Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Nie chowaj się... Oh, wystarczy nam to,że ja się zamykam w sobie. Jak ty zaczniesz uciekać, to nie wiem ile czasu dziennie będziemy ze sobą rozmawiać, przebywać... - Musnąłem wargami jego usta. - Dotykać... - wyszeptałam, biorąc głęboki oddech. Pachniał po prostu mydłem, nic nadzwyczajnego, ale na nim ten zapach wydawał się być inny.
Psychikę można oszukiwać, można jej coś wmówić, można się zadręczać myślami, wypierać... Ale fizycznie... Nie jest się w stanie zatrzymywać wieczność. Ah, po prostu się nie da!
Pocałunki? Jak ja mogłem się ich obawiać. Były tak dobre jak i te kobiece, a nawet i lepsze. Zwykły, czuły dotyk? Łagodził nerwy i uspokajał... Vincent mimo tej swojej wybuchowej i ruchliwej natury był dla mnie bardzo kojący.
Offline
Zacisnąłem palce na jego palcach, szczerze się uśmiechając, kiedy zrozumiałem że nasze myśli o nas wzajemnie krzyżują się w tak wielu miejscach. Teraz to ja musnąłem jego usta w pocałunku, na który odpowiedział. Oh jakże słodkie i dobre to było.
- Nie martw się - powiedziałem łagodnym tonem. - Nie mógłbym sobie odpuścić pocałunków, ani dotyku, ani po prostu ciebie. Nie będę uciekał, przynajmniej się postaram. A jak ty się będziesz zamykał, będę obok tak długo aż poczujesz się w porządku by wyjść, bo widzisz... - Na chwilę zabrakło mi tchu, i potrzebowałem chwilki by pozbierać myśli. W końcu zdecydowałem się powiedzieć to o czym myślałem już wcześniej.
- Potrzebuję cię... Twoich myśli, spojrzenia, pocałunków, dotyku... ciała... - zagryzłem wargę. - Po prostu ciebie... To dużo, bardzo dużo... Ale mówię ci to, by zapewnić... że nie chcę uciekać - wyznałem szczerze, trochę zakłopotany taką... nietypową dla mnie szczerością, intymnością. Czułem jak uszy mi płoną, jednak nadal patrzyłem na Aidena z tym samym uczuciem w oczach.
Offline
- Ja chciałem uciekać na początku... Od ciebie... Od wszytskich myśli o robię... My. To wydawało się być niezwykle abstrakcyjne, a teraz nie widzę bardziej realnej rzeczy od nas - szepnąłem, biorąc głęboki oddech i siadając prosto. Popatrzyłem na Vincenta z góry, uśmiechając się łagodnie w jego kierunku.
Offline
Przez chwilę przyglądałem się mu, po prostu myśląc co może siedzieć w głowie takiego mężczyzny.
- To faktycznie nadal bardzo abstrakcyjne... - przyznałem cicho. - Trochę trudne... Szczerze mówiąc długo bałem się, jak trudne dla ciebie musi to być, w końcu... ja, facet - mruknąłem już mniej optymistycznie tak jak Aiden, podsunąłem się wyżej, nie puszczając dłoni mężczyzny, ani nie odwracając od niego wzroku. - Ale... Też nie widzę niczego prawdziwszego, albo piękniejszego od nas. I cieszę się, oj nawet sobie nie wyobrażasz jak się cieszę gdy widzę że oboje myślimy podobnie... - uśmiechnąłem się ze szczerą ulgą i spokojem.
Offline
- Obawiasz się o takie rzeczy... Głupie rzeczy - stwierdziłem, wzdychając ciężko. - Wiesz Vincent... Nigdy nie należałem do mężczyzn, którzy zalecali się kobietom. Nie byłem flirciarzem. Od zawsze byłem obserwatorem, względem kobiet. A kobiety... Zalecały mi się w subtelny sposób, jak to damy z wyższych sfer. Oczywiście każda każdym razem łapałem haczyk aż do momentu, gdy zrozumiałem, że przecież wszystkie nie mogą nagle za każdym razem podchodząc do mnie czuć się słabo i koniecznie wyjść z głównej sali by odetchnąć - zaśmiałem się zawstydzony. - Jestem samotnikiem... A ty się tym przejmujesz. Że to przez ciebie. Ale ja taki po prostu jestem, Vincent - zaznaczyłem, ściskając jego dłoń. - Byłem w życiu z jedną osobą. Była to... Relacja budowana latami. Zupełnie co innego niż miałeś ty... Ty miałeś wielu... Partnerów. Nie chodzi mi o to, że mam ci to za złe - zapewniłem, uśmiechając się. - Po prostu sam się przyzwyczajam znów do bliskości drugiej osoby...takiej bliskości. Nie miej mi za złe,ani nie zadręczają tym siebie. Nie robisz nic źle - wydusilem z siebie na koniec, czując się naprawdę wyczerpany wypowiedzeniem tyłu słów na raz. Wolałem jednak przeżywać wsyztsko w myślach, było to mniej stresujące.
