Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Vincent chyba nabrał pewności, a przynajmniej jego głos stał się taki... Głębszy? Mocniejszy? Bardziej wyrazisty. Taki... Nie akceptujący sprzeciwu. Jednak zanim posłuchałem... Ściągnąłem z siebie bieliznę do końca. Już raz byliśmy w podobnej sytuacji, poza tym... Wtedy na kanapie atmosfera była kleista. Podnieciliśmy się bardzo szybko i oboje szukaliśmy jakiegoś ujścia i...
Teraz było inaczej.
Wsunąłem się na łóżko, obserwując jak Vini ilustruje mnie wzrokiem. Usmiechanlem się mimowolnie.
- Już leżę - oznajmiłem, bo miałem wrażenie, że chyba zapomniał.
Offline
- Widzę i muszę sobie zapamiętać ten obraz - westchnąłem, jakby uszło ze mnie życie. Bo chyba faktycznie umarłem i znalazłem się w jakiejś pokręconej wersji zbawienia. W końcu jednak ocknąłem się z tego przyćmienia i sam zrzuciłem bieliznę (niezwykle krępujący moment zazwyczaj, teraz wydawał się zupełnie niczym istotnym, kolejną warstwą do odrzucenia). Wsunąłem się na łóżko, na czworaka i zawisłem niebo bokiem nad Aidenem, po prostu patrząc na niego chwilę z tej perspektywy. Nie potrzebowałem słowa, by pochylić się do głębokiego pocałunku, takiego bym zapomniał jak się nazywam, bym myślał już tylko o tym jak bardzo pragnę i pożądam Aidena.
To był długi pocałunek, trwał długo, nasze języki plątały się między sobą, a ja pomruknąłem cicho z przyjemności, gdy się odsunęliśmy od siebie, oddychając głębiej. Oh i zaraz znów taki całus, a potem już całowałem szyję Aidena, tym razem jednak dłużej i z większą dokładnością (zostawił jedną malinkę, co by Aiden pamiętał rano że to faktycznie miało miejsce). Potem niżej, na jego obojczyki, na spot słoneczny, na pierś, chwilę całując jego sutki. Ręce zsunąłem na jego boki, by wycałować ten niemożliwie seksowny brzuch, do którego wspomnienia masturbowałem się na tym łóżku. A wszystko to po to by podniecić Aidena do granic możliwości, by poznał dobrze ten smak.
Offline
Odetchnąłem głęboko, podkładając sobie jedną dłoń pod kark, by podtrzymać głowę i spoglądać na Vincenta, po prostu chciałem na niego patrzeć. Ale i tak nie patrzyłem ciągle, co i raz odkładałem głowę znow na materac, brałem głęboki oddech i dopiero znów spoglądałem.
Zrobiłem się naprawdę podniecony, czułem jak momentalnie twardnieje, podczas gdy Vincent podczas całowania mnie po brzuchu ociera się o mnie i... Jęknąłem przeciągle.
Offline
- Uwielbiam to słyszeć - wyrwało mi się głębokim tonem, jakby mrucząc. Skrzyżowaliśmy spojrzenia na moment, kiedy ja już wodziłem wzrokiem po jego męskość. To było gdzieś na granicy niezręczności i... Jakiejś takiej naszej bliskości. Bo mogliśmy na siebie patrzeć, bo to skrępowanie... było niczym. Może za pierwszym razem, gdy zdjąłem spodnie Aidenowi, czułem z jego strony niezręczność, jednak dziś? Dziś czułem tylko i wyłącznie ciekawość, oboje byliśmy ciekawi! Oh czułem, że oboje staniemy na wysokości zadania.
Z przyjemnością jeszcze chwilę podrażniłem się z mężczyzną, pocałunkami, tylko delikatnymi liźnięciami. Dopiero potem przeszedłem do jednej z moich ulubionych części, do smakowania. Oh ostatnim razem atmosfera bardzo wymagała szybkiej interwencji, za to dziś? Dziś zdecydowanie przeszliśmy przez pełen wstęp, chciałem by było mu dobrze, jednak na tyle by chciał jeszcze kontynuować, by czuł niedosyt... by jeszcze... Ah...
Słyszałem jego głębokie oddechy, jak zaciskał dłoń na pościeli, ah a myśl, że to ja powodowałem, że to ja sprawiałem, że był tak zadowolony? Chciałem dać więcej, więcej... Oh bież mnie całego Aidenie, dam ci wszystko...
