Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Uśmiechnęłam się łagodnie i kiwnęłam głową z zadowoleniem.
- Taaaak... To dokładnie tam - przyznałam, również łapiąc kilka głębokich oddechów. - Zawsze gdy tak wysoko się wspinam to... eee... - przerwałam bo uznałam to za głupie. Przecież chciałam być przy wampirze twarda, a tu mam zamiar walnąć taką głupotę. Jednak on popatrzył na mnie i spytał o co chodzi i dodał, że muszę dokończyć jak już zaczęłam. Wetknęłam, marszcząc nos i patrząc znów na horyzont. - Gdy jestem tak wysoko to czuję się trochę jak ptak. No wiesz... Em, myślę sobie, znaczy się, wyobrażam sobie że przyleciałam tu sobie z łatwością i chwilę właśnie odpoczywam na gałęzi. Fajnie by było być ptakiem, chciałabym umieć latać i patrzeć na świat z tak wysoka - podsumowałam, nie patrząc na wampira.
Offline
Uśmiechnąłem się łagodnie i po chwili upewnienia się uniosłem się na prostych nogach i rozłożyłem ręce z rozbawieniem.
- Patrz, prawie jak ptak! - zaśmiałem się głośno, ale zaraz zachwiałem się i z piskiem znów usiadłem bezpiecznie na gałęzi. - Okej, trochę straszne, rany tu jest tak wysoko - przyznałem z nerwowym śmiechem i popatrzyłem na wilczyce z uśmiechem. - Mmm kiedyś widziałem czarodziejkę która umiała latać ah... Na jakimś festynie to było chyba - mruknąłem zamyślony. - Dziwne to... Wilki panują nad lasami, wampiry nad nizinami, a czarodzieje kiedyś skupiali się wyłącznie na wschodzie, nad jeziorami - uśmiechnąłem się lekko. - A kto w wodzie króluje...? Kto włada wiatrem, słońcem i księżycem...? - zanuciłem dziecięcą kołysankę.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Serce Wielkiego Wilka nimi rządzi, każdy szczeniak to wie - mruknęłam w odpowiedzi na jego nucenie i westchnęłam rozglądając się. - Bycie ptakiem musiało by być czymś niezwykłym - wróciłam do poprzedniego tematu, uśmiechając się szeroko. - Naprawdę wiele bym dała, by choć na dzień, lub nawet na godzinne się z jakimś zamienić na skóry. To dopiero by była przygoda! - podsumowałam zerkając na Lorenzo. - A ty? Masz jakieś marzenie, które nie jest do końca... eee... możliwe? - spytałam.
Offline
Zamyśliłem się dłużej i koniec końców pokręciłem głową.
- Moje marzenie... Sam nie wiem, chciałbym odwiedzić twoją watahy - przyznałem miękko. - Ale to takie najnowsze marzenie - zaśmiałem się cicho. - Takie moje wielkie niemożliwe marzenie to... Um jest skomplikowane... Chciałbym by tacie udało się wszystko to co opowiada. Tata zajmuje się polityką i jest bardzo ważnym wampirem... Wiele mówi o swoich... Planach i przemyśleniach... To skomplikowane dla nie-wampira, może kiedyś ci opowiem - mruknąłem zamyślony.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Ja tam nie lubie tej całej polityki. Moi rodzice też o niej mówią, ale jakoś mnie to nie ciekawi, więc nie musisz mi obiecywać że opowiesz - odparłam, wzruszając ramionami. - Masz dziwne wielkie marzenia - stwierdziłam krótko i już nic więcej na ten temat nie mówiłam. Przynajmniej na głos. Bo w duchy sobie myślałam całkiem sporo. Na przykład to, że mój nowy kumpel jest jednak całkiem fajny, jest jakiś taki blady i bardzo czysty, pachniał jakimiś dziwnymi rzeczami, albo to jego ubrania tak pachniały? Pewna nie byłam, przecież nie obwąchiwałam go. Przynajmniej jeszcze! No i lubił swoich rodziców, chyba nawet bardzo. Nie wiem czy umiałabym poświęcić swoje wielkie marzenie na rzecz moich rodziców, to by było trudne.
Offline
- Kiedy jest się wampirem musisz znać politykę, by znać swoje prawa. A wampiry mają mało praw, bo jest nas mało... - mruknąłem nieco smutniej. - Hmmm masz rację, nieważne. Mam dziwne wielkie marzenie, ale dla mnie ważne - przyznałem szczerze i uśmiechnąłem się do Sanny. - Późno już, nie jesteś śpiąca? Lepiej zejdźmy już z drzewa, pewnie zajmie nam to dłużej.... Hm powinienem sam wracać do domu...
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Mhm, no to wracamy do siebie - powiedziałam i rzuciłam okiem ostatni raz na ten widok. - Schorzenie nie zajmie aż tak strasznie długo - zapewniłam nim ruszyłam przodem, po gałęziach w dół.
