Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Hmmm, bardzo dawno nie słuchałem gej płyty, a tak ja lubię... - szepnęłam, kręcąc nosem. - Ostatnio słuchaliśmy dużo twoich ulubionych i też się w nich odnalazłem - przyznałem IE szczerze, zerkając na niego z lekkim rozbawieniem. - Hm, ale to też nie jest ta - zauważyłem, gdy utwór się już zaczął i westchnalem ciężko. - Wydaje mi się, że to będzie ta - wskazałem na czwarty tytuł. - Lub ta kolejną - popuklarm palcem na szósty tytuł. - Ale też pewności nie mam.
Offline
- Mamy czas, przesłuchamy całej płyty to się dowiemy i sobie zapiszesz od razu na kartce... - westchnąłem cicho, wodząc palcem, po jego torsie, a potem znów bawiąc się kołnierzykiem jego swetra. - Mhm, lista piosenek na leniwe, wspólne soboty. Faktycznie ostatnio słuchaliśmy moich wyborów i różnych składanek jazzowych ubiegłych dekad. Teraz ty będziesz wybierać muzykę... - uznałem z lekkim uśmiechem, obserwując dokładnie jego twarz, lekko ściągnięte brwi, usta, szczękę... Ah, po prostu jego.
Offline
Po chwili namysłów w końcu spojrzałem na Vincenta, który bardzo, ale to bardzo pragnął przypominać mini swojej obecności, choć naprawdę trudno było o nim zapomnieć, gdy tak mnie zaczepiał. Tak samo trudno było mu wyjaśnić, że o nim nie zapominam i nie musi się tak uporczywie przypominać.
- Mój drogi, ale mi odpowiada twoja muzyka, nie musimy na razie niczego zmieniać. Ponrppsyu od czasu do czasu włączymy jedną z moich ulubionych. Na co dzień jednak bardziej pasuje twój gust muzyczny niż mój - zauważyłem miękko,wodząc wzrokiem za jego dłonią, którą ciągle mnie zaczepiał.
Offline
Zaśmiałem się cicho i pokiwałem głową.
- W porządku, nie mam problemu by włączyć od czasu do czasu twoją ulubioną - zapewniłem go miękkim tonem. - Nigdy nie miałem takiej zabawki i teraz kiedy gramofon jest na wyciągnięcie ręki, mógłbym siedzieć i słuchać muzyki całe dnie... - westchnąłem szczerze, spoglądając na urządzenie, tak proste i tak piękne w swoim wyglądzie. - Choć właściwie często to robię. Gdy tylko wracam z uczelni, siedzę i słucham, zupełnie w innym świecie... - mruknąłem zadowolony. - Kolejny mały luksus, który tak mi pasuje - zachichotałem.
Offline
Usmiechanlem się lekko. Pomyslalem sobie o tym, że kiedy jego mama już przyjedzie do Noaego Jorku, to pewnie Vincent będzie spędzał u niej dużo czasu więc... Będzie potrzebował własnego gramofonu u niej w domu. Tak... To byłby bardzo dobry prezent. Pozwolę mu tędy zabrać kilka płyt, by mieli kilka różnych do słuchania. Na pewno będzie szczęśliwy. Muszę zapamiętać albo gdzieś zapisać tą myśl, by mi nie uciekła.
- A ten luksus bardzo pasuje do ciebie - stwierdziłem. - Ktoś tak roztańczony jak ty, powinien mieć dostęp do muzyki, większy niż samo radio. Hmm... Grałeś kiedyś na jakimś instrumencie? - Zmarszczyłem brwi, probojac sobie przypomnieć, czy już go kiedyś i to pytałem.
Offline
Spojrzałem na drewniane pianino które stało nieopodal pod ścianę. Dla mnie służyło za stojak na papiery o których nie mogłem zapomnieć, albo musiałem gdzieś na widoku zostawić.
- Nie, pianina były drogie, tak jak lekcje gry... Zazwyczaj widywałem je, kiedy sprzątałem u zamożniejszych, no wiesz, by dorobić - przyznałem się szczerze. - Potem zająłem się jubilerstwem i skupiłem się tylko na tym... - westchnąłem cicho. - Ale ty umiesz grać, prawda? - uśmiechnąłem się lekko. W moich stronach wszyscy bogatsi rodzice zamawiali dla swoich pociech lekcje gry na pianinie, albo skrzypach...
Offline
Zaśmiałem się.
