Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Założyłam buty, ciesząc się zaraz z ich wygody, a przynajmniej pierwsze wrażenie takie było. Miekkie i rozciągliwe. Nawet nie pomyślałam, że powinnam przynieść jakieś swoje ładne, nie wiem dlaczego, może to przez stres, dobrze, że Lorennzo i jego mama czuwali nad tym.
Lorenzo zabrał co miał zabrać i jeszcze chwilkę musieliśmy poczekać, nim przyjechał po nas samochód. Nie nudziliśmy się jednak, rozmawialiśmy spokojnie, a ja starałam się zachować już spokój i nie rozemocjonować się zanadto.
Offline
Podjechała moja limuzyna, a szofer zaraz wyszedł by otworzyć naszej dwójce drzwi. Był to miły, już starszy wampir, który zawsze woził wszędzie mojego ojca, dlatego tata nawet po opuszczeniu rodzinnej rezydencji wynajął go, by czuwał nade mną podczas moich szalonych, młodzieńczych zabaw i zawsze przypilnował, bym wrócił bezpiecznie do domu. Weszliśmy do środka i gdy rozsiedliśmy się na kanapach, a kierowa wrócił na swoje miejsce, auto ruszyło.
Od razu sięgnąłem do mini baru by wyciągnąć stamtąd szampana i kieliszki.
- Hm? Zainteresowana wzniesieniem toastu za tą noc? - zapytałem zachęcająco, pokazując na alkohol i piękne kieliszki.
Offline
Zaśmiałam się mimowolnie i kiwnęłam głową.
- Masz tu mini barek - powiedziałam z lekka zaskoczona, rozglądając się za innymi dogodnościami limuzyny. Zaraz jednak wróciłam wzorkiem do Lorenzo, który już rozlewam musujący alkohol, a po chwili, już dostałam swój kieliszek do ręki. - Chcesz wznosić jakieś toasty? - zapytałam, zagryzając lekko wargę.
Offline
Wzruszyłem ramionami z szerokim uśmiechem.
- Dlaczego bym miał nie chcieć ich wznosić? Powinienem sam sobie postawić ten kieliszek, za to, że udało mi się w końcu cię przekonać na bal, że razem naprawdę jedziemy tą limuzyną, że to doprawdy niesamowite, piękne i w ogóle... - uśmiechnąłem się szczerze. - Ale chciałem wznieść toast by uczcić wraz z tobą tą noc, oraz wszystko co przyniesie - wyjaśniłem nadal zadowolony i nachyliłem kieliszek w stronę Sanny. - To jak? Toast, za wspólną noc oraz wszystko co się na niej wydarzy - powtórzyłem już z nutką powagi.
Za to by ta noc zapadła mi dokładnie w pamięć, za to bym tej nocy spróbował, powiedział jej szczerze, że jestem i zawsze będę lepszy niż jej serce... Za to bym tej nocy zasmakował jej warg...
Offline
Uśmiechnęłam się szeroko. Miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, że niczego mu nie popsuję, bo tak naprawdę to jego zabawa, a ja... Ja jestem tak trochę na doczepkę. Wiem, że Lorenzo mówi, że jestem ważna, ale mimo wszystko, z tyłu głowy mam wciąż tą myśl, że to przecież nie jest mój świat, tylko jego. Jestem dzikim wilkiem z lasu. Choć jeśli tylko by poprosił, stałabym się najbardziej potulnym i oswojonym psem na wyspie.
- Oh, oh! I jeszcze toast za udane rozmowy z rodem Rin - zaznaczyłam, wiedząc jakie to ważne dla Lorenzo. Wampir uśmiechnął się do mnie promiennie i wtedy delikatnie stuknęliśmy swoimi kieliszkami o siebie, a następnie każde upiło po troszeczku musującego alkoholu. Smacznego alkoholu!
Offline
- Tak dokładnie - zaśmiałem się cicho pi upiciu pierwszych łyczków i oparłem się wygodnie na siedzeniach limuzyny. Z uśmiechem spoglądałem na Sanne. - Jak się czujesz? Ekscytacja? A może jednak podoba Ci się życie księżniczki, z limuzynami i pięknymi sukniami, a nawet szampanem w czasie jazdy? - zapytałem z ciekawością.
Offline
Zagryzłam wargę i rozejrzałam się dookoła jeszcze raz. Czy gdybym powiedziała ci już dawno temu, że jesteś moim sercem, to bym i tak teraz tu siedziała? Westchnęłam cicho.
- Pewnie mogłabym do tego przywyknąć - szepnęłam z tajemniczym uśmiechem.
Offline
Zaśmiałem się kiwając głową i popatrzyłem przez chwilę w kieliszek z szampanem, nim westchnąłem cicho.
