Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Też zależy mi na tym, by dobrze poznać Nowy Jork, wiąże z nim wielkie nadzieje... Hm, a raczej z pracą i rozwojem w tym mieście. Tu wszystko pędzi! Zauważyłeś? - Zasnąłem się krótko. - Nawet na tej spokojnej uliczce - wskazałem dłonią w stronę okna - wciąż ktoś tamtędy przechodzi, przejeżdża... - Pokręciłem głową. - Będzie trzeba zmienić nieco tępo życia - podsumowałem, powoli zaczynając jeść.
Offline
- Lubię szybkie życie. Ale tutaj nie żyją szybko, tylko po prostu pędzą - zmarszczyłem brwi. - Gdy szukaliśmy pracy to już ro zauważyłem. Ludzie chodzą szybko. Nawet ci moi znajomi mają jakiś... szybszy krok. "Czas to pieniądz" to powiedzenie które zna tu chyba każdy - parsknąłem, kręcąc lekko głową. - Myślisz, że też tak skończymy? Jak typowy, szybko żyjący nowojorczyk? - zapytałem zamyślony. - Co prawda akcentu się raczej prędko nie wyzbędę, już zyskałem ksywkę "Australijczyk", ale czy naprawdę będziemy musieli podzielać ten tryb życia? - zamyśliłem się głęboko, skubiąc swoją porcję.
Offline
- Myślę, że to będzie w pełni zależne od tego, jaki tryb życia sam sobie wybierzesz. Póki co chyba żadnemu z nas się nigdzie nie spieszy... Zobaczymy, czy oni tu tak będą z zasady, czy po prostu muszą - zażartowałem, kręcąc głową. - Wolałbym zachować swój spokój, choć czuję, że nie będę mógł zachować go całkowicie. - Wzruszyłem lekko ramionami. - Niektóre rzeczy wymagają poświęceń, większych lub mniejszych.
Offline
- Wpuściłeś mnie dobrowolnie do swojego mieszkania i myślisz, że dasz radę zachować spokój? - zachichotałem, spoglądając na Aidena czule. - Oj nie... Myślę, że w pewnym stopniu skazałeś się na trochę zawirowań... No dobrze, ale więcej już nie potrzeba - pokiwałem głową z lekkim uśmiechem. - Cóż, choć może masz rację, że to nie wybór, a tak tutaj trzeba. W sumie będę miał Akademię i pracę, ty ogrom pracy... Zdecydowanie będziemy musieli napawać się tym tygodniem. I każdym wolnym weekendem - uznałem.
Offline
Uśmiechanalem się jednym kącikiem ust.
- Nie wiem jak wiele pracy będę miał... Dopóki się nie wdrożę na pewno całkiem sporo nauki mnie czeka, jednak nie zajmuje jakiegoś wysokiego stanowiska. Jestem dosyć świeżo po studiach - przypomniałem mu. - Dostałem pracę w tej firmie, bo miałem do re wyniki z uczelni, oraz świetne referencje od poprzedniego pracodawcy... Niestety, ale wydaje mi się, że połączenie uczelnia i praca, będą póki co trudniejsze. - Skrzywiłem się lekko. - Hm... Wiem, że pewnie niezbyt chcesz przyjąć taką ofertę, ale mimo wszystko zaproponuje - oznajmiłem, spoglądając z powagą na Vincenta. - Nie musisz mi płacić za mieszkanie. To co wydasz na jedzenie, czy na swoje potrzeby, nie wtrącam się do tego. Ale mieszkanie... Możesz sobie darować i odłożyć - zapewniłem go, kiwając lekko głową, jakby na potwierdzenie własnych słów. - Zastanów się nad tą propozycją, nie ofpwoadaj teraz - zastrzegłem, czując że może ją odrzucić.
Offline
Skrzywiłem się lekko, ale jadłem dalej w miarę spokojnie.
- To nie jest tak, że nie chcę przyjąć takiej oferty, po prostu... - pokręciłem głową. - Pieniądze to grząski temat, uwierz. Wiem, że w manufakturze nie będą płacić dużo, częściowo dlatego, że robimy to też hm, jako zadanie do szkoły, kilka miesięcy pracy w zawodzie - przyznałem. - Pewnie i tak z trudem starczyłoby mi na połowę czynszu za to mieszkanie - dodałem niemrawo i zacisnąłem usta. Teoretycznie... powinienem się zgodzić, zresztą Aiden wiedział, że chciałem ściągnąć do siebie mamę czym prędzej. Z drugiej jednak strony... Agh to było nie w porządku. Mieszkanie było znalezione dla niech przez jego rodziców, a naglę pojawiam się ja i...
