Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Chyba byłem jednak trochę zmęczony. Podczas tego rozmyślania nieco odpłynąłem i przysnąłem, na kilka chwil tracąc kontakt z rzeczywistością. Kiedy się ocknąłem przetarłem twarz i powoli podniosłem się z kanapy, przechodząc do kuchni, gdzie siedział zamyślony Vincent. Blat nie był jeszcze posprzątany, ale w kuchni unosił się specyficzny zapach.
- Cynamon? - spytalwm cicho, powoli sięgając do brudnych naczyń i zaczynając je zbierać. Lubiłem mieć porządek.
Vincent podniósł na mnie wzrok, a ja uszmiechanlem się do niego.
Offline
Odpowiedziałem uśmiechem, jednak od złych myśli był to słaby uśmiech. Trzymałem w rękach kubek z gorącą herbatą, którą dopiero co sobie zrobiłem, póki co upijając z wolna. Odwróciłem się do Aidena, by obserwować jego plecy, kiedy był lekko pochylony. Uśmiechnąłem się nieco lżej, po prostu na niego patrząc.
- Przygotowałem ciasto na bułeczki, nie umiałem odpuścić... - wyjaśniłem rozbawiony. - Jutro rano je wypiekę i będziemy mieli do pracy i szkoły - uznałem z uśmiechem, który dało się słyszeć w moim głosie.
Offline
Uśmiechnąłem się pod nosem i pokiwałem głową.
- Rozumiem, to świetny pomysł - przytaknąłem i na chwilę zamilkłem, skupiając się na sprzątaniu z blatu. Zerknalem przez ramię na Vincenta. - Ja tu posprzątam, a ty może pójdź sobie usiąść wygodnie w salonie? - zasugerowałem. - Zrobię sobie herbatę i przyjdę do ciebie. Mam ochotę chwilę poczytać - oznajmiłem.
Offline
Uśmiechnąłem się kiwając głową i powoli wstałem od stołu. Chwilę przyglądałem się jeszcze mężczyźnie i po krótkim namyślę, zdecydowałem się w końcu przytulić do jego pleców. Aiden zapytał się nieco zaskoczony co się stało, jednak nic nie powiedziałem. Chwilę tak stałem, obejmując go od tyłu, a kiedy już... wziąłem głęboki oddech, cofnąłem się zdecydowanie bardziej rozluźniony.
- Po prostu tego potrzebowałem - powiedziałem spokojnie i zabierając herbatę, przeszedłem do salonu tak jak wcześniej mężczyzna proponował.
Offline
Jeszcze przez chwilę stałem nieruchomy, troszkę zdezorientowany. Ah, co ja gadam, chyba trochę bardzo zdezorientowany. Co mu po głowie chodzilo, że tak nagle tego potrzebował? Miałem ochotę wypytywać, ale oczywiście tego nie zrobiłem. Vincent wszystko mi mówi ale w swoim czasie, odpowiednim dla niego czy dla mnie. Ufałem mu w tym temacie.
Posprzątałem do końca, zaparzylem sobie herbatę i znów usiedliśmy z Vincentem w salonie. Uśmiechnąłem się do niego miękko.
- A może nas ochotę na grę w karty? - zapytałem, zanim sięgnąłem po swoją książkę.
Offline
Uniosłem lekko brew, prostując się na swoim fotelu, bo jak zazwyczaj siedziałem w poprzek, a potem spoglądają na Aidena. Odłożyłem gazetę, którą właśnie czytałem, by skupić się na mężczyźnie.
- Zawsze mam ochotę na granie z tobą, miły - odparłem spokojnie, z lekkim uśmiechem. - Chętnie zagram w karty, może z jedno rozdanie, nie chcę cię odciągać od lektury Powiedz mi, gramy o coś, hm? - uśmiechnąłem się, przysuwając fotel ciut bliżej stolika, podczas gdy Aiden już siedział na kanapie zwrócony w moją stronę.
Offline
Zaśmiałem się, soedajac po karty, które leżały w sumie zawsze gdzieś na wierzchu bo często ich używaliśmy, naprawdę często.
- Chcesz grać o coś? - zapytałem zdziwiony, tak szczerze. Zmarszczyłem lekko brwi, radując talię. - O co dokładnie chciałbyś zagrać,Vincenie? - zapytałem zaciekawiony, zerkając na niego co i raz.