Offline
Pokiwałem głową, przyswajając fakty. Wyglądał na mocno zmęczonego, jakby mówił wszystko na jednym tchu i nie do końca był na to gotowy. Sam nie wiem czy byłem gotowy na wypowiedzenie swoich słów.
- Jesteś cudowny, Aiden. Nigdy nie sądziłem, że uda mi się zbudować z kimkolwiek prawdziwą relację, prawdziwe uczucie, a przy tobie, jestem na początku naprawdę pięknej drogi, która nie będzie łatwa, ale którą przejdę z tobą. I wiem o tym - pokiwałem głową, spuszczając wzrok na nasze dłonie. - Zbuduję to z tobą, wiesz? Jakkolwiek długo to nie zajmie, jakkolwiek ciężko będzie to rozgryźć... Nie ucieknę, jak mówiłem. Nie chcę by było to chwilowe. A jak znów się zamkniesz, to jak mówiłem... Usiądę obok i poczekam, aż odważysz się wyjść - uśmiechnąłem się lekko, znów unosząc lekko zaszklone oczy. - To ja zacząłem. Już wtedy na statku. I powiedziałem, że wezmę odpowiedzialność za to uczuci, które rozbudziłem - uśmiechnąłem się z nieznaczną nutką dumy. - I nie kłamałem. Będę tak długo, tak blisko, jak tylko będziesz chciał...
Offline
- Bądź teraz blisko - szepnąłem bez zastanowienia, bez zająknięcia, wpatrując się w niego w bezruchu. Oddychałem spokojnie, choć czułem że serce zaczyna mi powoli bić coraz szybciej i szybciej. - Naprawdę - zapewniłem i znów zbliżyłem się do niego, by musnąć ustami jego usta.
Offline
Nie zamierzałem mu odmawiać, nie zamierzałem się cofać, wręcz przeciwnie, sam przysunąłem się bliżej, by muśnięcie ust zmienić w prawdziwy pełnoprawny pocałunek. Wolną rękę przesunąłem na jego szyję, czułem pod palcami jak jego puls przyśpieszył, oh mój chyba też, bo ledwo co połknąłem zruszenie, było mi zimno i gorąco jednocześnie. Ale przede wszystkim było mi tak dobrze z samym tym, że porozmawialiśmy. Że powiedzieliśmy sobie przynajmniej większość jaka siedziała nam w głowach. Ja przynajmniej poczułem się znacznie lżej. Jakby... oczyszczony.
Kiedy odsunęliśmy się tylko na milimetr, znów trąciłem jego nos swoim nosem, uśmiechnąłem się szeroko, może by trochę zamaskować wzruszenie, wszystkimi słowami. Oh, ale Aiden nie wyśmiewał mnie za moją emocjonalność i jakiekolwiek łzy, nigdy.
- Będę blisko... - zapewniłem lekko ściśniętym od emocji głosem.
Offline
Pogładziłem go po policzku i delikatnie pokiwałem głową.
- Wydajesz się być niezwykle przejęty, Vincencie - zauważyłem. Plus przebywania dużo z jedną osobą był taki, że zaczynało się dostrzegać różne rzeczy, których przeważnie się nie dostrzegało. Przynajmniej tak było w moim wypadku. Subtelne znaki były dla mnie nieczytelne, jednak teraz, u Vincenta, widziałem coraz więcej i coraz dokładniej potrafiłem odczytać jego zachowanie. Czułem ogromną satysfakcję z tego. - Chcesz coś jeszcze dodać...? - dopytywałem.
