Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Śmiech Vincenta rozluźniał mnie i dzięki temu było mi jakoś łatwiej. Kiedy muzyka się skończyła nawet poczułem nutę niedosytu.
- Miło myło z panem zatańczyć, panie Pearce - powiedziałem rozbwiony, odsuwając się kawałeczek i pochylając lekko głowę. - Przyznam szczerze, że było przyjemnie - dodałem, podchodząc do gramofonu i zdejmując igłę z płyty. Zerknąłem przez ramię na Vincenta z uśmiechem. - Dziękuję.
Offline
- To ja dziękuję, panie Morton - powiedziałem miękko. - I tak, masz rację, było naprawdę przyjemnie... - uśmiechnąłem się szczerze i uśmiechnąłem się czule, patrząc jak Aiden chowa płytę. Zagryzłem lekko wargę i zaraz po prostu się rozluźniłem, chowając ręce do kieszeni.
- Późno się zrobiło... Chyba powoli trzeba zbierać się do snu - uznałem miękko. - Na co masz ochotę, jutro na śniadanie? - zapytałem miękko.
Offline
- Na jajecznicę - odparłem szybko i zwięźle. Uśmiechnąłem się sam do siebie, prostując. - Myślałem już o tym wcześniej - wyjaśniłem się z rozbawieniem. - Ale jeśli zrobić coś innego, też z chęcią zjem. No chyba że dam radę wstać przed tobą - podsumowałem, chowając dłonie do kieszeni. - A teraz... Faktycznie pora się już kłaść. Ten dzień był całkiem męczący - podsumowałem, wzdychając cicho i ruszyłem do swojego pokoju.
Offline
- Możesz pierwszy zająć łazienkę! - dodałem także idąc do swojego pokoju. - Poza tym jajecznica? Nie ma sprawy. Póki co podoba mi się pozycja nadwornego kucharza - przyznałem szczerze, zostawiając otwarte drzwi i zaczynając od zdjęcia swojej biżuterii. Potem zerknąłem na kufer i z szerokim uśmiechem powiedziałem sobie jasno.
- Mogę się rozpakować... - powiedziałem sobie cichutko. Bo tak naprawdę powstrzymywała mnie wiedza, że mogę tu być nie mile widziany. A teraz wiedziałem, że... że nie. Że on mnie tu chce tak bardzo jak ja tu zostać. Napawało mnie to niewyobrażalnym spokojem, który tylko powiększał się gdy wypakowywałem rzeczy.
Offline
Poszedłem do łazienki pierwszy, a gdy z niej wyszedłem, skierowałem się najpierw do pokoju Vincenta (chyba mogę go tak póki co nazywać? Pokój gościnny to takie... Oschłe.) I zajrzałem do środka. Mężczyzna kończył układać rzeczy.
- Rozpakowujesz się - pwoedzialem cicho, ale nie na tylko, by pozostać niezauważonym. Uśmiechanalem się, przeczesując palcami wilgotne włosy. - Hm, cieszę się - dodałem, uśmiechając się szerzej. - Chcialem tylko wiedzieć że już wolne i... Powiedzieć dobranoc - wyjaśniłem się.
Offline
Uśmiechnąłem się i podszedłem do niego. Miałem wrażenie, że wygląda jeszcze seksowniej z zaczesanymi do tyłu, mokrymi włosami i w lekkiej piżamie. Krople z karku czasem skapywały mu na koszulkę, a ja po prostu. Pokiwałem głową, kiedy zatrzymałem się przed mężczyzną.
- Tak rozpakowuje się. Uznałem, że... już czas - pokiwałem głową i uniosłem nieco głowę, by pocałować go miękko, nie za długo, ale nie za krótko. - Tobie też dobranoc. Spokojnej nocy i słodkich snów - dodałem, z miękkim uśmiechem i wzrokiem, które obdarza się ważne dla nas osoby.