Offline
Z mojego gardła wyrwał się dłuższy i głośniejszy jej niż wcześniej, gdy napięcie uszło z mojego ciała. Złapałem głęboki oddech i uniosłem znów głowę. Vincent już na mnie patrzył. Patrzył tak, jak patrzy ktoś, kto nie dowierza, że jego los wygrał coś na loterii. Przynajmniej ja miałem takie wrażenie. Z całą pewnością był bardzo zadowolony, tego na pewno nie mogłem zinterpretować błędnie.
Uniosłem się na łokciach, łapiąc głębszy oddech. Obrzucilem spojrzeniem Vincenta, zagryzajac policzki od środka. To wszystko nadal było takie inne, pomyślałem, a potem lekko się Usmiechanlem do siebie, bo nie pomyślałem w pierwszej chwili "dziwne" tak jak wcześniej. Po prostu było inaczej. Lepiej.
- Czy... - Nie wiedziałem jak o to zapytać. Słowa były bardziej krępujące od czynów? Cóż... W tym wypadku na pewno. Bo gdy już się działo, to mówiły nasze ciała i ta mowa była wystarczająca.
Offline
Uniosłem się nieco i przysunąłem do Aidena, który nieco się uniósł. Nadal był twardy, ale teraz był też wilgotny idealny jak dla mnie... Zamiast jednak skupiać się na odpowiedzi, skupiłem się na pocałunku. Cały już pachniałem nim, jednak brakowało mi go wciąż. Może nieco uspokajając wszystkie jego myśli, po prostu pocałowałem go głęboko, z uczuciem. Kiedy już się odsunąłem, uśmiechnąłem się miękko, chcąc by zaraził się moim spokojem, moim... szczęściem.
- Ja chcę - zapewniłem go cicho, co było naprawdę szczere. - A jeśli ty też chcesz... - zagryzłem wargą, chwilę myśląc jak poinstruować go ładnie, ale tylko chwile myślałem. - Chcę cię nade mną, we mnie... - przypomniałem miękko. - Chcę cię, pragnę cię... - pocałowałem go leciutko. - Będzie... trochę inaczej. Ale myślę, że ci się spodoba - przyznałem cicho, sięgając dłonią z torsu, do jego policzka, by pogładzić go miękko.
Offline
Tak, słowa były zdecydowanie bardziej krępujące, pomyślałem, gdy upewniłem się w tym przekonaniu.
Pokiwałem spokojnie głową na słowa Vincenta. Jeszcze przez chwilę całowaliśmy się ale... Powoli zmieniliśmy pozycję, bym to ja teraz był na górze, a on położył się na plecach. Ah, teraz zrozumiałem jego zachwyt w pełni. Po prostu z tej pozycji był zdecydowanie lepszy widok. Przeciągnąłem powoli wzrokiem po ciele Viniego.
Inaczej, powtórzyłem w myślach.
- Tobie też... Będzie dobrze? - upewniłem się, musiałem.
Offline
Topił moje serce na każdym kroku, a teraz, kiedy sądziłem że już bardziej nie może, on mówił coś takiego, a mi się chciało płakać. Nikt nigdy mnie o to nie zapytał, nikt nigdy tak troskliwie na mnie nie patrzył, nikt nigdy nie brał tego chyba na tak poważnie i... Ta chwila była magiczną dzięki niemu, mojemu mężczyźnie.
- Tak Aiden... - powiedziałem cicho, obejmując ramiona Aidena. - Będzie mi dobrze... - szepnąłem cicho, ustawiając się odpowiednio (przyre było myślenie, że znałem tyle sposób by spotęgować przyjemność, bo tak wiele już... Przeżyłem). Może się bał, może nie był pewien czy to działa tak jak to co znał zawsze.
Jednak moje ciche pojękiwania "tak tak tak" i ciche przekleństwa, kiedy czułem go tak głęboko... O rany musiałem mieć głupie miny, ale... Ale nie panowałem nad tym, ledwo panowałem nad sobą, co i tak skończyło się tym, że nie tylko Aiden znów doszedł we mnie (znów z seksownym jękiem), ja sam... Uh też doszedłem, sam dusząc okrzyk i niestety opryskując brzuch Aidena.
