Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Za takie gadanie, to ludzie robią gorsze rzeczy niż więzienie. Babcia mówi, że istoty po prostu się rozpływają - mruknęłam, wzdychając. - Twój tata mówi dziwne rzeczy. Nie boisz się, że... Może się coś im stać...? Wilki siedzą w lesie, my się ludzi nie boimy, moja wataha jest silna. Zawsze możesz ukryć się u nas, ja cię schowam gdzieś - oznajmiłam śmiało.
Offline
- Jasne, że się boję. Ale wiem też kim jestem... Kim jest tata i że... Niektóre wampiry liczą na niego. Że on czuje się odpowiedzialny i silny dość by sprostać, jesteśmy silni, naprawdę potężni, ale... Jestem jeszcze dzieciakiem - westchnąłem ciężko. - Gdy będę starszy i silniejszy to wtedy będę mógł pomóc tacie. A póki co... Możemy sobie pozwolić na pomarzyć - podsumowałem z nutką żalu. - Twoja mama też jest u władzy, nie boisz się o nią? Wilki często walczą między sobą.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Moja mama jest niepokonana - powiedziałam z niezachwianą pewnością siebie. Wciąż to powtarzałam ale chyba nigdy nie wytłumaczyłam Lorenzo dlaczego tak ciągle mówię. - Dawno żaden wilk nie był tak długo Alfą co ona. Poza tym, mama mówi, że tata martwi się o całą naszą rodzinę za wszystkich, więc ja już nie mam co się martwić - podsumowałam lekko rozbawiona. Mama z tatą często się przekomarzali.
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze i skinąłem głową.
- To dobrze. U mnie mama... Hah... Mama jest słabsza, a niestety czasem powie coś za dużo na wywiadówkach u mnie w szkole i są jakieś problemuy - zachichotałem pod nosem. - Kocham ich, naprawdę... Nie znam dziadków, ani nie mam żadnych wujków, więc mam tylko ich i tylko ten świat. Świat którym teraz rządzą ludzie, a powinniśmy my - mruknąłem zamyślony. - Cóż, jeśli tylko Atlanta pozwoli... To może kiedyś.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Może Atlanta czeka na innego władcę, może to jeszcze nie czas - szepnęłam, zastanawiając się, kiedy nasze rozmowy stały się takie skomplikowane, kiedy zniknęła z nich błahość. To dziwne. Znaliśmy się dwa lata, ale czas mi leciał różnie... Raz się ciągnął w nieskończoność, a innym razem, tak jak tego wieczoru, przelatywał strasznie szybko. No i przez te tematy czułam się już coraz doroślejsza. Tyle że głupia Paula ciągle mówiła na mnie dzieciak. Sama była dzieciakiem!
Offline
Zamyśliłem się dłużej nad jej słowami.
- Inny niż tata? Nie... On jest już królem. Lepszym niż ci wszyscy o jakich czytałem.. Po prostu kiedy już nie będzie musiał się bać o rodzinę i zbierze poparcie... Ma jeszcze czas. Wampiry długo żyją, jesteśmy cierpliwi... - uznałem spokojnie i odetchnąłem cicho. - Jeszcze będziemy władcami - podsumowałem i uśmiechnąłem się słabo. - Nie jesteś zmęczona? Wybrać, znów gadam i pewnie myślisz, że to głupoty...
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Odkąd cię poznałam, myślę, że gadasz głupoty, zdecydowanie za dużo głupot - powiedziałam rozbawiona, rozcierając dłonie i powoli się podnosząc z miejsca. Trochę stopy mi zdrętwiały, więc skrzywiłam się nieco. - Ale już jakiś czas temu polubiłam ich słuchać - zapewniłam go, uśmiechając się do wampira przyjaźnie. - Pewnie tak już mają przyjaciele. Słuchają się mimo wszystko - podsumowałam, uważając to za dobry wniosek.
Offline
- Taaa pewnie tak. Pamiętaj że ty też możesz mi mówić swoje rzeczy, prawda? Przyjaciele słuchają się wzajemnie, więc ty też ze mną czasem pogadaj - poprosiłem z uśmiechem i też wyprostowałem nogi. - Odprowadzić cię? Choć w sumie nie jest aż tak późno, możesz sama spokojnie wrócić... Ale tak pytam, mogę cię podprowadzić aż do twojej bazy....