Offline
Usmiechnąłem się lekko, obserwując uważne Vincenta. Chciałbym umieć z niego czytać, tak jak on umiał ze mnie. Miałem wrażenie,że gdy w końcu nabęde tą maginczna umiejętność to ułatwi mi to funkcjonowanie. Póki co mogłem tylko patrzeć i uczyć się go na pamięć.
- Słodkich? - mruknalem pod nosem, obracając się i wracając do siebie.
Musiałem przyznać sam przed sobą, że chyba... Że chyba naprawdę zaczynałem to czuć. To już nie było sprawdzanie czy badanie czegoś. Vincent wiele dla mnie znaczył czy tego chciałem (a chcialem), czy nie.
Offline
Spałem spokojnie, można rzec błogo, bo wiedziałem, że za drzwiami śpi Aiden, mężczyzna, którego darzyłem niezwykłym uczuciem. Póki co, niewiele mogłem więcej od życia chcieć w tej chwili, miałem wspaniałe mieszkanie, wspaniałego gościa obok, pracę, szkołę i potencjalnych znajomych. Wszystko się układało lepiej niż kiedykolwiek sądziłem.
Obudziłem się rano, Aiden spał jeszcze spokojnie, jak widziałem przez uchylone drzwi do jego sypialni. Nie miałem najmniejszego zamiaru tego zmieniać, więc w kapciach i szlafroku przeszedłem do kuchni, by rozciągając się i cicho ziewając zacząć dzień od przygotowania kawy. Kiedy woda się grzała, zdążyłem jeszcze przemyć twarz, zaczesując na razie włosy do tyłu, a potem zrobiłem kawę w kawiarce (którą ostatecznie Aiden kupił, uznając ją za podstawowe wyposażenie). Potem zobaczyłem, że pod drzwiami mieszkania już leżała poranna gazeta, więc ją z przyjemnością przyjąłem, odkryłem coś magicznego w odczytywaniu newsów ze stron porannych informacji.
Po krótkim przeglądaniu co ciekawszych nagłówków, zająłem się jajecznicą dla naszej dwójki, a jako że dwóch dorosłych mężczyzn je sporo, przysmażyłem też bekon i zrobiłem grzanki. Tak idealne śniadanie postawiłem na stole, dolewając kawy dla mnie i do drugiego kubka... kiedy właśnie zjawił się właściciel drugiego kubka.
- Dzień dobry, Aiden. Mam nadzieję, że to nie ja cię obudziłem - powiedziałem miękko z uśmiechem.
Offline
- Nie, ale zapachy na pewno pomogły mi w podjęciu decyzji o podniesieniu się z łóżka - pwoedzialem żartobliwie,zawiązując sznurki szlafroka w pasie. - Gdy czułem kawę, uznałem że jeszcze mam ochotę poleżeć, ale mój żołądek zbuntował się przy bekonie - podsumowałem, kręcąc głową i sięgając po jeden z dwóch kubków czarnej kawy. - Dziękuję - szepnąłem, siadając na krześle. - Zapraszając cię tu, nie miałem pojęcia, że będziesz chciał gotować. To niesamowicie dobry bonus - dodałem z rozbawieniem.
Offline
- Jestem pewien, że wspomniałem ci, że to lubię - powiedziałem rozbawiony. - Na statku już mnie niemal smuciło, że sam sobie nie mogę zrobić kanapki, kiedy chcę, czy kawy, a jeśli już ro zamówić. Odbierali mi całą radość z przygotowywania posiłku - przyznałem szczerz, smarując grzankę masłem. - A teraz, skoro jak się okazało, wstaję wcześniej, taki ze mnie ranny ptaszek, to czystą przyjemność sprawia mi przygotowania dla nas śniadania - uśmiechnąłem się szeroko. - Mogę być gosposią, nie przeszkadza mi to, a dodaje dodatkowe bonusy - podkreśliłem rozbawiony, zagryzając wszystko grzanką.
