Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Pokręciłam głową.
- Ty mi dałeś więcej - zaznaczyłam, co było zdecydowanie prawdą, nie powinien nawet próbować się ze mną o to kłócić. - Fajnie, że ci się tak podoba... Choć faktycznie możesz mieć problem z doładowaniem go do swoich wszystkich ubrań. - Zachichotałam, zerkając to na rzemyk, to na jego twarz. - To dobrze, że nie zawiązywałam żadnych koralików dodatkowych na nim... było by jeszcze trudniej - zauważyłam z uśmiechem. Westchnęłam. - To tylko taki głupiutki drobiazg. powinnam się tym odwdzięczyć już lata temu, ale jestem bardziej zapominalska niż mi się wydawało. - Pokręciłam nosem.
Offline
Wywróciłem oczami.
- Przez te wszystkie lata zawsze mieliśmy co robić - zauważyłem rozbawiony. - Zawsze gdzieś szliśmy, coś robiliśmy, odkrywaliśmy jakieś skarby... Po prostu nigdy nie było nudno, dlatego nie pamiętałaś o takiej drobnostce - parsknąłem śmiechem, a zaraz potem westchnąłem. - Chyba nie wyobrażam sobie swojego dzieciństwa inaczej, lepiej... Bez ciebie było by jakoś tak... Niepełnie. Nawet ta baza nie powstałaby bez ciebie, a jestem z niej okropnie dumny, zawsze byłem, a teraz to już szczególnie... Po prostu dzięki tobie jestem sobą w najlepszym wydaniu. Tak mi się przynajmniej wydaje, że jestem całkiem spoko wampirem... - parsknąłem śmiechem.
Offline
Cholera, miałam tak straszną ochotę pochylić się i go pocałować. Ciężko mi się było skupić na tym co mówi, jakoś tak od połowy jego wypowiedzi. Nie wiem czemu, ale zaczęłam bardzo intensywnie myśleć o jego ustach, o tym, że tak ładnie się układają gdy mówi, i oh, tak ładnie wyglądają, gdy nie mówi. Miał po prostu takie ładne usta.
Zamruczałam potakująco, kiwając lekko głową. Dałam sobie w głowie mentalny policzek, by się ogarnąć. Było ze mną coraz gorzej, bo zaczęły mi puszczać hamulce. Tak naprawdę zaczęło być źle, odkąd się przy nim przemieniłam, od tamtej pory przepadałam w jego obecności coraz bardziej i bardziej... Pragnęłam go każdym skrawkiem swojego ciała. I umiałam to już przyznać przed samą sobą, a to już połowa sukcesu, co nie?
- Tak... Wciąż coś się działo, ciężko było mi usiedzieć na tyłku, do dziś jest to dla mnie nie lada wyzwanie - odpowiedziałam, mając nadzieję, że nie poczuje się zignorowany, że nie pytał mnie o nic. po prostu odpowiedziałam na to, co udało mi się usłyszeć, zanim zaczęłam sobie wyobrażać namiętny pocałunek... - Ale teraz już masz naszyjnik. Soją część wilka - szepnęłam, mimowolnie sięgając do swojego wisiorka. Ja miałam swoją część wampira.
Offline
Jej tętno... Serce waliło jej, patrzyła na mnie, ale jakby nie do końca na mnie, odpłynęła na chwilę. Coś sobie przypomniała? Nie skomentowała tego co mówiłem, czy jestem dobrym wampirem... A co jeśli ona już miała serce? Co jeśli już ktoś na nią czekał w domu? Co jeśli udawała przede mną i znów do niego wróci, że po prostu będzie żyła dalej...
Odchrząknęłam.
- Moją część wilka, ładnie powiedziane - zaśmiałem się cicho. - Hej, jesteś zmęczona? Chodźmy pozbierać trochę jagód, tam gdzie zwykle, powinny być już dobre, prawda? Pozbieramy je i wrócisz do domku, do spania... - uznałem z uśmiechem.
