Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- No nie - zaprzeczyłam, na co Lorenzo się zdziwił. - Eeee, w sensie, ten, nie będzie jak zawsze. Bo będę tam. Zdjęcia będą moimi wspomnieniami, a nie oknem na twój świat - szepnęłam z lekka niepewnie, po tym poprzednim nagłym zaprzeczeniu. - No wiesz co mam na myśli. Ale z chęcią przejrzę zdjęcia potem.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko.
- Teraz nie tylko wyglądasz przez okno na mój świat, ale i wejdziesz razem ze mną w jego objęcia - dodałem z delikatnym uśmiechem i pokiwałem głową. - Prawda... nie będzie jak zawsze. Będziesz tam ty.... - zamruczałem chwilę zamyślony, być może nieco rozmarzony. Reszta podróży, niezbyt długiej przepłynęła nam na lekkiej rozmowie pod tytułem "kogo będę tam znał" albo "co jeszcze wiesz o Rin".
Gdy zatrzymaliśmy się w końcu, szofer otworzył nam drzwi i ujmując dłoń Sanny wysunęliśmy się z limuzyny by stanąć przed reprezentatywnym wejściem do wielkiej rezydencji, oświetlonej delikatnym światłem. Na długich schodach siedziało kilka wampirów, czy czarodziei, rozmowy toczyły się spokojnie, trwał jeszcze "początek" balu, jeszcze nikt nie uciekał do sypialni, a najwyżej zawieszał na kimś dłużej oko.
- I jak? - zapytałem półgębkiem Sannę, kierując jej rękę by zahaczyła o moje ramie, by była blisko mnie, tuż obok.
Offline
Sam podjazd do rezydencji był ogromny. Limuzyna zawiozła nas pod same schody, prowadzące do pięknych drzwi, wprost do środka. Już na zewnątrz było sporo istot i ludzi. Teraz nieco moją ekscytację przykrył niepokój. Co jak nie przypadnę tym wszystkim eleganckim osobą do gustu?
Przełknęłam gule w gardle.
- Pięknie - szepnęłam, zaciskając mocno palce na jego przedramieniu. Zerknęłam na niego i zaraz się uspokoiłam. Przecież przy Lorenzo nic mi nie będzie, on mnie we wszystko wprowadzi i wszystko mi na spokojnie wytłumaczy, jeśli czegoś nie będę pojmować. - Chcę być... już w środku... - mamrotałam rozglądając się jeszcze dookoła z fascynacją.
Offline
Uśmiechnąłem się kiwając głową i ruszyłem sam przed siebie z pewnością do przodu, stopień po stopniu do góry do wielkiego wejścia, gdzie w masywne drewniane drzwi były wstawione witraże kwiatów.
- Powitamy się z gospodarzami i przejdziemy dalej na salę by rozeznać się w sytuacji - wyjaśniłem miękko i spokojnie, choć czułem już narastającą atmosferę w której czułem się jak ryba w wodzie. Z uśmiechem zatrzymałem się przed drzwiami po wspinaczce (jeszcze jeden powód dla którego dobrze, że Sanna nie miała szpilek), tuż przed jednym ze sługów, który spojrzał na mój szczery uśmiech z wahaniem.
- Zaproszenie? - zapytał, na co prychnąłem szczerze rozbawiony.
- Lorenzo Harland, ród Harland. Oraz moja partnerka Sanna Hartwell - odparłem głosem aksamitnym, tak jak mój ojciec gdy chce podkreślić swój wyższy status (albo świntuszy z mamą, bo mama uwielbiała aż do przesady ten głos, zaraz obok chrypki). Sługa nieoco się spiął i wyprostował na baczność.
- Naturalnie, zapraszam paniczu, panienko... - odparł sługa, skinąwszy nam głową, zapraszając już do środka. Szerokie, dobrze oświetlone korytarze były już pełne różnych istot, pół istot, niewielkie ilości ludzi... Stali pod ścianami, czasami palili coś, czasem tylko pili, a czasem tylko rozmawiali przyciszonym głosem. Uśmiechnąłem się lekko, znów nachyliwszy się do Sanny.
