Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Dopisałem notatkę i podbisolem się z miesjac, wchodząc do salonu i zaglądając do pokoju Vincenta.
- Dostałeś pracę? Drugiego dnia? Moje gratulacje. - Uśmiechanalem się szeroko. - Jeśli chodzi o obiad to myślałem czy nie iść do restauracji... Ale jeśli masz ochotę gotować, to nie będę cię wyciągał. Domowe jedzenie ma swoją magię - dodałem z uśmiechem. Zacisnąłem lekko usta, obserwując mężczyznę. - Hm, dziś nie do końca pracuję. Chyba wczoraj już nie załapałeś. - Pokręciłem głową. - Uczę się zasad panujących w biurze i analizuje zakres swoich obowiązków. Muszę też zrobić rozeznanie... - Pokręciłem głową. - Mniejsza, po prostu muszę dokończyć czytać jedną rzecz i będziemy mogli pogadać, w porządku?
Offline
- Oh jasne, nie ma pośpiechu, nie będę Ci przeszkadzał... I restauracja... Cóż, zdecydowanie chętnie bym poszedł z tobą, ale mogę nam zrobić też tutaj pyszny obiad - uznałem z szerokim uśmiechem, kiedy zdejmowałem wisiorki i sygnety. - Kiedy indziej wyjdziemy na miasto, szczerze mówiąc już się dziś nachodziłem, a ty nie będziesz musiał się odrywać od pracy by przygotować się do wyjścia - zauważyłem. - Idź dokończ to rozeznanie w takim razie, musisz być przygotowany lepiej niż dobrze, więc skup się na tym. Ja zajmę się przepysznym obiadem - uznałem z uśmiechem, stojąc jednak jeszcze chwilę przed lustrem. Potem jeszcze rozpakowałem teczkę i w końcu pochowałem wszystko na swoje miejsce.
W końcu tak jak mówiłem Aidenowi, z podwiniętymi rękawami i zaczesanymi włosami stanąłem nad kuchnią. Zdecydowanie podobała mi się rola gotującego, lubiłem to i zawsze wpadałem w dobry nastrój. Nie włączyłem jednak radia, nie chciałem przeszkadzać Aidenowi za bardzo, tak więc sam sobie nucąc, kręciłem się po kuchni, przygotowując farsz, makaron do lasagni.
Offline
Usiadłem znów przy biurku, wracając do tego, co przerwałem ze spokojem i skupieniem, a kiedy udało mi się skończyć to co sobie zaplanowałem na popołudnie oderwałem się od pracy... Mogłem spędzić nad nią już resztę dnia ale Vincent kręcący się po domu skutecznie namawiał mnie (choć nie był tego w pełni świadomy) abym dał sobie na chwilę spokój i poszedł sprawdzić co u niego.
- Potrzebna ci pomóc,szefie kuchni? Nie jestem mistrzem, ale mam dwie sprawdzę dłonie i mogę spróbować pomoc - oświadczyłem, rozglądając się po kuchni. Vincent już siedział przy stole a jedzenie grzało się w piekarniku. - Hm, to ja może posprzątam - stwierdziłem, podchodząc do blatu.
Offline
- Hm, potrzeba jeszcze kilku chwil by było gotowe... Myślałem czy nie zrobić czegoś na deser, ale nie wiem jak bardzo lubisz słodycze - przyznałem szczerze, przyglądając się jak zbiera wszystko z blatów by je zetrzeć. - Jak się zapatrujesz na blok czekoladowy? Nie za duży, nie kupiłem aż tak dużo składników - przyznałem szczerze, jeszcze się nie podnosząc z krzesła. - Ale chyba szybko go zrobię... Jeśli chcesz - uśmiechnąłem się lekko, lustrując z uwagą całą sylwetkę Aidena, starając się nie mieć o to wyrzutów sumienia. Ja tylko patrzyłem, mhm, tego nikt mi nie zabroni.
Offline
- Vincent, jeśli tylko masz ochotę, to zrób słodkości - zapewniłem go,spoglądając na niego miękko. - Na szczerze powiedziawszy nie jestem fanem słodkości, ale na pewno spróbuję twoich wyrobów - zapewniłem go z pełnym przekonaniem,zgarniając wszystko do zlewu i podwijają rękawy, by umyć naczynia. - Także szalej w kuchni jeśli tylko masz ochotę. A ja może się czegoś od ciebie nauczę. Nie jestem kompletnie beznadziejny w kuchni ale talentem też nie grzeszę... - Zaśmiałem się, odkręcając wodę.