Offline
- Coś ty, nie, nie, nie jestem zmęczona! - zapewniłam od razu, uśmiechając się. - Wybacz, jestem po prostu cały czas przejęta, tym wszystkim. Nigdy nie wierzyłam, że wybiorę się na jakikolwiek wampirzy bal. Wiem, że się powtarzam, ale naprawdę... Chodzi o ten bal - zaznaczyłam i rozejrzałam się po namiocie. - Ale po jagody możemy iść, na pewno już są smaczne. To chodź - mruknęłam i wyszłam z bazy przodem.
Offline
I faktycznie poszliśmy po te jagody. Lubiłem tamto miejsce, polane całą zaspaną owocami, a po palcach spływał ich słodki sok kiedy tylko zrywaliśmy owoc. Na koniec naszego spotkania wieczornego podzieliliśmy się po równo jagodami i rozeszliśmy się do swoich domów w jakiejś dziwnej atmosferze... Zamyślenia i milczenia. Sanna milczała, robiła jakieś uniki, wahania... A ja bałem się, że to już ten moment, ten moment w którym ona mnie odsuwa ponieważ znalazła jego tego jedynego...
Wróciłem do domu jak zawsze po cichutku, w kuchni zostawiłem jagody, a potem umyłem ręce. Jakoś tak wyszło, że z łazienki wyszedłem i stanąłem w progu pracowni mamy. Tata zrobił ja dla niej nim się wprowadzili, mama najczęściej przesiadywała tam lub u małej Ophelii gdy miała wolne, a dziś akurat spędzała czas na ostatnich poprawkach w sukni i moim garniturze. Już na manekinach prezentowało się to wszystko... Z klasą.
- Masz prawdziwy talen, mamo... Sannie się bardzo podobało zdjęcie - powiedziałem miękko.
Offline
Uśmiechnęłam się, podnosząc wzrok na syna. Za każdym razem jak tylko pojawiał się w moim polu widzenia myślałam sobie "Jakie ja mam niewiarygodne szczęście, że go mam" i aż sobie z tego powodu zazdrościłam. Z pewnością nie było dumniejszej wampirzycy-matki ode mnie. Cai zapewne by to potwierdził.
- To świetnie, będziecie się dobrze prezentować razem, ale jeszcze kończę wszystkie poprawki... Gdy już zobaczy ostateczny efekt, to nigdy więcej nie będzie chciała nosić tych wilczych ubrań, ah, one są takie... - Skrzywiłam się zabawnie. - No sam wiesz, to takie niemodne - wymamrotałam i cicho westchnęłam, odkładając marynarkę na bok. Podniosłam się z miejsca i ruszyłam na kanapę, którą wybrał dla mnie Cai, była czerwona, miała miękkie wygodne poduchy i naprawdę ją uwielbiałam. To był prezent na którąś rocznicę. - Chcesz się napić herbaty z mamą? - zapytałam z łagodnym uśmiechem, nalewając na razie do jednej filiżanki ciepłego napoju.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Zawsze mamuś - zaśmiałem się cicho i podszedłem do czerownej kanapy, gdzie mama nalała mi już do filiżanki herbaty. Wyjąłem swoją fiolkę z krwią i trochę skropliłem do środka, zaraz jednak dłoń zadrżała mi, widząc że mama jak zawsze pije zwykłą herbatę. Skrzywiłem się lekko.
- Pamiętam jak miałem poważną rozmowę z tatą, że muszę pić krew, a ja nie chciałem bo Ty jej nie piłaś tak dużo... - uśmiechnąłem się krzywo, chowając fiolkę. - Byłem oburzony... - pokręciłem głową rozbawiony.