- Jeszcze nie nastąpiła część główna, to dobry moment by znaleźć Rin'ów - przyznałem półgębkiem. - Widzisz ile tu jest istot? Bale mieszane zawsze są bardzo liczne - dodałem z lekkim uśmiechem, szepcząc jej na ucho.
Offline
- Nie przeszkadza mi bycie w tłumie, nawet to lubię. To chyba bardziej naturalne niż samotność, choć nie jestem pewna, lubię chyba jedno i drugie w sumie, nieważne - mruknęłam z lekko rozbawiona swoimi rozmyślaniami, dając się prowadzić do głównej sali.
Serce zatrzymywało mi się za każdym razem gdy dostrzegałam coś pięknego, a nie było to trudne, na przykład wampirze rzeźby przedstawiające... nagie, statyczne postacie, nagie postacie w ruchu... w wielu różnych ruchach. Wampiry naprawdę uwielbiały seks. W każdy możliwy sposób.
Szliśmy dalej, mijając piękne obrazy, olbrzymie bukiety kwiatów, a gdy już zbliżaliśmy się do głównej sali i kelnerów noszących alkohol na tacach. Przyznam jednak, że mało skupiałam się na tych rzeczach, a raczej zdecydowanie mniej niż na wszystkich gościach. Każdego obserwowałam uważnie, a oni obserwowali mnie i Lorenzo. Gdy szliśmy niektórzy kiwali głowami mojemu przyjacielowi, inni odwracali się do swoich towarzyszy i szeptali im coś na ucho, zerkając następnie na nas. Nie było to takie znowu dziwne, Lorenzo był dzieckiem ważnych wampirów i sam zaczynał być już ważny. A ja całkiem przywykłam do spoglądania na mnie, bo zawsze ktoś się na mnie gapił, byłam córka jednego z najdłużej panujących Alf, mój tata był ważnym lekarzem, a ja sama niezwykle odstawałam zawsze od całej mojej idealnej rodziny.
Skręciliśmy i od razu zobaczyłam duże drzwi, otwarte, wylewała się stamtąd muzyka i sporo światła oraz wiele barwnych głosów. Naprawdę mi się to podobało. Miałam wrażenie, że nakręcam się przez Lorenzo bardziej, czy wilk miał takie połączenie ze swoim sercem? A może tylko mi się wydawało, może po prostu nie spodziewałam się takich emocji po sobie i szukałam wyjaśnienia. Ja czułam zadowolenie. Byłam naprawdę zadowolona i czułam się całkiem pewnie. Miałam na sobie piękną suknie, wygodne buty, delikatny makijaż i śliczną ozdobę we włosach. Czego chcieć więcej, by czuć się pewnie?
Offline
- Panicz Harland! - zawołał ktoś, a ja się niemal skrzywiłem. Wszyscy już wiedzieli, że tu jestem, że jestem tu z wilczycą pod ramię, że po raz pierwszy nie przyszedłem grzać łoża wśród wielu istot, a jestem tu z partnerką. Słyszałem to, czułem to, jednak uspokajał mnie uśmiech Sanny i jej fascynacja wszystkim dookoła. Nie wykonywałem żadnych gwałtowanych ruchów, nie panikowałem, ponieważ ona była obok. I nawet teraz gdy ktoś mnie zawołał, przystanąłem jedynie spokojnie, zerknąłem na Sannę i zaraz spojrzałem na wampira, który mnie przywołał. Był to gospodarz we własnej osobie.
- Witam, pana Dellov - powiedziałem miękko, skinąwszy głową, nie wyciągając nawet ręki na powitanie. - Moi rodzice pozdrawiają pana i pańską rodzinę, obowiązki wezwały ich do stolicy - odparłem wyuczoną wcześniej formułkę z uśmiechem.
- Dziękuję, jednak niezmiernie cieszę się na pojawianie panicza, szczególnie... z nową partnerką - uśmiechnął się teraz do Sanny. - Panienko, pozwolę się przedstawić, Leon Dellov, uniżony sługa - zaśmiał się przedstawiając w starej formule. - Moja żona wita gości w głównej sali, jednak gdy mi doniesiono, że panicz przybył, przybiegłem osobiście się przywitać...
