Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
MIESZKANIE AIDENA I VINCENTA NA MANHATTANIE
Mieszkanie znajduje się w eleganckiej okolicy. W holu jest portier który dba o porządek i zadowolenie mieszkańców kamienicy. Od wejścia jest niewielki przedpokój który wychodzi na salon. Z salonu salonu można przejść do pozostałych 4 pomieszczeń – sypialni, sypialni gościnnej, kuchni z niewielkim stołem – "z jadalnią" oraz do łazienki. Jasne i dobrze oświetlone.
SALON
KUCHNIO-JADALNIA
SYPIALNIA – znajduje się w niej też "kącik" do pracy, czyli biurko i jakieś regały na książki, czy szafka na dokumenty.
SYPIALNIA GOŚCINNA – Aiden chciał z niej zrobić swoje biuro, ale chwilowo pozostanie tym czym jest /xd/
Offline
Tydzień mijały spokojnie, naturalnie. Ta niezwykle ciekawa, magnetyczna atmosfera między nami nie opadła, miałem wrażenie, że powinniśmy się jednak do niej przyzwyczaić już na stałe. Powoli zacząłem też... hm wpadać w pewien rytm jaki sobie wyrobiliśmy, nasza pracą, zobowiązaniami, zadaniami i między innymi odnajdywaniem w tym czasu dla siebie. Tak jak pewnie przemiłe spotkanie z Coltonem, który mimo iż nadal nie otrząsnął się po rozstaniu z moją ciotką, ponownie pałał już entuzjazmem i energią, czy inne przypadkowe wyjścia, albo wspólne posiłki we dwoje. Żyło nam się dobrze.
A w dodatku nadchodził bankiet. Bankiet, na który czekałem i obawiałem się go zarazem...
- Aiden, wyglądasz absolutnie świetnie i jeśli poprawisz jeszcze raz koszulę, to zagłaszczesz ten materiał na śmierć - zaśmiałem się cicho, przyglądając się z pozycji łóżka mężczyzny, jak ten stał przed lustrem, upewniając się, że nowy garnitur leży na nim należycie. - Choć osobiście nie podoba mi się ta nowa moda, w której odchodzi się od spinek na mankietach - przyznałem szczerze, zerkając na swój, jasno szary garnitur, który uszyła mi jeszcze matka, który miał spinki.
Offline
Zerknalem na Vincenta i zaraz wróciłem wzrokiem do lustra.
- W dzisiejszych czasach świat zmienia się diametralnie. Trzeba zacząć akceptować te zmiany, mój drogi, dla własnego spokoju - mruknalem i westchnalem cicho. Obróciłem się w jego stronę i rozpiąłem marynarkę. - Mi szczerze powiedziawszy to pasuje. Ale oczywiście klasyka nie ma sobie równych - zaznaczyłem, obdarowując go radosnym uśmiechem, zsuwając z ramion marynarkę i zakładając ja znów na wieszak. - Sam... Nie myślałeś może o sprawieniu sobie jakiegoś nowego? - spytałem, siadając obok mężczyzny i przelotnie dotykając do po ramieniu i plecach. Zabrałem dłoń i ułożyłem obie na swoich kolanach.
Offline
Spojrzałem na niego niemal pobłażliwie i zerknąłem jeszcze raz na mój dopasowany komplet, który był jednym z mojej nielicznej kolekcji do której zaliczałem jeszcze jeden, ciemno bordowego, również szytego przez moją matkę i jeden czarny, kupny z drugie ręki.
- To droga sprawa, Aidenie - przypomniałem miękko. - Póki co nie stać mnie na kupowanie sobie ubrań, choć musisz mi wierzyć, żałuję - zaśmiałem się cicho. - Zresztą... Lubię go. Matka mi go uszyła z resztek po jakimś zamówieniu... - wzruszyłem ramionami. - Nie zastanawiałem się nad żadnymi zakupami - przyznałem szczerze, zerkając na Aidena. Uśmiechnąłem się lekko. - Wygląda bardzo źle? - zapytałem pół żartem pół serio.