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
Pokręciłam nosem, rozciągając się. Nie było sensu żeby mnie odprowadzał.
- Nieee, chyba wolę już zmienić się w wilka i się rozgrzać porządnie - mruknęłam, ziewając. - Ale dzięki. I... No mówię ci. Serio, mówię ci dużo moich dziwnych rzeczy. Ufam ci - szepnęłam z nutą powagi, uśmiechając się.
Offline
- Nie ma lepszego powiernika niż wampir, klne się na kły - powiedziałem oficjalnie i uśmiechnąłem się czule. - Okej, w takim razie biegnij. I śpij spokojnie, ja wracam do domu na śniadanie i odłożyć książkę do biblioteczki nim tata zauważy że ją wyniosłem - zaśmiałem się pod nosem. - Miłej nocy Sanna i... Do zobaczenia za tydzień, zgadza się? - upewniłem się, wychodząc powoli z bazy.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
Kiwnęłam mu głową, ziewając przeciągle.
- Tak, tak... Widzimy się jak zawsze. Przecież wiesz, że nie lubię przegapiać naszych spotkań! - zapewniłam go rozbawiona i pomachałam chłopakowi dłonią. - Do zobaczenia, Lorenzo! - powtórzyłam po nim. Gdy wyszedł z bazy szybko spakowałam swoje ubrania do sakwy i zaraz wyszłam z namiotu już przemieniona w wilka. Zawyłam radośnie i popędziłam biegiem w stronę domu.
Offline
/// TRZY LAT PÓŹNIEJ ///
Spotykałem się z Sanną zawsze, co tydzień, bez względu na pogodę. W deszczu spędzaliśmy czas w mojej bazie, a czasem nawet pozwalała mi wejść do bazy jej i jej brata... To było cudowne. Naprawdę miałem cudowną przyjaciółkę na której mogłem polegać, gadałem z nią na wszystkie tematy. Dała mi pewność siebie, dzięki temu bardziej otwierałem się w szkole, byłem bardziej rozgadany, silniejszy! Dawała mi to wszystko, być może nawet nie wiedziała o tym, ile mi dawała.
Jednak wiele zmieniło się kiedy pewnego tygodnia tata wpadł do domu, cały w emocjach i... Zaczął mówić o tacie mamy, o moim dziadku, mama krzyczała na niego, że to nie możliwe i... To wszystko było takie szybkie, pakowanie, wsiadanie do auta i... Rodzice wciąż coś mówili, krzyczeli, a ja nagle zorientowałem się, że... Że Sanna będzie na mnie czekać, ale się nie doczeka... Wpadłem w panikę, ale nie mogłem nic powiedzieć, bo rodzice przecież nie wiedzieli o Sannie i...
Po dwóch tygodniach - czyli po dwóch straconych spotkaniach - biegłem na trzecie spotykanie, krzycząc imię wilczycy. Byłem spanikowany, że nie przyszła, że nie będzie już przychodzić, że nie opowiem jej że spotkałem dziadka, że on żyje choć miał nie żyć, że moja rodzina kkesy większa...!
W końcu dobiegłem do obozowiska.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
/trzy tygodnie wcześniej/
Czekałam i czekałam i czekałam... Aż w końcu cała skostniałam i zdrętwiałam, a najgorsze było jednak to, że się go nie doczekałam. I na początku mnie to wkurzyło. Wkurzyło mnie to bardzo, bardzo, bardzo mocno. Byłam wręcz wściekła przez kolejne dni. Wymyślałam w głowie scenariusze i zapisywałam w pamięci co mu wygarnę. Przecież mieliśmy zostawiać sobie kartki! Zawsze tak robiliśmy.
Bertowi powiedziałam, że się pokłóciłam z Lorenzo, a na resztę rodziny warczałam podirytowana. Głupi wampir. Ta złość była irracjonalna, bo przecież mogło mu coś wypaść, miał teraz coraz więcej na głowie i doskonale o tym wiedziałam. Ale złość minęła dopiero po kilku dniach. Gdy było już bliżej soboty poczułam się lepiej i jakoś spokojniej. Już nie miałam ochoty krzyczeć na Lorenzo, a spytać, co takiego się działo u niego.