- Tak, tak. Umiem. Moi rodzice należeli do tych zamożnych - mruknąłem. - Pewnie mi nie uwierzysz, ale lekcje muzyki bardzo pomagały mi w lekcjach matematyki. Gdy tylko przestawałem ćwiczyć grę na dłuższy czas, od razu gorzej mi szło z liczebiam - wyjaśniłem z lekka rozbaiony. - Moja mama była ze mnie bardzo zadowolona. Zawsze gdy zbiegali się goście grałem... Nauczyłem się grać szybciej niż mówić po angielsku - wyznałem. - Choć niedługo rozmawialiśmy po francusku... Tata dłużej. Mama bardzo chciała, bym czym prędzej przestawił się na angielski... A tata pielęgnował we mnie ojczysty język. - Uśmiechnąłem się pod nosem.
Offline
- Hej, musisz mówić mi czasem po francusku. Wiem mniej więcej jak brzmi, ciotka śpiewała czasem - zamyśliłem się. - Ale to w końcu język miłości...- mruknąłem rozbawiony, ale zaraz znów skupiłem się na tym co mówił. - Zabawne, ze nauczyłeś się grać szybciej niż mówić... Hm, muzyka to język międzynarodowy, uniwersalny, nie używa słów, a słucha i rozumie, nie pyta, nie ocenia - powiedziałem cicho. - Tak jak w tańcu, nie musisz nic mówić, po prostu tańczysz z kim zechcesz, możesz tego kogoś nie znać, ale jeśli dogadujecie się w tańcu to już coś ponad słowami - powiedziałem zamyślony.
Offline
- Zanim nauczyłem się grać, umiałem mówić pofrancusju - zaznaczyłem, bo miałem wrażenie że wprowadzam go z tym w błąd. - Angielskiego nauczyłem się później. Byłem trochę wystraszony zmianę kontynentu i języka. Choć dla dziecka to zapewne mniej szokujące, niż dla dorosłego - mruknalem, gładząc Vincenta po ramieniu. Tym gestem bardziej uspokajalem sam siebie. Żal mi było myśleć o rodzinie, o mojej biologicznej rodzinie, której praktycznie nie znałem i nie pamiętałem. Nawet zamazał mi się już ich obraz w pamięci... Byli cieniami. - Mogę mówić po francusku, ale zg ma to większy sens, gdy ty nic nie rozumiesz? - zapytałem. - Może... Kupimy jakąś francuską muzykę? Co ty na to? Myślę że to ciekawsze niż suche słowa.
Offline
- No dobrze, to kupimy francuzką muzykę - przyznałem szczerze rozbawiony pod nosem. - Po prostu pomyślałem, że może chciałbyś.. Czasem poużywać swojego języka ojczystego - uśmiechnąłem się lekko. - Ja raczej jestem słabym rozmówcą, nie znam żadnego języka obcego - westchnąłem ciężko. - Ale w twoich ustach na pewno wszystko brzmi świetnie... - westchnąłem cicho. - Ale muzyka francuska też piękna... - uznałem i wtuliłem się w Aidena, czując jak zaczął mnie głaskać, szczególnie po wspomnieniu o ojczyźnie. - Ah... Paryż zresztą podobno też jest piękny...
Offline
Usmiechanlem się lekko.
- Cała Francja jest magiczna. Stolica jest po prostu... Stolicą - szepnąłem. - Mniejsza o to. W tygodniu przejdę się do sklepu z winylami i kupię nam ze dwie nowe płyty. - Usmiechanlem się zadowolony. - Sproboje znaleźć coś dla ciebie i coś dla mnie. Że ysmu oboje byli usatysfakcjonowani - podsumowałem.
Offline
- Jak zawsze wspaniałomyślnie - westchnąłem zachwycony i pocałowałem Aidena w kącik ust, długo się powstrzymując, ale ostatecznie nie mogąc się oprzeć. - Dasz mi chwilę? Cały czas siedzę w piżamie, moze powinienem się ubrać w coś porządnego - westchnąłem cicho, choć jeszcze chwilę tuliłem się do mężczyzny, łasy jego dotyku.
Offline
- Jeśli nie masz ochoty się przebierać, to dziś mogę ci wybaczyć takie lenistwo. Ale dobrze by było, gdybyś do obiadu się ubrał. Było by bardziej wystawnie. Chyba że ja też przebiorę się w piżamę - pwoedzialem rozbawiony, stukając palcami po jego ramieniu. - Co wolisz, Vincencie? - spytałem w pełni poważnie. On będzie dziś wkaldal serce w ten obiad i pewnie nie pozwoli mi za dużo przy nim pomagać. Nadal uważał, że powinien mi jakoś odpłacić za swój pobyt tutaj.