- Muszę to przemyśleć - podsumowałem stanowczo. - Na statku nie przejmowałem się finansami, a teraz będę musiał wrócić do starych problemów - westchnałem, kręcąc głową i dojadając lasagne.
Offline
Pokiwałem spokojnie głową, zerkając na niego miękko. Wiem Vincencie, dlatego zależy mi, byś przyjął moja ofertę, byś się nie przejmował, byś przestał się źle czuć...
- Doskonale rozumiem i akceptuję twoja decyzję. Zastanów się, nie naciskam. Zrobisz co będziesz uważał za słuszne - podsumowałem. - Teraz nie musimy już rozmawiać o finansach... Wybacz mi za ten temat przy jedzeniu - ciągnąłem dalej dosyć pogodnym tonem. - Może znajdziesz wśród płyt coś, co popchnie cię do tańca? To chyba zawsze pomagało ci się rozluźnić? - zasugerowałem, również kończąc jeść.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko, czując ciepło na sercu na samą myśl jak on o mnie dba i czule traktuje. Mogłem już przywyknąć na stałe...
- Tak rozluźniało... W szafce już jest wiele fajnych kawałków, ale może znajdziemy coś jeszcze przyjemniejszego - przyznałem, nadal nie aż tak energicznie, ale zdecydowanie z uśmiechem. - Nigdy nie miałem takiego wyboru, więc już teraz jestem przytłoczony. Będziesz mnie musiał pilnować w sklepie bym przypadkiem nie przepadł na dobre - pokręciłem głową rozbawiony. - Zawsze chciałem mieć gramofon. A teraz jak stoi sobie spokojnie w salonie, to aż boję się go dotykać... - przyznałem szczerze, zawstydzony sobą.
Offline
- Korzystaj z niego, skoro sprawia ci tyle radości - "popychadłem" temat cały czas w tamtym kierunku. - Sklep swoją drogą, mam nadzieję że w nim nie zginiesz, zazwyczaj nie są jakieś ogromne - pwoedzialem z lekką rozbawiony. - Ale mówiąc o znalezieniu czegoś do tańca myślałem o tej chwili - wyjaśniłem. - Porozmawialiśmy, wypiliśmy trochę whisky, zjedliśmy więc... I może miałbyś teraz ochotę na jakąś skoczna muzykę? Na pewno już coś wpadło ci w oko - stwierdziłem z przekonaniem.
Offline
Spojrzałem na niego najpierw z zaskoczeniem, potem ze zdziwieniem, a na koniec z szerokim uśmiechem.
- Naprawdę masz ochotę? - zaśmiałem się cicho i wstałem od stołu, wkładając talerz po jedzeniu do zlewu. Potem posprzątam. - Ja nigdy nie pogardzę tańcem, szczególnie, że widziałem kilka fajnych kawałków... Oh mniej znanych co prawda, ale ja kojarzę je dość dobrze - mówiłem dalej, idąc do salonu i podchodząc znów do szafki z płytami. Zatańczy ze mną? Moje małe mrzonki miałyby stać się jawą?
Offline
Wstał tak naelektryzowany, że niemal podłoga się zatrzęsła i wyskoczył z kuchni do salonu. Usmiechnąłem się do siebie i spokojnie podniosłem się z miejsca, pochodząc do zlewu i szybko zmywając dwa talerze, podczas gdy Vincent szukał odpowiedniej płyty i mamrotał coś do siebie. Był bardzo zabawny gdy tak robił.
W sumie sam nie wiem co mialem na myśli, gdy to zaproponowałem... Chyba bardziej to, że on się może dzięki temu odprężyć, jednak gdy wróciłem do salonu, to Vincent stanął prosto i popatrzył na mnie znacząco.
- Hm? - mruknalem jedynie unosząc brew. - Dobry kawałek - przytaknąłem, zerkając na gramofon.
