Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Ale jesteś tu, więc nie myśl co by było gdyby. Tu ci dobrze, wygodnie, ciepło. I możesz odpoczywać spokojnie, nie przejmując się naddto - szepnąłem, uśmiechając się do niego łagodnie. - Masz wielkie plany i duże chęci ale jesteś człowiekiem i niestety masz naturalne ograniczenia w postaci siły i czasu. Musisz się z tym pogodzić Vincent. Im szybciej to zrobisz tym łatwiej ci będzie.
Offline
Jak niezadowolone dziecko skrzywiłem się i pomrukując cicho oparłem się po prostu o Aidena, przez chwile przyswajając sobie tą smutną prawdę o moim ograniczeniu.
- Doprawdy okropne - mruknąłem nadal nie pocieszony. - Ale i tak zadzwonię do Coltona, chociaż spróbują. Nie mniej, kolacja tylko dla nas dwoje też nie jest niczym złym - przyznałem oczywistą sprawę, a potem westchnąłem, chwilę milcząc. - A tobie? Jak minął dzień, miły?
Offline
- Mi? Nad wyraz spokojnie, mój drogi. W pracy oddali poważny projekt do realizacji. Ja nie miałem z nim do czynienia, jednak nie jestem jeszcze w puli tak zaufanych ludzi ale zdecydowanie odczuwam spokój w biurze - podsumowałem, uśmiechając się lekko. - Ale szczerze powiedziawszy nie mogę się doczekać wyzwań. Póki co nie dzieje się nic nadzywzajnegobu mnie - podsumowałem. - Jest w tym trochę dobrego i trochę złego, ale na pewno nie ma na co narzekać. Dziękuję że pytasz.
Offline
- Musiałeś się wdrożyć, dość długo ci to zajęło za teraz czeka cię okres kiedy będą cię sprawdzać na mniejszych pracach pewnie - uznałem z lekkim uśmiechem. - Ale na pewno się szybko na tobie poznają i zobaczą, że można ci bez problemu powierzyć poważne projekty - zapewniłem go miękkim tonem, naprawdę wierząc w swoje słowa całym sercem. - Pamiętaj tylko, że gdy dostaniesz taki duży projekt, to nadal będę cię pilnować byś nie siedział za długo nad pracą - uprzedziłem rozbawiony lekko.
Offline
- Spokojnie. Jestem tam młodziakiem, dużego projektu nie dostanę przynajmniej przez najbliższy rok, jak nie wieści. Zależy mi na wzbudzeniu zaufania zarówno wśród szefostwa, jak i całego zespołu. Myślę że ta droga będzie najlepszą do awansowania - mruknalem, kiwając lekko głową. - Nie mam zamiaru zatracac się w pracy, obiecuję.
Offline
- No dobrze, ufam ci... - skwitowałem - I obrałeś bardzo dobry plan - dodałem ze słabym uśmiechem. W końcu z westchnieniem uniosłem głowę z ramienia Aidena i przetarłem twarz. - Pójdę się umyć, jestem naprawdę wykończony. Nie obrazisz się, jeśli od razu pójdę spać? - zapytałem z westchnieniem wstając z kanapy i powoli idąc do łazienki, nadal przecierając twarz, jakbym próbował zetrzeć z siebie zmęczenie.
Offline
Że też pytał o takie rzeczy! Oh, Vincencie, Vincenie...
- Oczywiście że się nie obrażę, idź wypoczywaj. Ale jeśli chcesz namawiać Coltona na spotkanie to wykonaj telefon dziś wieczorem albo z rana, aby mieć jakąś szansę. Im później zadzwonisz tym pewnie trudniej będzie go namówić - zauważyłem, obserwując Vincenta i widząc za nim badawczym wzrokiem.
Offline
Zaśmiałem się cicho, odwracając się do Aidena, nim wszedłem do łazienki.
- Na spokojnie zadzwonię jutro rano. Nie martw się, sam najlepiej wiesz, że mi ciężko odmówić czegokolwiek - zauważyłem, mrugając do Aidena, a gdybym nie był tak zmęczony, pewnie wyszłoby to nawet zalotnie. A tak, wszedłem tylko do łazienki i odetchnąłem głęboko, od razu ściągając z siebie wszystko by wejść pod prysznic.
