Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Mimowolnie pomyślałem o kobiecie która z jednej strony w jakiś sposób mnie skrzywdziła, jednak z drugiej miałem z nią masę przyjemnych wspomnień, których nie potrafiłem od tak wyrzucić z głowy. Gdy się jest z kimś tak długo, nie można zapomnieć tej osoby w kilka miesięcy.
- Ja byłem - mruknalem, uśmiechając się mimowolnie. - To miłe i trudne... Dlatego nie będę cię zatrzymywał, jeśli... - Wzruszyłem ramionami nie kończąc zdanie. - Póki co i tak będziemy mieli mało czasu... Wykorzystajmy może te kilka dni wolnego, które zostały mi przed pracą i tobie przed nauka...? - zasugerowałem z miękkim uśmiechem.
Offline
- Tak, zdecydowanie chcę te dni dobrze wykorzystać - pokiwałem głową. - Plus jest taki, że mam już pracę, mam uczelnię i niemal stanąłem na nogi... - wyliczyłem sobie powoli. - Tak, właściwie to nie mam się już czym w tej chwili przejmować - mruknąłem rozbawiony. - Od razu jakoś... lżej - uśmiechnąłem się najpierw do siebie i po upiciu kolejnego łyka whisky uśmiechnąłem się i do Aidena. - Jakoś damy radę. Przynajmniej ja się będę starał - podsumowałem miękko.
Offline
- Ja też się postaram Vincent, na tyle na ile tylko będę mógł. I zależy mi na tym, byś naprawdę stanął na nogi - zaznaczyłem uśmiechając, stukając palcem w szklankę. - Mimo że jestem w tym mieście tyle co ty, tomam już kontakty. I gdybyś potrzebował jednak pomocy przy znalezieniu innej pracy, to po prostu daj znać, a ja zapytam. - Wzruszyłem lekko ramionami. - Choć mam wrażenie, że wcale nie będziesz potrzebował pomocy... Zaradny jesteś. - Uśmiechanalem się.
Offline
- Masz rację, jestem zaradny - uśmiechnąłem się rozbawiony. - Może i masz kontakty, ale ja jestem kontaktowy. Póki co, zostanę przy pracy w manufakturze, razem z kolegami z akademii. Pomogli mi się odnaleźć i myślę, że dobrze mieć w bliskich znajomych ludzi, którzy znają miasto - przyznałem, a potem sobie coś przypomniałem. - Właściwie to nie zdążyłem ci nawet słowem o nich wspomnieć - zauważyłem. - Rick i Clayton są całkiem mili, średnio kontaktowi, ale bardzo rozgarnięci. No i jest jeszcze Allison Griffit. Z tego co zrozumiałem jest jedyną kobietą na roku, charakterna babka. Córka jakiegoś polityka, albo innej wpływowej osoby - przedstawiłem ich po kolei. - Tak więc na roku jest jedna kobieta, jeden student ze stypendium - wskazałem na siebie. - A reszta to potomstwo śmietanki towarzyskiej... - wzruszyłem ramionami. - Ale ci których spotkałem to dobrzy ludzie, póki co będę się ich trzymał - wyjaśniłem już konkretnie, jakbym objaśniał mu swoją strategię podboju miasta.
Offline
Z arszczylem brwi i wypiłem do końca alkohol, a szklankę odstawiłem na bok.
- Naprawdę? - zapytałem zdziwionym. - Jak jesteś w stanie po jednym dniu ocenić to, że człowiek jest "dobry" lub "nie"? Mi byłoby niesamowicie ciężko. Masz szósty zmysł? Osobiście potrzebowałem półtora miesiąca żeby w końcu zacząć rozumieć twoją mimikę twarzy, gęsty, czy ton... Choć nadal nie do końca mi to wychodzi... - zaśmiałem się krótko.
Offline
Zaśmiałem się cicho i pokiwałem głową także dopijając whisky. Szybko piłem, powinienem się opanować bo za bardzo się rozluźnie. Albo jeszcze zmartwię Aidena że tak szybko pije mocny alkohol, w końcu on był przyzwyczajony.
- Można powiedzieć że mam szósty zmysł. I dużo obcowałem z ludźmi - zauważyłem. - W mojej okolicy trzeba było jakość sobie radzić. Szczególnie jeśli jest się gościem który chodzi do tajnych barów i spotyka się z innymi facetami i obwiesza się biżuterią... Cóż - wzruszyłem ramionami. - Ja ciebie też długo rozgryzałem. Przez to że jesteś taki spokojny. A czasami bardzo nieprzewidywalny - dodałem uśmiechając się znacząco. - Ale... Cóż, obserwacja człowieka. W końcu w barach też nie zaczepiłem byle kogo. Najpierw obserwacja, dopiero potem konfrontacja - zaśmiałem się szczerze pod nosem kręcąc głową. Boże byłbym zażenowany mną na jego miejscu.
Offline
Westchnąłem cicho, a następnie pokiwałem głową mrucząc potakująco.
