Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- I już - szepnąłem, unosząc jedną rękę i kładąc ja na jego ramieniu. - Jestes niczym paw, który przystraja się w najpiękniejsze piórka - szepnąłem, będąc twarzą blisko jego ucha. Z całą pewnością poczuł mój oddech na uchu. Oh, miałem dziś jakiś problem z odsunięciem się od niego. Szkoda, że nie mógł pracować też w domu, mógłbym cały dzień mu się przyglądać.
Offline
- Jak paw... - powtórzyłem z bardzo cichym śmiechem, z lekko ściśniętym gardłem. - Jak widać moje piórka zadziałały, przyciągnąłem do siebie naprawdę niezłą sztukę... - zauważyłem, sięgając do ramienia i kładąc swoją dłoń na jego. Potem znów wróciłem spojrzeniem do lustra i z zachwytem stwierdziłem, że... podobało mi się to co w nim widzę. A widziałem nas, razem, blisko tak blisko.... Odetchnąłem ze szczerym uśmiechem, spoglądając na Aidena w odbiciu.
- Dziękuję - powiedziałem z rozmarzonym uśmiechem.
Offline
- Ależ nie masz za co - odparłem od razu, uśmiechając się promiennie. - Cieszę się, że jeszcze mogłem ci pomóc przed wyjściem. - Pokręciłam głową, nie mogąc przestać się uśmiechać. - Rany, zrobiłeś mi lunch! - Zaśmiałem się. - To przynajmniej i ja zrobiłem coś dla ciebie. - Wziąłem głęboki oddech i zerknalem na zegarek, krzywiąc się nieznacznie. - Oh, coś dziś starsznie przeciągam to wyjście do pracy. Hm, czy będziemy mogli gdzieś wyjść razem, już po wszytskicch obowiązkach? Co powiesz na dwudziestą? - zapytałem, wychodząc z jego pokoju i zakładając marynarkę, która zostawiłem na kanapie ale cały czas nasłuchiwałem.
Offline
- Oh, z wielką przyjemnością, mój miły - odparłem z uśmiechem, a kiedy Aiden przeszedł do salonu, sam założyłem spokojnie koszulę zapinając z dokładnością każdy guzik. - Dwudziesta brzmi dobrze, powinienem już skończyć wszelkie zobowiązania... Mhm brzmi znakomicie - uśmiechnąłem się, a kiedy i sam byłem już gotowy do wyjścia dołączyłem do mężczyzny w salonie.
- Spotkamy się w mieszkaniu i dopiero przejdziemy do lokalu? Byłoby mi tak najwygodniej - przyznałem już z profesjonalnym uśmiechem, kiedy otrząsnąłem się po - przyznam szczerze - dla mnie mocno emocjonalnym doznaniu. Kiedy wymieniliśmy się z Aidenem uśmiechami, wróciłem do swojej sypialni po własną teczkę z projektami, kiedy Aiden już wychodził.
Offline
Przytaknalem mu, że tak, spotkamy się w mieszkaniu i już razem gdzieś pójdziemy. Gdy mój lokator wrócił do siebie do pokoju (który niegdyś miał być moim gabinetem, choć jako pokój Vincenta chyba podoba mi się bardziej) ja założyłem buty i płaszcz i wyszedłem z domu, kierując się do swojego biura. Koniecznie musiałem się pospieszyć. Niby mógłbym złapać taksówkę, jednak wolałem się przejść. A przez całą drogę uśmiechałem się sam do siebie, zadowolony z dzisiejszego poranka jak nigdy.
Offline
Sam na Akademię przeszedłem z zadowoleniem, ciesząc się jak głupi, z tak małych rzeczy, tak drobnych gestów, tak miłego poranka, z tak pięknego życia jakiego częścią się stałem, będąc z Aidenem. Oh samo bycie z nim było tak przyjemne, a tak... niewielkie gesty... dotyk, oddech na moim karku... Musiałem przyznać, że po jego wyjściu, potrzebowałem chwili by się opamiętać i ogarnąć, by wyjść na zajęcia. Chciałem by częściej dyszał mi na kark. Najlepiej bez ubrań, bliżej, mocniej.... Na Boga, muszę się opamiętać. Jednym słowem, już nie mogłem się doczekać dzisiejszego, wspólnego wieczoru.