Offline
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie, nie wygląda nawet "źle". Wygląda na stary dobry garnitur z porządnego materiału i z duszą - odparłem z uśmiechem. Wziąłem głęboki oddech. - Na bankiecie co prawda... Będziesz odrobinkę odstawał od reszty towarzystwa - przyznałem szczerze, nie chcąc udawać, że będzie inaczej. - Hm, może ja jednak też założę ten klasyczny? - zasugerowałem i podniosłem się z miejsca by podejść do szafy i wyjąć go.
Offline
Pokręciłem głową lekko rozbawiony.
- Aiden, bez różnicy co założysz, będziesz wyglądał świetnie - zapewniłem go spokojnie i wstałem z łóżka zaraz za nim i dołączyłem obok nieco, by wyciągnąć ponownie marynarkę którą z niewiadomego powodu schował do szafy. - Ta pasowała świetnie - powiedziałem miękko i dołączysz do tego pasujący, granatowy krawat i będziesz wyglądał obłędnie elegancko - zapewniłem go miękko i pocałowałem czule w szczękę, oddając mu wieszak do rąk.
Offline
Odebrałem z powrotem wieszak z marynarka, zerkając do na nią, to na resztę garniturów w szafie i skwitowałem to głębokim westchnieniem.
- Jesteś niezwykle nieobiektywny, jeśli chodzi o komentowanie mojego wyglądu - wytkanlem mu, uśmiechając się delikatnie. - Choć tym razem jestem niezwykle zadowolony z tego zakupu - przyznałem się, dotykając odroznie materiału ubrania.
Offline
- Bez przesady z tym brakiem obiektywności. Zgadza się, dla mnie zawsze wyglądasz fenomenalnie, ale doceniam też twój urok w poszczególnych ubraniach - przyznałem się. - Poza tym, potrafię tez być szczery, a jeśli coś mi się nie podoba i mnie szczerze zapytasz o opinię to ci z przyjemnością wyznam, czy coś mi się podoba czy jednak nie - zapewniłem go miękkim tonem z lekkim uśmiechem. - Nawet jeśli dodajesz uroku każdej z tych szmatek - dodałem ciszej, dorzucając po prostu swoje trzy grosze do komplementów.
Offline
Odwiedziłem znów na wieszak marynarkę, na co Vincent zbombardował mnie groźnym spojrzeniem które zapewne miało mówić "wyciągaj są i natychmiast zakładaj". Jednak ja nie posłuchałem się tego spojrzenia, miałem co do tej chwili inny zamysł.
Zlapalem go za nadgarstek, delikatnie pociągając do siebie, jednak gdy zbliżył się wystarczająco położyłem drugą dłoń na jego karku i przyciągnąłem go już bezpośrednio do siebie.
- Dobrze... Wierzę ci i ufam twojej opinii, ogólnie ci ufam - poprawiłem się, przechylając głowę w bok o zaczepnie muskając ustami jego usta.
Offline
Dałem się skusić, by go pocałować i na kilka chwil rozpłynąć się pod tym gestem.
- Wiem, wiem, że mi ufasz... - zapewniłem go spokojnie i miękkim tonem. Potem jednak zerknąłem w stronę jego szafy. - Ale jeśli tymi słodkimi całusami odwodzisz mnie od myślenia o tym jak się planujesz dziś ubrać, to wiesz co... - parsknąłem cicho i musnąłem jego usta jeszcze raz. - W porządku, możesz wziąć też coś bardziej klasycznego - przytaknąłem na jego wcześniejsze słowa. - W klasyce też ci będzie do twarzy... - szepnąłem z uśmiechem.
Offline
Uśmiechnąłem się szeroko i znów musnąłem jego usta.