Offline
Zamyśliłem się szczerze, przyglądając się jego dłoniom, kiedy tasował karty. Hmm czego bym mógł chcieć?
- O co możemy grać? Oh sam nie wiem, w końcu mam naprawdę wszystko czego bym chciał - uznałem z rozmarzonym uśmiechem, przyglądając się Aidenowi. Czekają nas ciężkie czasy, ciężkie rozmowy i jeszcze cięższe wypieranie się wśród ludzi tego co w nas piękne. Jednak teraz mam czas by po prostu patrzeć na niego z miłością i być tu obok, blisko, tak blisko jak tylko mógłbym wymarzyć.
- Jeśli wygram to zabierzesz mnie do kina? Choćby w najbliższy piątek po twojej pracy, hm? - uśmiechnąłem się słodko. Chwilę krążyła mi po głowie myśl, by w razie mojej wygranej porozmawiać szczerze o naszym "życiu łóżkowym" ale nie powinienem tego robić. - No, a ty czego byś chciał? - zapytałem z szerokim uśmiechem, podnosząc swoje karty i przyglądając się im.
Offline
- Hmm...- Zastanowiłem się chwilę nad pierwszym ruchem, a dopiero potem nad pytaniem. Wsyztsko musiało być po kolei. Zerknalem na Vincenta. - Czego ja bym chciał? Ah, mówiłem ci dziś rano! Chciałbym, byś częściej zaglądał do mojego pokoju - mruknalem, starając się mówić luźno, bez spinania się, czy przejmowania słowami. Przecież przy Vincenie nie musiałem. - Ale to już mi obiecałeś wcześniej. Tak jak i to, że został byś tam dłużej niż na wieczór - dodałem i zagryzłem policzki od środka. - Oh, wiem, jeśli ja wygram, to przestaniesz chować mi moją piżamę i szlafrok. Jeśli chcesz bym chodził w ręczniku, to wolę abyś mnie uprzedzał, będę czuł się z tym lepiej - podsumowałem.
Offline
Zaśmiałem się szczerze, kręcąc głową na jego prośbę. Zaraz jednak położyłem swoją kartę, a dopiero potem uniosłem wzrok na mężczyznę.
- Chyba zawsze bardzo wyraźnie daję ci znak, jak uwielbiam na ciebie patrzeć, szczególnie tylko w ręczniku? Oh, chyba nie podkreśliłem tego wystarczająco wyraźnie - zaśmiałem się, wywracając oczami. - No dobrze, zgoda, przestanę chować ci piżamę, ale to wcale nie znaczy, że przyznaję się do poprzednich razów, gdy magicznym sposobem znalazła się u ciebie w szafie zamiast w łazience - skwitowałem, a kiedy mężczyzna położył swoje karty, ja skupiłem wzrok na własnej talii.
- Um, no i tak... będę zaglądał do twojego pokoju. Częściej. Na przykład co wieczór - przytaknąłem, kładąc kartę.
Offline
Wykonałem ruch, uśmiechając się do siebie.
- Co wieczór brzmi przyzwoicie. Rozpatrze twoją prośbę, o noszenie mniejszej ilości ubrań... - Podniosłem wzrok i dostrzegłem błyszczące oczy Vincenta. - Ale z umiarem, luby. - Westchnalem, a następnie zmarszczyłem brwi. - ale może ta zasada nie powinna się tyczyć tylko i wyłącznie mnie - mruknalem, choć sam nie do końca wiedziałem co mam na myśli. Hmmmm... I czy mój kochany Vincent nie nadinterpretuje tych słów. - Chodzenie nago po prostu nie wypada - wybelkotalem już lekko zawstydzony, by jed AK uniknąć tego niedopowiedzenia.
Offline
Uniosłem brwi, przyglądając się Aidenowi z nieukrywaną ciekawością i przyjemnością zarazem. Mój mózg na krótką chwilę zatrzymał się na tym jak nazwał mnie "lubym", oh cóż za miły, jednak pełne łagodności tytulik. Bardzo mi się podobał.