Dzień minął mi szalenie przyjemnie, nawet moi przyjaciele musieli zauważyć przecież mój radosny nastrój, wszyscy byli ciekaw, czy jakaś dama usidliła Australijskiego studenta, tak ciesząc go od rana, jednak musiałem uciszyć ich entuzjazm. Żadna dama prócz mojej matki nie byłaby w stanie mnie stale usidlać. Musiało się to spotkać z przykrością i rozczarowaniem Alisson. Od dawna wyczułem, że dziewczyna prócz bycia silną i niezależną, chciałaby zasmakować jakiejś historii miłosnej. Może i dobrze, że ludzie plotkowali sobie między sobą o moich "niezliczonych kochankach". Nie chciałem nikomu łamać serca, szczególnie komuś tak dobremu jak Alisson. Jednak... cóż. Nie mniej po planowych zajęciach zostałem z nią po godzinach i razem opanowaliśmy podstawy pewnych narzędzi, wsparłem ją swoją wiedzą i w miarę spranie uwinęliśmy się z naszą pracą.
Tak więc wiedząc jak dobrze dziś wykonałem swoją pracę dobrego ucznia, oraz przyjaciela, wróciłem do domu, by być dobry na innych płaszczyznach.
- Dobry wieczór, Aidenie - westchnąłem od progu, a mimo wieczornej pory nadal tryskałem energią. Być może na myśl o miłym spotkaniu z moim mężczyzną. - Mam nadzieję, że dzień był owocny - dodałem, nadal jakoś irracjonalnie rozweselony.
Offline
Siedziałem na kanapie, ze swoim małym szkicownikiem i bazgrałem coś bez ładu i składu pomarańczową kredką, bo dziś nie miałem zupełnie ochoty na smutne, ołówkowe obrazki. Miałem zbyt kolorowy nastrój na to. Było jednak dosyć późno i powoli zaczynałem się obawiać, że Vincent będzie przemęczony i nici z naszego wyjścia. Choć oczywiście nie miałbym mu niczego za złe. Trwał normalny tydzień pracy, a obowiązki miały wtedy pierwszeństwo.
Uśmiechnąłem się jednak szeroko, widząc Vincenta w szampańskim nastroju. O! Czyli jednak wyjdziemy dziś przynajmniej na chwilę.
- Całkiem owocny, aczkolwiek męczący, zdecydowanie przyda mi się chwila relaksu - odparłem, zamykając notes i odkładając wszystko na stolik kawowy. Założyłem nogę na nogę, obserwując jak mężczyzna zdejmuje z siebie wsyztskie wierzchnie ubrania, aż w końcu podniósł wzrok na mnie. - Życzysz sobie ciepłej herbaty? - spytałem, podnosząc się z łóżka.
Offline
Uśmiechnąłem się kiwając głową.
- Tak, z miłą chęcią, ale tylko odrobinę, odświeżę z lekka i po łyku herbaty będziemy mogli iść... - zmarszczyłem na momencik brwi zatrzymując się w pół kroku i spoglądając na Aidena, który już przechodził do kuchni. - Bo chciałeś dziś jeszcze wyjść ze mną, prawda? Mam dziś wyjątkowo dobry nastrój i mam nadzieję, że sobie czegoś przez omyłkę nie uroniłem - wyjaśniłem swoje strapienie, choć byłem święcie przekonany, że zaraz po tym ciepłym oddechy na moim karku, o takim miłym spotkaniu Aiden wspomniał przed swoim wyjściem.
Offline
- Nie masz żadnych omamów, ani nic sobie nie wymyśliłeś, mój drogi - zpenilem go spójnie, lekko się śmiejąc. - Zaprosiłem cię dziś do wspólnego spędzania czasu na mieście i nie cofam swoich słów. Moja propozycja jest jak najbardziej aktualna, a mój zapał wciąż tak samo silny - zapewniłem go z nutą powagi w głosie. Rzuciłem mu jeszcze jedno radosne pojrzrnie i poszedłem do kuchni, by wstawić wodę, która niedawno się gotowała, bo sam piłem herbatę, także miałem nadzieję że szybciutko zrobię mu ciepły napój i będziemy mogli ruszać. Też miałem dziś dobry humor! Aż za dobry.
Offline
Uśmiechnąłem się radośnie, naprawdę zadowolony z jego tonu, z jego uśmiechów, tego nawet jak z energią zaczął przygotowywać mi herbatę. Te wszystkie małe rzeczy składały się w końcu na jeden wniosek: Też miał dobry humor, też był zadowolony z wizji wspólnego wieczoru, a nawet więcej, przyczyna ów humoru mogła być taka sama jak moja, dokładniej ten przyjemny poranek... Wszystko składało się na to, że obaj dziś byliśmy... nieco nakręceni sobą wzajemnie. A dla mnie było to jak najbardziej przyjemne...
Przeszedłem tak jak wspomniałem do łazienki, gdzie odświeżyłem się lekko, przemyłem twarz i zęby, poprawiłem włosy, od przygotowanie na dalsze atrakcje dnia. Kiedy wyszedłem, Aiden już miał przygotowaną herbatę i dla mnie.
