Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Westchnalem cicho i zaraz się rozluźniłem, kręcąc głową.
- Cóż, mamy chwilę, więc możemy spokojnie usiąść i odetchnąć. Przegryźć grzankę lub warzywa... Hm, patrz, na wózku leży gazeta z dziś, możesz odbyć swój rytuał z rozwiązywaniem krzyżówki. Z chęcią się dziś dołączę - oswiadczylem.
Offline
Westchnąłem cicho i stając na palcach pocałowałem Aidena w kark nim cofnąłem się i spojrzałem na niego miękko.
- Podoba mi się pomysł z krzyżówką, na rozbudzenie bedzie w sam raz - powiedziałem spokojnie i nalałem sobie jeszcze dodatkowo herbaty. Potem z zadowoleniem wziąłem gazetę, szukając z zadowoleniem mojej ulubionej sekcji z krzyżówkami. - Będziesz mi pomagać, czy tylko się przyglądać, miły? - zapytałem, skupiony na gazecie.
Offline
- Wybacz, już ci pomagam - odparłem spokojnie. Usiadłem obok mężczyzny na kanapie, zakładając rękę za nim i opierając ja oparcie kanapy. Pochyliłem się lekko w stronę gazety, a nasze twarz chcąc czy nie chcąc znów były blisko. Uśmiechnąłem się do samego siebie.
Offline
Mógłbym zaczynać tak dzień codziennie. Ba, nawet powinniśmy tak zaczynać dni! Zdecydowanie musiałem zalecić to Aidenowi, byśmy znacznie częściej, popijając poranną kawę, wtuleni w siebie, rozwiązywali razem krzyżówki. Mogłem sobie wymarzyć lepsze życie?
Nie relaksowaliśmy się jednak za długo, koniec końców musieliśmy ubrać się do końca (niestety) i jak to Aiden powiedział, z szacunku dla gospodarzy zejść na dół, na wspólne śniadanie. Nie my jedni nie przygotowaliśmy się na nocleg, przy długim stole, gdzie wiele miejsc było wolnych, kilku innych gości miało na sobie wczorajszy, wieczorowy strój. Zajęliśmy dwa wolne miejsca oddalone od większego skupienia znajomych, którzy rozmawiali spokojniejszym tonem, jednak kiedy wszedł do sali gospodarz z żoną, głosy znacznie się podniosły.
- Gdy tylko wchodzi, wszyscy od razu stają się weselsi i głośniejsi - skomentowałem, lekko nachylając się do Aidena, by zaraz wrócić do spokojnego jedzenia.
Offline
- Po tych kilku rozmowach, które z nim odbyłem, nie dziwi mnie to w ogóle. Aczkolweik trochę przytłacza. Myślałem że ty jesteś zajmująca osoba i że nie ma takich więcej na świecie, a okazało się, że już lata temu jedną taką poznałem. - Uśmiechnąłem się ciepło do samego siebie, ale widziałem, że Vincent zerkał na mnie ciągle i gdy dostrzegł mój uśmiech, również się uśmiechnął. I tak siedzieliśmy, uśmiechnięci od ucha do ucha, sumie iakac co jakiś czas zdanie czy dwa.
Grzecznie porzegnaliśmy się z moim wujem, który oznajmił, że chce nas widzieć częściej na swoich przyjęciach na co wincent był całkiem ucieszony, ja moje trochę mniej ale pewnie gdy już przyjdzie co do czego, to na pewno będziemy dobrze się bawić. Wuj też nie zabronił sobie wtrącić słowa o tym, że wiele pań pytało o nas i że chyba całkiem przypadkiem wiele z nich miało właśnie córki na wydaniu.
Cóż, to była dosyć niezręczna sytuacja. Popatrzyliśmy na siebie z Vincentem, a potem znów na wuja. I co? Po rpsoyu znów grezcznie się zaśmialiśmy.