Ale on nie pojawił się drugi raz. I znów nie zostawił kartki. Tamtej sobotniej nocy coś we mnie po prostu pękło. Już nie czułam złości. Czułam raczej... mdłości. A co jeśli coś mu się stało? A co jeśli nasze poprzednie spotkanie było ostatnim? Już go nie spotkam?
Postanowiłam jednak działać, pobiegłam pod jego rezydencje i wypatrywałam jego, jego matki, lub ojca. Miałam nadzieję zobaczyć króla wampirów w ogrodzie przy roślinach, Lorenzo wciąż opowiadał, że jego tata spędza tam całe godziny. Ale nikogo nie było. Rezydencja wydawała się być... Pusta?
Wyjechali. Nie ma ich.
Zmieniłam się w wilka, złapałam swoje ubrania w zęby i popędziłam do domu ale po drodze zajrzałam do bazy gdzie podrapałam drzewa i rozkopałam w rozpaczy ziemie dookoła. Nawet nie panowałam nad sobą, jednak bazy nie ruszyłam, za to wszystko dookoła wyglądało tak jakby przeszło tamtędy tornado. Gdy już byłam w domu zwymiotowałam ze stresu, a następnie zawlekłam się do pokoju, gdzie zaraz pojawił się tata pytając czy dobrze się czuję.
A ja nie czułam się dobrze, było mi źle, bardzo bardzo źle. Chyba czułam się... Jak nazwać to uczucie... Hmm... Oh, wiem, czułam się zdradzona. Tak, to chyba było to. Obrzydliwe uczucie. Mój przyjaciel! Zrobił mi to mój przyjaciel... Zdradził mnie...
Te myśli przelatywały mi przez głowę, na szczęście ucichły następnego dnia. Uspokoiłam się, przeszłam wręcz ze skrajności w skrajność. Nie myślałam o niczym. Nie chciało mi się jeść, spać, pić, mówić, czy myśleć. Po prostu sobie leżałam. Rodzice się zamartwiali, tata zabrał mnie do siebie do szpitala i podłączył pod kroplówkę. Raz rozmawiał z mamą (myślał chyba że śpię i nie słyszę) o tym, że nie wie, jak mi pomóc.
Po dwóch dniach u taty, czułam się trochę lepiej. Choć nadal byłam mniej gadatliwa niż zwykle, i zdecydowanie bardziej naburmuszona. To był czwartek. Za to w piątek dumałam nad sobotą, iść, czy nie iść.
/teraz/
Postanowiłam, że nie pójdę, jednak gdy już nadeszła sobota i zrobiło się ciemno coś mnie ruszyło, jakby coś we mnie krzyczało, że muszę iść. Głupi wilk, chciał biegać a ja nie byłam w sosie na słuchanie go. Ale musiałam się zwlec z łóżka i pójść. Będę spóźniona, ale czy on w ogóle przyjdzie?
Offline
- SAAAANNA! - krzyczałem błądząc po lesie. Była naprawdę ciemna noc, pochmurna, a ja choć widziałem dobrze, to wszystko mi się zlewało. Było mi tak smutno, chciałem jej wszystko wyjaśnić i przeprosić, opowiedzieć o dziadku i obiecać, że już nigdy nie zniknę tak nagle bez ostrzeżenia. Ale niee było jej w bazie, wiesz ruszyłem przed siebie, do jej bazy, bliżej granicy. Tak strasznie nie chciałem stracić swojej przyjaciółki...
- SANNA...! S-sanna? - zawołałem jeszcze raz, lecz teraz wyraźnie wyczułem silne tętno podekscytowanego wilka. Zwierzę biegło z zwrotną prędkością i choć początkowo się przestraszyłem to zaraz rozpoznałem też zapach. To była moja wilcza przyjaciółka.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
Usłyszałam jego krzyki jeszcze zanim go poczułam czy zobaczyłam. Był zbyt blisko granicy więc przyspieszyłam.
