Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
A może jednak? Może jednak Lorenzo umiał by mnie pokochać? Może nie poczuł by się tak źle z myślą, że jest dla mnie kimś o wiele większym, w wazniejszym, niż najlepszym przyjacielem... Uśmiechnęłam się zauroczona.
- Ta... Zapewne trudno przebić bycie przyjaciółką wilczycą z lasu - przytaknęłam. A przy tym poczułam gorąco rozlewajace się po całej mojej piersi.
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze i skinąłem głową.
- Bardzo trudno.. Zawsze brakowało mi cię na balach. Chciałem cię zabierać, pokazywać jak tam jest pięknie, co by Ci się spodobało... Zawsze miałem milion uwag które tylko Ciebie by rozbawiły, a teraz w końcu jedziesz ze mną, będziesz miała suknię uszytą w pracowni mojej matki... I w dodatku pomożesz mi w moim zadaniu, będziesz u mojego boku...! - westchnąłem cicho podekscytowany. - Poznasz moich znajomych, polubisz ich, nie są nadętymi wampirami... - uśmiechałem się cały czas.
Offline
Czułam jak rosne, naprawdę. Miałam wrażenie ze nagle wypełniam całą przestrzeń i miałam ochotę zacząć mówić. Mówić Lotenzo o wszystkim i wszystko. Co do niego czuje, ze jest moim sercem i prosić go o wybaczenie za to, że tak długo zwlekałam z tym, by go o tym poinformować.
Mogłam to zrobić nawet w tej chwili.
- Lorenzo - szepnęłam napełniania radością, łapiąc go za dłoń i zatrzymując. - Musze powiedzieć ci coś bardzo ważnego - ciągnęłam dalej, wciąż przepełniona tą magiczną atmosferą.
Wampir popatrzył na mnie pytająco, a ja nagle straciłam pewność. Zamrugałam gwałtownie, czując się tak, jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę. Nie dam rady, nie dam rady mu powiedzieć. Jestem słaba i żałosna.
- Ciesze się, że Cię mam, głupku - szepnęłam, puszczając jego dłoń ale nie odrywając od niego wzroku.
Offline
Uśmiechnąłem się czule i pokiwałem głową.
- Ja też się cieszę, że cię mam, właśnie o tym mówię, że będę cię miał nawet na balu. I kto wie... Może kiedyś pokażesz mi swoją zamkniętą watahę - uznałem z wahaniem. - Mniejsza, to innym razem. W każdym razie, bal za trzy tygodnie... Um będę się przygotowywał na spotkanie z Rin, a ty musisz powiedzieć rodzicom...
Offline
- Tak... tak, wiem. Muszę in powiedzieć wszystko - szepnęłam, znów czując się jak zwykła, przyziemna istota. W dodatku głupia i tchórzliwa istota. Bo czym jest odwaga jak nie wybawienie prawdy, która może zdziałać zarówno dobre jak i złe rzezy. - I zrobię to, nie promuj się tym - zapewniłam. To będzie prostsze, niż powiedzenie tobie, pomyślałam.
Znaczy wiedziałam że on myśli o balu i o tym ze mam tam iść z wampirem. Ale ja rodzicom to pokaże w ten sposob: "Moje serce, które jet wampirem zaprasza mnie na bal, a ja muszę tam z nim być."
Offline
- Wiem, że nie mam się czym przejmować, ufam Ci - zapewniłem ją miękko, kiwając głową jednocześnie, jakby na potwierdzenie swoich słów. Wyszliśmy z ogródka taty i popatrzyłem na senną wilczyce. Zaproponowałem, by pobiec jeszcze do bazy wspólnie, a potem Sanna rozpatrzy co dalej.
