Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Usmiechnąłem się pod nosem, spoglądając przez kilka sekund na zapatrzonego w niewiadomo co Vincenta.
- Wracam, chyba że wolisz mieć jeszcze chwilę dla siebie i nocnych widoków za oknem - mruknąłem, kierując się spokojnym krokiem do kuchni. - Wstawię nam wodę na herbatę - mruknalem jedynie, wchodząc do kuchni
Offline
- Oh, nie przejmuj się, już wracam myślami tutaj - zaśmiałem się cicho, odrywając wzrok od okna i zaraz idąc do kuchni. Aiden już tam stał, dolewając wody do czajnika. Zagryzłem wargę, zauważając że zdjął z siebie tamten ładny sweterek oraz pasek.. Dziwne, a może i dobre? Hm dziś był on dla mnie wyjątkową zagadką, jednak zagadką, którą chciało się rozgryzać...
- Zagapiłem się po prostu na coś zupełnie nieistotnego w porównaniu do ciebie - zaśmiałem się słodko swoim zwyczajem, przyglądając się na razie z odległości, plecom mojego miłego.
Offline
Zaśmiałem się mimowolnie, zerkając na Vincenta, ale tylko tak zareagowałem na jego drobne, słowne zaczepki. Wyciągnęłam kubki i wysyłałem do nich po łyżce herbaty, dosypując też trochę cukru, do jednej ze szklanek, bo Vini lubił. Ja czasami tak, czasami nie. Zależało od tagi jaki mam nastrój w sumie. A czasami nie zależało od niczego.
Zmarszczyłem brwi. O czym ja właściwie myślę? O cukrze do herbaty? Ah, chyba chciałem na chwilę odsunąć się myślami od tego całego szaleństwa, które niebezpiecznie zaczęło mnie otaczać... Bardzo, bardzo pięknego szaleństwa...
Offline
Podszedłem bliżej do blatu i dostrzegłem, że miał rozpięte dwa guziki koszuli, a włosy musiał zmierzwić wodą, bo zaczesane do tyłu skręcały mu się lekko. Wyglądał na mocno zamyślonego i to naprawdę mocno... Oh szaleństwo, cały czas błąkał mu się po twarzy uśmiech, jakiś taki zagadkowy i prosty zarazem. Przyglądałem mu się tak długo aż zrobiło mi się gorąco, bo wyglądał naprawdę, naprawdę dobrze w takim wydaniu, a zarazem... Oh częściej mógłby stawiać na taką oszczędność. Rozpiąłby jeszcze jeden guzik i przypominał by mnie, oh tyle że dużo lepiej, bo silnie zarysowane mięśnie, szyja i szczęka...
Gdy zostałem przyłapany na moim intensywnym przyglądaniu się, nie zareagowałem jakoś specjalnie. Woda właśnie się zagotowała, więc Aiden po zerknięciu na mnie, nalał z czajnika do kubków wrzątku. Zagryzłem lekko wargę, kiedy jakoś nieskupiony nasypał nam obu cukru, nadal doskonale wiedząc, że obserwuję każdy jego najmniejszy ruch.
- Wydajesz się zamyślony... - zauważyłem ostrożnie, zbierając się w końcu w sobie by przemówić. - O czym myślisz, miły?
Offline
- O cukrze - mruknalem z rozbawiebiem, jednak w pełni zgodnie z prawdą i zaraz się roześmiałem, opierając się jedną dłonią o blat. - Myślę o cukrze - powtórzyłem, starając się być spokojny, ale nie umiałem bo brzmiało to tak głupio! Pokręciłem głową, zerkając na niego przepraszająco. - Dajmy się zaparzyć tej herbacie - szepnąłem z rozbawiebiem i złapałem Vincenta za rękę, znów ciągnąć go do salonu.
Mężczyzna wydawał się być trochę zmieszany, być może i zagubiony. Nic dziwnego, zachowywałem się dziwnie, sam byłem sobą zaskoczony, ale ten lekkości nie czuje się często, nie pamiętałen keidy ostatnio ją odczuwałem, kiedy ostatnio byłem w takim nastroju, w jakim byłem dziś. Kiedy ostatnio czułem się tak wolny.
Zatrzymaliśmy się na środku przejścia, a ja przeciągając dłońmi po jego ramionach pochyliłem się do niego i zacząłem całować.
Offline
Szok. Czasami nadal mnie szokował, oczywiście w pozytywny sposób, jednak nadal - szok i zaskoczenie. Spodziewałem się gęstej atmosfery, pełnej romantyzmu, ale to co dostałem było nawet lepsze! Hah, był jakiś taki... lekki. I myślał o cukrze? Robił herbatę by zaraz to porzucić, przeciągnął mnie do salonu by teraz przytrzymać, by całować tak miło... Wariat! Ale mój, cały mój.
Trzymał moje ramiona, więc ja objąłem go w pasie, przyciągając do siebie i z uśmiechem pocałowałem ciut ciut... głębiej. Ciepło jego ciała było wyjątkowe, jego lekkość i humor zaraźliwy... Podobało mi się to!
Offline
Usmiechnąłem się między pocałunkami, zaczepiając wargami nie tylko o jego usta ale też o szczękę, kąciki ust, nos... By potem zaraz wrócić do warg... Ah, byłem rozkojarzony nawet podczas pocałunków które... Stały się głębokie... Namietne... Pełne pasji... I... Podniecenia.
- Lubisz jak chodzę w ręczniku? - zapytałem z lekkim rozbawieniem, zerkają. Na Vincenta, gdy puściłem jego ramiona. On przytaknął również rozbawiony, nie wiedząc jeszcze do czego dążę.
Ale ja wiedziałem.
Sięgnąłem do guzików swojej koszuli, które pozostawały jeszcze zapięte i powoli zacząłem je rozpinać, obserwując uważnie Vincenta. On skupił się na moich palcach. Zmarszczyl brwi że skupieniem, zagryzł lekko wargę... Gdy rozpiąłem ją do końca, on nagle jakby się rozbudził i podniósł na mnie wzrok, chciał zapytać o coś ale uprzedziłem go.
- Powedziałeś, że mogę cię prosić o co tylko zechce, tak? - Kiwnął głową. - To teraz proszę, byś mówił jak najmniej o zeczach pobocznych. Jestem rozkojarzony, pomóż mi się skupić...
Offline
Pokiwałem głową lekko zagubiony, ale pokiwałem głową. Cholera, wiedziałem że jest rozkojarzony, chwilę temu rozbawił go cukier! A teraz rozpiął przede mną swoją koszulę, kazał skupić się, i jemu też pomóc się skupić... O rany rany chyba nigdy nie przejmowałem się zbliżeniem z kimkolwiek tak bardzo jak z nim!
- W porządku - pokiwałem głową, cały czas z zagryzioną wargą. Sięgnąłem więc do jego ramion zsuwając koszulę z jego ciała już zupełnie, obserwując jego ramiona, jego tors, jego umięśniony brzuch. - O rany wybacz, trochę mi się słabo zrobiło - szepnąłem ze ściśniętym gardłem. - Po prostu... jesteś tak seksowny, uwielbiam na ciebie patrzeć w ręczniku, czy w piżamie, czy w czymkolwiek, bo... - jęknąłem cicho, czując jak okropnie gorąco mi się robi, kiedy mogłem wodzić palcami po jego ciele. Sam rozpiąłem jedną ręką kilka swoich guzików, jednak nie umiałem ich rozpiąć bo znów przylgnąłem do Aidena.
Offline
Wziąłem głęboki oddech i po chwili pomogłem powoli rozpiąć guziki koszuli Vincenta. I teraz to on opuścił luźno ramiona, gdy ja zsuwalem jego koszule z ramion, przeciągając palcami po jego obojczykach, barkach, ramionach...
- Rozumiem... - szepnąłem, również przyglądając się Vincentowi. To była kolejna nowość. Chyba nigdy nie przyglądałem mu się aż tak uważnie... Nie jego ciału. Patrzyłem na twarz, na dłonie, chwaliłem ubrania, błyskotki, poprawiałem mu nieswotne kosmyki włosów z które często sterczały w dziwne strony. Ale nie patrzyłem na niego wcześniej tak.
- A przynajmniej staram się zrozumieć i wsyztsko... Ogarnąć myślami - dodałem, uśmiechając się sam do siebie. Opuściłem jedną rękę i wyciągnęłam tylko palec wskazujący, którym znów przejechałem od jego ramienia, przez bark na obojczyk... Badając, sprawdzając...
Offline
- Idzie ci świetnie - zapewniłem go miękko, gdzieś na garncy załamania. Dotykał mnie, serce mi waliło, a kiedy jego palce przesunął się w dół obojczyka po mojej piersi, a tam walące serce. O Boże, nerwy, to napięcie i podniecenie. - Oh, naprawdę świetnie - zaśmiałem się cicho, samemu wodząc nieśmiało dłonią po jego ciele.
To była chwila... naprawdę pełna napięcia. Jakaś taka... wyjątkowo intymna? Rany robiłem mu raz dobrze, widziałem go pół nagiego czy jeszcze kilka innych razy, ale teraz oboje się widzieliśmy, oboje się skupiliśmy na sobie.
Przeciągnąłem po jego piersi, żebrach, a potem przysunąłem się nieco, by czuć jego ciepło, jego zapach, jego, po prostu jego. W końcu uniosłem wzrok na jego oczy. Wodził po mnie wzrokiem, a ja zastanawiałem się, czy... liczył moje kości? Może badał moją chropowatą skórę? Mięśnie? Lubił liczby, uspokajały go, może właśnie teraz to robił. Poznawał mnie tak?
- Podobam ci się? - zapytałem niepewnie. - Fizycznie. Wizualnie - sprostowałem swoje pytanie.
Offline
Usmiechanlem się mimowolnie, słysząc pytanie i podnisoelm wzrok na doskonałe mi już znane oczy Vincenta. Był niepewny. To pytanie chyba sporo go kosztowało.
Wsunalem dłoń na jego szyję, pogładziłem kciukiem po skórze.
- Tak - odparłem bez zastanowienia, kręcąc glowa. - Tak, tak, podobasz mi sie - dodałem przekonująco. - Pierwszy raz ci się tak przyglądam... Tak dokładnie - zaznaczyłem, bo przecież już go widzialem, jak przemyka czasem w ręczniku, jak przebiera koszulę. - Chyba jesteś szczuplejszy niż mi się wydawało - wyznałem, mimowolnie uśmiechając się do niego i pochylając znów do jego ust, by po raz kolejny złączyć je w pocałunku. Leniwym, niespesznym... Czas nas nie gonił. - Nie wiem co miałoby mi się w tobie nie podobać... - dodałem zaraz, zerkając na jego tors, potykając dłonią jego boku, przeciągając palcami po żebrach...
Offline
Że jestem facetem? Brak piersi był całkiem zauważalny.
- Oh, nie wiem... Nie jestem tak boski jak ty - zauważyłem, przysuwając się do Aidena, otulając palcami jego szyję. - Jakbyś był wyrzeźbiony... Pięknie gładki, umięśniony odpowiednio, nie za bardzo, ale nie za mało... - co jakiś czas przerywałem, by móc pocałować go miękko. - Idealny uśmiech! Hah, włosy nieco nieułożone, ale to też jest piękne... - znów musnąłem jego usta, nieco spokojnie, skupiony już tylko na nim, na tym cudownym uczuciu między nami. - I mówisz, że jesteś wycofany, że nie lubisz ludzi i głośnych imprez... Ale to też uważam za piękne... Wszystko co w tobie, strach, obawy, nadzieje i miłości... uważam za coś niezwykle wyjątkowego, wiesz? - powiedziałem cicho, muskając jego wargi, czując jak trochę popłynąłem, ale cały czas byłem skupiony na nim, tylko na nim. - Dzięki tobie sam staram się być tak piękny tak dobry jak ty - przyznałem z nutą podziwu, zaciskając palce na jego karku, bu się nie odsuwał.
Offline
- Jestem jesteś bardziej rozkojarzony niż ja - stwierdziłem, muskając dłońmi jego skórę, ustami jego usta. - Ale też to czuję... Tyle że nie jestem gotowy by to nazywać... W ogóle, i ogólnie - zaznaczyłem, by miał pewność, że tu nie chodzi o nową sytuacje. Wciąż dochodziłem do siebie po ostatnim, go dla mnie nadaje w jakims stopniu było dość żywe. Zbyt żywe, by zaczynać nowe. By skupić się na nowym uczuciu wystarczająco dobrze i tak jak należy, z należytą uwagą i szacunkiem. Po prostu, za wcześnie.
Offline
- Nie musisz nazywać - zapewniłem go miękkim tonem, by był spokojny, by był w przełni przekonany do tego co robimy. Cokolwiek nie robimy. - Po prostu... Bądź? Bądź tutaj, ze mną, przy mnie, nade mną - zaśmiałem się cicho. - Gdziekolwiek chcesz! Byle blisko... Dobrze? - szepnąłem już ciszej znów pocałowałem go, miękkie wargi robiły się już wilgotne od pocałunków, a skóra napięta od przyciągania i pragnienia. Nie było ono gwałtowne, a wyjątkowo... Naturalne.