- To niezwykle uprzejme z pana strony, panie Dellov - odparłem, czując się wpadam w spiralę tych grzeczności. - Z chęcią za moment podejdę do pana i pańskiej żony, jednak teraz chcielibyśmy się z moją partnerką rozejrzeć - wyjaśniłem, skinąwszy głową. - Z przyjemnością również spróbuję państwa nowej linii krwi, widziałem chyba kelnerów z butelkami...
- Ma panicz świetne oko i jak widać również i gust - przyznał z szerokim uśmiechem, kłaniając się leciutko mi i Sannie. - W takim razie do szybkiego zobaczenie, paniczu Harland i panienko. Miłej zabawy - powiedział odchodząc już i prawdopodobnie wracając w pośpiechu do żony. Uśmiechnąłem się krzywo, nachylając się do Sanny.
- Gdy ojciec w końcu przedłuży z nim umowę dostawy krwi dla naszego rodu, to już przestanie być taki przesadnie emocjonalny - zachichotałem. - No cóż, można mu przyznać, rodzinny biznes to dla niego wszystko i bardzo się temu poświęca - wyjaśniłem.
Offline
- Wydaje się być naprawdę miłą istotą - odszepnęłam, uśmiechając się pod nosem i odprowadzając gospodarza wzrokiem, dopóki nie zniknął z mojego pola widzenia. Wzięłam głęboki oddech. - Jesteś tu naprawdę ważną personą - ciągnęłam dalej, tym samym cichym tonem. - Patrzą na ciebie i zwijają się z zazdrości - dodałam, chichocząc.
Offline
- No widzisz? A ty kiedyś podstawiałaś mi nogi i śmiałaś się gdy wpadłem do błota i płakałem - od parsknąłem. - Jestem ważną personą i zawsze byłem, teraz jestem też reprezentantem rodziny i moje uznanie jest opłacalne na przyszłość - wyjaśniłem już spokojniej i skinąłem głową na wejście, by przejść na główną salę bardziej bokiem niż środkiem. - Poza tym mam ciebie u boku, nikt nie śmie mnie zapytać kim jesteś i dlaczego tu jesteś, ale wszyscy umierają właśnie z ciekawości i już niemal czuję jakieś szalone plotki w powietrzu - dodałem. - Ale tym się nie przejmuj. Plotkowanie dla wampirów jest jak oddychanie, czynność nie warta większej uwagi, a naturalnie ważna - wyszeptałem, omijając sprawnie większy tłum.
Offline
- Nie przejmuję się - zapewniłam go i było to całkiem szczere. Jak już tu byłam i rozglądałam się na wszystkie strony, to zdałam sobie sprawę, że mam takie samo prawo tu być jak cała reszta. - A nóg ci już nie podstawiam, bo boje się, że jak się o nią potkniesz to złapiesz mnie i oboje rąbniemy w ziemie - parsknęłam, śmiejąc się pod nosem. - Ale jak najbardziej, cały czas myślę bardzo intensywnie, jakby ci tu dokuczyć - zaznaczyłam, uśmiechając się do niego niewinnie.
Offline
Uniosłem brew.
- A tylko spróbuj złośnico - parsknąłem i zaraz cicho się roześmiałem, idąc dalej. Mijaliśmy różnych wampirów, raz zabrałem kieliszek z krwią, a dla Sanny znalazłem zwykłe wino. Chodziliśmy wzdłuż ścian, przysłuchując się rozmową, obserwując salę, a raz zrobiłem zdjęcie, gdy wilczyca powiedziała, że scena gdzie siedział zespół wygląda cudownie. Z przyjemnością zrobiłem zdjęcie, widząc jej radość w oczach. Rozmawialiśmy przychyleni do siebie, udając, że to bardziej prywatne, jednak moim prawdziwym celem nie było jej zagadanie, a po prostu uniknięciu kilku oczu, czy osób na sali, które chciałby podejść i powitać mnie bardziej wylewnie. No i szukałem wciąż i wciąż Lady Rin.