Offline
- Twój tata troszczy się o ciebie bardzo mocno, jesteś dla niego oczkiem w głowie, i przez bardzo długi czas byłeś jedynym oczkiem. - Uśmiechnęłam się łagodnie, sięgając do dłoni syna. Pogładziłam go po nadgarstku. - Ale faktycznie... Pamiętam jak było ci ciężko zrozumieć, czemu musisz, a ja nie. - Zaśmiałam się mimowolnie, zabierając dłoń. - A teraz już nie trzeba ci o niczym przypominać i tłumaczyć, doskonale wiesz, czemu jest ci to potrzebne. Na moim przykładzie widzisz, jak długo mi zajęło opanowanie obrony przed perswazją. - Pokręciłam głową z nutą niezadowolenia. Do dziś nie mogłam powiedzieć, że jestem w tym dobra. Ophelia potrafiła zakradać się sprytnie do mojego umysłu, zdolna będzie z niej wampirzyca...
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- No tak, tak... Tata zawsze mówił, że to ważne bym był silny... - mruknąłem wspominając. - Tylko czy siła jest naprawdę tak niezbędna? Kiedy jesteśmy silny budzę strach, a nie wiem... Już sam nic nie wiem. Czy tata jest szczęśliwy bo miał siłę? Czy siła daje szczęście i... No po prostu czy to coś daje?
Offline
Zmarszczyłam mocno brwi, zaniepokojona jego słowami. Byłam bardzo wyczulona na takie szczegóły. Dlatego szybko zrozumiałam, że Lorenzo, między wierszami, pyta mnie o coś zupełnie innego. Upiłam trochę herbaty, zastanawiając się w międzyczasie nad odpowiedzią.
- Kiełku, siła objawia się w wielu aspektach, nie jest tylko i wyłącznie kwestią fizyczną. Poza tym, ty i twój tata jesteście zupełnie innymi osobowościami. Twój tata od zawsze czerpał przyjemność z tej siły o której mówisz, ale on został wychowany w przekonaniu, że bez tej siły będzie nikim. - Odstawiłam herbatę na bok i sięgnęłam do karku syna, by pogładzić go po nim uspokajająco. - I bardzo ciężko było mu wytłumaczyć, że ta siła nie czyni go gorszym czy lepszym. Ale ty to wiesz - przypomniałam mu, spoglądając na niego znacząco. - Recepty na własne szczęście nie dostaniesz od nikogo, bardzo bym chciała ci ja dać, byś był szczęśliwy i... - Zagryzłam wargę. - Widzę, że męczysz się z tym, co dzieje się teraz tu - musnęłam palcami jego skroń - i zapewne też tu - ciągnęłam dalej, dotykając jego piersi w okolicach serca. - Mnie nie oszukasz, Lorenzo. Jeśli potrzebujesz ze mną o czymś pogadać, to po prostu spytaj, ja chcę ci pomóc, ale słabo mi idzie czytanie w myślach, sam wiesz - powiedziałam żartobliwie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Westchnąłem cicho, czerwieniejąc nieco i smutniejąc dodatkowo.
- Nigdy nie musiałaś czytać w myślach by wiedzieć, co się dzieje, albo czego mi trzeba - zauważyłem miękko, próbując się uśmiechnąć. - Chodzi o to... Że to całe uczucie zakochania, to co widzę między tobą i tatą i w ogóle... To zawsze jest skomplikowane? A może.. Może czasem jest łatwiej? Da się z tego wyleczyć? - pytałem z rosnącym wahaniem, cały czas mając przed oczami wahającą się Sanne, której myśli gdzieś odlatują. Albo do kogoś...
Offline
Zaśmiałam się lekko.