W sumie nie byłam jakos zmęczona. Wiele nocy zarywałam tylko po to by mieć więcej czasu na zabawę. Ale już nic nie mówiłam. W sumie to mogę iść spać, przynajmniej Bertramowi będzie łatwiej mnie obudzić rano.
Offline
- Okej... Um uważaj! Boję się trochę że schodzenie będzie trudniejsze - mruknąłem kiedy Sanna już sięgała kolejnych gałęzi, a ja dopiero przymierzałem się do zejścia. Z ostrożnością i znacznie wolniej zszedłem po drzewie na ziemię, zeskakując ostatecznie z ostatniej gałęzi i aż przewracając się na pupę z głuchy jękiem.
- No dobrze... Głupio zrobiłem wiem...! - jęknąłem, kiedy Sanna śmiała się ze mnie bo faktycznie wyglądałem śmiesznie. Z westchnieniem wstałem ostrożnie.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Jak na wampira dziwaka jesteś fajny - powiedziałam,tracąc swojego towarzysza łokciem. - Będziemy kumplami? - zapytałam wszem i wobec uroczyście, spoglądając na Lorenzo znacząco ale i przyjaźnie. - No wiesz, zabawa i żarty, no i nasze tajne spotkania wieczorami. Tylko może spotykamy się w soboty wieczorem,ok?
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze i skinąłem głową z zachwytem.
- Tak tak! W soboty wieczorem, to świetny pomysł. I cieszę się, że jesteśmy kumplami, kumeplo - zaśmiałem się cicho i popatrzyłem na nią z entuzjazmem. - Nasze tajne spotkania wieczorem... Brzmi super. No to... Cóż, stąd bliżej ci do domu, więc może wrócę już sam. Chyba dam radę samemu, nie martw się...
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
Zmarszczyłam brwi rozglądając się na boki. Kurcze,faktycznie. Zaczęłam go odprowadzać ale to nie było żadne zmartwienie czy coś w tym stylu,ja po prostu szłam.
- Nie martwię się o ciebie - odparła automatycznie z lekkim oburzeniem i pragnęłam. - No dobra,to do następnego tygodnia Lorenzo! - zawołałam,skracają do siebie i ruszając truchtem do domu.
Offline
- Do następnego Sanna! - za krzyknąłem i sam w końcu ruszyłem biegiem, po takiej samej drodze jak tutaj przyszliśmy. Czułem zapach mojej kumpeli i to ułatwiało mi podążenie za naszymi śladami. Zaraz potem dotarłem do bazy i już chwilę później do domu. Wpadłem do domu, gdzie mama i tata już krzątali się po domu, w soboty lubili długo leżeć w łóżku, dlatego nie byli źli że zajmuje się sobą. Myśleli że pachnę wilkami, bo chodzę po lesie gdzie oni polują poza swoimi terenami... Ufali mi i gdy mówiłem że bawię się w lesie, to nie mieli powodu by mi nie wierzyć. Nie musiałem im mówić o mojej tajemnej kumpeli...
Spotykaliśmy się co soboty, bawiliśmy się, a Sanna czasem nawet pomogła mi dobudować coś w mojej bazie i naprawdę się świetnie bawiliśmy. Baza wyglądała naprawdę fajnie, byłem z niej bardzo bardzo dumny, szczególnie, że z pomocą Sanny pogłębiliśmy ją i zbudowaliśmy porządny dach. Rozmawialiśmy przy okazji sobie o naszych rodzinach, o mojej szkole, o Sanny zajęciach... Jakoś tak... mieliśmy o czym mówić, byliśmy z zupełnie innych światów, a oba te światy były ciekawe! Tak więc... Po prostu razem nam było fajnie gadać.
Jednak po kilku tygodniach wspólnych spotkań i mojego dzielnego udowadniania, że nie jestem beksą... przyszedłem wieczorem do bazy i schowałem się do środka, zakopując się w poduszkach z cichym szlochaniem, które tylko się nasilało kiedy sobie przypomniałem dlaczego jest mi tak smutno. Ale nie chciałem by Sanna czekała na mnie, wolałem jej w twarz powiedzieć, że dziś nie nadaję się do zabawy...
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- A już miałam cię za nie płaczka - powiedziałam, zaglądając do jego bazy i marszcząc mocno brwi, gdyż lekki niepokój wdarł się w moje ciało przez zaistniałą sytuację. Ale szybko go odpędziłam, ignorując. - Ej, Lorenzo - bąknęłam wchodząc do środka i siadając niedaleko, przyglądałam się chłopcu, gdy ten siadał prosto i wycierał zaróżowiałe od płaczu policzki. Miał też czerwone oczy jakby naprawdę długo płakał. - Nie maż się, tylko gadaj - poinstruowałam go spokojnie, patrząc na niego nieco niepewnie.