Offline
Opuściliśmy hotel z uśmiechami na ustach rzecz jasna. Szybko znaleźliśmy tu taksówkę, to niesamowite że wszędzie, w całym mieście były taksówki! Tak więc w miarę szybko znaleźliśmy jakąś, a kiedy Aiden podał adres mieszkania, ja oparłem się na ręku, wyglądając przez szybę.
- Wiele pań o nas pytało... - mruknąłem zamyślony słowa pana Jacka. To było dziwne, być w centrum zainteresowania pań, zawsze raczej wszyscy wiedzieli o moich zrachowaniach, ominęły mnie prawdziwe tragedie, jednak odkąd wiedziałem sam co lubię, damy jakoś straciły mną zainteresowanie.
- Dawno nie miałem adoratorek - parsknąłem pod nosem, zamyślony, nadal zapatrzony w świat mknący za oknem auta.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko i zerknalem na Vincenta.
- Kobiety lubią być adorowane, jak sam nie spoglądasz na salę w ten szczególny sposób, szukając wzrokiem kogoś, kto cię zachęci, to one to wyczuwają, wierz mi. Wyczuwają to, oraz tych zakochanych po uszy mężczyzn. A z tego co mi wiadomo, masz chyba kogoś na oku od dłuższego czasu, Vincenie - powedziałem cicho, ale wiedziałem że nasza rozmowa dojdzie do uszu kierowcy, więc i tak nie mogliśmy być zbyt... Swobodni.
Offline
Uśmiechnąłem się, jednak nie oderwałem wzroku od miasta. Gdy jechaliśmy nocą było tak pięknie oświetlone, jednak teraz też wszystko wyglądało cudownie.
- Myślisz, że to tak łatwo wyczuć i zobaczyć? - parsknąłem szczerze rozbawiony. - Choć może...? Masz rację, wpadłem po uszy i nie wyjdę z tego raczej długo...
- Ah, młodzi - zaśmiał się kierowca taksówki, tak mnie zaskakując, aż drgnąłem i odkleiłem się od szyby. - Korzystajcie z młodości i miłości! A przede wszystkim z życia, czas to pieniądz więc nie wolno zwlekać! - pouczył nas, widocznie przysłuchując się naszej rozmowie. Huh w całym tym mieście wszystko miało uszy i chciało nawiązywać kontakty. Aż nie wiedziałem jak to odczuwać.
- Cóż, dziękujemy za radę... - zaśmiałem się nieco zawstydzony, a kiedy zerknąłem na Aidena zrobiłem zabawną minę, "o co mu chodzi?". Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu, kierowca włączył radio, a ja znów wróciłem do widoków za oknem.
Kiedy wyszliśmy z auta, a taksówka odjechała po uregulowaniu opłaty, nie wytrzymałem jednak ze śmiechem.
- Czas to pieniądz? - przytoczyłem słowa kierowcy, kręcąc głową. - Rany, rany... Cały Nowy Jork, chodzi o biznes i pieniądze... Przecież czas jest bezcenny - powiedziałem częściowo do siebie, a częściowo do Aidena, otwierając przed nim drzwi do kamienicy i kiwając głową portierowi na dzień dobry.
Offline
- Najwidoczniej Amerykanie mają na niego jakiś dobry przelicznik. Nic dziwnego, są mocno przedsiębiorczy. Rozbudowują się w mgnieniu oka, tworzą i tworzą, świata im w końcu zabranie na to - powedziałem żartobliwie, powoli docierając do naszych drzwi. Zerknalem przez ramię na Vincenta. - Ja uważam, że czas to po prostu czas. Wszystko ma jakąś cenę, choć niekoniecznie cena wyrażona jest w pieniądzach. Czasami w szklankach kawy, w uśmiechach, czy tańcu - podsumowałem, uśmiechając sie. Oh, jakiś rozkojarzony byłem. Musiałem się skupić. Odchrzaknalem, opanowując ten dziwny nastrój i otwierając drzwi do mieszkania. Tym razem to ja przrpuscilem Vincenta.