Offline
Pokręciłem głową, lekko się krzywiąc.
- Vincet... - szepnąłem, odstawiając kubek z kawą i zadzierając brodę w górę, popatrzyłem na niego prosząco. - A ja bym wolał by bys był moim współlokatorem, ewentualnie gościem, nic mniej i nic więcej - zaznaczyłem. - Cieszę się, że gotowanie jest dla ciebie przyjemne. Ja lubię dobrze zjeść aczkolwiek z gotowaniem to już tak ostrożnie... Także niemal zazdroszczę talentu i zapału - podsumowałem, znów sięgając po kubek.
Offline
- Aiden, nie bierz aż tak poważnie swojego wewnętrznego zadania uspokojenia mnie, że nie muszę tego robić, by cos udowodnić - powiedziałem spokojnie. - Technicznie jestem współlokatorem. Ale w praktyce nie płacę ci czynszu no i... - pokiwałem z wolna głową, zaczynając jeść jajecznicę, a właściwie w niej grzebać. - Przemyślałem sobie twoją propozycję i szczerze mówiąc... początkowo się wahałem, ale teraz jestem bardziej zdecydowany. Bardzo chciałbym zebrać pieniądze by moja mama też miała szansę tu przypłynąć. Więc, skoro to proponowałeś to... tak, byłbym naprawdę wdzięczny, gdybym mógł zaoszczędzić - powiedziałem w miarę zdecydowany, kiwając głową. Koniec końców uśmiechnąłem się leciutko do Aidena, unosząc na niego wzrok.
Offline
Pokiwałem głową z poważną miną.
- W porządku... Ja również się nad tym zastanowiłem. I będę miał jeden warunek - powiedziałem, uśmiechając się delikatnie. Vincent jednak cały czas patrzył na mnie pytająco, zupełnie nie wiedząc o co może mi chodzić. - Jak już zbierzesz na przyjazd twojej mamy, to pozwolicie się odwiedzić - wyjaśniłem swoje rzadanie, śmiejąc się na koniec krótko. - Czy taka umowa zawarta nad jajecznica i kawa, między dwoma dżentelmenami jest w porządku? - upewniłem się.
Offline
- Oh zdecydowanie, Aiden, zdecydowanie - pokiwałem głową z uśmiechem, czując się dziwnie rozbawiony, kiedy mówił na mnie "dżentelmen". Nie mniej uśmiechnąłem się szeroko. - Poza tym jestem pewien, że sama pierwsze co zrobi to będzie chciała poznać ciebie, kiedy tylko wspomnę o tobie po odebraniu jej z promu - przyznałem, kręcąc lekko głową. - Nie dość, że dzięki tobie, jej syn znalazł dach nad głową i szczęście, to w dodatku, dzięki tobie może przybyć tutaj znacznie wcześniej niż początkowo zakładałem - westchnąłem cicho, sam zachwycony tymi nowinami.
Offline
Zmarszczyłem lekko brwi.
- Może nie wychwalał mnie tak. Nie musisz wspominać, że mieszkasz tu "na gapę" czy za "dobre posiłki" - stwierdziłem. - Mamy swoją umowę, grunt, że możesz oszczędzić pieniądze. Bycie z rodziną jest ważne.m, w końcu nikt nie chce być sam... - szepnąłem z lekkim uśmiechem. Wypiłem pół kubka kawy i zacząłem jeść jajecznicę. Mhmm, właśnie na to miałem ochotę!