- Dziękuję ci... - westchnąłem zadowolony i z ochotą przyjąłem od niego filiżankę, przysiadając na kanapie. - Bardzo miło widzieć mi twój zapał, mam nadzieję, że mimo mojej nieobecności nie nudziłeś się w domu - powiedziałem miękko, upijając łyczka napoju.
Offline
- Tak jak wspominałem rano, zrobiłem wsyztsko co trzeba było zrobić w biurze a potem wybrałem się do domu z materiałami i pozostałą pracę wykonałem już tutaj. Zdecydowanie lepsze mam wyniki po wykonywaniu zadań tu, niż tam - podsumowałem. - A gdy już skończyłem, zająłem się jakimiś drobiazgami. Zjadłem coś i tak dalej - opowiedziałem, zerkając ciekawsko na Vincenta.
Aidenie! Opanuj się i zacznij zachowywać się z klasą. Gdyby matka mnie teraz widziała, pomijając fakt, że zalecałem się nie do kobiety, to by mnie przez głowę przestrzeliła, karcąc za mój brak dobrych manier, nad którymi tyle lat ze mną pracowała. Ah... Nie minęło jeszcze aż tak wiele czasu a ja już zaczynałem czuć tęsknotę, za taką prostą bliskością rodziny, rodzinnego miasta i znanych mi miejsc!
- A tobie mój drogi jak minął dzień? Był chyba naprawdę pracowity, aż obawiałem się, że wrócisz zbyt zmęczony, by robić cokolwiek innego niż pójść spać.
Offline
- Mówiłem ci już rano, jestem produktywny od rana do późnej nocy - zapewniłem go rozbawiony, obserwując jego ciekawski wzrok, jego sylwetkę usadowioną blisko, a zarazem nieco za daleko ode mnie... Oh, ale odległości całe szczęście można zmniejszać.
- Był pracowity, ale satysfakcjonująca pracowity, no wiesz... Praca nie była aż tak ciężka, a jednocześnie wszystko tak jakoś układało się łatwo i prosto... Może to kwestia mojego dobrego humoru, a może kwestia dobrze wykonanej pracy... słodem, dzień bardzo udany - pokiwałem głową. - Pomogłem też Alisson, miała problem z jedną metodą wytapiania, dość prymitywną, sam ją stosowałem z braku laku jeszcze w domu więc na spokojnie jej to wyjaśniłem... Spełniłem swój przyjacielski obowiązek - skwitowałem z dumnym uśmiechem. Może faktycznie miałem w sobie coś z pawia? Przystrojony, dumny ze swoich osiągnięć i tak królewski z zachowania, choć niewiele różniący się od zwykłego gołębia.
Offline
Pokiwałam głową zaraz po wysłuchaniu go.
- Hm, to dobrze... Niesamowite, że tak szybko zdążyłeś się zaprzyjaźnić z tymi ludźmi. Wybacz, sensie powtarzam, z czego doskonale zdaje sobie sprawę, po prostu wciąż nie wyszedłem jeszc,e z podziwu. Chciałbym zarazić się od ciebie taka pewnością i towarzyskim drygiem.
Offline
- Ustaliliśmy już, że nie możesz być tworem idealnym, czy bożkiem. Ja nie mam aż tak dobrej prezencji i ogłady co ty, jednak przekonuję do siebie ludzi. Widocznie wielu nabiera się na te ładne oczy - zaśmiałem się cicho. - Nie wiem czy wśród ludzi twojego wychowania, na przykład na tym nadchodzącym bankiecie, nie będę zbyt nieokiełznany i się nie zbłaźnię przypadkiem... nie chciałbym by ludzie przeze mnie źle na ciebie patrzyli - zaznaczyłem. - Nie mniej... znasz dobrze moją zasadę. Nie żałuj niczego - mrugnąłem do Aidena i popiłem jeszcze kilka łyków wybornej herbaty. Właśnie tego było mi trzeba po pracy, hah...
Offline
- Hmm, faktycznie, na nadchodzącym bankiecie lepiej było by odłożyć twoją zasadę na bok i żałować niektórych rzeczy. Ale możemy to przeciwczyć, jeśli nie czujesz się do końca pewny w tym towarzystwie. Wyższe swefy mają dużo bezsenoswnyvh momentami zasad, o których wielu spoza tego kręgu po prostu nie ma pojęcia. Sam najchętniej o wielu konwenansach bym zapomniał ale jednak poruszam się wciąż w tym towarzystwie. - Pokręciłam głową. - Myślę że mogę cię przedstawić jako dobrego przyjaciela i świetnego artystę, jak i ambitnego człowieka. Nie musisz podawać się za kogoś kim nie jesteś. A jak coś będzie nie tak, to postaram się cię wyciągnąć z każdej sytuacji - zapewniłem go, odsawaiajac pustą filiżankę na stolik. - Odetchnąłeś, zbieramy się?