- Faktycznie, umiejętność "czytania" ludziom w myślach w twoim wypadku była wręcz niezbędna. Ja przez większość swojej młodości byłem raczej chłopcem schowanym w swoim świecie - szepnąłem, uśmiechając się lekko. - Rodzice nigdy nie ułatwiali mi wychodzenia z tej wygodnej strefy. - Zaśmiałem się i rozejrzałem po mieszkaniu. - Zawsze chcieli mieć na mnie oko, jakby wciąż się bali... - wyszeptałam z zamyśleniem.
Offline
- To jakiś rodzaj miłości rodzicielskiej pewnie - uznałem miękko. - Kotrola. Ułatwienie życia. Miałeś takie możliwości w swojej rodzinie i to w sumie godne pozazdroszczenia... - przyznałem, kiwając głową. - Zresztą... Tak, wyglądasz na takiego, co sam się dobrze czuje w swoim świece - uśmiechnąłem się, okręcając się bardziej w stronę Aidena. Oparłem rękę na oparciu kanapy i wpatrywałem się w profil Aidena. Oh był jak wyrzeźbiony...
- Poza tym, dlaczego mieli by się o ciebie bać? Raczej nie wpadałeś w kłopoty - zauważyłem lekko rozbawiony.
Offline
Uśmiechnąłem się pod nosem. Chyba mogłem z nim pogadać? Zdecydowanie nie był przypadkowa osobą, wręcz przeciwnie, był ważną osobą.
- Martwią się bo... Nie zawsze byłem ich dzieckiem - wyznałem ale mimo wszytsko usmiechanąłem się. Kochałem Mortonów, tak jak kochałem swoich biologicznych rodziców. Więzy krwi zastąpili niesamowitą relacją i to było... Piękne.
Podniosłem wzrok na Vincenta, nie kryjąc wyrazu smutku i melancholii.
- Rzadko komukolwiek o tym opowiadam... Proszę o wyrozumiałość - mruknalem, krzywiąc się lekko i spoglądając nad prawym ramieniem mężczyzny. - Hm, jestem śrotą. Państwo Morton... Zaadoptowali mnie, gdy miałem niespełna 10 lat - wyjaśniłem dosyć spokojnie.
Offline
Uśmiech momentalnie mi zmarniał. A nawet zacisnąłem mocniej usta. Pokiwałem z wolna głową, tak jak Aiden próbując zachować po prostu spokój i wyrozumiałość. Zresztą... Opowiadał mi coś bardzo delikatnego o sobie. To już nie były przelewki.
- Rozumiem... To też wyjaśnia dlaczego jesteś tak do nich przywiązany... Wiele dla ciebie znaczą - przyznałem kiwając lekko głową i popatrzyłem na niego... Czule. - Znałeś... Swoich biologicznych rodziców? - zapytałem ostrożnie.
Offline
Jakoś nie wiedziałem co zrobić z dłońmi i ciągle je przekładałem, spoglądając to na nie, to na twarz Vincenta. Gdy zadał pytanie mimowolnie się usmiechnąłem, szczerze. I pokiwałem dodatkowo głową, przytakując.
- Tak, tak... Znałem ich. Znałem całą swoją rodzinę... Bo miałem jeszcze starszą siostrę. - Znów uśmiechnąłem się jednym kącikiem ust, jednak cały czas była w tym wszystkim gorzka nutą smutku. - Znałem ich i nadal ich pamiętam. I nie chce zapominać. To błogosławieństwo i przekleństwo za razem. Ale rodzice... Mortonowie pomogli mi utrzymać pamięć o swoich korzeniach. Za co kocham ich jeszcze bardziej. To naprawdę cudowni ludzie. - Tym razem usmiechnąłem się radośnie.
Offline
Uśmiechnąłem się czule.
- Tak, niewątpliwie są niesamowici... - przyznałem, kiwając głową. - A ty jesteś ich niesamowitym podopiecznym. Synem. Dobrze że nie pozwolili ci zapomnieć... - uznałem, kiwając głową z namysłem. Zacisnąłem lekko usta. - Jesteś pewnie ich dumą. Dlatego tak bardzo Ci we wszystkim pomagają i wspierają - uznałem.
Offline
- Staram się być dumą - zapewniłem. - Mama od razu dostrzegała każde moje najmniejsze zainteresowanie i popychała mnie do rozwijania go. Mniej więcej dlatego jestem architektem. Od zawsze miałem matematyczny umysł, a jednocześnie lubiłem sztukę i... - Wzruszyłem ramionami. - Ona to jakoś połączyła, w życiu sam bym na to nie wpadł. Na pewno nie tak wcześnie. - Zaśmiałem się. - Ale jak słyszałeś na statku, gdy rozmaiwalismy z moimi znajomymi, moja mama należy do kobiet, którym się raczej nie odmawia - podsumowałem, setny raz przekładając dłonie z jednej strony na drugą.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko. Czy muszę mu napisać na czole, że jest dumą? Ale z drugiej strony... Chryste, co jeśli poczuje że ich zawodzi bo spotyka się z kimś takim jak ja? W sensie... Z facetem? Starałem się o tym na razie nie myśleć.