- Dziękuję, cieszę się, że podzielasz moje zdanie... Tamten na pewno będę miał okazję jeszcze założyć. Zapewne wiele, wiele razy - szepnąłem i odsunalem się od nowego, odwracając znów do swojej szafy, wypełnionej ubraniami. Odkąd przyjechaliśmy, zdążyłem się już przejść raz na zakupy i wypełnić nieco szafę. Vincent był bardzo zawiedziony tym, że go nie uprzedziłem o swoich zamiarach i że co gorsze! nie zabrałem go ze sobą. Dlatego obiecałem mu że przy nastepnej takiej okazji będę o nim pamiętać.
Offline
Pokręciłem głową, przerażony i rozbawiony tym jak Aiden z łatwością jednym słowem i pocałunkiem, umiał złagodzić lub sprowadzić na ugodową ścieżkę.
- Ehh... co ty ze mną zrobiłeś, Aidenie... - pokręciłem głową i wróciłem do siedzenia na jego łóżku, które ostatnimi czasy bardzo mi się podobało. Przesiadywanie w jego pokoju było naprawdę bardzo miłą sprawą, Aiden chyba doskonale wiedział o tym i od dłuższego czasu pozwalał mi tu przesiadywać, oczywiście nie zawsze, no i sam też nie chciałem mu przeszkadzać. Ale w takich chwilach, patrzenie na tak eleganckiego gentlemana, leżąc na jego łóżku... cóż, mógłbym się przyzwyczaić.
- Planujemy długo zabawić na przyjęciu? - zapytałem miękkim tonem, oglądając się na zmrok za oknem.
Offline
- Elegancko będzie posiedzieć do północy - odparłem, przebierając w szafie i odnajdując jeden z klasyczniejszych garniturów. Również był ciemny ale wpadał bardziej w zieleń, niż w niebieski. Wyciągnąłem go z szafy. - A czemu pytasz, Vincencie? Czyżbyś miał jeszcze jakieś plany na ten zimny, sobotni wieczór? - zapytałem łagodnie. Powiesiłem garnitur nieco wyżej i zaczęłam sprawdzać czy nie jest jakoś strasznie wygnieciony... Oh, gdzie nie gdzie był, ale nie jakoś drastycznie wiec chyba... Będzie się nadawał.
Offline
- Nie, nie, po prostu się zastanawiałem - powiedziałem miękko. - Z tego co pamiętam, mówiłeś, że to w jakimś hotelu i że będą pokoje dla gości... - przypomniałem sobie powoli. - Dlatego się upewniam po prostu... Będziesz musiał świecić za mnie oczami i mnie pilnować na tym bankiecie po prostu - podsumowałem, kiwając lekko głową i zaraz uśmiechając się czule. - Ale już nie mogę się doczekać i... Hm, zobaczę jak się bawią bogacze, po zabawiam wszystkich dookoła i dotrzymam ci perfekcyjnego towarzystwa - przedstawiłem swój plan, przyglądając się marynarce którą powiesił na drzwiach szafy. - Ładna.
Offline
- Klasyczna - odpwoezialaem krótko, uśmiechając się pod nosem. Odetchnąłem, sięgając do paska i rozpinając go. Vincent uniosl brwi i uśmiechnął się szerzej niż zwykle. - Vincencie, Mosze się przebrać, mam iść do lazie ki, czy mogę ze spokojem zrobić to we własnym pokoju? - upewniłem się, mimowolnie się uśmiechając. Wiem, czym możesz się zająć, na komodzie stoi skrzyneczka. Wybierz mi proszę najodpowiedniejsze spinki do mankietów - poprosiłem go,kontynuując swoje przebieranie.
Offline
Wywróciłem oczami i z niezadowolonym westchnieniem wstałem z łóżka, by podejść do komody i stanąć tyłem do Aidena, kiedy zacząłem grzebać w szkatułce.