- O cholera... Uh... W-wybacz... - jęknąłem, drżąc bo przed chwilą jeszcze czułem Aidena całym sobą, a teraz powoli ze mnie wychldzil i... O boże...
- Jest mi... Tak dobrze - wydukałem, zamykając na chwilę oczy.
Offline
Zerknalem zaskoczony na swój brzuch ale szy ko do mnie dotarło, że nic zaskakującego się nie stało. I zaśmiałem się sam z siebie, spoglądając na Vincenta, przyglądając się jego twarzy jeszcze przez chwilkę. Eh, nigdy nie byłem dobry w mówieniu, i teraz jakoś nie czułem wielkiej potrzeby by się odzywać. Ale może jednak powinienem? Isabella lubiła jak mówię. Ale Vincent nią nie był, więc...?
Wziąłem głęboki oddech i przesunąłem się bliżej brzegu łóżka, by sięgnąć po chusteczkę i wytrzeć tors, cały czas zerknalem uśmiechnięty na Vincenta, by nie czuł się niechciany. Był jak najbardziej chovany w tym łóżku.
A kiedy skończyłem, na spokojnie położyłem się obok niego, zastanawiając się czy uprawianie seksu coś między nami zmieni. Obawiałem się, że tak, że nie zmieni się na dobre, sam nie wiedziałem dlaczego dlokaldnie tak mi się wydawało. Po prostu teraz... No już bardziej poznać się nie mogliśmy. Poczuć...
Rany. Właśnie uprawiałem seks z facetem i czułem się z tym fantastycznie. Bardzo, bardzo powoli zaczynało to do mnie docierać...
Offline
Kiedy już uspokoiłem oddech, spojrzałem na Aidena obok i uśmiechnąłem się lekko. Wyglądał zabawnie, był tuż obok, nie robił problemu, bo doszedłem mu na brzuch, a po prostu się na mnie patrzył... Hah... Nie potrzeba było tu wielu słów. Ale te kilka powinny paść, bo po prostu... Aiden musiał znać prawdę. Obróciłem się z pleców na bok z bezgłośnym stęknięciem, a potem poparzyłem w oczy mężczyźnie. Uśmiechnąłem się z miłością uczuciem.
- Było mi cudownie... Ty byłeś cudowny... - wyszeptałem chrapliwie, od tych pojękiwań i zduszonych okrzyków. - Jesteś...cały cudowny - wymruczałem, przymykając powieki. Nadal jednak uśmiechnąłem się gdy powtarzałem sobie w głowie wszystko co pięknego ty zaszło.
Offline
Przekręciłem głowę w bok, by znów skupić wzrok na nim. Trochę wyrwał mnie z rozmyślań. Ale to chyba dobrze. Niepotrzebnie znów uciekałem do myślenia, zamiast stawić czoła temu, co działo się tu i teraz. Ale myślenie od zawsze było zdecydowanie łatwiejsze dla mnie niż mówienie, było naturalniejsze.
- Nie chce żebyś znikał - szepnąłem nagle, krzywiąc się lekko. - Cudownie spędza mi się z tobą każdy dzień... Dziś... - Przewróciłem oczami i znów popatrzyłem w sufit, wzdychając. Ciężko mi było ubrać to w odpowiednie słowa, zapewne takie nie istniały. - Dziś, teraz... Teraz i przed chwilą czułem się doskonale. Z tobą... - Usmiechanlem się, znów przechylając głowę w bok. - Uspokajasz mnie, a ja... Potrzebuje tego. Wszystkiego - wymamrotałem.
Offline
Uniosłem jeszcze raz powieki i popatrzyłem czule na mężczyznę. Potrzebował tyle miłości... Tyle miłości ile ja zawsze chciałem komuś dać. Był pełen pragnień, marzeń, zawodów i rozczarowań. Wiary i nadziei... Mimo iż nigdy nie mówił wiele... Nauczyłem się widzieć co czuje, czasem nawet co myśli. Nie był dla mnie otwartą księgą, lecz był księgą którą chciałem wciąż zgłębiać. Moją niekończącą się, piękną historią...
Uśmiechnąłem się lekko, muskając palcami jego policzek i szczękę.
- Nie zniknę - obiecałem mu z nutką powagi. - Ja... Potrzebuję cię. Twojej uwagi i troski... Jesteś moim powodem, by wstać z łóżka z uśmiechem - szepnąłem rozbawiony. - Chcę zawsze już wstawać z uśmiechem... Obok ciebie... Niech to, niech my... Niech się nigdy nie kończy.. - szepnąłem już ciszej. Nadal zapatrzony w niego, zmęczonym lecz szczęśliwym wzrokiem.