Tak więc pobiegliśmy, choć nie był to niezwykle szybki bieg, w końcu oboje byliśmy ociężali po dużym śniadaniu, a wilczyca dodatkowo była mocno śpiąca, więc nie było powodu do wielkiego pośpiechu. Przebiegliśmy i dotarliśmy do naszego obozowiska, gdzie ogień już dawno się nie palił, a klimatyczne lampki na baterie podwieszane na suficie namiotu były wyłączone. Spojrzałem na wilczycę, która wyraźnie miała problem z rozstrzygnięciem, co teraz należałoby zrobić.
- Hej, jeśli chcesz przespać się tutaj to weź koce i dam Ci moją bluzę... Odpoczniesz i wypoczęta wrócisz do domu - uśmiechnąłem się delikatnie.
Offline
- Chyba mam ochotę pobiegać - szepnęłam, zaciskając usta. Byłam z lekka zagubiona po tej wizycie w domu rodzinnym Lorenzo. Z jednej strony czułam takie wielkie szczęście i radość, z e przedstawił mnie swoim rodzicom, że mogłam zobaczyć jego siostrę... Ale z drugiej strony czułam jakiś dziwny niepokój, którego nie umiałam wyjaśnić. - Zmęcze się do reszty i będzie mi obojętne gdzie padnę - dodałam, uśmiechając się lekko.
Offline
Westchnąłem cicho i pokręciłem głową.
- No dobrze, jak chcesz wilczyco - uznałem łagodnie i poklepałem ją po plecach. - Wybiegaj się, może rozprostuj kości swojego wilka, a potem połóż się spać. Musisz odpoczywać, a noc niestety nie jest twoją porą - westchnąłem cicho, cofając rękę. - Wracam do domu w takim razie, jakby co, to zawsze jesteś mile widziana... Do soboty, tak? - uśmiechnąłem się czule.
Offline
- Ta, do soboty Lorenzo - szepnęłam z błogim uśmiechem na ustach. Następnie odwróciłam się do niego plecami i popędziłam w cinny las, uciekając niczym sploszone przez ławce zwierzę.
Ciężko mi się myślało o czymkolwiek. Serce wciąż mi waliło, wciąż oczami wyobraźni byłam w tamtym domu wypełnionym pięknymi rzeczami i pięknymi zapachami. I Lorenzo... był tam tak bliski.
Offline
Wróciłem do domu i od razu po wejściu zostałem zbombardowany spojrzeniem ojca. Siedział na kanapie, czytając gazetę, którą specjalnie sprowadzał z jedynego, w pełni wampirzego miasta, gdzie niegdyś mieszkał. Opuścił jednak gazetę, patrząc na mnie pytająco.
- Czyli chcesz powiedzieć, że od dziecięcego wieku, aż do teraz, co sobotę spotykasz się wciąż i wciąż z tą samą wilkołaczką, od której trąci silnym zapachem Alfy...? - upewnił się, na co westchnąłem cicho, drapiąc się po karku. Potem wzruszyłem ramionami, starając się nie robić z tego niczego dużego.
- Sanna, ma na imię Sanna i faktycznie, jej mama jest Aflą - przyznałem. - I tak, spotykamy się zawsze co soboty. Lubię ją, bardzo ją lubię - przyznałem. - Kiedy cały czas miałem jakieś problemy w szkole to mi pomagała... Przestałem się bać lasu i stałem się silniejszy, naprawdę ją lubię i proszę nie robić z tego wielkiej rzeczy - zaznaczyłem, na co tata wolno pokiwał głową, nadal na mnie spoglądając. Wyglądał poważnie w tym lekkim zaroście, nawet jak się uśmiechał nie tracił dostojności. Ja też tak wyglądam? Jestem dostojny i szlachetny jak on?
- Czy ta relacja jest... czysto przyjacielska? - zapytał tata, na co skrzywiłem się lekko. Milcząc usiadłem w fotelu, chwilę myśląc nad odpowiedzią. Cóż, jemu nie skłamię, będzie wiedział jak to zrobię.