- Najciekawsza część, a ty mnie oddelegowujesz do komody - mamrotałem pod nosem wielce niepocieszony moim zadaniem, które musiałem wykonywać tyłem do Aidnena, jak niegrzeczne dziecko, które zostało oddelegowane by stało w kącie i omijała go cała najlepsza zabawa. Kiedy jednak już Aiden powiedział, że mogę się odwrócić, miałem wybrane eleganckie, proste spinki, srebrne kółka, z którymi podszedłem do mężczyzny. zamiast jednak mu je podać, ująłem jego rękawy i sam zacząłem je sprawnie zapinać. Mimo sygnetów oraz pierścieni, nadal miałem niezwykle sprawne palce. Następnie sięgnąłem też po krawat, który już Aiden wybrał sobie do marynarki i skupiając się na jego kołnierzyku, zacząłem wiązanie.
- Co powiedz na wiązanie diagonalne? A może Węzeł Hanover? Hm, podobał ci się chyba z tego co pamiętam, będzie też pasował do uroczystości... - powiedziałem miękkim tonem, sprawnie wiążąc krawat na szyi mojego mężczyzny. - Hm, nadal wolę je rozwiązywać, niż związywać, ale cóż... - dodałem już pod nosem, ze skupieniem, by węzeł nie wyszedł zbyt duży.
Offline
- Chyba nie miałem okazji obserwować cię jeszcze w akcji - mruknalem i lekko się zawstydziłem. - Um... no tak... - wymamrotałam dofatkowo.
Cóż, bycie prowokacyjnym i flirciaskim zdecydowanie należało do mocnych stron Vincenta, a nie moich. Odchrzaknalem, odwracając się od niego i podchodząc do lustra. Znów zacząłem wygładzać nieistniejące fałdki na materiale marynarki.
Offline
Podążyłem za Aidenem, kiedy poprawiał garnitur w lustrze, choć naprawdę nie potrzebował już poprawy. Z delikatnym uśmiechem stanąłem za nim i stając na palcach, pocałowałem mężczyznę w kark.
- Jeszcze nadrobisz tą stratę, bez obaw - powiedziałem miękko i z uśmiechem. - Ale nie dziś. Póki co, musimy się chyba już powoli zbierać, prawda? - zauważyłem nadal spokojnym tonem.
Offline
- Tak, dziś zdecydowanie musimy się zbierać. Wiesz jak bardzo nie lubię robić nic w biegun.. oh, a tym bardziej się spóźniać! - zaznaczyłem i wolałem głęboki oddech. - Także i ty już się ubieraj. Ja pójdę się uczesać i napoje się jeszcze herbaty przed wyjsciem. Również preferujesz, zaparzyć i dla ciebie, miły? - zapytałem miękko, o racajac się do niego.
Byłem od niego wyższy o te parę centymetrów jednak nigdy nie patrzyłem na niego z wyższością, zawsze był mi równy pod tym względem.
Offline
Uśmiechnąłem się czule, skinąwszy głową.
- Tak, poproszę - powiedziałem miękko, z zadowoleniem. - Ale tylko odrobinę, przejdę do siebie i dokończę ubieranie... - skwitowałem i uniosłem się znów nieco, by móc pocałować go z czułością. - Zaraz dołączę - skwitowałem, a potem wycofałem się z pokoju Aidena, ruszając do siebie, by założyć swoją muszkę, ozdobioną jubilersko, pasek, poprawiłem włosy, oraz zmieniłem jednak sygnety na coś lżejszego i bardziej kunsztownego. Kiedy poprawiłem jeszcze raz i spinki (również mojego projektu), mogłem zdecydowanym krokiem wyjść z sypialni i przejść do Aidena, który upijał z filiżanki herbatę, siedząc jeszcze na fotelu i zerkając na artykuł w gazecie.
- Wyglądasz fenomenalnie, miły - przyznałem, biorąc w dłonie filiżankę z herbatą dla mnie.
Offline