- Pewnie da się wyleczyć, czasu mamy pod dostatkiem. Ale będziesz musiał chcieć się wyleczyć, a z tego co ostatnio obserwuje, to bardzo uważnie pielęgnujesz w sobie to uczucie - szepnęłam, cały czas uśmiechając się łagodnie do syna. Niemal odkąd się pojawił zastanawiałam się kiedy przeprowadze z nim taką rozmowę. Wyjaśnienie jego ojcu czym są te wszystkie myśli zajęło mi strasznie dużo czasu. - Zauroczenie to przemiły stan, i to nie jest tak, że wampiry nie potrafią tego odczuwać w "poprawny" sposób. Taki nie istnieje... Każdy jest dobry. Poza tym, ciezko jest rezygnować z przyjemności, prawda?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Zacisnąłem usta, sięgając dłonią do kamyka na rzemyku na mojej szyi. Odetchnąłem cicho, krzywiąc się lekko, choć słowa mamy były łagodne i czułe.
- Sądzę, że czuję to w odpowiedni sposób. Może trochę się denerwuje, ale... To nie jest najgorsze - skrzywiłem się już szczerze, z bólem. - Ona jest wilkołakiem. Czeka na nią to całe, głupie serce... A nie ja - wydukałem. - Nie mogę jej namieszać w głowie, bo coś czuję, muszę przecież szanować to, że ona czeka i... I ją wspierać. A nie dumać, czy mogę ją pocałować i zabrać do łóżka... - jęknąłem cicho.
Offline
Zarywałam warge.
- Faktycznie, to trudne. Myślę że dla niej samej to pewnie tez ciężkie. Pewnie w normalnych warunkach wolała by ciebie sto razy bardziej, dobrze znanego, przyjaciela który ją rozumie niż jakaś przypadkową istotę - wymamrotałam czując żal do samej siebie, że nie umiem pomoc swojemu synowi. Tak bardzo chciałabym wiedzieć co mu doradzic, by w końcu poczuł ulgę. - Przykro mi, że musisz dokonywać takich wyborów. Ale na pewno mogę ci powiedzieć, że cokolwiek nie zrobisz, nie będzie to złe, Lorenzo. Przy tak silnych uczuciach ciężko jest określić co jest czarne, a co białe. Nie będę cię zanudzac historiami z własnego życia, ale sama też wiele razy skrzywdziłam twojego ojca myśląc, że postepuje słusznie. I się uczyłam. Wyciągałam wnioski. Jestem pewna, że czeka cię piekne życie. Dlatego nie bój się popełniać błędy, pozwól sobie na nie. Nie da się żyć i nie krzywdzić nikogo - podsumowałam, czując jednak ból. Gdy jest się rodzicem, chciałoby się zabrać smutki i troski swojego dziecka.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Westchnąłem słabo, opadając na kanapę i popijając herbatę z krwią.
- Póki co sam nie wiem... Kłębi się we mnie wiele emocji, są dziwne... Czy wampiry zazwyczaj ich nie mają? Mam wrażenie, że nawet widząc waszą bezwarunkową miłość niczego nie rozumiem - westchnąłem cicho, patrząc w napój. - A może to całe głupie serce będzie lepsze? Ale nie wiem jak, mógłbym jej dać wszystko, a i tak... - skrzywiłem się i uniosłem wyżej rzemyk. Kamyk połyskiwał ładnie i nawet jeśli nie pasował do niczego co znajdowało się w tym pokoju, nadal był dla mnie najpiękniejszy.
- Zrobiła to dla mnie sama, znalazła rzemyk, szukała najładniejszego kamienia, obrabiała go... - wyjaśniłem. - I wtedy zrozumiałem, że ona nie potrzebuje niczego ode mnie, że nie jestem nie do zastąpienia... Że w końcu pozna tego kogoś, albo już poznała, a ja będę musiał się po prostu wyleczyć... - skrzywiłem się. - Dałabyś radę wyleczyć się z taty? Przecież to nonsens...