Przebiegłam obok wampira i zatrzymałam się za nim. On obrócił się w moją stronę. Zawarczałam na niego rozgniewana na co on jednak nie zareagował strachem. Patrzył na mnie, aż sama się uspokoiłam i położyłam na ziemi, wyrażając skruchę skomleniem.
Offline
- S-Sanna! O rany, tak mi przykro... Przepraszam, że nie zostawiłem kartki, ale to był tak nagły wyjazd, nie zdążyłem nawet wyjść z domu a już jechaliśmy... - zacząłem od razu w panice, że warczy na mnie bo teraz jestem jej śmiertelnym wrogiem. - Naprawdę, naprawdę przepraszam... - Mówiłem dalej. - Nie bądź zła, ja cały czas chce się spotykać, chcę się widywać co sobotę... Przepraszam, naprawdę... - mówiłem jękliwie.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
Prychnęłam, podnosząc się z ziemi i truchtem ruszyłam do bazy swojej i brata. Musiałam się zmienić i ubrać, a nie miałam przy sobie ubrań, jakieś zapasowe były za to w bazie mojej i brata.
Lorenzo myślał, że odchodzę, ale ja grzecznie poczekałam aż podejdzie za mną, machając na niego łbem. W końcu zrozumiał i przestał bełkotać. Gdzieś tam w środku poczułam spokój i teraz wyjaśnienia mogły jeszcze chwilę poczekać.
Gdy już byłam ubrana wyszłam na zewnątrz z zaciśniętymi ustami. Lorenzo stał, wbijając we minie wzrok.
- Paskuda z ciebie straszna - szepnęłam rozgoryczona i smutna. - Myślałam, że mnie zdradziłeś - fuknęłam na niego, nie podchodząc za blisko. - Rozchorowałam się ze złości! - mówiłam, by wprawić go w zakłopotanie i poczucie winy. Chciałam żeby było mu tak źle jak mi. Zaraz jednak zrozumiałam, że wcale nie tego chciałam! Dlatego westchnęłam ciężko i pokręciłam głową. - Bałam się, że... Już nie wrócisz.
Offline
Popatrzyłam na nią z łzami w oczach. Może i mniej płakałem ale nadal mi się zdarzało kiedy było mi bardzo smutno szczerze. A teraz przecież było mi bardzo smutno bardzo szczerze.
- Wiem... Wiem jesteś okropny... Ale nie miałem na to wpływu... Tata przyszedł pewnego dnia i kazał się spakować i... I tyle - westchnąłem cicho. - Ale... Ale miałem Ci opowiedzieć właśnie o wszystkim, ja... Sanna, tata znalazł mojego dziadka, wiesz? Pamiętasz jak ci mówiłem że mama straciła tatę gdy była mała, ale... Ale jednak okazało się, że on żyje... Że żyje i tata go znalazł i go... Poznałem go...! Proszę już... Już się nie złość. Nie zdradziłbym cię, nigdy!
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Teraz już sama nie wiem, czy byś zdradził, czy nie - powiedziałam nieco zrezygnowana, podchodząc do Lorenzo. Wzruszyłam ramionami. - Nieważne. Już i tak nie jestem smutna, więc... Ty też nie musisz być smutny. I nie musisz płakać. Po prostu czuję się dziwnie i... i... Jestem zmęczona - powiedziałam cicho. To było prawdą. Ostatni tydzień był ciężki. - Usiądźmy w środku i mi... Wszystko opowiesz?
Offline
Pokiwałem głową i wytarłem rekawem oczy. Nadal patrzyłem na wilczycę z żalem.
- Obiecywałem ci. Na własne kły, pamiętasz? To nie była moja wina, ja... Ja nie miałem jak ci powiedzieć... - wydukałem. - Nie zdradziłem - powtórzyłem jeszcze raz, z żalem, ale ruszyłem do środka bazy Sanny, by tam usiąść w wielkim, starym fotelu. Usiądziemy i pogadamy, ale... Nadal było mi źle z tym, że mi nie ufała. Przecież Obiecywałem, wiedziała że musiało stać się coś poważnego bym nie przyszedł...! Przynajmniej powinna wiedzieć.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline