Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Wziąłem kilka głębokich oddechów, mimo wszytsko stając się czujniejszy. Trochę się rozbudziłem z amoku, ale spokój Vincenta niezwykle dobrze na mnie wpłynął, więc nie stałem się nerwowy. Po prostu... Troszeczkę bardziej czujny.
Usmiechanlem się jedynie do mężczyzny i wcisnąłem jego dłoń. Czy to coś złego, że obawiałem się spojrzeń...?
Offline
Skupiłem się na filmie, choć para siedząca kilka siedząc przed nami, bardzo się do siebie tuliła, czego im okropnie zazdrościłem w tej chwili, a grupka znajomych siedziała ściśle, wymieniając się co chwila uwagami.
Film rozpoczął się od widoku na piękną kobietę, w sukni, w przepięknym naszyjniku i z wielkim pierścionkiem na palcu. Ale ale naprawdę olbrzymi. Zaraz za nią podążał on, złodziej, przystojny i inteligentny. Cały film jakby odegrał się na parkiecie, kiedy tylko tańczyli, a tak naprawdę, po prostu patrzyli na siebie tak intensywnie, z taką... siłą. Kobieta była pewna siebie, on był zarozumiały, zadzierał nosa... Z drugiej strony to chyba urodziło kobietę... Ah! Tyle emocji na srebrnym ekranie, wszystko zdawało się żyć aż zbyt pięknie.
Cały film byłem przejęty emocjami, tymi spięciami między dwojgiem lgnących do siebie, złodzieja i okradanej. Byłem tak podekscytowany, że aż mocniej ścisnąłem dłoń Aidena w kluczowej scenie, gdy na balkonie złodziej trzyma już naszyjnik kobiety, podduszając ją... jednak nie dusi, a opuszcza swobodnie w swoje ramiona...! To było tak niesamowite!
Czerwony z ekscytacji odetchnąłem dopiero kiedy rozbłysły światła, a wszyscy zaczęli się zbierać. Tylko my siedzieliśmy jeszcze na swoich miejscach.
- O raju... to było niesamowite. Kino jest niesamowite! - westchnąłem urzeczony. - Te emocje, i ta chemia... Oh i ta scena na balkonie... - westchnąłem znów głęboko, po prostu się rozpływając, jednocześnie nadal ściskając dłoń mojego Aidena.
Offline
Również wcisnąłem jego dłoń, zerkając na niego ostrożnie, bo teraz ludzie rozglądali się po sali, choć nie zwracali na nas większej uwagi. Nie chciałem się jednak narażać na nic.
- Tak, też tak uważam... Kino to co niesamowitego, a raczej sam film - pwoedzialem z rozbawiebiem, poprawiając się. - Nie mogę się nacieszyć cieszącym tobą. Ah, głupiej zabrzmieć to nie mogło ale naprawdę tak jest... Chciałbym cię częściej zabierać do kina - wyznałem, wzdychając lekko, z uśmiechem patrząc przed siebie. - Muszę wygospodarować nam na to czas. To może być taka mała tradycja?
Offline
Powoli uśmiech zmienił się w szeroki uśmiech aż szczerzyłem zębami.
- Tak, tak, tak - zaśmiałem się uspokajając się nieco, by nie zwracać uwagi ludzi którzy już wychodzili. Ah, sala była już praktycznie pusta, chyba było już późno. - To zdecydowanie może być nasza tradycja, nawet nie taka mała, bardzo bardzo ważna... Mhm, jak tylko znajdziesz w swoim napiętym harmonogramie jakiś dłuższy czas dla mnie, to zawsze możemy go wykorzystać w taki piękny sposób. Kino to kultura, kino to sztuka - westchnąłem nadal szczerze zachwycony, a gdy ostatni ze znajomych z grupki wyszedł, uśmiechnąłem się już szeroko i bez obaw prosto do Aidena.
Offline
Westchnalem cicho i rozejrzałem się po sali, do której wszedł teraz ktoś z obsługi, spoglądając na nas zdziwiony.
- Chodź już, Vincencie - zarządziłem, podnosząc się z miejsca. - Bardzo przepraszamy, już wychodizmy - zapewniłem pracownika, który pokiwał głową, a my skierowaliśmy się w stronę wyjścia. - Może nie co weekend, ale... Co dwa lub trzy? - dopytywałem. Musiałem schować dłonie do kieszeni by nie kusiło mnie dotykać Viniego.