- Nie musisz mi tłumaczyć na chodzenie nago po mieszkaniu są inne okazje - przyznałem, zagryzając wargę i szczerze mówiąc nie przykładając wagi do karty jaką kładę. - Ale zdecydowanie nie musisz mnie zachęcać, skoro ty będziesz rozpatrywać taką ewentualność, ja ją już wprowadzę w życie - uznałem, uśmiechając się szeroko.
Offline
Ah, znów zbił mnie z tropu. Spoglądałem na karty ale nie mogłem się na nich skupić. Cóż za beznadziejna sytuacja Aidenie. Miałem ochotę wygrać szczerze powiedziawszy. Przecież do kina i tak go zabiorę, miałem to w planach choć nie tak prędko jak Vincent tego chciał. A czy i on wywiąże się z tej małej umowy nawet jeśli to on wygra? Hmmmm...
Położyłem kartę, nienajlepsza ale nie chciałem już dłużej z tym zwlekać.
Offline
Ajaj, skonfundowałem Aidena. Czasami mi się jeszcze zdarzało, zazwyczaj umiałem wyczuć granice, ale jak widać jedno zdanie za dużo po mojej czy po jego stronie i Aiden zamykał się w skorupce rozmyślań jak żółwik. Nie mniej widziałem, że ma poważny problem ze zrozumieniem swojej talii, przez co rzucił słabą kartę. Nie interesowała mnie wygrana, cieszyłem się na samą grę, na samą rozmowę, na samego Aidena.
Jednak nawet jedna słabsza karta po stronie przeciwnika nie uratowała mojej sytuacji, bo widocznie podczas rozmowy o negliżu (jedne z ulubionych tematów) wyrzuciłem kilka dobrych kart zupełnie bezmyślnie, zostając teraz z niczym.
Tak więc pod koniec gry, kiedy Aiden wygrał, z westchnieniem zebrałem wszystkie karty ze stołu układając je równo.
- Sam sobie winien, rozproszyłem się - przyznałem się szczerze, kręcąc głową z lekkim uśmiechem.
Offline
- Przy okazji i mnie rozproszyłeś - szepnąłem i z cichym westchnieniem oparłem się o wygodnie na kanapie, przyglądając Vincentowi. - ale też mam w tym swoją winę. Hm, chyba pójdę się przejść - szepnęłam, uśmiechając się lekko i w końcu podnisoelm się, zabierając książkę, by odłożyć ja na jej miejsce. - Potrzebuje złapać oddech.
Offline
Pokiwałem głową z lekkim uśmiechem. Hah, wiem że też cię rozproszyłem, czerpię z tego zawsze jakąś drobną przyjemność.
- W porządku, miłego spaceru - powiedziałem miękko. - Ja zostanę, muszę się szczerze przyznać, że nogi mnie bolą bo wczorajsze zabawie, dawno tyle nie tańczyłem - zaśmiałem się szczerze, nieco zawstydzony, składając karty i chowając je do pudełka, w którym zawsze leżały na stoliku. - Posiedzę i poczytam, zajmę się sobą dobrze - zapewniłem go miękkim tonem.
Offline
Pokiwałem lekko głową i przygotowałem się do wyjścia. Niedługo po naszej frez już spacerowałem powolnym krokiem przez wąskie uliczki. Na zewnątrz było coraz zimniej i to w zadziwiająco szybkim tempie. Ah, będzie trzeba przywyknąć do tego, w Ameryce przez większość czasu nie ma takich upałów jak w Australii.
Spacerując tak rozmyślałem sobie o podróży do Francji. Ach, gdy Vincent wspomniał o Paryżu nagle zamarzyłem odwiedzić swoją ojczyznę... Czasami miałem wrażenie, że nie powinienem czuć się tak związany z tym krajem. A jednak. Czułem się i to bardzo. Paryż też bym odwiedzil, owszem, ale moje rodzinne miasto... Tak tylko, zobaczyć, jak to wszystko po wojnie wygląda. Pewnie wiele się zmieniło, a może i nie. Dzielnica w której mieszkałem w końcu nigdy nie była niczym ładnym. Jeśli tam jest to w tym samym stanie, jeśli nie... To pewnie na jej miejscu stoi jakieś piękne osiedle. Kto wie.