Offline
Odwzajemnilem jego uśmiech i sięgnąłem do jego karku. Nie przyciągnąłem go gwałtownym ruchem. Raczej lekko, jedynie sugerując, że... Chciałbym by znów się przysunął. A on to zrobił, pocałował mnie, choć ten nasz pocałunek mocno przerwały nasze uśmiechy.
- Czy... Seks zmieni dużo? - zapytałem, spoglądając na niego. Tyle pytań w głowie a ja musiałem zadawać te najdziwniejsze niedługo po slodkim pocałunku pełnym śmiechu i uśmiechów.
Westchnęłam trochę zawstydzony.
- Wybacz... Wiem, znaczy, domyślałam się że nie aż tak dużo - sam sobie odpwoedzialem, przymykając powieki. - Po prostu chce się upewnić, czy jutro wstaniemy rano, wypijemy wspólną kawę i rozwiążemy krzyżówkę?
Offline
Spojrzałem na niego z najwyższą czułością.
- Tak... Tak Aiden... - odparłem poważnie, lecz z uśmiechem. Miałem lekko ściśnięte gardło, może się trochę przestraszyłem, może bałem się co on sobie o mnie myśli? - To... Zmieniło jedynie to że jeszcze bardziej cię uwielbiam. Że teraz już wiem, że uwielbiam cię dosłownie całego... - zaśmiałem się słabo. - Jutro zrobię nam kawę... Ty włączysz mi gramofon... - powiedziałem cicho z uśmiechem. - Zjemy razem śniadanie, potem zrobimy krzyżówkę... Albo dwie - parsknąłem cichutko. - Może popracujemy? Usiądziemy ddo swoich projektów, przyniosę Ci filiżankę herbaty, gdy zatracisz się w szkicach... - spojrzałem spojrzałem znów na niego zadurzony, bo lubiłem jego pełen skupienia wzrok przy pracy. - Spędzimy piękny dzień... Za każdym razie, po seksie, spędzimy na pewno cudowny dzień... I nic więcej się nie zmieni... - obiecałem.
Offline
Usmiechanlem się lekko i kiwanlem raz głową.
- Cieszę się - przyznałem się szczerze. Żadne zmiany mi teraz jakość... Nie pasowały. Bardzo przywykłem do Vincenta, do jego drobnych zaczepek, do słodkich uśmiechów, niewinnych spojrzeń gdy powiedział coś, co z niewinnością nie miało nawet doczynienia. Tak... To były rzeczy których wręcz potrzebowałem teraz na co dzień. I sam byłem w stanie dawać Vincentowi to co dotychczas ode mnie dostawał.
Nie chciałem by wsyztsko zmieniało się nagle. Stopniowe zmiany było łatwiej przyswoić, zaakceptować, przywyknąć do nich. Stawały się naturalne, tak jak nasze pocałunki. Z początku... Takie niewygodne, niezbyt pewne, zdecydowanie mniej przekonujące, a teraz... Były niemal jak oddychanie. Ah, chciałem... By ze wsyztskim tak było. Jak z pocałunkami.
Offline
To cieszę się było moim zapewnieniem spokoju. Czułem że był już spokojniejszy, ta pewność była trochę nienamacalna, ale ja wiedziałem to. Znów się uśmiechnąłem z błogością i zamknąłem oczy, nadal tak bliziutko Aidena. Odetchnąłem cicho i spokojnie, samemu się rozluźniając.
- Odpocznijmy... - mruknąłem cicho. - Śpij dobrze, miły... Śpij słodko... - powiedziałem swoim zwyczajem i poczułem się.z tym życzeniem najlepiej jak tylko mogłem. Sam czułem, że będę dziś spał słodko...
Offline
Odetchnąłem głęboko i zamknąłem ozy, ale sen nie przyszedł za szybko. To nie to, że coś mnie męczyło, po prostu myśli z całego minionego dnia zaczęły napływać do mojej głowy, trochę tak, jakby coś się odblokowało.