Offline
- Cóż, nigdy nie potrzebowałeś poznawać kuchni, sam mówiłeś, że miałeś ciekawsze zajęcia - zauważyłem rozbawiony i wstałem z krzesła by zacząć wyciągać z szafek miskę i jedną blachę. - Ale na pewno sobie poradzisz nawet jak zostaniesz już sam, nie przejmuj się. Jesteś zaradnym człowiekiem i bardzo szybko się uczysz - dodałem miękkim tonem z uśmiechem, stając tuż obok Aidena, kiedy przecierał kuchenkę. Zerknąłem na niego najpierw milcząc, ale zaraz z lekkim uśmiechem.
- Choć oczywiście, mogę ci zrobić trochę na zapas jedzenia. Względnie poduczyć, jak tylko znajdziesz chwilę w swoim napiętym grafiku - dodałem, lekko trącając go ramieniem, ale zaraz skupiając się na składnikach, które wyciągałem.
Offline
- Będę cię obserwował, ale myślę po prostu nad zakupem książki kucharskiej... Lub dwóch. Nie będziesz musiał się kłopotać z robieniem jedzenia - odparłem, zaciskając wargi.
Odchrząknąłem, cały czas spoglądając na Vincenta. Odkąd nasze nogi stanęły na stabilnym lądzie zachowywałem się względem niego bardziej oschle niz powinienem... Docierało do do mnie falami i chyba teraz dotarła ostatnia, największą fala.
- Hmmm...- Chciałbym z tobą porozmawiać. - Ładnie pachnie. - Ale najwidoczniej jestem idiotą. - Zaczynam być naprawdę głodny. - Bo nie umiem zacząć.
Offline
- Musisz spokojnie poczekać, jak będzie niedopieczone to nie będzie aż takie smaczne, szczególnie, że dodałem trochę sera, a najlepszy jest jak się roztopi - wyjaśniłem miękko, zajmując się kruszeniem herbatników, a w małym garnuszku już rozpuszczałem masło, by zaraz do niego dodać cukier i wodę...
- Poza tym gotowanie nie jest dla mnie kłopotem, mówiłem ci już, że to bardzo lubię. Cały rejs nie mogłem sobie pozwolić na tą przyjemność, to teraz sobie odbijam uznałem rozbawiony, kucając obok Aidena, by sprawdzić, jak się ma lasania, ale zaraz go zamknąłem, uznając, że jeszcze kilka chwil. - Mhm, jeszcze chwilę, jak potrzebujesz zająć czymś ręce to wyłóż już talerze - zaproponowałem miękkim tonem z czułym uśmiechem. Choć sam Aiden wydawał się jakiś... niezadowolony czymś. Przez myśl przemknęło mi, że mną, ale... Sam nie wiem. Pośpiesznie odwróciłem wzrok od piwnych oczu mężczyzny.
Offline
Wziąłem głęboki oddech, również odwracając wzrok i kiwając głową.
- Tak, za momencikt to zrobię. Pozwól tylko, że wytre jeszcze blat, zanim rozstawiać się z produktami do słodkości - mruknąłem, namaczajc ściereczkę.
Jakoś więcej nie rozmaiwlaismy z Vincentem. Zajęliśmy się swoim zadaniem i gdy usiedliśmy do stołu czułem się już bardzo dziwnie. Po prostu wiedziałem, że wisi nade mną coś bardzo ważnego i trudnego dla mnie. Nie chciałem "wypluć z siebie" tych słów, jakby. Się ich bal czy brzydził, i chyba właśnie dlatego cały czas trzymałem język za zębami jeśli chodziło o ten temat.
- Mhmmm, przepyszne - mruknalem cicho, zaczynając jeść.
Offline
Uśmiechnąłem się szeroko, zadowolony z tej opinii, samemu zaczynając jeść.
- Prawda? Proste a takie dobre... A skoro ci smakuje, to jestem zaszczycony, z tego co mówiłeś, bałem się że nie będę miał konkurencji z twoją gosposią - przyznałem szczerze, kręcąc głową, pamiętając dokładnie jak mi o niej opowiadał. Chyba tego wieczoru co go podpuściłem by się rozgadał, hah... dobrze to... wspominałem.