- Cóż... tak. Nie chcę jej nic mącić, ani psuć relacji, bo przecież ona... no będzie miała swoje serce, znajdzie sobie jakąś drugą połówkę, a ja nie powinienem tego niszczyć. Czeka z pierwszymi pocałunkami, z pierwszym seksem na to serce... - pokręciłem głową. - Więc... to tylko przyjaźń... niestety...
- Niestety? - powtórzył po mnie jak echo, na co się lekko skrzywiłem, czując ciepło na policzkach.
- Może dorastanie przeze mnie przemawia i ta ogólna chcica, tato, ja... po prostu nie wiem, okej? Chcę zostać przy jej boku, ale są bariery których mi niewolno przekroczyć i muszę to uszanować... Przyjdzie kiedyś to całe serce i mi ją zabierze, więc... nie mogę popsuć teraz niczego!
- Okej, w porządku młody - zapewnił mnie zaraz, faktycznie łagodnym tonem. Zaraz potem uśmiechnął się czule, lecz i z nutką... smutku. - Może pogadaj o tym z mamą? Ona na pewno po wysłuchaniu powie ci coś, co poukłada ci wszystko - uznał, na co zaraz parsknąłem cicho. Tata wzruszył lekko ramionami.
- Mi potrafiła pomóc - dorzucił, wskazując na obrączkę na palcu, na co roześmiałem się po prostu kręcąc głową.
Offline
Biegałam tak długo, że aż zaczęły mnie boleć płuca, ale to nie spowodowało przerwania biegu. Nie pędziłam ile sił w nogach, aż zaczęło robić się jasno. Biegałam od tak, byle by nie leżeć, byle by nie pozostać w bezruchu, bo nie chciałam myśleć. I pomogło, nie umiałam myśleć, nie mogłam się skupić na Lorenzo choćbym nie wiem jak tego chciała. Teraz uważałam to za prawdziwe błogosławieństwo. A gdy wróciłam do domu padłam wyczerpana na swoje łóżko i obudziłam się dopiero po południu. Aż dziwne, że nikt nie chciał mnie budzić, że nawet matka nie wściekła się, że nie wstałam na wspólny, niedzielny obiad. Szok.
Zeszłam na dół późnym popołudniem. Tata siedział w salonie i coś czytał, mamy nie było, a rodzeństwo siedziało na ogrodzie. Wymieniłam kilka zdań z tatą, zapewniając, że wszystko jest okej, tylko, że jestem strasznie głodna i muszę coś zjeść. Zanim się z tym ogarnęłam, zanim podgrzałam, nałożyłam i zjadłam, to do domu zdążyła wrócić mama. Jej wymowne milczenie uderzyło we mnie jeszcze bardziej niż gdyby zaczęła mi truć dupę. Dojadłam szybko swoje jedzenie i zajrzałam do rodziców do salonu.
- Eeee, cześć mamo? - mruknęłam. Oboje odwrócili głowy w moją stronę, a mama zaraz się ze mną przywitała i znów zamilkła. - Hm, no ten... Zastanawiam się, czy coś się stało? - spytałam, podchodząc bliżej.
- Ja też się zastanawiam - odparła tym swoim poważnym tonem. - Chcesz może z nami pogadać? - spytała, zerkając na tatę, a potem znów na mnie. Ja za to wbiłam wzrok w tatę, a on popatrzył na mnie przepraszająco. Oh, czyli coś jej powiedział. Ale może to i dobrze, mogę to zrobić teraz, zrobię to od razu. Lepiej szybko zerwać ten plaster i tak już mocno do mnie przyrósł. - Zawsze możesz - dodała, wskazując na fotel.
Odbyliśmy krótką gadkę motywacyjną o tym, że zawsze mogę z nimi porozmawiać, bez względu na wszystko. Usadowiłam się wygodnie w fotelu, przyjmując to wszystko do wiadomości z cichymi pomrukami. A kiedy już skończyli nastała chwila ciszy. Byłam już pewna, że tata mnie sprzedał mamie, ale teraz, gdy już wiedziałam jaki to ciężar kryć cokolwiek przed sercem nie czułam ani grama złości. Wręcz przeciwnie, byłam mu niezwykle wdzięczna, że tyle wytrzymał w naszej tajemnicy.