Offline
Na chwilę znów zamilkłem, pochłonięty pocałunkami, zadowolony z nich jak nigdy wcześniej... Ująłem jego twarz w dłonie i nie pozwoliłem, by skończyły się za szybko. Ale kiedy już łapaliśmy oddech ..
- Tutaj, z tobą, przy tobie, na tobie...? - powtórzyłem, uśmiechając się kącikami ust.
Offline
Przełknąłem ślinę z niewinnym uśmiechem.
- W... Dowolnej kolejności? - zaproponowałem nieśmiało. - Albo możesz wykreślić jeśli czegoś nie chcesz, oh, możesz też dodawać! - zaśmiałem się nerwowo, obserwując jego uśmieszek. Nie mogłem odwrócić głowy, cały czas trzymał mnie, a ja chyba chciałem wrócić do pocałunków. - Ze mną, przy mnie, nade mną... Obok mnie, pode mną? - zagryzłem wargę. - We mnie? - powiedziałem niemal bezgłośnie, czekając na jego kolejny ruch.
Offline
Na kilka sekund zapadła między nami cisza. Przyglądałem się jego twarzy, jak przepłynęła przez nią fala niepewności. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, czekając teraz na mój ruch. Gdyby to była gra w szachy, to Vincent właśnie powiedział szach, a ode mnie zależało, czy wybronie się z tego, ucieknę przed tym końcowym ruchem, czy jednak pozwolę na mat.
- Chodźmy do dużej sypialni - poprosiłem, a w głowie uslyszelem głos Vincenta "szach mat".
Offline
Jęknąłem w duchu, czując jak wiele niepewności wywołała we mnie każda sekunda. Ale... Sypialnia? Mieliśmy przenieść to z salonu do sypialni? Do łóżka? O rany rany... W porządku, czyli on... jakby przystał, zgodził się, poddał się tym emocją, ze spokojem i przemyśleniem? Starałem się zachować spokój, a kiedy przeszliśmy do sypialni którą jakiś czas dzielimy i stanęliśmy nad łóżkiem i... Sam nie wiem. Nie myślałem co dalej, nigdy nie musiałem się tym przejmować, sytuacja sama się rozwiązywała, więc... I tym razem?
Odwróciłem się do Aidena, żeby ten skupił się na mnie. Uśmiechnąłem się lekko i znów sięgając do jego szyi przyciągnąłem mężczyznę do siebie bliżej. Drugą dłoń zsunąłem niżej, by oprzeć ją na biodrze mężczyzny. Ah, nie miał już w spodniach paska, wystarczył tylko guziczek i... huh, znów robiło mi się gorąco.
Offline
Wróciliśmy do pocałunków. Pozwoliliśmy sobie na ciche pomruki, mlasnienia, uśmiechy... Czułem dłoń Vincenta, przeciągał palcami przy linni moich spodni. Nie był pewny? Jeśli on nie będzie pewny, to nie wiem czy ja będę...
- Chcesz je rozpiąć? Albo swoje? - zapytałem, nakierowując jego twarz na moją, trzymając tak, by patrzył na mnie. Musiałem wiedzieć co mu przez głowę przelatuje.
Offline
- Chcę - odpowiedziałem szybciej niż pomyślałem. Może i lepiej, że tak zrobiłem? Nie zmieniało go faktu, że chciałem. - Sam to zrobię - dodałem, oddychając głęboko i po ostatnim pocałunku, puściłem kark Aidena i przeciągnąłem obie ręce do jego bioder gdzie trzymały się te feralne spodnie. Pocałunkami zsunąłem się niżej, do jego szczęki, do jego szyi, całowałem ją długo i przeciągle, jednocześnie palcami sprawnie odpinając spodnie Aidena i zsuwając je, by opadły swobodnie na ziemię. sam swoje rozpiąłem także i je ściągnąłem, odrzucając nogą gdziekolwiek i cały czas skupiając się na Aidenie. A właściwie teraz szczególnie na tym, że jeszcze nie był twardy.
- Połóż się proszę - powiedziałem cichym tonem, któremu się nie odmawia. - Przez chwilę to ja będę na górze - dodałem cicho rozbawiony w jego usta.
Offline