Offline
Zmarszczyłem lekko brwi w zamyśleniu. Oboje w piżamie cały dzień? Hm chyba byłoby zbyt pięknie. Ale z drugiej strony uśmiechnąłem się lekko, przyglądając się ciekawsko Aidenowi.
- Cóż, od rana mi przeszkadza ten twój sweter - zamruczałem rozbawiony. - No i hm obiad w piżamie? To byłoby wyjątkowo wygodne i zabawe zarazem - przyznałem rozbawiony i nadal się zastanawiałem. - Hm, a szczerze mówiąc, nie chce mi się wychodzić z wygodnej piżamki...
Offline
- Nie podoba ci się mój sweter? - zapytałem zmieszany, nieco zatrzymując się na tym etapie zdania. Westchnalem ciężko. - Mniejsza... - bąknęm, wracając do tematu. - Możesz zostać w piżamie, a ja w takim razie zdejmę sweter, żeby cię nie drażnił - podsumowałem, śmiejąc się mimowolnie.
Offline
- Aiden, jest bardzo ładny - powiedziałem spokojnie, wyraźnie. Wyprostowałem, uciekając mu spod ręki by spojrzał na mój rozbawiony uśmiech. - I bardzo, bardzo mi się podoba, szczególnie na tobie. Ale jednocześnie bardzo mi cię zasłania, a to już mi nie odpowiada - zaśmiałem się szczerze kręcąc głową. - Wybacz. Idź przebrać się w piżamę, ja zrobię nam jeszcze kawy, bo dziś mamy wyjątkowo eniiwy poranek, a za moment rozbrzmi twoja piosenka - uśmiechnąłem się czule. - Pełen relaks, czy tak?
Offline
- Ah... Zasłania mnie - mruknalem zaskoczony i podniosłam się z kanapy. - Hm, dobrze, idę się przebrać. To będzie dziwne. Ale niech będzie. - Westchnalem i posłałem mu rozbaiwony uśmiech, ruszjaac do siebie do pokoju, by wyciągnąć świeżą piżamę, ściągnąć z siebie rzeczy, które założyłem ledwo kilka godzin temu.
Wsunalem na siebie materiałowe, lekkie spodnie, oraz zarzuciłem na ramiona koszule, z tego samego, błękitnego materiału, powoli zapinając guziki.
Offline
Zrobiłem nam kawy, tak jak powiedziałem wcześniej, a także zabrałem ze stolika gazetę, którą Aiden kupił rano gdy wyszedł po bułki. Porozwiązuje sobie może krzyżówki. Kiedy przyszedłem z kubkami kawy do salonu, Aiden właśnie wychodził ze swojej sypialni, poprawiając koszulę piżamy. Z uśmiechem zlustrowałem go od stóp do głowy i zaraz uśmiechnąłem się szeroko do mężczyzny.
- Od razu lepiej... - powiedziałem i kiedy przeszedłem do kanapy, stawiając kubki na stoliczku i samemu poprawiając swój szlafrok, usiadłem już na kanapie, odkładając gazetę obok kubków czekając aż Aiden dołączy do mnie obok. - Teraz można mówić o prawdziwie leniwej sobocie spędzonej we dwoje!
Offline
- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę w połowę dnia postanowiłem przebrać się w piżamę - baknalem, kręcąc nosem. Przysiadłem się do Vincenta na kanapę i popatrzyłem na niego rozbawiony. - To wręcz niemoralne. - Westchnalem ciężko, sięgając po kubek kawy, który przygotował dla mnie mężczyzna. - Ale bardzo, bardzo dziękuję za kawę. Dobrze że wychodzimy dziś do kina, to przynajmniej gdzieś się ruszymy - podsumowałem, upijając trochę napoju.
Offline
Zaśmiałem się cicho.
- Tak, zdecydowanie dobrze - przyznałem rozbawiony. - Gdyby przychodził Colton, odkąd bym wstał, byłbym na nogach, przygotowując nam przepyszny obiad dla trojga, jedno wielkie pocieszenie dla niego, a tak, jak pogardził moim zaproszeniem... - westchnąłem i sam wziąłem kawę w dłonie. - To jego strata, zjemy coś równie dobrego, we dwoje, na własnych zasadach - podsumowałem zdecydowanie, zadowolony koniec końców. Obiad w piżamach, dzień w piżamach i wieczorne kino? Ah chyba miałem dziś urodziny!
Offline