkie wampiry lubią się bawić.
Offline
- Wszyscy są na jednym balu. Wysokie rody, wampiry bez rodów... Już nie ma nas tak wielu by organizować osobne bale dla każdej z klas. System klas tak naprawdę jest teraz tylko w naszej głowie, wampiry bez rodów bywają bogatsze niż te z rodowodem, a te czystej krwi bratają się z innymi istotami... - wetchnąłem. - Teraz wszyscy jesteśmy po prostu wampirami... I jest nas po prostu mało - zacisnąłem lekko wargi.
- Ale wiesz co? Są dobre strony... Już niewiele wampirów chce wracać do starego ładu, gdzie te z nazwiskiem mają gorzej traktować te bez, wszyscy winni być razem... Po prostu byle być wolnym - mruknąłem, zaciskając wargi. - Mówiłem ci wcześniej o Krwawym Balu? Kiedyś to Harlandowie go organizowali, no rodzina królewska. Największy bal, księżyc przybiera czerwoną barwę i... Ah, jesteśmy wtedy tacy potężni. Ale... Już nie wolno organizować do naszemu rodowi. Bo wtedy jesteśmy zbyt silni - skrzywiłem się, kręcąc głową i wtulając bliżej Sanny. - To wszystko jest takie skomplikowane...
Offline
Wzięłam głęboki oddech, napełniając płuca zapachem Lorenzo. Pogładziłam go pocieszająco po przedramieniu. Od zawsze był bardzo emocjonalny i źle znosił wszelkie wzmianki na temat wytępienia i zmian na wskutek wojny w życiu wampirów. Jako dzieciak totalnie go nie rozumiałam i uważałam za śmieszne, teraz chyba nadal nie rozumiałam, ale wiedziałam, że potrzebne jest mu wsparcie i zawsze mu je dawałam.
- Przykro mi Lorenzo... Coś się na pewno zmieni. Sam mówisz, że już się zmienia, wampiry są zjednoczone bardziej niż kiedykolwiek, to zdecydowanie na duży plus...
Offline
Pokiwałem głową z wolna, oddychając głęboko.
- Tsa, wszystkie istoty są bardziej zjednoczone niż kiedykolwiek, a to chyba dobrze - mruknąłem. Zaraz jednak westchnąłem, przymykając oczy i oddychając głęboko. - Wybacz, nadal jestem trochę pijany, gadam straszne głupoty, mieliśmy wybierać zdjęcia, chciałem jeszcze pójść zrobić zdjęcie nad jeziorem, lubię jak wygląda nocą, gdy księżyc świeci jasno - przyznałem, choć nadal nie odsunąłem się od Sanny, opierając się swobodnie o jej ramię, wtulony w jej szyję gdzie intensywnie czułem zapach jej krwi. Od dziecka znałem ten zapach, uspokajał mnie. Cała Sanna mnie uspokajała, była tak stałym elementem mojego życia... hah.
- Oglądaj dalej, nie zwracaj uwagi na te wampirzyce wpychające się w kadr... Hah pod koniec nikt na zdjęciach chyba już nie miał ubrań, ani ja, ani znajomi i znajome - zaśmiałem się gardłowo.
Offline
- Okej, dobrze wiedzieć - powiedziałam rozbawiona, choć w głębi serca wciąż czułam kucie w sercu. Ale to ze mną spędzał wieczory, do mnie przychodził się wyżalić, podzielić radością... do mnie, nie do którejś z tych laleczek. Nie czułam nigdy zazdrości, bo niby z jakiego powodu? Czułam po prostu ból. - Mój alkoholowy wampir... - szepnęłam, kontynuując przeglądanie zdjęć, podczas gdy Lorenzo odprężył się zupełnie, wtulony we mnie. I znów jego ciepły oddech na mojej skórze. Szaleństwem było to, że jeszcze nie odeszłam od zmysłów. - Ale spisałeś się na medal, zdjęcia są śliczne, aż nie wiem które wybrać - mówiłam cichutko, bo głośniej nie było trzeba. I ukradkiem wyciągnęłam to zdjęcie z wampirzycą Rin, chowając je ostrożnie do kieszeni. - Ale chyba zdecyduje się na to skierowane w górę, obejmujące piękne dekoracje i kawałek kopuły... Zadziwiające.