Offline
Zaśmiałem się cicho i pokiwałem głową, podchodząc do niego bliżej.
- Oh cieszę się, że ci się podoba, pamiętam, że zawsze lubiłem do niej tańczyć - przyznałem szczerze i z uśmiechem, spoglądając ciekawsko na Aidena. - Ale pomyślałem sobie, czy... Hm... W skali od 1 do 10 jak bardzo zakłopotany byś był gdybym poprosił cię do tańca? - zapytałem, zagryzając lekko wargę. - To tańca trzeba dwojga, prawda...?
Offline
- Na pewno nie bardziej zakłopotany, niż w momencie, gdy usiadłeś mi na kolanach - stwierdziłem, uśmiechając się krzywo. - Ale jednak nadal dosyć... - Zmarszczyłem brwi i westchnąłem cicho, powoli podchodząc bliżej Vincenta. - Może dziś zatańczysz już sobie sam...? - Przechylilem lekko głowę na bok. - Umm... Bo jak? - zapytałem, uśmiechając się z rozbawieniem i krzyżując ramiona.
Offline
Uśmiechnąłem się krzywo i pokręciłem głową.
- Po prostu - odparłem, cofając się, gdy on się zbliżył. - Nie ma nad czym się zastanawiać - dodałem ustawiając się jak do tańca z partnerem, kładąc mu na wyimaginowanym ramioniu rękę i łapiąc go za dłonie. Wpatrywałem się w mojego wymyślonego partnera z rozbawieniem. - Widziałem, że dobrze tańczysz, panie zabijały się by wpaść w twoje ramiona, a ty spokojnie nawet w najskoczniejszej muzyce tańczyłeś dokładnie... - zaśmiałem się cicho, ruszając do taktu z moim "partnerem". - Nawet nie wiesz jak im zazdrościłem...! Czułem się okropnie z samym sobą, że jestem facetem - przyznałem, obracając się, jakby mnie ktoś po prostu obrócił. Zaśmiałem się, wracając do "partnera" i dalej tańcząc między meblami salonu. A jako że pokój był całkiem duży to nie było z tym problemu.
- Hah... Rzadko mnie to dopada... Zazdrość - westchnąłem, kręcąc się do muzyki aż w końcu muzyka muzyka się skończyła więc i ja zatrzymałem się. Ukłoniłem się mojemu "partnerowi" i podszedłem do gramofonu by unieść igłę z płyty.
- Ale zawsze, mimo wszystko, przypominam sobie, że lubię swoje życie - podsumowałem ciszej, nadal nie patrząc na Aidena, a teraz za okno. Na ciemność ulicy. Nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się tak późno.
Offline
Uśmiechanalem się, wzdychając zauroczony? cicho. Powoli podszedłem bliżej Vincenta i gramofonu. Mężczyzna był tak zamyślony, że zorientował się że jestem tak blisko dopiero w momencie gdy stanęliśmy ramię w ramię. Usmiechnąłem się ciepło.
- Dobrze, że lubisz być sobą - szepnąłem, dotykając jego ramienia, zaraz jednak odsunąłem dłoń. - Kobiety może i ze mną tańczyły ale to było wszystko. Całą uwagę skupiałem na tobie, a ty wciąż byłeś zazdrosny? - zapytałem zaskoczony, marszcząc lekko brwi.
Offline
- Ciężko nie być zazdrosnym... Ale wtedy czułem się głównie bezsilny. Dopiero potem uznałem, że wyszedłeś do mnie i byłeś wtedy ze mną... Ale potrzebowałem czasu - uśmiechnąłem się lekko i uniosłem wzrok na Aidena, z czułym uśmiechem. - Nie wszystko łapie w lot... Czasami nawet ciężko do mnie dotrzeć jak coś sobie wmówię - zauważyłem, co Aiden doskonale wiedział. "Akceptuje to jaki jesteś i staram się zaakceptować siebie". Ta karta z jego napisem była schowana choć głęboko to i tak blisko mojego serca.
- Zresztą... Może i jestem małym zazdrośnikiem. Nie wiem jak byś ty zareagował na widok mnie z innym facetem który by mnie obejmował lub próbował całować, ale ja bym się wściekł - podkreśliłem zaraz jednak ze śmiechem.
Offline
Pokręciłem głową.