Offline
- Nie jestem tak do końca sam - zauważyłem. - I jako duży chłopiec śpię sam w łóżku, bez pluszaków. A przynajmniej ostatnimi czasu - końcówkę dodałem ciszej. Zajadałem się spokojnie, marszcząc lekko brwi. - I nie wiem, czy nazwałbym to mieszkaniem "na gapę". Cóż, raczej wyraźnie odczuwasz moją obecność, co więcej, po głębokich rozmowach i przemyśleniach, doszliśmy do porozumienia w sprawie mojego mieszkania tutaj i osiągnęliśmy obopólną zgodę co do mojego dalszego życia tutaj... No i raczej nie mieszkam tu też za "dobre posiłki" choć gdybym tak mógł spłacić każdy czynsz, to pewnie nie miałbym aż takich problemów ze znalezieniem lokum kiedykolwiek, gdziekolwiek - pokręciłem głową rozbawiony.
Offline
- Zapewne byś nie miał - przytaknąłem na jego słowa. Przez chwilę milczałem. - Hm, mieliśmy zamknąć już temat mieszkania. Wiemy już wsyztsko więc... Może coś innego, o czym nie wiemy. Dziś idziemy troszke zwiedzać, a właściwie nieco skubnąć zwiedzanie, bo odiwedzimy sklep z winylami, dobra restauracje, a wieczorem może jakaś galerie sztuki. Czeka nas dużo niewiadomych - podsumowałem. Przynajmniej dla mnie to było dużo, bo zazwyczaj planowałem zdecydowanie dokładniej. Przy Vincencie nieco się rozlubialem i... Wychodziło tak jakoś samo.
Offline
- Skąd, wiemy całkiem sporo rzeczy - zaśmiałem się cicho. - Mamy spędzić po prostu miły dzień poznając miasto. Janet mawia, że nie poznasz prawdziwie miasta, dopóki się w nim nie zgubisz, myślę, że powinniśmy do końca tygodnia gubić się aż miło - podsumowałem rozbawiony i koniec końców, po prostu uśmiechnąłem się czule. - Zobaczymy, może przy okazji spacerowania do tych zaplanowanych atrakcji, znajdziemy jeszcze jakieś atrakcje na kolejne dni? Oh wiem, wiem, wolisz mieć wszystko zaplanowane, rozumiem to jak nikt, jednak... ciężko mi planować cokolwiek w tym momencie, mam po prostu ogromną ochotę spędzić miły dzień. I rozwiązać krzyżówkę wieczorem, w dzisiejszej gazecie jest całkiem fajna - wyjaśniłem miękko, z uśmiechem kończąc swoją gadaninę i popijając wszystko kawą.
Offline
- Krzyżówka? - zapytałem rozbwiony. - Nie zgadlbym, że lubisz rozwiązywać krzyżówki. To bardzo zabawny i ciekawy fakt - wyjaśniłem, uśmiechając się. - Znaczy... Nasz mały plan jest bardziej zarysem dnia, nie będę na niego narzekał, bo mi również się on podoba. Ale lubię też mieć zaplanowane dni. Dlatego proponuję dziś spedzic go tak, jak już to było wypowiedziane na głos, a na jutro zaplanuje coś bardziej dokładnego. Pojutrze możemy znów spędzić luźny dzień. Odpowiada ci to, Vincencie? - upewniłem się.
Offline
Zaśmiałem się cicho i pokiwałem głową.
- Okej, z chęcią przystanę na ten plan nie planowanych dni - podsumowałem z zadowoleniem. - Oh i tak, lubię krzyżówki! Czasem po tej drugiej stronie, balującego i pijanego na wesoło Vincenta, stoi ten Vincent który lubi spokojne wieczory z gazetą albo krzyżówką i filiżanką herbaty - przyznałem szczerze i uśmiechnąłem się szczerze. - No wiesz, wczoraj mieliśmy naprawdę wybuchowy, emocjonalny wieczór, chyba dziś możemy wyjątkowo porozwiązywać krzyżówki - podsumowałem i pokiwałem głową. - Oczywiście jeśli będziemy mieć jeszcze siłę po tym pełnym nowych wrażeń dniu - dodałem, nakładający jajecznicę na grzankę i jedząc ze smakiem.
Offline