Offline
- Może być - pokiwałem głową z zadowoleniem. - Po prostu... co jakiś czas. Bez konkretnej daty - wzruszyłem lekko ramionami, widząc jak chowa dłonie do kieszeni. Uh, nie chciał mnie przypadkiem trącić w palce, ani... um, no dobrze. Na ulicach były już pustki, a chłodek był dziś wieczór całkiem nieprzyjemny, porządnie spiąłem płaszcz i otuliłem się szalikiem, by mnie znów nie zawiało.
- Pamiętaj, że najważniejsza jest praca - dodałem. - No i moja szkoła. A na resztę znajdzie się czas, na spokojnie. Nie dam ci o sobie zapomnieć - zachichotałem.
Offline
- Z całą pewnością, zajmujesz niezwykle ważne miejsce w moim życiu. Oh, i sporą część łóżka - szepnąłem rozbawiony, gdy już ruszyliśmy pustą ulicą do przodu, kierując się w miejsce, gdzie szybciej złapiemy taksówkę. - Po prostu myślę, że wyjścia do kina dobrze nam robią. Odprężają. A oczyszczony umysł pracuje lepiej. Przy książkach... Jest cudownie. Ale trzeba się skupić. Film... Rozluźnia - mruknalemz wzruszając lekko ramionami.
Offline
"Zajmujesz niezwykle ważne miejsce w moim życiu. Oh, i sporą część łóżka".
Najpiękniejsze słowa jakie mogłem w życiu usłyszeć, a się ich nie spodziewałem. Były tak niespodziewane i pięknie, że aż zapatrzyłem się chwilę dłużej w Aidena, jakby upewniając się, że był świadomy co właśnie powiedział. Znów złapałem go za rękaw i choć na ulicach wiało pustkami, pociągnąłem go w boczną uliczkę, by tam - między dwiema blisko osadzonymi ceglanymi ścianami, w słabym świetle - zupełnie spokojny, zapatrzony w niego z pełnym zauroczeniem uśmiechnąć się.
- Też jesteś niezwykle ważnym miejscem w moim życiu, Aiden - przyznałem szczerze. - I naprawdę chcesz oskarżać drobniejszego od siebie o zajmowanie sporej części łóżka? - zaśmiałem się kręcąc głową, jednak znacznie bardziej nadal przeżywałem swoje pierwsze słowa.
Offline
- Kręcisz się momentami strasznie - szepnąłem, zbliżając się do Vincenta. Mężczyzna oparł się o ścianę. Zerknalem na boki i dopiero wtedy oparłem jedną dłoń, przy boku jego głowy pochylając się w jego stronę. - Ale nie martw się, nie mam zamiaru cię wyganiać - zapewniłam z lekkim rozbawieniem, przyglądając się uważnie jego twarzy skrytej w cieniu. Przez to słabe oświetlenie, a właściwie prawie brak go, Vincent wyglądał inaczej... Trochę mrocznej, na pewno bardzo tajemniczo.
Offline
Zagryzłem wargę, czując nieopisaną ekscytację. Od strony ulicy Aiden zasłaniał mnie swoją ręką, trzymając ją przy głowie i stojąc tak blisko... O rany rany... Jego twarz była tak pięknie oświetlona ostro z jednej strony, a z drugiej padał kontrastujący cień i nie mogłem logicznie myśleć. Nie mogłem zebrać się w myślach w ogóle.
- Cieszę się... - przyznałem w końcu cicho. - Inaczej musiałbym się tam dostać, do twojego łóżka, innymi sposobami - przyznałem lekko ściśniętym głosem. Był tak blisko, tak daleko, lecz przede wszystkim był tutaj, tuż tuż przede mną, mogliśmy sobie szeptać najróżniejszej wyznania, ja oparty o ścianę, on pochylony nade mną... Ah!
Offline
Pokiwałem lekko głową, pochylając się nieco głębiej do Viniego, choć nadal zachowywałam nieco odległości.
- Innych sposobów? - zapytałem z niedowierzaniem, unosząc lekko brew ku górze ale nie odrywając spojrzenia od jego tarzy. - Jestes niemożliwy, Vincencie - szepnąłem, uśmiechając się kącikami ust. - Zawsze musisz dostać to czego chcesz...? - spytałem po chwili. - Czasami, wieczirami gdy mam dużo czasu, zastanawiam się jak wiele rzeczy zrobiłem tylko dlatego, że ty to zasugerowałeś... I wychodzi tego naprawdę dużo...
