Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
WATAHA EASTWOOD
Jedna z największych watah w okolicy. Zorganizowana i dobrze wyszkolona. Zajmuje całkiem sporą ilość terenów, z czego są to najlepsze lasy do polowań.
Ich osada mieści się w lesie oraz na jego obrzeżach, na najbardziej wysuniętym na wschód obszarze terytorium wilków. Żyją od pokoleń na tym terenie. Osada jest centralna i mieści się w niej niemal wszystko - są samowystarczalni, choć nie do końca. Kiedy brakuje czegoś u medyków, u kowali, czy u kogokolwiek, wybierają się wtedy poza obszar lasu, na podmokłe równiny, do miasta zamieszkiwanego przez dziwną mieszankę wilkołaków z mniejszych watah lub Omeg, czarodziejów, ludzi, a nawet wampirów, potomków uciekinierów z czasów wojny (są to najczęściej wampiry bez rodu i rodziny).
Domki są blisko siebie, a najważniejszym z nich jest Dom Alfy (mieszka tam obecny Alfa, a gdy władzę obejmie nowy Alfa - zamieszka w Domu Alfy).
W samym centrum osady mieści się wysoka, drewniana, wyciosana figura dumnie siedzącego wilka - Ich bożek Wielki Wilk.
(przykładowe domki)
(w większości jest dostęp do bieżącej wody, tak jak do elektryczności, jednak im głębiej w lesie, tym z tym gorzej)
MIASTO EASTWOOD
Najdalej wysunięte na zachód terenów wampirów miasto mieszane. Znajduje się w nim kilka szkół, szpital, hotel, a nawet kilka atrakcji turystycznych (słynie z nawiedzonego dworu wampirów, są organizowane wycieczki objazdowe po opuszczonym po wojnie dworze tutejszej szlachty). Na obrzeżach miasta mieszka obecnie najbardziej wpływowa rodzina w świecie wampirów, mianowicie rodzina Harlandów. Młody dziedzic chodzi tu do szkoły mieszanej, a głowa rodu Harland organizuje tu spotkania ze swoimi doradcami biznesowymi, a co jakiś czas zaprasza nawet przedstawicieli archaicznej Rady Wampirów.
Ostatnio edytowany przez Sanna (2021-06-08 17:46:24)
Offline
Rodzice nie pozwalali mi samemu chodzić do lasu. Tata nawet karygodnie tego zabronił, jednak mama mówiła, że moja ciekawość świata jest normalna i mogę tam z nią chodzić. Tak więc często wybierałem się z mamą na spacery i bieganie po lesie, a czasem nawet “polowania”! Byłem bardzo dumny, że mama ufa mi na tyle, że pozwala biegać ze sobą po lesie, że jeszcze przed wschodem słońca biegamy razem, polujemy na zwierzynę której krew mama pija…
Jednak tej nocy coś poszło nie tak. Jak zawsze około 3 w nocy wyszliśmy z mamą do lasu zaraz za domem, mijając ogródek taty, ustaliliśmy z mamą jaką trasą będziemy biec i ruszyliśmy na polowanie. Jednakże kiedy przestaliśmy, obserwując las z dobrego punktu, zauważyłem, że w trawie coś skacze. Zając? Hah, mama uwielbiała spijać krew z zajęcy! Mama ruszyła przodem przed siebie w wyznaczonym wcześniej kierunku, ja jednak, po cichutko, odbiłem od trasy i zacząłem iść za zającem w trawie. Uznałem, że mama będzie zachwycona, kiedy sam złapię dla niego tego zwierzaka, wiedziałem dokładnie jak powinienem go złapać i że musiałem go odurzyć jadem na początek, widziałem jak mama tak robiła i… Zacząłem skradać się za nim, wszedłem w zarośla i jak prawdziwy łowca, jak mama, byłem gotów zaskoczyć zwierzynę, jednak kiedy tylko przyspieszyłem...!
Okazało się, że zaraz za wysokimi zaroślami była wyrwa w ziemi, w którą wpadłem, przewracając się i turlając na boku. KIedy w końcu się podniosłem byłem cały brudny i obolały, a co najgorsze - nawet po wytężeniu słuchu nie słyszałem mamy.
Zacząłem iść przed siebie na przód - przecież nie odszedłem na tyle daleko, idąc przed siebie na pewno przetnę drogę mamie, a ona mnie uspokoi i zapewni, że nic się nie stało… Tak?