- To nie tak, że wam nie ufam, bo... Sama sobie chyba nie ufam w tym wszystkim - zaczęłam ostrożnie. A oni słuchali. Nie patrzyli centralnie na mnie, a ja nie patrzyłam na nich. Ale wiedziałam, że mnie słuchają. Wzięłam głęboki oddech. Było mi ciężko i aż żałowałam, że właśnie zjadłam podwójną porcję obiadu. - Moje serce... - szepnęłam spokojnie, podnosząc wzrok ukradkiem na moich rodziców. Oni też na mnie zerknęli w tym momencie. Mama miała poważną minę, tata patrzył za to łagodnie. - No wiecie, jest wyjątkowe, i najlepsze na świece. No i jest moje... Cieszę się, że go mam ale on nie jest wilkiem i w dodatku stał się moim najlepszym przyjacielem, przez to czuję strasznie dużą presję. Boje się, że sprawię mu zawód, gdy mu w końcu powiem o tym, że nim jest, że jest mim sercem - szeptałam, miałam wrażenie że nie muszę mówić głośniej, bo siedzieli tak blisko nadstawiając uszu... - Ale cierpię przez to milczenie. - W tym momencie pojawiły się ciche pomruki mamy i taty. Oczywiście, że widzieli mój ból i cierpienie, domyślali się bardziej lub mniej co jest przyczyną tych wszystkich moich chorób i humorków. - I teraz coś ruszyło... W sensie... Byłam u niego w domu. Spotkałam jego rodzinę, em, oni są wampirami - powiedziałam dosyć pewnie, bo to był fakt, oni byli wampirami, my byliśmy wilkami. To było takie zupełnie normalne, nad czym się tu zastanawiać? - On jest wampirem - powtórzyłam, biorąc głęboki oddech i w końcu podnosząc na nich wzrok ze zdecydowaniem. Ku mojemu zaskoczeniu oboje już na mnie spoglądali, a gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, pokiwali głowami. Byli niezwykle zgrani w tych reakcjach. Zauważyłam też, że mama bardzo mocno ściska dłoń taty. Nie byłam do końca pewna, czy to dobry, czy zły znak. - I naprawdę jest najcudowniejszą istotą. Wytrzymuje ze mną już od dawna, ale... Trzyma na dystans, bo myśli, że kiedyś znajdę swoje serce i będę musiała z niego zrezygnować, szanuje mnie. - Zaciskam mocno wargi, czuje się podle gdy tak o tym wszystkim mówię. To Lorenzo powinien słuchać mojego wyznania, nie oni, on powinien wiedzieć, jak bardzo mi na nim zależy... - A ja nie mogę z niego zrezygnować i już nigdy nie będę mogła, bo on jest moim sercem - kończę swój wywód, a gardło mam tak strasznie ściśnięte, że ledwo wyduszam z siebie te słowa.
Nastaje znów cisza. Rodzice trawią moje słowa, a ja przetwarzam w głowie wszystko od nowa i od nowa i od nowa, czując jak zżerają mnie nerwy. Jestem obrzydliwa, że jeszcze mu nie powiedziałam, paskudna i egoistyczna... Lorenzo tyle mi mówił o tym, że chce szczęścia, ale mówił mi przecież nieustanie o tym, że pragnie prawdy, że pragnie szczerości. A ja mu nie potrafiłam dać jednego i drugiego i egoistycznie podjęłam decyzję za nas oboje, że będę podtrzymywać jego szczęście, podczas gdy sama zacznę usychać jak niepodlewany kwiat.