Prawda była taka że wszystko mnie bolało. Znów pękła mi struna którą ciąłem metal i poraniłem się w ręce. Ktoś ze współpracowników zostawił opuszczoną maszynę i wstając ze swojego miejsca, zraniłem się w łopatkę. Rick i Clayton którzy na szczęście byli ze mną na zmianie, zatroszczyli się czy nie zrobiłem sobie nic poważnego. Praca w manufakturze była męcząca, tyle tam się działo, że jakiś guz, ranka, czy niefortunny wypadek bywały naprawdę bolesne. Po zdjęciu z palców wszystkich sygnetów, które zawsze zakrywały starsze rany wszedłem od razu pod prysznic i się rozpłynąłem. Po prostu było mi w końcu tak dobrze i tak lekko. Kiedy wyszedłem spod prysznica, owinąłem się ręcznikiem w pasie i wyszedłem na moment po swoje rzeczy, błądząc między pokojami (trzymałem teraz rzeczy i tu i tam), by w końcu wrócić do łazienki, podczas gdy Aiden wodził za mną zdziwionym wzrokiem. Mruknąłem tylko ciche "wybacz" i wróciłem do łazienki by po oporządzeniu się do snu, w końcu wyjść.
- Dobranoc Aiden, padam z nóg... - wymamrotałem.
Offline
Usmiechanlem się czułe, spoglądając na mężczyznę z kanapy.
- Wypocznij należycie, Vincent - powedziałem, odprowadzić go wzrokiem do pokoju i wracając do czytania. Ale jeszcze przez chwilę nasłuchiwałem kręcącego się po swoim pokoju Vincenta, który na koniec szybko przemknął do mojego pokoju. A mi to bardzo dopowoadalo.
Kiedy już sam byłem po wieczornych rytuał z przyjemnością położyłem się na łóżku tuż obok niego. Spał spokojnie jak zabity. Chyba nic nie byłoby go teraz w stanie zbudzić. Ułożyłem się na boku, spoglądając na niego, aż w końcu oczy same mi się zamknęły ze zmecze ja.
Offline
Zasypiałem bez Aidena u boku, tak samo nie widziałem go przy pobudce. Jednak wiedziałem, że tutaj był całą noc. Jednak godzina była tak późna... nawet w soboty nie spał tak długo, a ja już w szczególności. Z westchnieniem wstałem z łóżka, opornie i ciężko, ale w końcu uniosłem się na nogi. Założyłem na siebie szlafrok - nadal bardzo nietypowe dla mnie - i wstałem na równe nogi. Z racji godziny zaraz po przejściu do łazienki w pierwszej kolejności zadzwoniłem do Coltona. Zdziwił się lekko słysząc mnie, ale zaraz na moje zaproszenia i prośby od razu zmienił postawę. Odmówił grzecznie i mimo moich ładnych próśb i zachęt, powiedział że po prostu nie da rady. Ugh...
Przeszedłem do kuchni, w której Aiden popijał kawę.
- Pospałem trochę... - mruknąłem zawstydzony. - Colton mi też odmówił, choć zapewniłem go, że jakby co, drzwi zawsze są dla niego otwarte - westchnąłem zawiedzony. - Jest jeszcze kawa...?
Offline
- Wybacz, wypiłem wszystko. Nie miałem pojęcia kiedy wstaniesz. Próbowałem cię rano obudzić, ale zacząłeś coś bełkotać przez sen i stwierdziłem, że cię zostawię - podsumowałem z lekkim rozbaiwbiem, podnosząc się z miejsca by wstawić nowa kawiarkę. - Zaraz będzie ciepła kawa i dla ciebie. Byłem już w sklepie po pieczywo, jajka i świeże mleko. Więc może masz ochotę na jajecznicę? - spytałem, zerkając przez ramię na zaspanego Vincenta. Przezentowal się nad wyraz... delikatnie. Z rana brakowało mu tego zarczornego błysku w oczach. Nie miał też na sobie wsystskich pierścionków i wisiorków, a włosy miał roztrzepane na wsyztskie strony. "Delikatny" było chyba najtrafniejszym określeniem. Podobał mi się taki.
Offline
Pokiwałem głową zamyślony, sięgając dłonią by przetrzeć oczy z piasku który zebrał się w kącikach powiek. Potem zamruczałem, siadając na wolnym, ale cały czas odwrócony do Aidena. Właściwie do jego pleców.
- Tak, mam wielką ochotę na jajecznicę. I na kawę - przyznałem miękko, potulnym tonem. - Dziękuję... Eh zazwyczaj to ja się tym zajmuję. Naprawdę dziś spałem za długo... - pokręciłem głową. - Bełkotałem, przez sen... coś konkretnego?
Offline
- Mówiłeś, że jesteś bardzo zmęczony i że nie dasz rady dziś wstać. Byłeś niezwykle przekonujący, więc nie byłem w stanie z tobą dyskutować - mruknalem z lekkim rozbaiwbiem, uśmiechając się pod nosem. - Niewiarygodne że przez sen też masz ten niezwykły dar przekonywania - dodałem, wstawiając kawiarkę na gaz i obracając się twarzą do Vincenta, oparłem się o blat kuchenny. - Nie mówiłeś nic głupiego, spokojnie. Po prostu prosiłeś o czas. - Wzruszyłem lekko ramionami.
Offline
Odetchnąłem z prawdziwą i szczerą ulgą.