Usmiechanlem się lekko, zerkając na jego wargi. Obróciłem na chwilę głową na boki, upewniając się co do piątku na ulicach, ale i tak nie chciałem ryzykować. Serce wystarczająco mocno mi waliło w tej chwili. Ale... To przyciąganie... Oni było tak silne, takim rzeczom nie da się opierać.
Pociągnąłem Vincenta kawałek dalej, ukrywając się w cieniu, poza zasięgiem słabego światła ulicznych latarnii. I znów przystanąłem, teraz jednak słabo widziałem twarz Vincenta, wydawała się przez to jeszcze bardziej tajemnicza. Tak, tak... On był taką moja zagadką która krok po kroku, a raczej dzień po dniu rozszyfrowywałem. Jednego tygodnia udało mi się odkryć inny świat, a innego po prostu poznałem jego ulubiony kolor. Ale wszystkie te rzeczy, były cudowne...
Offline
Byliśmy poza zasięgiem kogokolwiek, byliśmy tylko on i ja w totalnej ciemności, w jakiejś uliczce. Gdyby sytuacja była inna rozmyślałbym dlaczego musi tak być, że musimy się kryć po uliczkach ze swoją miłością. Jednak teraz jedyne o czym mogłem myśleć, to tylko Aiden, jego słowa, jego usta tak blisko moich. Albo to gdzie może doprowadzić nas ta rozmowa..
- Faktycznie... Nakłaniam cię do wielu rzeczy... - zamruczałem cichutko, czując jak niemal muskam jego skórę wargi z każdym słowem. Ta atmosfera... - Może wyjątkowo ty dziś mi powiesz... Czego pragniesz? - zapytałem kusząco. - A ja chętnie spełnię twoje pragnienia....
Offline
Zmarszczyłem lekko brwi ale zaraz Usmiechanlem się sam do siebie. Musnąłem wargami kącik jego ust.
- Nie muszę niczego rządach od ciebie... Mam to co chce... - zapewniłem i tym razem Musnąłem ustami jego usta. - Tutaj i tak nie możemy zostać na długo, Vini - przypomniałem mu i westchnąłem cicho. Zapewne Vincent zaraz zacznie wyklinać w myślach mnie i moje przejmowanie się, nadmierne rozmyślanie. Tyle że tym razem właśnie nie myślałem nadmiernie. Po prostu czułem ukucie niepokoju pod skórą i nie mogłem pozwolić sobie na ignorowanie tego. - Złapmy taksówkę do domu, w porządku? - szepnąłem, gładząc dłonią po jego policzku, pocierając kciukiem o jego wargę
Offline
Odetchnąłem głęboko i pokiwałem głową. Miał rację, tutaj nie było miejsca na wyznawanie sobie miłości i innych. Nie między ulicą, a śmietnikiem, w jakimś zaułku...
- Tak, tak... Taksówka - mruknąłem i kiedy odsunęliśmy się od siebie ta atmosfera... rozpłynęła się znów. - Do domu... - mruknąłem otrząsając się jakby z tego amoku, i poprawiając swój płaszcz i szalik, a zaraz potem wygładzając też ubranie Aidena. - Całe szczęście, że taksówki jeżdżą tu cały czas - przyznałem z westchnieniem kiedy poprawiłem włosy czułem się już gotowy by wyjść z tej pozornie bezpiecznej uliczki.
Offline
Ruszyliśmy powoli w stronę oświetlonej, głównej ulicy. Pogładziłem jeszcze Vincenta po plecach, a on zerknal na mnie ze słaby. Uśmiechem. Tak jak myślałem, nie był zadowolony, że przerwałem to, co właśnie się zaczynało. Ale ja cały czas to czułem, to przyciąganie. Nie mogłem się pozbyć tego uczucia, było przyjemne ale za razem bardzo męczące.
Złapaliśmy taksówkę, a w aucie przez chwilę rozmaiwlismy o filmie, choć niduzo, raczej byliśmy małomówni.
Offline
Nie powinienem tak markotnieć kiedy tylko spadała mi ekscytacja. Cały czas czułem spojrzenie Aidena na sobie, to jak chował ręce teraz już wiedziałem, że chował je przed tym by mnie nie łapać, nie dotykać... Ah jeden dzień w domu bez obaw i zapominaliśmy o reszcie świata która mogłaby mieć coś przeciwko.