Offline
Pokiwałem zadowolony głową, także odstawiając filiżankę i znów poprawiając lekko włosy. Strojniś. Kiedy Aiden ostawiał nasze filiżanki do kuchni, ja zacząłem przygotowywać się do wyjścia.
- Postaram się na tym bankiecie być wzorem cnót - zapewniłem spokojnie. - Ale poza takimi wyjściami, nadal nie mam zamiaru się ograniczać strachem. Rozsądkiem zgoda, ale strach czy wstyd? Nie, nie... Nie chcę by mną rządziły, wole swoją pewność siebie i brak żalu - parsknąłem, poprawiając buty, kiedy Aiden przeszedł do przedpokoju.
Offline
- Wiem że wolisz, nie potępiam cię za to, po prostu zawracam ci uwagę, że w tamtym towarzystwie to może pogrzebać twoje szanse na dobry rozgłos - szepnąłem, lekko się krzywiąc. - Tam będzie dużo wpływowych ludzi. Moi rodzice znają tylko takich, sami do nich należą. Tyle że są zdecydowanie bardziej nowoczesną ich wersja - podsumowałem, podchodząc do Vincenta, blisko. Mężczyzna stanął prosto z jednym butem na nodze i uniósł lekko brew.
Westchnęłam, wahając się chwilkę, ale zaraz uniosłem dłoń do jego policzka.
- A mi zależy na tym, byś jednak pokazał piórka, a nie zabójczą naturę - szepnąłem, uśmiechając się miękko do niego.
Offline
Zapomniałem jak się oddycha, kiedy Aiden stał tak blisko mnie, dotykał, patrzył na mnie intensywnie i... Zawirowało mi w głowie od określeń jakie przychodziły mi na myśl, jedną z tych głównych była "tylko spokojnie", ale jakże można było tu być spokojnym?
Po tym chwilowym amoku, przełknąłem głośno ślinę i po oblizaniu ust zagryzłem dolną wargę.
- Zabójczą naturę zostawiam tylko dla ciebie, nie martw się... - zapewniłem go, z lekko ściśniętym gardłem. Oh, dział na mnie tak intensywnie. - Piórkami będę olśniewać jak zawsze, o to się nie martw... Nie przyniosę ci wstydu - zapewniłem cicho.
Offline
Przymknąłem lekko powoli i przechylilam głowę pozwalając sobie na chwilę tylko dla nas. Bo ten dobry humor był spowodowany głównie jego obecnością, a ja przez większość dnia jedynie myślałem o Vincencie, za moment niby mieliśmy być razem ale na mieście jest zupełnie inaczej, byliśmy ogatniczeni spojrzeniami innych ludzi.
Teraz jednak byliśmy my, więc... Mogłem stanąć tak blisko jak stałem. Mogłem go dotknąć w taki sposób jak teraz z czego właśnie korzystałem. A na koniec... Mogłem pozwolić na zetknięcie się naszych warg, języków... Po prostu mogłem to zorbic, więc to zorbilem. Wiedziałem, że Vincent nie będzie miał mi nic przeciwko.
Offline
Na Boga, miałem nadzieję, że on nigdy nie przestanie tak mnie zaskakiwać. Oparłem się o ścianę za sobą, ciągnąć tym samym Aidena za sobą, przestając myśleć o czymkolwiek innym niż o tej chwili. Jedną dłoń trzymając na wysokości jego serca, drugą sięgnąłem do karku, by nawet nie myślał by się odsuwać. Czułem ciepło bijąc od niego, pewnie sam byłem rumiany od samego początku, tylko wspomniał o mojej "naturze".
Oh dawno się tak nie całowaliśmy. Głęboko, dokładnie, ochoczo... Wsunąłem nieznacznie dłoń za kołnierzyk koszuli, wciąż trzymając ją na karku, chcąc poczuć jego skórę, choć jeszcze troszeczkę. Nim znów będziemy musieli się od siebie odsuwać, udawać...
Gdy tylko powoli się odsuwał, zagryzłem nieznacznie jego wargę, tylko troszeczkę. Jak mógłby się na mnie gniewać, kiedy potem spoglądałem na niego z lekko uchylonymi wargami, szeroko otwartymi oczami, delikatnie głaszcząc go po torsie dłonią, gdzie jego serce (i moje podobnie) waliło podekscytowane. W końcu drapieżnik...
Offline