- Potem mogę ci spisać jakieś krótkie notki, czego potrzeba do przygotowania - pomyślałem na głos, jedząc powoli, ale nadal z zadowoleniem. - Albo po prostu sam zainwestujesz w książkę kucharską, cóż, zrobisz jak uważasz - wzruszyłem lekko ramionami.
Offline
- Coś na pewno wymyślę. Nie chce jeść wciąż tego samego, bo umiem zrobić kilka rzeczy na krzyż - zauważyłem z lekkim rozbawiebiem. - Teraz nie będę się tym nadto przejmował... - szepnąłem, wzdychając cicho. Vincent zaśmiał się krótko. Na chwilę skupilismy się na jedzeniu, nic nie mówiąc. - Hm... Zastanawiałem się, czy... Um, chce tylko powiedziec, że możesz u mnie zostać jeszcze przez jakiś czas... Nie koniecznie musisz się wyprowadzac po tygodniu... Upewniam się tylko, że to wiesz - wyjaśnień, spoglądając na niego znacząco.
Offline
Zacisnąłem lekko usta, spoglądając na Aidena i po kilku chwilach milczenia pokiwałem głową.
- Ja... wiem. Twoja gościnność jest niebezpieczna, mówiłem byś uważał, bo jeszcze wejdę ci na głowę... - wspomniałem z krzywym uśmiechem i zaraz spuściłem wzrok na jedzenie. - Po prostu, szczerze mówiąc uznałem, że byłoby ci lepiej i łatwiej bym... zniknął raczej szybko - przyznałem szczerze, z lekko zaciśniętym gardłem. - W końcu kariera, chcesz dać z siebie jak najwięcej, a ja... cóż... Raczej średnio wpływam na twoje skupienie i opanowanie... - zauważyłem. - Nie mam ci tego za złe. W żadnym razie...
Offline
Przyglądałem mu się chwilę, jak zwykle dobierając najpierw odpowiednie słowa w myślach.
- Cieszę się, że nie masz mi tego za złe - szepnąłem, odkładając sztućce i układając dłonie płasko na stole. - Ale moje skupienie i opanowanie są... W porządku. - Wziąłem głęboki oddech. - Podoba mi się, że tu jesteś... Ma to swoje plusy i minusy... Jak się wyniesiesz, to też znajdę całą masę minusów jak i plusów. Nie da się tego uniknąć. - Uśmiechanalem się do niego miękko.
Offline
Da się uniknąć elementów wynoszenia się. Ale wiedziałem, że tak... tak będzie lepiej? Czułem się coraz gorzej, jak jakiś olbrzymi ciężar opadł mi na barki i teraz ciążył na mnie, na ramionach na dłoniach, na sercu... było mi tak ciężko słuchać tego wszystkiego obojętnie.
- Cieszę się, że podoba ci się moja obecność. Zależało mi na tym - przyznałem, tak jak Aiden odkładając sztućce na chwilę, a dłonie zacisnąłem od razu w pięści gdy kładłem je na stole. - Zresztą i tak już na statku niemal każdego wieczoru przesiadywaliśmy razem - dodałem z bardzo słabym uśmiechem. - Ale nie jesteśmy już na statku. Nie jesteśmy zamknięci w pływającej puszce, każde może znaleźć swoje mieszkanie i być może więcej się już nie minąć na ulicy - zauważyłem, zaciskając mocno usta. - Tak więc... nie wiem jak długo zajmie mi znalezienie mieszkania na jakie będzie mnie stać. Albo jak długo będę się oswajał z Akademią. Postaram się jednak nie mieszkać tu za długo i tyle. Domyślam się, że... tak byś wolał - przyznałem. - Przerwać to póki jeszcze można - dodałem ciszej.
Offline
Serce zaczęło mi walić. Nie miałem pokecia czy dlatego, że zgadzałem się z jego słowami, czy wręcz przeciwnie? Kompletnie ich nie podzielałem...? Bardzo chciałem, by jednak chodziło o to drugie.
- Dlaczego tak o mnie myślisz? - wyrwało mi się. Zacisnąłem wargi i wziąłem głęboki oddech, opierajac się na krześle. Zsunalem dłonie że stołu i splatalem je ze sobą na kolanach, zerkając to na swoje palce to na twarz Vincenta. - Czy... Naprawdę jest aż tak źle? Tak źle się czujesz... Przeze mnie...? - Upewnałem się, bo przecież nie można myśleć o kimś w taki sposób od tak. Musiał odczytać moje zachowanie błędnie... Jako niechęć, a nie niepokój.