Niestety szedłem na nic, nie miałem zielonego pojęcia gdzie jestem, a co najgorsze, wybijała czwarta. Za niedługo zacznie świtać, a bardzo, ale to bardzo nie lubiłem słońca, tak jak tata i… bałem się. Bałem się, nie wiedziałem gdzie jest mama, gdzie jest mój dom, nie znałem tego lasu aż tak dobrze i wszystkie drzewa wyglądały tak samo, byłem zmęczony i rozżalony… Usiadłem w końcu pod drzewem, zrezygnowany i nawet nie wiem kiedy zacząłem płakać. Wszędzie panowała głucha cisza, a ja łkałem cicho, próbując się rozglądać dookoła, mimo łez które zasłaniały mi widok i cicho, zachrypnięty, nawoływałem mamę, mając nadzieję, że może mnie usłyszy.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Bert! Ale schrzaniłeś to, ugh, czy ja wszystko musze robić sama żeby było zrobione dobrze? - zapytałam rozdrażnionym głosem brata, patrząc na jego nieszczęsne węzły.
- Co ty gadasz, Sanna!? - zapytał równie oburzony co ja, patrząc na wypleciony przez siebie hamak. - Przecież jest super - bąknął, oglądając węzły i pociągając za sznurki, by sprawdzić czy sie nie rozchodzą. I, o dziwo!, rozchodziły się. - Hm, trzecia w nocy to nie jest pora na budowanie bazy - fuknął na mnie niezadowolony.
Westchnęłam ciężko i w końcu usiadłam na ziemi. Byłam zmęczona przynoszeniem pieńków, które kilka dni temu udało nam się ściąć we dwóję. Jak na dwa małe wilczki to świetnie nam szło. Baza z dnia na dzień była coraz lepsza, ale strasznie długo zajmowało nam przygotowanie żerdzi do budowy. Za to zdążyliśmy już poszyć poduszki z gęsimi piórkami, ulepić kubki i miseczki, a Bert nawet zbił nam szafkę i jeden koślawy stołek. Ale było fajnie.
- Dobra, masz rację - przyznałam, choć z ogromną niechęcią. Brat rzucił wyplatankę na bok i usiadł obok mnie, równie niezadowolony i zmęczony. - To chyba... Wracamy, he? - mruknęłam.
- Nooo... chyba tak - przytaknął.
Jednak żadne z nas się nie ruszyło, usiedliśmy blisko, oparliśmy się o swoje plecy i milczeliśmy przez dłuższą chwilę. Kiedy spięłam się, to i chłopiec za mną zrobił to samo i niemal w tej samej chwili obróciliśmy się do siebie z rozbawionymi minami i zapytaliśmy:
- WYŚCIGI?! - a potem oboje się roześmialiśmy, podrywając się. Szybko ustaliliśmy trasę i zaraz ostatnie wyścigi tej nocy, w głąb lasu, rozpoczęły się.
Oczywiście wygrałam, bo znałam świetny skrót przez górkę, a Bert zawsze wolał biegać naokoło. Głuptas z tego mojego brata.
I gdy tylko szum w moich uszach ucichł usłyszałam coś. Z bardzo daleka. Jakby... kwilenie czegoś co zdycha? Hmmm... Zanim jednak się temu przysłuchałam w moje plecy uderzył ten głuptas i oboje polecieliśmy na ziemię, śmiejąc się i jakoś wyleciało mi z głowy to kwilenie. Kiedy się uspokoiliśmy, bert jednak też coś usłyszał.
- Ja sprawdzę - zaoferowałam się i kazałam mu zostać "na czatach"
Przebiegłam spory kawałek, najciszej jak mogłam, w końcu byłam najlepsza, ba, wszystkich trików i sztuczek uczył mnie najlepszy wilk w watasze, Moja Mama Alfa! I jakie było moje zdziwienie, gdy kwilący zdychający zwierz okazał się nie być ani zdychający, ani nawet ociupinkę zwierzęcy.
Biały jak kreda chłopczyk. Wampir. No i kwilił jakby był jakimś bobo. Szybko rozejrzałam się za jakimś małym kamykiem, musiałam sprawdzić, czy to nie jest jakaś wampirza zasadzka, nie znam się przecież na wampirach! I gdy już miałam odpowiedni pocisk, nie za duży, ale i nie za mały, by na pewno go poczuł. Skupiłam się i rzuciłam mocno, trafiając małego upiora w ramię.