Wyszliśmy z taksówki pod naszą kamienicą, a kiedy Aiden płacił taksówkarzowi, ja już wszedłem do środka, by przez moment zamienić słowo z portierem, by podzielić się z nim moimi wrażeniami po filmie. Był taki miły! Kiedy Aiden wszedł do środka, skinął głową portierowi i obaj życzyliśmy mu spokojnej nocy, idąc po schodach do mieszkania.
- Ah to było zdecydowanie udane wyjście... - mruknąłem, kiedy opierałem się o framugę drzwi, kiedy Aiden szukał kluczy w kieszeni płaszcza. - Chodzenie wieczorami do kina ma wyjątkowy urok... - przyznałem rozmarzony.
Offline
Pokiwałem spokojnie głową. Przez tą ciszę w taksówce znów zacząłem myśleć i teraz mi spadł nastrój. Nie chciałem jednak źle kończyć tego dnia. Otworzyłem drzwi przed Vincentem i z uśmiechem zaprosiłem go do sordka ruchem dłoni.
- Samo chodzneie do kina ma swój klimat, a wieczorami to miasto wygląda jak zupełnie inne miejsce niż za dnia - szepnąłem, wchodząc zaraz za Vince ten i zamykając drzwi na zamek od środka. Westchnalem cicho, kładąc klucze na ich standardowe miejsce, a sam zacząłem zdejmować z siebie ubrania wierzchnie.
Offline
- Jest spokojniejsze - przytaknąłem, a kiedy zdjąłem buty, płaszcz i szalik przeszedłem przez przedpokój do salonu i odwróciłem się do Aidena z uśmiechem, w końcu szczerym i spokojnym. - Naprawdę ci dziękuję. Za dzisiejsze wyjście, za tą tradycję - powiedziałem z uśmiechem, kiedy Aiden sam odwieszał płaszcz. - I za całą resztę... wiesz którą - uśmiechnąłem się łagodniej. - Wiem, że... prowokuję i nakłaniam cię do wielu rzeczy, bywam okropny - przyznałem już nie szeptem, a spokojnym tonem, w naprawdę bezpiecznym miejscu, naszym miejscu. - A gdybyś ty chciał czegoś, czegokolwiek ode mnie... choć niewiele mam... - uśmiechnąłem się zawstydzony, unosząc wzrok na mojego Aidena.
Offline
Uniosłem dłoń w głowę i pokiwałem ja na boki,by zaznaczyć swoje zdanie wyraźniej.
- Masz wystarczająco dużo Vincent - pwiedzialem twardo i pewnie, wzdychając. - Poczekaj chwilkę, muszę pójść do łazienki i zaraz do ciebie wrócę - dodałem już swokojniej, znów wzdychając w drodze do łazienki.
Zamknąłem za sobą drzwi i przemysłem twarz zimną wodą, przeczesałem palcami włosy. Zdjalem z siebie sweter, wyjąłem pasek ze szlówek i zawiesiłem obie rzeczy na wieszaku, tuż obok tesznikow. Znów spojrzałem w lustro.
Przyciąganie. Cały czas je czułem.
Sięgnąłem do guzików koszuli, rozpiąłem dwa pierwsze i zerknalem w lustro. Wyglądałem zupełnie inaczej. A przynajmniej takie miałem wrażenie. W tej chwili... Po prostu jak nie ja. Westchnalem ciężko, znów przemywajac twarz wodą. I mimo tego dziwnego poczucia, odczuwałem też druga, zupełnie inna, kompletnie sprzeczna rzecz z poprzednim uczuciem. Że nigdy nie byłem bardziej sobą niż teraz.
Offline
Zdjąłem z siebie kamizelkę i swoje ozdoby, w domu nie musiałem się stroić, miałem wrażenie, że Aiden lubi mnie tak samo bardzo, bez względu czy jestem w piżamie, czy wystrojony w swoje złota i diademy. Przeczesałem palcami włosy, w czasie kiedy Aiden był jeszcze w łazience, ja odłożyłem swoje rzeczy na bok, a ze stolika w salonie przeniosłem płyty wyjmowane z szafki na swoje miejsce, a kartkę z wybranymi ulubionymi utworami Aidena na leniwe dni, położyłem w widoczne miejsce. Potem zapatrzyłem się przez okno na ulicę, gdzie dwie kobiety rozmawiając o czymś głośno, spacerowały mimo późnej pory. Usłyszałem otwierające się drzwi.
- Hm? Już do mnie wracasz, czy zapomniałeś czegoś z pokoju? - zaśmiałem się cicho, nadal zerkając na kobiety za oknem.
Offline