- Ta, już wtedy przytaknąłem że moja też jest taka. Choć moja jest bardziej przerażająca - zmarszczyłem lekko brwi. - Tak, nie jest przykładem idealnego rodzica. Ale nawet jeśli, to dla mnie jest idealna... - uśmiechnąłem się słabo. - Nawet jeśli... Cóż, nigdy nie powiedziałam mi... Kim był ojciec. Wychowała mnie zupełnie sama, czasem z pomocą Janet. Pół życia sam prowadziłem śledztwo - pokręciłem zażenowany głową. - Chyba wolałbym by mi... Po prostu powiedziała. Kiedyś miałem na tym temacie prawdziwą obsesję... - pokręciłem głową zażenowany.
Offline
Pokiwałem głową.
- Być może miała swoje powody, by jednak ci nie mówić? - zasugerowałem, choć zapewne to już chodizlo po jego głowie. Mimo wsyztsko i tak czułem potrzebę by jakoś na to zareagować. - Może byłeś bezpieczniejszy unikając tej wiedzy... - Wzruszyłem lekko ramionami.
Offline
- Wiem, że był przestępcą - przyznałem, zaciskając usta i spuszczając wzrok. - I wiem, że już nie żyje. Zmarł za kratkami... - dodałem ciszej. - Ale... Sam nie wiem. Myślałem czy też skończę jak przestępca... Głupie, wiem, um... Nieważne, za dużo gadam o sobie, akurat kiedy ty zaczynasz i... Um wybacz - lekko skuliłem ramiona. - Wracając... Myślę że na pewno przyniesiesz swojej rodzinie dumę. Tej biologicznej też - uśmiechnąłem się krzywo. - Po prostu tak to widzę. Pracowity, wyedukowany, przystojny... Sam zresztą wiesz - machnąłem ręką.
Offline
Zaśmiałem się mimowolnie, jednak z tyłu głowy wciąż miałem słowa Vincenta, o jego obawach o przyszłość... I coraz bardziej czułem potrzebę by mu pomóc. By go wspierać w jego rozwoju, nauce...
- Tak... Wiem - szepnąłem, siadając w podobnej pozycji co Vincent. - Skupiam się na rodzinie i ludziach, którzy są teraz obok mnie. Moja biologiczna rodzina od dawna nie żyje... Nie chcę żyć przeszłością, bo nie miałbym czasu na terazniejszosc - podsumowałem i wyciągnąłem rękę by pogładzić Vincenta po wierzchu dłoni.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko, spoglądając najpierw na nasze dłonie, a potem na Aidena. Uśmiechnąłem się odrobinę szerzej.
- Ładnie powiedziane... Szczególnie, że chyba dużo się dzieje w teraźniejszości, łatwiej skupić się na niej niż rozmyślać nad przeszłością - przyznałem, zagryzając lekko wargę rozbawiony. - I dziękuję, że... podzieliłeś się czymś takim ze mną. Nie musiałeś mi opowiadać tego wszystkiego, a jednak uznałeś, że tak i... to niemal zaszczyt... Um - uznałem zakłopotany swoją bezsensowną paplaniną.
Offline
- Wiele rzeczy uważasz za zaszczyt - zauważyłem, pocierając kciukiem po jego dłoni i zabierając w końcu swoją. - A to zbędne. Mówię ci o tym, bo tak naprawdę nie jest to wielka tajemnica... Po prostu część mojej przeszłości. Hmmm... Pamiętasz jak zapytałeś o mój akcent? A raczej o jego brak. - Zaśmiałem się, przypominając sobie tamtą rozmowę. - Jestem Francuzem i kiedy przyjechałem do Australii nie znałem ani słowa po angielsku, spędziłem naprawdę dużo czasu na nauce. Z początku słychać było francuski akcent aż w końcu niemal zaniknął, bo przywykłem do angielskiego - podsumowałem.
Offline
Spojrzałem na niego z nową ciekawością, jakby błyskiem w oku.
- Czyli Francuz? - zamyśliłem się cicho. - Hm, nigdy nie podróżowałem jak wiesz, więc ciężko mi byłoby się domyśleć. Szczególnie, skoro twój akcent już zniknął... Szkoda. Choć wtedy byłbyś już chyba zbyt seksowny, a tak też nie może być, jeden facet nie może mieć wszystkiego - uznałem pół żartem pół serio, a koniec końców uśmiechnąłem się czule do Aidena. - Poza tym... wszystko uważam za szczyt, bo wciąż zastanawiam się, kiedy zasłużyłem na kogoś tak cudownego jak ty i mam wrażenie, że cały czas powinienem dziękować, za to że przy mnie jesteś... - parsknąłem.
Offline