- Na pewno byś mogła, to piękne życie. Pełne obowiązków, ale limuzyna i inne luksusy to wynagradzają - przyznałem szczerze z delikatnym uśmiechem. - Ostatnio dostałem list od moich dziadków, ale od trony Harland. Chcieli bym odwiedził ich w końcu w rodzinnej, wielkiej rezydencji, ale cóż... Nie chce tam jechać - przyznałem krzywiąc się. Mówienie takich rzeczy Sannie przychodziło mi znacznie łatwiej niż gdybym miał powiedzieć to wprost tacie.
- Nie bez powodu nigdy tam nie byłem, dziadkowie nienawidzą mamy, a tata zalazł im za skórę, ale uznają mnie jako dziedzica... Nie wiem, kiedy pomyślę o okrutnym dzieciństwie taty, aż boję się tam jechać - mruknąłem szczerze. - Wybacz, męczy mnie to i musiałem z siebie wyrzucić tą myśl, a wiem, że tobie mogę powiedzieć wszystko - wyjaśniłem z nutką zawstydzenia.
Offline
- Zawsze możesz mi wszystko mówić - szepnęłam, uśmiechając się łagodnie. Wzięłam głęboki oddech, zastanawiając się chwilkę nad jakąś sensowną odpowiedzią. Bo w sumie rozumiałam jego obawy, na jego miejscu też bym się bała takich dziadków. - Ale wiesz... Gdybyś tam pojechał, to mógłbyś zobaczyć miejsce, w którym poznali się twoi rodzice. Zakochali i tak dalej. To chyba całkiem fajna perspektywa? - zasugerowałam. - No i... eeee, to twoja rodzina, mimo wszystko. Ciebie akceptuje, więc może... Może jedną szansę warto im dać, no nie?
Offline
Uśmiechnąłem się słabo i pokiwałem głową.
- Ta, rodzina to rodzina... Mogę spróbować, ale to... za jakiś czas. Chcę pojechać z tobą na bal, pójść do jaskiń popływać w tamtym jeziorze i ogółem... mam inne plany na lato niż dumanie nad tym wyjazdem - westchnąłem i pokiwałem głową, spoglądając z wdzięcznością na Sannę. - Dziękuję - podsumowałem, upijając nieco szampana z kieliszka. - Trochę się po prostu... boję. No wiesz, oni wychowali tatę na... zimnego, okrutnego... Myślisz, że mógłbym być okrutny? Ja? Wielka beksa? - parsknąłem. - Nie jestem takim wampirem jakiego chcieli by dziadkowie. Oby się nie zawiedli za bardzo - mruknąłem.
Offline
- A nawet jeśli się zawiodą, to co z tego? - zapytałam rozbawiona. Lorenzo popatrzył na mnie nie rozumiejąc. - No bo popatrz sam! - mruknęłam, przysuwając się bliżej i mimowolnie pochylając w jego stronę. - To oni urwali kontakt, to oni wypieli się na waszą rodzinę i to oni teraz proszą o kontakt z tobą. To im zależy na tym, by się przypodobać tobie - zaznaczyłam mocno, dźgając go palcem wskazującym w pierś. - A nie na odwrót. - Wzruszyłam ramionami i odetchnęłam nieco. - Em, przynajmniej ja to tak widzę.
Offline
Uśmiechnąłem się i pokiwałem z wolna głową.
- Może coś w tym jest. Nie są już głową rodu, są odsunięci od rodziny, a dziedzicem jestem ja i mała Ophelia. Jeśli im się nie spodobam to i tak nic z tym nie zrobią - parsknąłem, kiwając głową i popatrzyłem na Sannę. - Ta, masz rację. To mi się mają spodobać jako dziadkowie... Nigdy się nie upominali a dopiero teraz im się przypomniało... - westchnąłem. - Szkoda, że wampiry mają zawsze tak pod górkę z rodzinami... Ty znasz wszystkich swoich dziadków, wujków, sąsiadów, a ja... cóż - mruknąłem. - Boję się dziadków - pokręciłem głową.
Offline
- Też bym się takich chyba bała... - Zmarszczyłam brwi. - Bałam się taty mamy. Jak zaczęły mi wypadać zęby, to wszystkie na raz i on chodził za mną i mówił na mnie szczerbulec, i czułam się z tym źle. Przez pół dzieciństwa się przed nim chowałam jak się spotykaliśmy całą rodziną. - Zachichotałam. Starałam się zawsze nie mówić za dużo o dalszej rodzinie, bo Lorenzo wtedy smutniał, po cichu zapewne zazdroszcząc mi jej. - No ale nie musisz teraz myśleć o dziadkach, dziedzicu - szepnęłam uśmiechnięta. - Jedziemy się w końcu bawić!
Offline
Zaśmiałem się i pokiwałem głową.