Po tej chwili ciszy tata podniósł się ostrożnie z kanapy, wypuszczając z uścisku dłoń mamy. Podszedł do mnie, złapał mnie za ramiona i pomógł wstać z fotela. Miałam tak miękkie nogi, a ramiona strasznie mi drżały. Czułam się taka głupia, taka mała, taka... Tata jednak o nic nie pytał, przytulił mnie mocno, a po chwili poczułam dłoń mamy na plecach, która łagodnie mnie głaskała.
Obgadanie z rodzicami pójścia na bal, było już zdecydowanie bardziej emocjonalną sprawą. I cholera. Nie wiedziałam jak mam to załatwić. Oni byli kompletnie przeciwni temu. Ich córka na balu wampirzym."Doskonale wiem, jak te istoty są niemoralne, zachowują się gorzej niż zdziczałe zwierzęta na tych swoich balach" mówiła mama, krzywiąc się znacząco. Oczywiście cała sprawa wyszła szybko na jaw i już następnego dnia, gdy matka rzuciła kąśliwą uwagę o balu cała reszta rodzeństwa wiedziała o tym, że znalazłam sobie serce. Jako pierwsza. Więc była to sensacja. Nawet niezła sensacja. Paula jak nigdy zaczęła się do mnie przymilać.
- Ale koniec w końców, jeśli chodzi o temat balu... - kontynuowałam opowiadanie Lorenzo na naszym sobotnim spotkaniu. Oczywiście opowieść snułam bardzo ogólnikowo. Zaznaczyłam jedynie, że moi rodzice niezbyt byli przekonani co do mojej obecności na wampirzej zabawnie - ...to się zgodzili. - Nie mogłam wyjawić dlaczego, ale oczywiście głównym argumentem było "to moje serce, gdy będę blisko niego, będzie dobrze" i z takim tekstem było naprawdę ciężko walczyć. - Pewnie jeszcze będą próbowali mnie od tego odwieść - powiedziałam wywracając oczami. - Ale nie bój się, skoro dałam słowo, to go dotrzymam... - zaznaczyłam.
Offline
Pokiwałem ze zrozumieniem i powagą głową.
- Rozumiem. I rozumiem też twoich rodziców, wiesz? Naprawdę zachowujemy się jak zwierzęta, taki już nasz los - przyznałem, wzruszając ramionami i przyjmując na siebie każdą obelgę. - Ale będę tam z tobą, na pewno przypilnuję byś czuła się dobrze i swobodnie, do niczego nie będę cię zmuszał, a przede wszystkim naszym planem jest rozmowa z rodem Rin. Potem będziemy się trochę bawić, ale nie zostaniemy na cały weekend - uprzedziłem, zaciskając wargi. - Ten bal zapowiada się na dłuższy, z tego co widziałem listę gości... Ale nie chcę cię męczyć przesadnie, poza tym, lepiej żebyś wróciła do domu po najważniejszej części balu. Twoi rodzice i tak nie są przychylni, nie ma co ich denerwować.
Offline
- No tak... Trochę nie są. Mama jest Alfą, a na Alfę i jej rodzinę patrzy cała wataha - przypomniałam, zagryzając lekko wargę. - Mniejsza, jeszcze będę z nimi rozmawiać i nad nimi pracować. Myślałam, że chociaż tata będzie mi w miarę przychylny ale okazało się, że on martwi się chyba mocniej niż mama... Sama nie wiem. Ostatnimi czasy tak mało z nimi rozmawiałam, że po ostatniej długiej rozmowie czuję się jakoś tak, eeee, dziwnie, po prostu dziwnie - podsumowałam, wzruszając ramionami.
Offline
Popatrzyłem na nią z czułością.