Offline
Kiedy Aiden wszedł do mieszkania, zamknąłem za nami drzwi i westchnąłem cicho rozbawiony. Wspomniałem jak bardzo podczas balu chciałem tu wrócić by znów poczuć się swobodnie i dobrze z Aidenem u boku, z jego dotykiem. W miejscach publicznych ograniczaliśmy dotyk i spojrzenia do minimum, w domu jakbym sobie to wszystko odbijał, zawsze przesunąłem dłonią po plecach, zawsze jak tylko miałem okazję (no dobrze, zawsze-zawsze, nawet jak coś kroiłem w kuchni), obejrzałem się za nim... Uwielbiałem to! I tęskniłem za tym, więc kiedy zdjąłem buty i odwiesiłem płaszcz, minąłem mężczyznę głaszcząc go lekko ręką po plecach, kiedy rozwiązywał buty.
- A jaką wartość ma dla ciebie czas teraz? - zapytałem rozbawiony. - Może liczysz go w filiżankach kawy? Bo chyba zaparzę za chwilę - przyznałem, jednak wpierw ruszyłem do swojej sypialni już rozbierając się z eleganckiej koszuli po drodze.
Offline
Wywróciłem oczami.
- Z chęcią napiję się z tobą kawy, Vincencie - oświadczyłem. Ah, walnąłem jedną głupotę, a Vincent się teraz tego uczepi i nie da mi spokoju. Jednak o dziwo zamilkł, gdy szedł do swojej sypialni. Postanowiłem uczynić to samo i poszeldem do siebie, by rozebrać się na spokojnie z nieświeżych już rzeczy i wybrać coś wygodnego, na spokojny niedzielny dzień w domu.
Offline
Bawiło mnie, jak czasem Aiden wypowiedział coś na głos, dopiero potem przemyślawszy swoje słowa. Był czasem zadurzony bardziej ode mnie, a przynajmniej dawał to po sobie poznać raz na jakiś czas, kiedy się zapomniał i zaczął mówić coś co kołatało mu się po głowie.
Pierwszy znalazłem się w kuchni, tak jak mówiąc, zajmując się zaparzaniem kawy. Rzecz jasna włączyłem gramofon niemal od razu! Odkąd tylko to urządzanie wpadło mi w ręce nie umiałem przestać z niego korzystać! Tak więc kiwając się do muzyki robiłem nam kawę, skoro już śniadania nie musiałem. Ale i tak się dziwnie czułem, potrzebowałem koniecznie zająć czymś ręce.
Offline
Ubrałem się w podkoszulkę, na nią naciagnalem sweter a na nogi luźne materiałowe spodnie, nic nadzwyczajnego, taki mój domowy strój. Choć przyznajmy szczerze, że jednak byłem większym zwolennikiem elegancji. Ale to był tylko leniwy niedzielny dzień. Po co więc zakładać coś więcej niż sweter.
Gramofon wesoło grał, a ja postanowiłem nie wtrącać się Vincentowi w przygotowania. Po prostu usiadłem na kanapie, zsunąłem się nieco w dół, oparłem wygodnie głowę i przymknąłem powieki nasłuchując co się dzieje w domu, choć przyznam że muzyka nieco utrudniała to zadanie.
Offline
Przeszedłem przez salon tanecznym korkiem z filiżankami, a kiedy postawiłem tylko naszą kawę na stoliku, przuciszyłem nieznacznie muzykę, byśmy mogli swobodnie rozmawiać, nadal słuchając glasycznefo jazzu. Widziałem, że Aiden spod przymkniętych powiek przygląda się, gdy siadałem na kanapę.
- Teraz mogę już powiedzieć szczerze, że podobało mi się na tym bankiecie - przyznałem szczerze, popijając kawę, choć nadal lekko się kiwałem do muzyki. - Bałem się, czy będę się nudził, albo czy będę zawiedzony, ale było naprawdę miło - westchnąłem zadowolony, z miękkim uśmiechem na ustach.