Offline
Krzyknąłem zaskoczony, podskakując w miejscu i podnosząc się natychmiast z ziemi i przecierając rekawem twarz spojrzałem na... Wilkołaka! Dziewczynkę, chyba mniej więcej w moim wieku...? O rany, odetchnąłem głęboko, panikując.
- Atakujesz mnie?! - zapytałem ją starając się brzmieć groźnie. - Nic ci nie zrobiłem, a to nie są wasze ziemie w-wilczyco...! Um... Chyba - zawahałem się, czego tata by nie pochwalił w starcu z jakimś obcym.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
Roześmiałam się, gdy wampir zaczął tak piszczeć.
- Sprawdzałam, czy to nie pułapka, wzięłam cię za umierające zwierzę - wyjaśniłam mu, krzywiąc się nadmiernie i unosząc wysoko brodę, by go zawstydzić i pokazać mu swoją wyższość nad nim. - Poza tym, to są ziemie niczyje, no takie ten... Uniwersalne, no wiesz, dla każdego - dodałam, nie umiejąc tego do końca określić. Paula znała te dziwne słowa, bo w szkole już ją nauczyli. Ale jak ja ją o to zapytam, to ona będzie się mądrzyć, a to przecież moja działka. - Jakbym chciała cię zaatakować, to bym otoczyła cię z bratem w postaci wilka, przecież nie jestem głupia - zaznaczyłam, opierając dłonie na biodrach.
Offline
Skrzywiłem się, prostując się dumnie, tak jak ona to zrobiła. Tata mi mówił bym zawsze robił wrażenie silniejszego, zawsze, bo zawsze byłem silniejszy. Uh, ale byłem zmęczony i obolały i daleko od domu i to słońce...
- Poradziłbym sobie nawet i z wilkami - uznałem, zaraz jednak kuląc nieco ramiona. - Ale nie teraz... Powiedz mi, znasz tutejsze lasy? Skoro już wiesz, że nie jest to pułapka, to może mi pomożesz? Niedługo wschodzi słońce, a ja się zgubiłem...
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Mama mówi, że powinno się pluć na wampiry - mruknęłam, zagryzając lekko wargę i rozglądając się dookoła, ale nie tracąc przy tym swojej pewności siebie. - Hm, a czy wampiry nie palą się na słońcu? - zapytałam po chwili namysłu, unosząc głowę w górę. - Wschód już się zaczął - dodałam, spoglądając ciekawsko na piegowatą twarz chłopca.
Offline
Spiąłem się jeszcze wyraźniej.
- Nie lubię słońca. Pali, boli i nic nie widzę - streściłem jej, już coraz wyższym tonem, rozglądając się po budzącym się do życia lesie. O rany rany rany... Mama musiała mnie szukać cały czas, musiała umierać z przerażenia... uh a może czeka na mnie w domu, może pomyślała, że dam radę sam wrócić... bo dam! Znów spojrzałem na wilczycę.
- Mieszkam w domu przy granicy lasu, blisko drogi do miasta. Wiem, że jako wilki tam nie chodzicie, ale... ale wiesz może jak wyjść z tego lasu? - zapytałem spinając głos. Zawsze mogę spróbować użyć perswazji... wilkołaki nie są w stanie się bronić...
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- SANNA - usłyszałam wrzask z oddali. - SANNA! - głos zbliżał się coraz bardziej. To był Bertram.
- TUTAJ JESTEM! - odkrzyknęłam, spoglądając na wampira, którego oczy z chwili na chwilę otwierały się jakby coraz bardziej i bardziej. Wyglądały trochę tak jak te kamienie które zbierałam z bratem z jeziora i gdy jeszcze były mokre to właśnie tak śmiesznie błyszczały na brązowo. Zwróciłam się do wampira. - Sama muszę wracać, a do granicy wampirów chyba nie jest daleko - mruknęłam, spoglądając w przeciwną stronę niż dom.
- Sanna, wampir! - wrzasnął Bert, a ja uderzyłam się płaską dłonią w twarz.
- Serio, nie zauważyłam - fuknęłam, popychając go. Jego twarz oblała się rumieńcem, często tak się działo, gdy czuł się zawstydzony. - On chce pomocy, ale mama nam karki przetrąci, a tata będzie ględził składając nas do kupy, jeśli ktoś nie wróci przed ich pobudkami - zauważyłam.