- Cóż... to chyba niedobrze - uznałem szczerze. - No wiesz, rodzice są twoimi najbliższymi, sądziłem że wśród wilków więzy rodzinne są silne i nieprzerwane - przyznałem. - Długo byłem jedynakiem, oczkiem w głowie rodziców, nie wyobrażam sobie im czegoś nie mówić. To znaczy, poza tym słyszą jak kłamię, nie umiem opanować zupełnie swojego pulsu... - parsknąłem pod nosem i popatrzyłem na Sannę. - Martwią się, to normalne. Nie znają mnie, wiedzą, że jestem wampirem, że zabieram cię na jakieś bale... No po prostu się martwią.
Offline
Kiwnęłam głową z zaciśniętymi ustami.
- Wiem, że się martwią i rozumiem dlaczego, nie mam im tego za złe. Ale wolałabym, by nie starali się złapać mnie za rękę i poprowadzić w przecisną stronę. Nie jestem już dzieckiem... I oni to doskonale rozumieją. Wyjaśniłam im, jak bardzo zależy mi na tym, by tam z tobą iść - szepnęłam uśmiechając się do Lorenzo czule. Ostatnio oboje rzucaliśmy sobie ten uśmiech zdecydowanie częściej niż wcześniej, a przynajmniej ja miałam takie wrażenie.
Offline
Uśmiechnąłem się szeroko słysząc, że "wyjaśniła jak bardzo chce iść".
- Hah, tak bardzo chcesz iść, aż ich przekonałaś, jestem pod wrażeniem - przyznałem z zadowoleniem. - Naprawdę cieszę się, że aż tak cię zaraziłem pomysłem balu, mama zajmuje się suknią, ty przekonałaś rodziców, a ja cały czas przeszukuję informacji na temat rodu Rin, są wyjątkowo skryci - podsumowałem, a zaraz klasnąłem i zatarłem ręce. - Pozostaje jeszcze, nauczyć cię tańczyć!
Offline
Zaśmiałam się mimowolnie. Ostrzegał mnie, że będziemy się uczyć, więc nie było to dla mnie żadnym zaskoczeniem. Byłam gotowa na naukę wampirzgo tańca, jakikolwiek by on nie był.
- No jasne, nie zostało dużo czasu, więc powinnam ostro wziąć się do pracy i zapamiętywać wszystko - zauważyłam, zerkacjąc co i raz na wampira. Nie chciałam przecież wlepiać w niego maślanych oczu choć mogłabym.
Offline
- To proste kroki, po prostu musisz je powtórzyć kilka razy i będziesz to już robiła odruchowo - zapewniłem ją, wstając z pieńka nad ogniskiem i odchodząc kawałeczek dalej. - Słuchaj, najważniejsze, że jak z kimś tańczysz to ten ktoś prowadzi. W tańcu poruszasz się na planie koła lub kwadratu, przede wszystkim kręcisz się i obracasz, nogi stawiasz do rytmu muzyki i tyle. Jeśli partner zechcę tobą zakręcić, to szybko po piruecie, z powrotem wracasz do poprzedniego toru tańca - zacząłem objaśniać, na razie samotnie się kręcąc.
Offline
Podniosłam się zaraz za Lorenzo, jednak na razie obserwowałam go ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Pokiwałam w końcu głową, gdy skończył tłumaczyć.
- Cudownie, wszystko brzmi świetnie - powiedziałam sarkastycznie, bo czułam się zmieszana po tych wszystkich "wstępnych" słowach. - Myślałam, że w końcu chodzi po prostu o to, by się w niego wczuć, a nie o miliardy zasad. A co jeśli ja będę słyszała inny rytm? - zapytałam z lekka złośliwie.
Offline
Zatrzymałem się i wywróciłem ostentacyjne oczami.
- Ja wiem, że w duszy grają Ci zawsze kotły wojenne, ale rytm będzie jeden, ten grany przez zespół muzyczny i tego masz się trzymać. Będzie czasem wolny, a czasem bardzo szybki, ale będziesz słyszeć co i jak - uznałem z przekonaniem i popatrzyłem na nią łagodnie . - No to jak? Już skończyłaś sobie żartować?
Offline