Offline
- Gdybyś tylko zobaczył jak wściekła byłam na niego, gdy po kilku miesiącach rozłąki zapukał do moich drzwi... - szepnęłam rozbawiona. - Teraz wydaje mi się to absurdalne tak jak tobie. Mamy ciebie i mamy Ophelie i jesteśmy najszesliwsi na całym świecie - zaznaczyłam, wzruszając się nieco. - Hmm... Ale instynkt czasami każe nam robić rzeczy, o które nie prosiliśmy. Czasami możemy walczyć ze swoją naturą, tak jak ja uparcie wybieram się picia krwi, choć twój ojciec od lat prowadzi ze mną zawzięcie dyskusje na en temat, ale innym razem się nie da. Tak jak podczas balu. Albo tak jak widzę serce. Nie wpłyniemy na to kiełku. Bardzo bym chciała ci pomoc i zabrać twoją niepewność... Pewnie twój tata chciałby żebym powiedziała ci, ze masz sobie dać spokój i odpuścić ale ja ci powiem coś innego. - Zaśmiałam się. - Skoro wiesz, że czeka na nią serce i czujesz... Ze to być może zaraz to czemu nie spróbujesz jednak zaryzyskiwać? Zależy jej na tobie... w jakiś spodoba na pewno. Wiec... Po prostu pogadaj, albo zrób coś. Przynajmniej będziesz wiedział, ze zrobiłeś wszystko co mogłeś - zaznaczyłam, myśląc o tym co przeżyłam z Caiem, jak długo starałam się pozostać blisko niego aż w końcu straciłam na to siły. - Nie gadaj o tym z tatą - mruknelam jeszcze, marszcząc lekko brwi. - Ja z nim pogadam jeśli chcesz.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Zacisnąłem wargi.
- Pogadam z nim sam po balu - odparłem. - Chcę się skupić na tym by odnowić kontakt z rodem Rin, tak jak chciał, widzę że mu zależy - przyznałem, a potem popatrzyłem czule na mamę. - Poza tym nie chcę by się jeszcze denerwował dodatkowo, szczególnie, że jedziecie do stolicy na ten bankiet. Znów wrócicie wściekli i poniżeni, a choć ty po prostu idziesz zapolować, to... Tata się schowa w szklarni z Ophelią i będzie przełykał złość - zauważyłem, unosząc lekko brew. Doskonale wiedziałem już z czym się wiąże zaproszenie na bankiet do stoli, organizowany przez premiera, człowieka, kogoś kto rządzi wyspą choć nigdy nie powinien.
- Nie będę go dociążał jeszcze tym - mruknąłem pod nosem.
Offline
- Lorenzo, nie jesteś dla nas żadnym obciążeniem, nigdy nie byłeś i nie będziesz - zapewniłam syna, spoglądając łagodnie. - Za twojego tate nie mogę mówić ale ja żyję juz głównie po to, żeby być twoim oparciem i twojej siostry. Chce słuchać o waszych problemach i brać je na siebie, Lorenzo. Nigdy nie bój się mi o czymś powiedzieć. Wiem że patrzysz na mnie jak na kruchą kobietę ale jestem w stanie znieść dużo i wziąć na swoje ramiona każdy z twoich ciężarów, kochanie - powiedziałam czule, spoglądając na syna z miłością.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Wywróciłem oczami i spojrzałem na mamę w końcu z rozbawieniem.
- Kruchą kobietę? Mamo, błagam cię, jesteś najwspanialszą wampirzycą, silną i to nie dzięki krwi... - uśmiechnąłem się krzywo. - Kto inny jak nie ty ma pełną kontrolę nad wilkiem Mordeciaiem Harlandem, hm? - zaśmiałem się cicho i pokręciłem głową. Zaraz w końcu westchnąłem ciężko. - Nie chciałem się tym dzielić... Bo to trudne. Chcieć czegoś ale nie móc tego dostać. Myślałem, że to okropnie egoistycze, że chce Sanny na własność... Ale to pragnienie narastało i... Po prostu wszystko jest jakieś takie skomplikowane. Ale spróbuję - uśmiechnąłem się z wahaniem. - Najwyżej mnie odepchnie a ja zrzucę to na atmosferę balu... Ale przynajmniej spróbuję...
Offline