- Widzisz ich może? - zapytałem, krzywiąc się leciutko, z nutką obawy, że może jednak moje źródła były mylne i nie pojawi się wampirzyca wraz ze swoim wilkołakiem.
Offline
Zmarszczyłam nos, rozglądając się po coraz to większym tłumie. Wszyscy pomału gromadzili się w głównej sali, by zobaczyć kto przybył. Wampiry naprawdę lubiły ploteczki i tylko czekały na to, by poobgadywać każdy szczegół. Nie słyszałam nic o nas, ale słyszałam wiele komentarzy na temat nieznanych mi osób. Ciągle padały różne nazwiska, różne posiadłości, w których odbywały się poprzednie bale, tam było lepiej, tam gorzej. Miliony komentarzy, nie sposób było spamiętać i dosłyszeć wszystko.
- Emmm, nie... Przykro mi, Lorenzo - szepnęłam ze szczerym żalem w głosie, cały czas obserwując salę. Doskonale zapamiętałam ich twarze, nie umknęli by mi. - Może jeszcze po prostu nie przyszli? - zasugerowałam, niespiesznie wracając spojrzeniem do mojego wampira. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
Offline
Skrzywiłem się nieco mocniej.
- Tak... Tak mam nadzieję - westchnąłem cicho. - Powinni mieszkać niedaleko, w sąsiednim mieście i wydawało mi się, że moje informacje są pewne - westchnąłem cicho, z nutką bólu że zawalam swoje zadanie. - Um... Może wyjdźmy do ogrodu. Tam miłej spędzimy czas czekając aż przyjdą... Dobrze? - zaproponowałem niepewnie, wskazując na drzwi tarasowe.
Offline
Popatrzyłam ogromnymi oczami na Lorenzo, jak dziecko, któremu rodzice powiedzieli, że to już koniec zabawy na dziś i czas iść spać.
- Ale... - Rozejrzałam się znacząco po sali. - Zostańmy jeszcze tutaj! - szepnęłam błagalnie, jakby naprawdę wszystko zależało od jego decyzji. - Bo... Uczyłam się tańczyć. I... Chcę zatańczyć z tobą tu? - mamrotałam, tracąc trochę pewność. - Znaczy... Em, możemy tańczyć później ale... Po prostu się jeszcze nie nacieszyłam tym miejscem i chciałam tu jeszcze pobyć, w środku - starałam się za wszelką cenę wyjaśnić mu moje stanowisko w tej kwestii. No ale jeśli zdecyduje że lepiej czekać na zewnątrz, w ogrodzie, to nie będę się z nim przecież była, grzecznie za nim pójdę.
Offline
Zawahałem się i trochę uspokoiłem się. Pokiwałem głową i uśmiechnąłem się słabo do Sanny.
- Tak... Tak masz rację. Nie musimy wychodzić jeszcze, po prostu lekko się zdenerwowałem tym że nie ma ich i... - zawahałem się zaraz znów przerywając i spojrzałem na nią, na Sanne, już skupiony i łagodniejszym wzrokiem.
- Naprawdę chcesz zatańczyć...? - zapytałem miękko, sięgając dłonią po jej dłoń.
Offline
Pozwoliłam się wziąć za dłoń i ścisnęłam jego dłoń, uśmiechając się.
- No... tak. Chciałabym zatańczyć z tobą. Bardzo to przeżywałam, to tańczenie - przypomniałam mu z lekka rozbawiona. - Więc może zamiast czekać i się spinać, to... yyy, zaprosisz mnie do tańca? I się trochę pobawimy? Nawet nie zauważysz kiedy minie czas i Rin się pojawią... - szepnęłam, pełna nadziei że wszystko pójdzie z planem i oni się pojawia.
Offline
Popatrzyłem na nią... Hah i znów to się stało. Całe napięcie i spięcie i nerwy jakie miałem związane z tym balem, z rodem Rin, z tym że chciałem powiedzieć Sannie wszystko, o moim uczuciu do niej, o tym że to jest prawdziwe i szczere...