- No ta - przyznał, kiwając głową i patrząc nieufnie na nieznajomego, zdecydowanie mniej ciekawości było w jego wzroku, a raczej więcej, no tego... wrogości. Ja byłam po prostu ciekawa. - Pomożemy mu czy nie? - spytał w końcu, nie patrząc na chłopca, a na mnie.
Czekał aż podejmę decyzję. Hm... A co ja chciałam zrobić? Ja chciałam zobaczyć gdzie mieszka biały płaczek. I może poprosić go żeby pokazał te kły co wsysają krew? Dobra, może nie będę się tak rozpędzać, ale czemu miałby nie pokazać... Zamyśliłam się na chwilę, zaraz jednak kiwnęłam głową, odpowiadając na swoje własne pytania.
- Biegnij, a ja go odprowadzę. - Kiwnęliśmy sobie z bratem głowami i chłopak ruszył pędem w stronę bazy, a potem zapewne prosto do domu. - Hm, co tak stoisz, chcesz zaproszenie? - zapytałam rozbawiona, zabawnym ruchem zapraszając go w odpowiednim kierunku.
Offline
- Nie, już idę - bąknąłem, prędko zrównując kroku z wilkołaczką. - Wiesz gdzie iść? Zwykle poluję z mamą po określonych trasach, ale dziś... um... oddzieliłem się, potem spadłem w wyrwę w ziemi i... i nie wiem gdzie jestem - jęknąłem, nadal spięty. - A słońce faktycznie zaraz zacznie wschodzić i... Możemy przyśpieszyć? Wiesz gdzie iść? Dam radę wyczuć rodziców jak będziemy blisko, ale im bliżej dnia tym gorzej - wyznałem szczerze, idąc równo z krokiem wilkołaczki.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Na Wielkiego Wilka, ale z ciebie straszna maruda, teraz przynajmniej idziemy, a nie kwilimy pod drzewem nie wiadomo od jak dawna - wytknęłam mu, ale faktycznie przyspieszyłam. Chyba nie chciałam sprawdzać, jak wygląda palący się w słońcu wampir, to mnie mało ciekawiło. Zmarszczyłam mocno brwi na te dziwne myśli. - Czemu nie poszedłeś od razu za zapachem mamy? Gdy był świeży? Bez sensu - stwierdziłam, dziwiąc się. - Poza tym, jaki łowca nie umie wytropić drogi do domu! - zaśmiałam się z niego.
Offline
- Nie czuję tak dobrze zapachów, czuję jej krew i puls, to działa na małą odległość. I dawno nie piłem krwi, ostatnio przy śniadaniu po zachodzie słońca - wyjaśniłem jej zwięźle prostą informację, ale prostą dla wampirów. Zawahałem się jednak. - Um... no wiesz. Piję krew i dzięki temu mam siły. A teraz jestem zmęczony, powinienem pić więcej... - mruknąłem, przypominając sobie słowa taty. - Nie jestem dobrym łowcą, jestem strasznie słaby, ale wiem że mama lubi łowić i chcę się nauczyć...
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Nie umiesz? Nie jesteś zbyt dobry...? Rany, te wampiry - mruknęłam z lekka lekceważąco, wywracając oczami. - Tam - wskazałam na górkę i trochę podbiegłam, by szybciej się na nią wspiąć, jednak wampir i tak właził wolno. Dlatego stałam i patrzyłam na niego z góry. Wydęłam wargi, gdy już dotarł obok mnie. - Słabo, że jesteś słaby. Ja bym się do tego nie przyznawała na głos na twoim miejscu, no ale jak chcesz - mruknęłam, wzruszając ramionami i wróciłam do pospiesznego marszu na przód.
Offline
- Jestem słaby ze względu na siłę, ale tata mówi, że jestem silny pod innymi względami - przyznałem z krzywym uśmiechem. - Nieważne. To wampirze sprawy. Mówiłem ci, że poradziłbym sobie z wilkołakami, a już szczególnie jako zwierzaki - parsknąłem pod nosem, ale zaraz usłyszałem hukanie sowy nad naszymi głowami i spiąłem się znów bardziej. - Nieważne. Chyba... chyba kojarzę te rejony - mruknąłem pod nosem.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Idę z tobą nie dlatego, że lubię robić dobre uczynki. Chcę zobaczyć twój dom. Nasze są takie no... Zwyczajne. Wampiry mieszkają chyba w większych, co nie? - mruknęłam zerkając na towarzysza podróży. - A nawet jeśli się mylę, to nieważne, chcę zobaczyć i tyle. I chcę zobaczyć twoje kły - zażądałam, uśmiechając się rozbawiona. - Jesteś pierwszym wampirem jakiego spotkałam w życiu - wyjaśniłam swoje żądania. - Chcę wiedzieć i tyle.