Offline
Pokręciłem głową z zaciśniętymi ustami, ale zaraz spojrzałem na niego z miłością. Mógłbym mu to powiedzieć, że go kocham. Ale to było takie duże słowo, sam się go bałem nieco. Bo co to znaczy kochać? Czy nie uzna, że to dużo, takie wyznanie? Colton mógł rzucać wyznaniami miłości po kilku chwilach od poznania kobiety i dowiedzeniu się, że nie jest mężatką, ale czułem, że dla Aidena to znacznie większe słowo... A ja nie lubiłem rzucać słów na wiatr, dlatego nim coś takiego wypowiem na głos... muszę być pewien.
- Po prostu cię uwielbiam. I jeśli kiedykolwiek będziesz chciał jeszcze porozmawiać... To zawsze będziemy się widzieć przed snem - zapewniłem go z uśmiechem i znów pocałowałem, mogąc się w kółko napawać tą chwilą.
Offline
Mruknalem potakujaco, jak to miałem w zwyczaju, gdy się nad czym zastanawiałem,a dopiero potem się odezwałem pełnym zdaniem.
- Będę miał to w pamięci... Hm, masz zamiar spać tu co noc? - zapytałem ciekawsko, uśmiechając się pod nosem.- Cóż... Zaprosiłem cię to chyba nie mogę ci teraz już odmawiać. - Zaśmiałem się krótko i położyłem głowę na poduszkę.
Offline
- Nie, teraz nie możesz - zgodziłem się zadowolony i również zsunąłem się niżej na wolną poduszkę. Przyglądając się mu, prosto w oczy. To było strasznie zabawę, być tutaj w jego pokoju, w jego łóżku, nie jako gość a po prostu jako drugi użytkownik podwójnego łóżka.
- Chcę spać co noc... Skoro mnie raz zaprosiłeś, to nie mam zamiaru wybrzydzać... Podoba mi się to. Widzę cię gdy zasypiam i widzę cię gdy się budzę... - zagryzłem wargę podekscytowany. - To nie byle co - zaśmiałem się cicho i musnąłem jego usta ostatni raz nim ułożyłem się bardziej naa swojej części. - Słodkich snów, Aiden...
Offline
- Śpij spokojnie, Vincent - odparłem, zamykając oczy i oddychając spokojnie.
Spanie razem w hotelowym pokoju to było coś zupełnie innego niż spanie w swoim łóżku z inną osobą. Bo jednak... Tamta sytuacja była po prostu niestandardowa. A to? Było w pełni pod kontrolą i można by nawet rzec, że było planowane.
Vincent oddychał spokojnie, ale to chyba ja zasnąłem pierwszy.
Offline
Jak zawsze rozpoczęliśmy tydzień pracy być może nie z werwą ale na pewno odpoczynek dał nam wiele sił. Po pierwsze jedak odkryłem jedyny minus spania z Aidenem - ciężko było mi wstać z łóżka, kiedy dzieliłem je z nim. Nie żebym miał go obudzić, to na pewno nie, jednak... Oh nie chciałem go opuszczać, chciałem by pierwszą rzeczą jaką zobaczy o poranku był mój widok, mój uśmiech. I czasami go witałem, już ubrany, z kawą w ręku budziłem go zamiast budzika, stawiając kubek obok łóżka, przeczesując jego włosy i mówiąc do niego po imieniu, aż nie uchyli powiek. Dopiero wtedy mogłem wrócić do swojego poranka.
Pracujący tydzień minął spokojnie, oczywiście byłem skrajnie wycieńczony po pracy w manufakturze, na tyle bardzo, że żołądek był aż ściśnięty ze zmęczenia. Dlatego trafiłem z kuchni do salonu, a wymowne spojrzenie Aidena, było bardzo wymowne,mozna by rzec, że dobrze wiedziałem co mi to spojrzenie mówi.
- Zrezygnuje z części godzin w manufakturze - przytaknąłem w końcu, choć Aiden naprawdę niemal nic nie powiedział. - Pewnie na zdrowie mi to wyjdzie - mruknąłem. - Ale to znaczy że będę mniej zarabiał...