A w tych wszystkich wizjach był ze mną Vincent. Jego nie mogło przecież zabraknąć. Kto by mnie tak rozbawił, rozweselił, gdy będę wracać wspomnieniami do dzieciństwa? Vincent był niezwykle uzależniający... Przyznajmniej dla mnie. Potrzebowałem go, naprawdę go potrzebowałem. Hm, chyba powinienem mu to pwoedzoec, nie zatrzymywać tej myśli dla siebie.
Offline
No dobrze, naprawdę chciałem czytać, ale to było silniejsze ode mnie. W końcu poważnie musiałem zająć czymś ręce. Przeszedłem do pokoju Aidena - w końcu miałem tam częściej zaglądać, prawda? - I z przyjemnością zajrzałem do jego skromnymch kątów. Z ciekawością przejrzałem się nad czym pracuje, co rysuje, jakie książki ładnie ułożył w rogu biurka. Ah był taki poukładany, cały on. Oczywiście ład burzyły nieco zdjęcia rzucone na boku biurka, zdjęcia zrobione przez Coltona. Aż nasze zdjęcia. Uwielbiałem je, chyba byłem wtedy już dla Cola nieznośny, jednak w tamtej chwili po prostu bardzo chciałem mieć kilka zdjęć jakie nam przyjdzie wspomniać. Ahhh wspominać. Spojrzałem na łóżko Aidena i zagryzłem wargę. Chyba mogłem...?
Oh przypomniało mi się jak wtedy na statku spałem raz w jego łóżku. Wtedy jednak miał świeżą pościel, nie pachniał ono nim, nie było ddo końca jego, lecz to tutaj...
Zdjalem z nóg kapcie za sweter też odłożyłem na bok, zostając w białym podkoszulku. Powoli wsunąłem się na łóżko i z zadowoleniem uznałem, że jest cudowne. Oparłem się na podusce i wtedy to poczułem. Mhm to był zapach jego szamponu i nutką wody kolońskiej. O rany ale ze mnie dziwny człowiek, pamiętać takie zapachy. Jednak właśnie te zapachu kojarzyły mi się nim, z bliskością mężczyzny.
Siedząc na łóżku lubego wziąłem w ręce jego poduszkę, wtulając w nią twarz. O rany... Naprawdę czerpałem z tego zbyt dużą przyjemność, jednak... Umiałem sobie wyobrazić jak wciskam w dokładnie tą poduszkę twarz, a Aiden jest za mną, mocno mnie ściska... Ajaj, jak ja wytrzymam spokojną noc obok niego na trzeźwo, skoro sama poduszka doprowadza mnie do takich wzji...
Offline
Spacer był dłuższy niż myślałem, zawędrowałem śląski i postanowiłem wykorzystać to, zaglądając do cukierni, która wyglądała naprawdę ładnie. Ah, byłem zawiedziony tym, że była zamknięta ale czego ja się spodziewałem, w końcu była niedziela. Z pustymi rękami wróciłem do domu i zastałem Vincenta w fotelu, z nosem w gazecie.
- Zrobiło ci się tak gorąco, że aż zdjąłeś sweter? - zapytałem zaskoczony, zdejmując buty i odwiedzając kurtkę. - Zadziwiasz mnie - stwierdziłem, kierując się do łazienki by umyć zmarznięte dłonie pod ciepłą wodą. - Wietrznie dziś, wczensiej tego nie zauważyłem i ah... Mam ochotę schować się pod kołdrą - pwoedzialem głośniej, z rozbawieniem w głosie. - Robimy obiad? - Spytałem, wracając do salonu.
Offline
Dobrze że wymieniłem kołdrę i ta brudna już leżała w koszu na pranie więc śmiało, możesz wskakiwać pod kołdrę
Nieco rumiany odchrząknęłam jednak robiąc dobrą minę do złej gry..
- Um, tak, zrobiło mi się nieco gorąco - przyznałem szczerze i wstałem z fotela, odkładając książkę na bok. - To przez gorący romans który czytam - uznałem już w miarę spokojnie. - Obiad, obiad... Dobrze, robimy obiad! Wezmę tylko fartuch i już się zabieram za wszystko... - powiedziałem ochoczo. Zdecydowanie mi się lżej już zrobiło, po chwili... Oddechu.
Offline