Wszystko, cały ten strach uleciał, bo po moja Sanna chciała żebym ją poprosił do tańca. Nie czułem od dawna niczego tak lekkiego i słodkiego.
- Czasami jestem strasznym głupkiem... - szepnąłem pod nosem, patrząc na nią rozbawiony i kiwając zaraz głową. Skłoniłem się, całując dłoń Sanny i uniosłem na nią wzrok z ukłonu. - To więc... Zechce ze mną panienka zatańczyć? Prostego walca, do tej przyjemnej muzyki - powiedziałem miękko prostując się i czekając na jej odpowiedź.
Offline
- Panienka - prychnęłam rozbawiona, kręcąc głową. Zaraz jednak uśmiechnęłam się rozczulona, spoglądając na Lorenzo. - Oczywiście, że chcę z tobą tańczyć, czekam na to odkąd założyłam tą sukienkę. Ale w razie czego, przepraszam, jak cię podepczę - zastrzegłam, zanim ruszyliśmy na parkiet. Lorenzo w międzyczasie bąknął, że świetnie mi szło i że go na pewno nie podepczę. Oczywiście spierałam się co nieco o to, ale nie jakoś długo.
Wtopiliśmy się w tłum na parkiecie i przyjęliśmy pozycje. Zanim ruszyliśmy do tańca, rozejrzałam się pospiesznie na boki i podjęłam bardzo szybką decyzję - a mianowicie - zrobiłam kroczek w stronę Lorenzo, zmniejszając odległość między nami. Serce było mi coraz mocniej.
- Tak jest okej? - upewniłam się, błądząc wzrokiem po jego twarzy.
Offline
Z lekko zaciśniętymi wargami wsunąłem dłoń na jej plecy i pokiwałem w miarę możliwości spokojnie. Na tyle na ile się dało. Nie wiem czy spokój kiedy ona była tak blisko i w takich okolicznościach był w ogóle osiągalny. A co jak od dawna już nie byliśmy zwykłymi przyjaciółmi? Co jeśli po prostu już od dawna mieliśmy się ku sobie, a Sanna mimo tego że gdzieś czekało na nią serce i tak uznała że da mi szansę?
- Jest znakomicie, panienko - zaśmiałem, nadal ją drażniąc tym tytułem, ale i tak mówiąc to z czułością. Ruszyłem do taktu, ale nie spuszczając z oczu wilczycy. - Jak się czujesz? Piękna suknia, piękni my i taniec ta parkiecie wielkiej, pięknej sali... - zauważyłem rozbawiony i przyglądając się jej ciekawski.
Offline
Między nami wytworzyło się spięcie, napięcie, czy jak to się nazywa. Po prostu to czułam. Pragnęłam więcej i więcej. I nie obchodziło mnie, czy ta zachłanność jest dobra, czy zła. Liczyło się tylko to, że nie odrzucała ona Lorenzo. Mój wampir tak jak ja spoglądał w moje oczy nie odrywając ode mnie wzroku. Cała reszta świata zaczęła zanikać...
Bałam się, że będę wciąż myśleć o krokach i że nie będę mogła się skupić porządnie, ale nie, te myśli uleciały, a nogi same stawiały kolejne kroki, bez mojej pomocy.
- Jest lepiej, niż mogłabym sobie kiedykolwiek wyobrazić, czy wymarzyć, Lorenzo. - Uśmiechnęłam się łagodnie.
Offline
Zaśmiałem się cicho i pokiwałem głową z zadowoleniem. Lepiej znosiłem to co było między nami, ale nie zmieniał to faktu że coś było między nami i ta myśl sama w sobie była ekstremalnie ekscytująca.
- To doskonale, bo wiesz, strasznie się martwiłem - wyznałem szczerym tonem. - Że przyjdziesz tu specjalnie przez moje namowy i nie spodoba Ci się ani trochę i będzie mi głupio - przyznałem szczerze i zaraz zagryzłem wargę. - Ale skoro ci się tak podoba, to może będziesz jeszcze częściej u mojego boku... - rozmarzyłem się, obracając dziewczynę, a zaraz potem znów ją przyciągając.
Offline