Offline
Przez chwilę milczałem, zastanawiając się jak powiedzieć wszystko co kołatało mi się po głowie przez dłuży czas. Spróbowałem otworzyć usta, ale raz zamknąłem, kręcąc zażenowany głową.
- Ja... nie wiem - wydukałem jedynie po kilku chwilach. - To nie twoja wina, w końcu... nie twoją winą jest, że jesteś cudownym facetem. Cudownym, mądrym, zabawnym i przystojnym. Nie twoja wina, że się w tobie zakochałem. Nie twoją winą są wszystkie te uczucia, które we mnie siedząc - zacisnąłem usta, zaciskając pięści jeszcze mocniej, aż w końcu zebrałem się by podnieść wzrok na Aidena. - Bo nawet jak powtórzysz to setki razy, to... i tak czuję, że to ja jestem problemem, Aiden. Od początku nim byłem - uznałem.
Offline
- Jesteś bardziej skomplikowany niż się spodziewałem, a nasza relacja bardziej zawiła, co jednak nie czyni jej bezwartościową - odparłem niemal automatycznie, gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały. - Myślę że w moich wszystkich... Decyzjach skrzywdziłem cię bardziej niż to do siebie dopuszczasz - szepnąłem zrezygnowany, zwieszając ramiona. - Nie potrafię sobie nawet ułożyć czegokolwiek w głowie. Od wczoraj próbuje znaleźć odpowiednie słowa i wciąż pustka.
Offline
Wzruszyłem ramionami.
- Cóż... To jest ciężkie - przyznałem, uśmiechając się słabo. - I miło, że uważasz, że jestem "skomplikowany", a nie "popieprzony" - pokręciłem głową. - I nie wiem czy czuję się przez ciebie skrzywdzony. W końcu... Mogłem cię po prostu nie całować. Nie wprawiać cię w tyle zakłopotań i nieprzyjemności - uznałem. - Mogłem się po prostu opanować. Jednak to nie jest moja mocna cecha więc... Jeśli chcesz się rozliczać, to niestety, ale moja wina jest większą - zauważyłem. - Zacząłem. Wpędziłem cię w rozmyślania, których nigdy byś nie odbył. Ty po prostu starasz się robić wszystko w dobrze i spróbować zrozumieć - wzruszyłem ramionami.
Offline
- Vincent, starań się zrozumieć nie tylko ciebie ale przede wszystkim samego siebie... - zauważyłem, przymykając oczy i pocierając palcami nasadę nosa. - Chce wiedzieć co czuje, a nie umiem tego określić. Dodatkowo mam problem, bo nie do końca miałem w planach pozwolić się komukolwiek do siebie zbliżyć... Sam zresztą widziałeś. Byłem mało przystępny dla dam. A dla ciebie... Zobaczyłeś okazję, nie dziwię się, że skorzystałeś. - Pokręciłem głową na boki. - Tak jak zauważyłeś... Nie jesteśmy już na statku, ale ja... Nie wiem... Chciałbym żebyś nie znikał. Jeśli będziesz czuł się lepiej, wyprowadź się. - Uśmiechanalem się słabo. - Pomogę ci z szukaniem mieszkania, pewnie szybko coś znajdę w wystarczająco przystępnej cenie... Tylko nie znikają kompletnie - poprosiłem cicho. - Bo właśnie boje się że pójdziesz w świat i się rozplyniesz... - wybełkotałam dosyć niewyraźnie, zawstydzony własnymi słowami.
Offline
Zgarbiłem się lekko, odwracając wzrok. W jednej chwili poczułem się jak śmieć, których sam unikałem. Obiecywali miłość i troskę, a zaraz znów znikali.
- Właściwie... Tak miałem zrobić - przyznałem słabym głosem. - Wyprowadzić się, pieprzyć się z gośćmi poznanymi w klubie i upijać się by zapomnieć o wyrzutach sumienia... - zagryzłem wargę, która nna chwile zadrżała i przez moment po prostu się uspokajałem.
- Nie chciałbym się w ogóle wyprowadzać - przyznałem szczerze, w miarę spokojnie. - Ale to zmusiłoby by nas do konfrontacji, do przedyskutowania... Nas - odchrząnąłem.
Offline