- Tak, to... to dobrze. Cóż, zdecydowanie bardziej wole być przytomny kiedy już mówię głupoty, a sam najlepiej wiem, że mam dużo głupot w głowie - westchnąłem, próbując przeczesać włosy, ale na razie były zbyt nieokrzesane, więc zostawiłem je roztrzepane. - W każdym razie, dziękuję ci za ten czas - przyznałem, uśmiechając się z wdzięcznością do mężczyzny, gdy odwrócił się do mnie. Ah był rozluźniony, tak oparty o blat, niczym się nie przejmujący... - Ty chyba też dobrze spałeś - zauważyłem z czułością, lekko przechylając głowę.
Offline
Pokiwałem spokojnie głową.
- Bardzo dobrze spałem. Też wcale nie zerwałem się tak wcześnie z łóżka. Oboje dziś pospaliśmy. Ale to nic złego, muszę że pójdzie nam to na zdrowie. Mam pomysł na dzisiejszy dzień - oznajmiłem z zasoleniem, a Vincent nagle jakby się wyprostował, nadstawił uszu. Zaśmiałem się z tego. - Chce cię zabrać do kina wieczorem. Skoro mamy spędzić ten wieczór jednak we dwoje to spędzamy go miło. Zjemy obiad, pomogę ci w przygotowaniach - zaznaczyłem - a wieczorem wychodzimy. Wiem, że chciałeś.
Offline
- Oh... Kino? - powtórzyłem podekscytowany i uśmiechnąłem się szeroko, nadal jeszcze lekko niedobudzony. - Oh, ale nie wygrałem w karty! - przypomniałem, ale nie zamierzałem się kłócić. - No dobrze, wiem, że to nic nie zmienia... Ah, tak, tak, weź mnie do kina! - pokiwałem głową entuzjastycznie, nadal z uśmiechem i lekkim rozbawieniem. - Bardzo lubię jak masz pomysły na zagospodarowanie naszych dni - przyznałem szczerze, nadal zachwycony. - Masz jakiś film upatrzony, czy idziemy po prostu na jakiś wieczorny senas?
Offline
- Pomyślałem o kinie wczoraj wieczorem, więc nie zdążyłem sprawdzić co grają. Ale zapewne klasycznie o 20 coś będzie. Wiem że nie wygrałeś w karty, to nie jest żadną nagroda za wygraną. Po prostu mam ochotę cię trochę uszczęśliwić, nie miej mi tego za złe - powedziałem, uśmiechając się łagodnie. - Miałeś ciężki tydzień... Musisz przemyśleć wiele spraw. Kino pozwoli ci na chwilę się rozluźnić - podsumowałem, wzruszając lekko ramionami.
Offline
Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową, wstając z krzesła.
- Dziękuję... Tak, kino na pewno bardzo mnie rozluźni, a ty uszczęśliwiasz mnie naprawdę cały czas Aiden - powiedziałem ze szczerym uśmiechem. - To cudowna propozycja i na pewno zrobi mi się lepiej, bo już teraz czuję się lżejszy na myśl, że wybierzemy się znów razem do kina - przyznałem i stanąłem przed chłopakiem zadowolony. - Następnym razem wybiorę za wygraną coś bardziej wymyślnego - skwitowałem chichotem.
Offline
- Myślisz, że dam sobą manipulować w ten sposób? - zapytałem, marszcząc lekko brwi z uśmiechem. - Nie bądź taki hop do przodu, Vincenie. - Pokręciłem głową rozbawiony. Vincent przysunął się blisko, stając naprzeciwko mnie. Ah, był wystarczająco blisko by... Pochyliłem się w jego stronę z uśmiechem pełnym zadowolenia, którego nie miałem zamiaru ukrywać w żadnym stopniu. Poranek wydawał się być bardzo miły i zwiastował niezwykle przyjemna sobotę.
Offline
Słodkie pocałunki były bardzo słodkie, naprawdę zwłaszcza o poranku, kiedy Aiden jeszcze nie myślał nad wieloma sprawami na raz. Kiedy był świeży i rozluźniony, dawał mi się złapać w pułapkę niekończących się całusów. Przysuwałem się do niego, opierałem już dłonie o jego tors i mogło tak to potrwać jeszcze kilka chwi, eh gdyby nie kawiarka dająca znak, że moja kawa jest gotowa. Znałem kilka lepszych sposób na rozbudzenie w tej chwili niż kawa, jednak odsunąłem się grzecznie by Aiden mógł mi ją nalać do kubka. Serdecznie podziękowałem za gorącą kawę, szczerym uśmiechem.
- Ostrzegałem cię już kiedyś - przypomniałem, kiedy chuchałem na kawę. - Dasz mi palec, a ja wezmę całą rękę i nawet nie zorientujesz się, gdy usiądę ci na głowie - zauważyłem, zagryzając lekko wargę.
Offline