Myślałem o dniu w piżamach, który był cudowny, to powinna być nasza tradycja a nie kino. Choć kino też... Ah. I myślałem o tym, że trzymaliśmy się spokojnie za ręce w sali kinowej,a potem...! Oh! Potem w tej uliczce... To też było niesamowicie niebezpieczne. Nie powinniśmy byli tego robic. Czemu to robiliśmy?
No i teraz... Teraz było... O rany...
W którymś momencie po prostu zasnąłem, nawet nie pamiętałem kiedy dokładnie...
Offline
Rano obudziłem jak zawsze z zegarkiem w ręku. Spałem twarzą do Aidena, na boku, podczas gdy on na plecach. Oddychał spokojnie, nadal spał głęboko, ja natomiast, powoli rozbudzałem się z letargu. Teraz, w porannym świetle widziałem wyraźnie malinkę na szyi mężczyzny, którą sam zrobiłem, widziałem też słaby ślad po moich paznokciach, które zacisnąłem na ramieniu Aidena, gdy ten we mnie...
O rany... Moja prostata... Byłem przyzwyczajony, uwielbiałem w końcu seks. Ostatecznie nie czułem bólu, po prostu czułem, że wczoraj nocą naprawdę po raz pierwszy uprawialiśmy razem seks. I chyba chciałbym czuć to jak najczęściej.
Chwilę przyglądałem się Aidenowi, zastanawiając się głęboko czy naprawdę bał się, że to coś zmieni. Pamiętam... pamiętałem, jak mówił mi o Isabelli, nie wspominał jednak nigdy o ich seksie. Ale na pewno go uprawiali, więc, dlaczego tak bał się, że coś on zmieni? Uh Aiden, Aiden... Miły skup się na tym jak dobrze ci było ze mną, przede wszystkim... Bo widziałem, że było ci miło...
W końcu wziąłem głęboki oddech i delikatnie głaszcząc mężczyznę po policzku wstałem z łóżka (ze zduszonym, przełkniętym z godnością jękiem) i omijając nasze ubrania porozrzucane przy łóżku i w salonie, przeszedłem do kuchni, gdzie nadal stały dwie zapomniane herbaty. Uśmiechnąłem się pod nosem, zaczynając przygotowywać nam w kawiarce dwie porcje kawy, jak co poranek.
Najpierw kawa, zaraz potem posprzątam wszelkie ślady po naszym wczorajszym... Ahh... Muszę zapamiętać ten wieczór bardzo dokładnie myślach.
Offline
Usiadłem na łóżku i przeciągnąłem się, rozglądając. Przetarłem dłonią twarz i przeczesałem palcami włosy. Vini musiał wstać jakiś czas temu, bo na podłodze nie było żadnych rzeczy, a jego miejsce... Zdążyło już "ostygnąć".
Nagi wstałem z łóżka i założyłem na siebie szlafroki, wyciągając z szuflady czystą bieliznę i ubrania na dziś, luźne i wygodne. W końcu mieliśmy niedzielę. Ale póki co zostawiłem po prostu rzeczy na wierzchu i wyszedłem z sypialni, by skierować się w stronę kuchni z której dobiegała cicha muzyka z radia zza zamkniętych drzwi. Zajrzałem do środka i od razu poczułem zapach kawy. Uśmiechałem się sam do siebie, a Vincent obrócił się w moim kierunku. I też się uśmiechnął.
- Witaj, miły - szepnąłem, kiwając lekko głową i opierając się o framuge drzwi. - Miałem ochotę na prysznic ale skoro zrobiłeś już kawę to nie mogę sobie jej teraz odmówić - dodałem.
Offline
Miałem na sobie już wygodne spodnie i koszulę brudną od lekkiego osmolenia, czy grafitu, czy pełna innych plam, które nie chciały zniknąć po praniu. Słowem, byłem ubrany do pracy, bo naprawdę miałem dziś głębokie przeświadczenie, że po tym słodkim lenistwie w sobotę, muszę wrócić na ziemię.
Opierałem się o blat kuchenny, bo nie miałem jeszcze ochoty hm, siadać. Z filiżanką kawy w dłoni, oraz z gazetą w drugiej, uśmiechnąłem się czule do Aidena.
- Dzień dobry, mam nadzieję, że spałeś dobrze - powiedziałem miękko. - Skoro więc już skusił cię zapach, to zapraszam na filiżankę. Jak pójdziesz pod prysznic to zacznę przygotowywać nam śniadanie - powiedziałem z uśmiechem, nadal się mu przyglądając.
Offline