Offline
- Zawsze możesz brać więcej zdjęć - zapewniłem ją łagodnie. - Robię je dla ciebie - zauważyłem z uśmiechem, nadal wtulony. Czułem jak przekłada zajęcie za zdjęciem. Czułem jak czasami jej serce przyśpiesza, kiedy widzi coś ładnego, albo kiedy dłonią pociera śliski papier ze zdjęciem. Tak będzie zawsze? Będziemy się spotykać w tej bazie, co tydzień, już do końca życia? A co jak znajdzie serce? A co jak ja będę musiał w końcu wybierać żonę? Chyba nigdy nie spotkałem żadnej wampirzycy z którą umiałbym wytrzymać wystarczająco długo, albo ona ze mną. W końcu byłem dziwakiem, Harlandem, a dodatkowo dziwakiem, który lubi spędzać czas w lesie na zabawie w jeziorze, na bieganiu po krzakach i badaniu jaskiń. Ahhh jaskinie...
- Hej, pamiętasz tą jaskinie... tą z jeziorem podziemnym? - zapytałem. - Musimy się tam przejść jeszcze raz, wiem, że jest daleko, ale spędziłbym tam długie godziny - zaśmiałem się szczerze pod nosem. - Ładnie tam było - zamruczałem pod nosem jeszcze raz.
Offline
- Noce są teraz krótkie... Ale możemy tam pobiec w przyszłym tygodniu, jeśli tak bardzo chcesz... Faktycznie, było tam całkiem magicznie - powiedziałam, zerkając na rudowłosego, a potem znów na zdjęcia. - Hmm... Ale obiecałam sobie, że będę wybierać po jednym z każdego miejsca... Wiem, że wszystkie są dla mnie ale... Po prostu chcę mieć po jednym, chcę dobrze pamiętać każde jedno z tych wybranych. Lubię czuć, że to jest właśnie to wyjątkowe ujęcie, tylko dla mnie - szepnęłam z miękkim uśmeichem.
Offline
- Ale wiesz, wszystkie są wyjątkowe, tylko dla ciebie - zaśmiałem się cicho. - Okej, rozumiem rozumiem - dodałem zaraz by Sanny już nie denerwować. Otworzyłem oczy i ułożyłem się znów porządnie by nie leżeć na Sannie. - Nie, za tydzień nie, będzie po pełni, więc będziesz zmęczona - westchnąłem cicho, a potem zerknąłem kątem oka na wilczycę. - Chyba... że nadal masz problem ze swoim wilkiem? Rozmawiałaś o tym z rodzicami, że twoja więź osłabła? Nadal uważam, że brzmi to jak coś złego. Kiedyś cały czas zmieniałaś się i przybiegałaś tu jako wilk, a ostatnio.. nie pamiętam kiedy ostatnio widziałem cię w wilczej postaci - przyznałem z nutką żalu, bo lubiłem jej jasnowłosego wilka.
Offline
Uśmiechnęłam się słabo i popatrzyłam na niego czule. To, że się o mnie martwił, było dla niego naturalne. A ja mu nadal nie powiedziałem, że nim jest, tą ważną osobą, moim sercem... Ale nie mogłam, nie mogłam go uwięzić ze mną, gdybym mu powiedziała straciłby całą zabawę z bali, nie byłam pewna co by wymyślił, ale z całą pewnością sam by się pochorował od nadmiernego myślenia, a ja razem z nim. W tym układzie, w jakim tkwiliśmy od lat, przynajmniej on nie cierpiał. A to cieszyło mnie bardziej niż cokolwiek innego na całym świecie.
- Rozmawiałam o tym z tatą... Nie przejmuj się. On się mną opiekuje - odparłam wymijająco, bo nadal nie wymyśliłam do końca co takiego mogłoby mnie odciągać od wilka. Lorenzo miał zakodowane z naszych rozmów z dzieciństwa, że "wilk jest mną, a ja wilkiem", tymczasem ja zabijałam powoli swojego wilka.
Offline
- Sanna...? - mruknąłem, zaciskając wargi. - Słyszę twoje tętno, pamiętasz? - zapytałem nieco ponuro, bo wiedziałem, że czasem nie myślała o tym, co faktycznie słyszę. Że słyszę jak jej serce przyśpiesza, jak krew szumi i szybciej przepływa przez żyły. - Chyba jesteś w nerwach. Albo mnie okłamujesz - wysunąłem dwie możliwości, obracając głowę, by na nią spojrzeć. Była tuż obok, jak zawsze. - Nie chcesz mi już pokazywać się jako wilk? Powiedziałem coś kiedyś nie tak...? Nie mówisz nic o tym co się dzieje z tobą, podczas gdy ja uzewnętrzniam się co tydzień - zauważyłem.
Offline