Offline
- Też tak uważam. Ten bankiet był wyjątkowo przyjemnym. Nie nastawiaj się że wszystkie takie będą - mruknalem i podciągnąłem się nieco do góry, by usiąść w trochę bardziej eleganckiej postawie jak to przystoi podczas rozmowy. - Często jest jednak nudno. Głównie o interesach się mówi. Kto kupił, kto sprzedał, kto wygrał, a kto przegrał. - Pokręciłem nosem z lekkim rozbawieniem. - To też nie dla mnie. Zdecydowanie wolę rozmowy o sztuce i kulturze, tak jak było tym razem.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko. Wiedziałem już dużo wcześniej, że Aiden nie lubił bankierów, ani tłumów, szczególnie takich roztańczonych i bardzo gadatliwych. Cóż, choć nie przeszkadzało mu moje roztańczenie i rozgadanie. Cóż.
- Sam też nie specjalnie znam się na rozmowach kto kupił, kto sprzedał, kto wygrał, a kto przegrał, za to na sztuce znam się całkiem nieźle. Widzisz, jeśli we dwoje zaczęliśmy rozmawiać o sztuce, to ktoś się zaraz dołączył i dzięki temu przegadaliśmy pół bankietu o tym o czym lubimy - uśmiechnąłem się czule, jak zawsze pozytywny. - Słowem, nie martw się, dopóki bierzesz mnie ze sobą, będziesz się dobrze bawił!
Offline
Uśmiechnąłem się mimowolnie, spoglądając na Vincenta.
- Widzisz, od lat szukam idealnego towarzystwa na takie przyjęcia, i niepotrzebnie. Idealne towarzystwo postanowiło samo mnie znaleźć w najmniej oczekiwanym momencie. - Wzruszyłem lekko ramionami z niewinnym uśmiechem. - Jeśli będziesz miał ochotę to znów zaproszę cię na jakieś przyjęcie. W końcu będziesz tak stałym bywalcem że będziesz dostawał własne zaproszenia - podsumowałem.
Offline
- Hah, może kto wie? To będzie być zabawne, być zapraszanym na przyjęcia, jakbym faktycznie był kimś wyczekiwanym - przyznałem zamyślony, popijając kawę. - No wiesz, zawsze na zabawy przychodziłem do barów, albo bez zaproszenia - zaśmiałem się cicho. - Przy tobie jestem osobą towarzyszącą, to i tak duży postęp - zaśmiałem się cicho, odstawiając na moment filiżanka. - Ty jesteś zapraszany, wyczekiwany... nic dziwnego, kto by nie wyczekiwał kogoś takiego jak ty... - zauważyłem z cichym westchnieniem rozmarzenia,
Offline
- Po prostu dużo ludzi zna moich rodziców, jestem wyczekiwany jako przedstawiciel rodziny, nie jako Aiden - poprawiłem go spokojnym tonem, popijając leniwie kawę. - Mortonowie cieszą się popularnością w kilku zakontkach świata, bo mój tata nigdy nie żałował sobie podróży, w których mógłby się rozwijać. I szczerze powiedziawszy doskonale go rozumiem. Chciałbym też teraz trochę popodrozować, już jako świadoma, dorosła osoba. - Uśmiechnąłem się lekko.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko, przyglądając się mu z ciekawością i ciągłym zadurzeniem. Nadal nie umiałem patrzeć na niego inaczej niż z uczuciem.
- Podróżować? Hah piękne chęci - przyznałem szczerze. - Ja już dokonałem podróży swojego życia, teraz nauka potem praca - westchnąłem ciężko. - Ale przed tobą świat stoi otworem - uznałem, a kiedy Aiden zerknął na mnie, uśmiechnąłem się tylko radośniej i znów sięgnąłem po kawę.
Offline