- Hm, sam nie wiem. Choć stawiając się na twoim miejscu i patzrac z twojej perspektywy to faktycznie... Można stać się bardzo rozgoryczonym - przytaknąłem. - Osobiście liczyłem na to, że jednak nie będziesz chodził po barach... Wiem, że raczej nie powinienem ci tego wytykać, bo zabrzmi to złośliwie, ale masz skłonność do przyjmowania duzych ilości alkoholu, których niekoniecznie akceptuję twój organizm... - Uśmiechanalem się do niego miękko i schyliłem się do gramofonu, by przenieść igłę na sam początek piosenki. - Byłbym po prostu zły, gdybyś wrócił tu pijany w ciągu tygodnia,to na pewno... - Bo zacząłem się bardzo tobą przejmować.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko i pokiwałem głową ze zrozumieniem.
- Mówiłem już, że bardzo nie chce widzieć twojego smutny i złości. Nie będę wracał do domu pijany - pokiwałem głową z potulnym uśmiechem. - Zresztą ustaliliśmy, że spędzamy ten tydzień razem, a kiedy pójdę już na Akademię, to postaram się cię uprzedzać kiedy będę iść z kolegami do barów - wyjaśniłem spokojnie. - I będę się miarkował. W końcu i tak nie powinienem szaleć - zauważyłem miękko, a po kilku chwilach spuściłem wzrok z namysłem.
- I nie będę już chodził do barów dla takich jak ja - podkreśliłem. - Od początku mi się nie śpieszyło, ale chyba... chciałbym to zaznaczyć- wyjaśniłem, ale ponownie się uśmiechnąłem, kiedy muzyka zaczęła grać. Naprawdę lubiłem tą piosenkę.
Offline
Wyciągnąłem do niego dłoń, starając się odrzucić wszytskie myśli jakie krążyły mi w głowie. W końcu taniec to taniec, nic się nie mienia. Vincent jest po prostu partnerem w tańcu a nie partnerką i to tyle. Ale tańczył też całkiem nieźle więc... To nic dziwnego, Aiden. Normalny taniec, powtórzyłem sobie w myślach i usmiechnalem się szeroko bo nieco to pomogło.
Vincent z uśmiechem przyjął moja dłoń, z początku zaciskając palce mocno, potem jednak rozluźnił uścisk. Bardzo się eksytowal, widać to było po jego błyszczących oczach. Złapał moją rękę i z rozbawiebiem ułożył ja na swoim boku, a swoją dłoń położył na moim ramieniu.
- Jestem zdecydowanie mniej zaangażowany w to wsyztsko emocjonalnie, Vincent. I chyba obaj to wiemy... - przyznałem z nutą smutku, ale taki był fakt, nie można było go ignorować. - Ja już ci powiedziałem, że mogę się powoli z tym powoli oswoić. - Usmiechnąłem się radośniej i powoli ruszyłem, by Vincent zaczął się że mną zgrywać w tańcu.
Offline
- Wiem... że jesteś mniej w to wszystko... - uśmiechnąłem się krzywo. - Po prostu wiem. Ale nie przejmuj się, wierzę, że się oswoisz, wierzę, że... może jeszcze poczujesz się tak dobrze jak ja. Że poczujesz choć po części tyle ile ja czuje - przyznałem szczerze i dałem się prowadzić, stając się nie okazywać zbytnio jak bardzo się cieszę na tą prostą rzecz jak wspólny tanie. Było to dla mnie coś z jednej strony normalnego, a z drugiej... Sam nie wiem, czułem się jakbym znów po raz pierwszy była w ramionach mężczyzny, jakbym znów po raz pierwszy odkrywał, że to uwielbiam. Że tu czuję się bezpiecznie i swobodnie. Tak właśnie teraz, ponownie okrywałem ten spokój i bezpieczeństwo przy Aidenie...
Tańczyliśmy spokojnie, nie oczekiwałem, że mężczyzna będzie chciał jakoś szaleć, raczej szaleństwem dla niego było samo trzymanie mnie w taki sposób. Kiedy mnie obracał pomyślałem sobie, ile skumulowanej energii zakłopotania w nim siedzi przez co roześmiałem się cicho. Nie kręciliśmy się zbytnio, jedynie tańczyliśmy. A dla mnie i tak to było zupełnie cudowne...
Offline