- Taaak masz absolutną rację, jak zawsze. Jedziemy się zabawić i nikt mi tego nie odbierze - przyznałem i dopiłem kieliszek szampana, sięgając po butelkę by sobie dolać jeszcze trochę. - Mmm zapomniałem, miałem zrobić zdjęcia! - mruknąłem i odstawiłem jeszcze kieliszek, by sięgnąć do drugiego schowka gdzie leżał aparat. Upewniłem się, że film jest na miejscu i zrobiłem już pierwsze zdjęcie, Sanny z kieliszkiem, siedzącej w tej wielkiej sukni-zbroi w luksusowej limuzynie. Zaśmiałem się widząc jej zaskoczoną minę, a potem odczekałem chwilę, aż gotowe zdjęcie wydrukuje się u dołu aparatu.
Offline
Zaskoczona przyglądałam się, jak zdjęcie się wywołuje. Lorenzo przysunął się znów blisko mnie i razem przyglądaliśmy się zdjęciu. Moja mina była naprawdę zabawna. Szeroko otwarte oczy wyrażały moje zaskoczenie, rozluźnione ramiona spokój, a delikatny uśmiech radość. I poza tym, wyglądałam naprawdę, wow.
- Trochę nie jak ja... - szepnęłam, zagryzając wargę. Nie mogąc oderwać wzroku. Mój mózg jeszcze nie przetrawił tego, że właśnie tak wyglądam w tej chwili. - Prawda? - upewniałam się.
Offline
- Zawsze wyglądasz jak ty, głuptasie - powiedziałem rozbawionym tonem. - Nawet w takiej sukni czy makijażu widać w tobie wilczycę. A przynajmniej ja widzę ją wyraźnie - przyznałem szczerze z uśmiechem, spoglądając ciepło na Sannę i oddając jej zdjęcie do rąk. - Przysuń się, to nauczę cię robić zdjęcia tym aparatem i sama będziesz mogła go nosić i robić zdjęcia wszystkiemu co ci się podoba - zaśmiałem się cicho. - Wszyscy na balach już przywykli, że chodzę z aparatem, więc na pewno będą chętnie pozować i takie tam - uznałem z przekonaniem.
Offline
- O rany! Tak, chcę zrobić zdjęcie tobie - szepnęłam i słuchałam uważnie, jak tłumaczy działanie urządzenia. I gdy już to zrobił podał mi aparat, a ja obejrzałam go dokładnie z każdej strony. - Nie będę go nadużywać. Wolę pochłaniać wszystko wzrokiem... Bo jak zacznę robić zdjęcia każdej drobnostce to wkłady się skończą - wyjaśniłam rozbawiona i tak jak wcześniej on to zrobił, tak teraz i ja, uniosłam aparat, powiedziałam "uśmiech!" i z zaskoczenia zrobiłam mu zdjęcie.
Offline
Zdjęcie było z bliska, więc było widać na nim moją jasną cerę, lekko uchylone usta a między wargami, przy których był kieliszek, kły. Moje rude włosy wyglądały naprawdę płomiennie. Kiedy zamrugałem kilka razy po tym jak lampa błyskowa mnie oślepiła na chwilę, zdjęcie już się wysunęło. Sanna pomachała nim kilka razy tak jak jej wcześniej powiedziałem i zaraz przyglądała się uważnie zdjęciu. Z przyjemnością obserwowałem jej najszczersze szczęście i nie mogłem się napatrzeć szczerze mówiąc. Z miłością pogłaskałem ją po ramieniu.
- Hm? Nowa ulubiona zabawka? Może sprawię ci taki na urodziny, z zapasem wkładów? - zaproponowałem, gdy widziałem jak przygląda się zdjęciu.
Offline
- Nieee... Wtedy to już nie będzie takie wyjątkowe - stwierdziłam, śmiejąc się pod nosem. Zerknęłam kątem oka na Lorenzo. - Te zdjęcia kojarzą mi się z tobą. No i, eee, z czekaniem na nowe. To takie ekscytujące uzupełniać album o kolejne fotki. Jak już będę mogła je robić sama, to wtedy nie będzie to już aż tak ekscytujące. Poza tym, ty na pewno robisz lepsze - podsumowałam. - To sobie zatrzymam, oki? - Zerknęłam pytająco.
Offline
Pokiwałem głową z rozbawieniem.
- Pamiętaj, wszystkie zawsze robię z myślą o tobie i tylko tobie - zaśmiałem się cicho i odłożyłem zdjęcia do kieszonki w marynarce. - Dam ci je po balu, okej? Poza tym w tej sukience jednak nie ma kieszeni, mogłabyś najwyżej schować w stanik, ale nie ma takiej potrzeby - zaśmiałem się cicho, spoglądając na nią z uśmiechem. - Po balu znów będziemy sobie oglądać wszystkie jakie zrobimy i wybierzemy najlepsze. Jak zawsze - zapewniłem ją miękko i upiłem łyczek szampana.
Offline