Offline
- C-chciałem ci tylko powiedzieć, że dziś... um... dziś się nie pobawimy. Za tydzień pokażę ci gdzie znalazłem ten wielki ul dzikich pszczół - mruknąłem, mając zaciśnięte pięści. - Uznałem, ż-że wściekniesz się, jak zostawię ci karteczkę - parsknąłem przykrym śmiechem, wyciągając chusteczkę z wyhaftowanymi moimi inicjałami (mama mi zrobiła) i wytarłem nos. - T-to... przez szkołę - mruknąłem w ramach wyjaśnienia, nie muszą nawet tłumaczyć o jakie "to" mi chodzi.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Mażesz się przez jakąś głupią szkołę? Ja cięgle dostaje po głowie od nauczyciela i od matki i co? Nie ryczę z tego powodu - bąknęłam, krzywiąc się. Zaraz jednak westchnęłam ciężko. - Mogłeś zostawić karteczkę, jak będziesz chciał nie przyjść, to ją zostaw, ja będę robić tak samo, będzie łatwiej... - powiedziałam, nieco zbaczając z tematu i w sumie bym sobie poszła ale... miałam ochotę dowiedzieć się, co się stało i spróbować go jakoś pocieszyć.
Więc sobie nie poszłam. Więc zostałam. Więc teraz tak sobie siedziałam i patrzyłam na kwilącego wampira. Głupia sprawa. Chyba nie lubię pocieszać innych, każdy powinien się sam ogarnąć!
- No to ten... Przestaniesz?
Offline
Zaśmiałem się przez łzy i znów wytarłem oczy. Popatrzyłem z krzywym uśmiechem na Sannę.
- Nie wiem, jest mi smutno więc jeszcze nie przestanę, a... nie chcę płakać w domu, bo wtedy rodzice będą pytać i pójdą do szkoły i to... pogorszy sprawę - skrzywiłem się, ale zaraz pokręciłem głową i pociągnąłem nosem by spojrzeć jeszcze raz na wilczycę. - Wilki też płaczą, a ty masz trójkę rodzeństwa, n-naprawdę "kiedy przestaniesz" to twój tekst? - parsknąłem pod nosem. - Myślałem, że wilkołaki lepiej sobie radzą z empatią od wampirów... - mruknąłem pod nosem, ale teraz przynajmniej uśmiechałem się krzywo.
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Jak płacze moja siostrzyczka to ją tule i lulam, ona jest małym bobo, jeszcze nie umie rozwiązać swoich problemów. A ciebie nic nie boli, płaczesz przez głupią szkołę. Oceny można poprawiać. - Wzruszyłam ramionami. - Więc tak, to mój tekst. No i patrz, prawie zadziałał, bo się nawet uśmiechnąłeś. No nie wiem, chcesz pogadać? Możemy się przebiec, pościgać i potem mi powiesz o co chodzi. Bieganie pomaga - zapewniłam z przekonaniem.
Offline
Westchnąłem ciężko i wyciągnąłem z kieszeni kurtki butelkę krwi. Pociągnąłem kilka sporych łyków, a potem odetchnąłem głęboko ponownie.
- Okej, możemy się ścigać. Pobiegniemy do jeziora? - zaproponowałem. - Zróbmy sobie wyścig, albo po prostu pobiegnijmy tak szybko jak możemy i... i może mi pomoże? Nie wiem - mruknąłem cicho. - To nie kwestia ocen, to kwestia po prostu innych wampirów i innych istot i ludzi i... - westchnąłem jeszcze raz głęboko. - Okej, biegniemy?
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline
- Jak już wyschnął ci oczy to pogadamy, a teraz tak, biegniemy - powiedziałam, uśmiechając się krzywo do wampira i wychodząc pospiesznie z bazy. Stanęłam prosto, oglądając sie na mojego towarzysza z nieco szerszym uśmiechem. - Powiedz kiedy start - oznajmiłam, przygotowując się do buiegu.
Offline
Pokiwałem głową i rozprostowałem nogi, ustawiając się do biegu. Potem odetchnąłem jeszcze raz i popatrzyłem na Sannę. Po odliczaniu, ruszyliśmy pędem przed siebie, w znanym nam kierunku jeziora, biegnąć pełnym pędem, oboje byliśmy pełni sił, wilczyca przeskakiwała przez gałęzie, czasem skacząc na niesamowite odległości, a ja po prostu pędziłem równym tempem, nie zważając na jakiekolwiek przeszkody. Nie myślałem też o tym kto wygrywa lub przegrywa, nie miałem na to nastroju, po prostu sobie biegliśmy i... i... było mi trochę lżej. Po prostu ten cały smutek i żal po prostu wyrzuciłem z siebie przez bieg, przez wysiłek.
Kiedy zatrzymaliśmy się przy jeziorze, oddychałem pełną piersią, podobnie jak Sanna (wygrała, dobiegła tu pierwsza). Popatrzyłem na nią z krzywym uśmiechem.
- To było fajne...
"Ból rozstania, lęk przemijania, strach, cierpienie, rozpacz i ...łzy. Nie krępuj się - płacz"
Offline