Offline
- Przyda ci się to,szczególnie teraz, gdy noc przychodzi tak szybko. Na wiosnę może znów sprobojesz się postarać o więcej godizny? Lub znajdziesz prace gdzieś indziej.pamietaj też,że masz całe wakacje, gdzie będziesz mógł normalnie pracować cały dzień. To też będzie owocny czas pod względem zarobków. Jednakże.... Sam czujesz się zmęczony, więc jestem jak najbardziej za opcją, by teraz zrezygnować. - Usmiechanlem się, przekładając stronę gazety. - Staraj się nie wydawać na nic, odkładaj wszystko. Zostawię trochę pieniędzy na podstawowe rzeczy gdzieś na wierzchu, abyś mógł bez problemu z nich korzystać. Przynajmniej na okres zimowy. Pamiętaj, że nauka jest najważniejsza - podsumowałem, powtarzając się po raz setny. Ale właśnie takie miałem zdanie i nie ulegało ono żadnym zmianom.
Offline
- Tak, tak, nauka jest najważniejsza, doskonale pamiętam - zapewniłem go, co raczej było oczywiste, często wspominał w końcu te słowa. - Staram się nie wydawać wcale, nawet do baru nie chodziłem ze znajomymi. Od dawna - westchnąłem cicho. - Ale to bolesny cios, no cóż... Będę wracał wcześniej do cię do domu - uśmiechnąłem się słabo i upiłem herbaty. - Gdy się rozgrzeję, pójdę się umyć i prosto do łóżka. Jutro sobota, chce wypocząć nieco...
Offline
- Właśnie, jutro sobota. Colton zadzwonił, by przeprosić że nie przyjdzie na obiad - mruknalem odkładając gazetę i grzywką się lekko. - Nie brzmiał najlepiej, ale ja niezbyt umiem być przekonujący. Nie lubię się narzucać. Spytałem, czy na pewno i przytaknął. - Wzruszyłem lekko ramionami, spoglądając na Vincenta. - Także przykro mi ale zjemy jutro tylko w naszym towarzystwie - podsumowałem.
Offline
Skrzywiłem się naprawdę zasmucony.
- Nie przyjdzie...? - powtórzyłem zdziwiony i jęknąłem pod nosem. - Ciotka kazała mi go pilnować, podtrzymywać na duchu... Uh, a on się pewnie tylko dobija - mruknąłem pod nosem. - Janet pewnie też... Uh, może do niego zadzwonię i jeszcze przekonam? Ja nie mam oporów przed naciskaniem i... - spojrzałem na Aidena i westchnąłem ciężko. - Szlag by to... Miałem pilnować Coltona, miałem zarobić by sprowadzić mamę i Janet, miałem skupić się na szkole, miałem skupić się na tobie... - wymieniałem kolejno. - Zawalam po równej linii... Jestem zmęczony tym.
Offline
Pokręciłem głową,przesiadając się na kanapie, by być bliżej Vincenta.
- Posłuchaj mnie uważnie, Vini. Jesteś przemęczony nadmiarem obowiązków. Wziąłeś na głowę za dużo spraw. A samopoczucie Coltona nie leży w twoich rękach. Pamiętaj że jest to dorosły człowiek, który musi sobie sam radzić. Możesz spróbować do niego jeszcze raz zadzwonić i go przekonać, ale nie obwiniają się o to, że on nie chce twojej pomocy. Skup się przede wszystkim na uczelni, a do biletu mamy... Najwyżej ja ci pożyczę. Myślę że twojej mamie też bardziej odpowiada ta opcja. Raczej nie wypuszczała by cię z rąk gdyby wiedziała, że masz zamiar się tu zacharować - podsumowałem, spoglądając na niego uparcie. - Może rozpisz sobie wszystkie obowiązki jakie na siebie narzuciłeś i sproboj wybrać te najważniejsze - podsumowałem łagodnym głosem.
Offline
Wywróciłem oczami, ale koniec końców pokiwałem głową.
- Wszystkie są ważne... Ale pewnie uczelnia i sprowadzenie mamy są najważniejsze - przyznałem z westchnieniem, chwilę nad tym myśląc. - Widziałeś sam Coltona i po prostu... Eh, sam wiesz - skrzywiłem się. - Będę oszczędzał, rygorystycznie, by móc kupić jej bilety sam. Poproszę cię o pomoc w ostateczności - zaznaczyłem i odwróciłem wzrok. - Eh mogło być gorzej... Gdyby nie ty, zamartwiałbym się tym wszystkim sam, w jakiejś strasznej dziurze, niemająca żadnych szans na choć chwilę odpoczynku...
Offline