Offline
- Naprawdę nie opuszczacie lasu? I moje kły aż tak cię ciekawią? - zmarszczyłem brwi, zerkając na wilczycę. - Ty nie jesteś pierwszym wilkołakiem którego widzę. Chodzę do szkoły w której mamy lekcje z różnymi istotami - wyjaśniłem, a potem odcharknąłem. - W każdym razie zawiedziesz się. Mój dom nie jest tak okazały jak dwory innych wampirów. Znaczy był rozbudowywany, ale to.... taki mały dworek letni, niż prawdziwy dwór. Jeździłem z tatą do prawdziwych pałaców - pochwaliłem się. - Moi rodzice ich nie lubią. Lubią nasz dom i mi też się bardziej podoba - oświadczyłem z dumą.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Eeee, my mieszkamy w domkach, tata mi mówił, że poza watahą domy wyglądają trochę inaczej, więc chcę zobaczyć. Nikt nie będzie na mnie zły, jeśli mnie zobaczy, bo cię odprowadzam, co nie? - upewniłam się ale zamiast zrobić pauzę to mówiłam dalej. - Ale wolę żebyś nie mówił o mnie. Chyba wolę, żebyś został jedynym wampirem jakiego znam. W ogóle to, zgubiłeś się niedaleko naszej bazy, nie podoba mi się to. No ale baza już jest w trakcie tworzenia i jej chyba nie przeniesiemy. - Westchnęłam ciężko, jakby to była najgorsza rzecz, jaka mogła mi się przydarzyć w życiu. Wampir blisko bazy, dramat.
Offline
- Oh robicie bazę... Z bratem tak? - zainteresowałem się. - Słyszałem, że wilkołaki mają zawsz dużo rodzeństwa, a ile ty masz? Jesteś Ty i brat? I tak masz fajnie, ja jestem jedynakiem. Jak wracam ze szkoły to siedzę z książkami taty, albo muszę sam się bawić - mruknąłem ze smutkiem. - Nie musicie przenosić waszej bazy, nie wiem czy sam bym do niej trafił, mówiłem że nie znam aż tak dobrze tych lasów, wy pewnie żyjecie w nich całe życie i nigdzie poza... - zauważyłem.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Nasza wataha jest duża, jak nie ogromna. To takie małe miasteczko, mamy wszystko. Ale są też kupcy, oni chodzą do pobliskich miast mieszanych i wymieniają nasze towary na to, czego nie umiemy sobie sami zapewnić. Fajne rzeczy przychodzą. Ale ogólnie to w większości żyjemy w lesie. Ale ja tam lubię nasz las, jest super - podsumowałam, cały czas zerkając na wampira. - Musi być głupio, bycie jedynakiem. U nas takich raczej nie ma... No chyba, że... jest jakiś wypadek - wymamrotałam niewyraźnie, nie lubiłam nawet o tym myśleć, chyba żaden wilk nie lubił, strata serca to coś, czego nie życzy się nawet najgorszemu wrogowi i wie to każdy, nawet wilczki. - No ale raczej nie ma. Ja mam Berta i jeszcze dwie siostry, bobo, najmłodszą, no i najstarszą. Ona uważa że wszystko wie i może bo jest najstarsza, a nie może - prychnęłam przemądrzale.
Offline
Zaśmiałem się cicho i pokiwałem głową pod wrażeniem.
- Czyli jest was aż... Wow aż czwórka? Dużo - przyznałem szczerze i uśmiechnąłem się lekko. - Kiedyś tata mi mówił, że wataha która zamieszkuje te lasy jest wielka i dobrze zorganizowana... - mruknąłem zamyślony. Zaraz jednak ucieszony westchnąłem widząc już dach mojego domu. - Jesteśmy! Dobrze mnie zaprowadziłaś! Widzę dach domu i ogródek taty! - powiedziałem podekscytowany. Słońce na szczęście jeszczee nie uniósło siie po nad horyzont.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline