Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Oh, taniec - mruknęłam zmieszany, zerkając to na jego dłoń, to na karty. - Tak, wybacz, tak, tak, zatancze z tobą - odparłem, odkładając resztę tali i podnosząc się z kanapy. - Uh, chyba... Mi to trochę... umknęło... - szepnąłem, spoglądając na niego przepraszająco. Złapałem jego dłoń, a drugą odruchowo położyłem na jego plecach. Przez tą pozycję, a raczej dzięki niej, znaleźliśmy się naprawdę blisko siebie. Złapałem niepo płytszy oddech, uśmiechając się lekko. - Nie zrozumiałem, wybacz mi - powtórzyłem się.
Offline
- Wybaczam i dziękuję ci - uśmiechnąłem się krzywo. - Chyba muszę po prostu wyraźniej akcentować swoje chęci... Wiem, że przecież nie miałeś niczego złego na myśli, a gdybyś nie miał ochoty, to byś to powiedział - pokiwałem głową, czując narastające zadowolenie z tej bliskości, szczególnie gdy wsunąłem dłoń na ramię mężczyzny, a drugą ręką znalazłem zaraz dłoń Aidena. - A dziś... po prostu bardzo chciałem zatańczyć... Brakuje mi trochę rozrywek jak zabawy do białego rana, tańce, czy... inne - westchnąłem cicho, pomijając milczeniem inne seks niemal co noc. - Ale jeden krótki taniec z tobą przypomni mi natychmiast, czemu już tak nie robię - uznałem miękkim tonem, już ciszej, bo zaczynała się zwrotka, a pięknego głosu, nie wolno zagłuszać.
Offline
- Jeden krótki taniec wynagrodzi ci brak zabawy i rozrywki? - zapytałem z nutą zaskoczenia, zerkając na niego podejrzliwie. - To ogromną zmiana... Można powiedzieć że mało opłacalna wymiana - ciągnąłem dalej przyciszonym głosem. - Wiesz doskonale, że nikt ci nie zabrania zabawy. Możesz chodzić brakować w weekendy... W tygodniu też, choć nie wiem jak chcesz to połączyć z nauką,ale jeśli by ci się udało... - Wzruszyłem lekko ramionami, uśmiechając się słabo. - Mój jedyny warunek jest taki, że nie upijasz się. Bo wiem, że jesteś w stanie świetnie się bawić nie robić tego.
Offline
Pokiwałem głową z zamyśleniem, dając się prowadzić w spokojnym tańcu. Uniosłem w końcu na Aidena pytający wzrok.
- Nie będzie ci to przeszkadzać? Że bawię się w barach dla takich jak ja, a potem wracam w środku nocy do mieszkania? - upewniłem się z wahaniem. - Nawet jeśli nie będę pił, to... wszystko w porządku? Nie chciałem tam chodzić ze względu na ciebie, byś nie czuł się dziwnie z tym i w jakiś sposób zraniony - wyjaśniłem szczerze, decydując, że choć go kochałem, trzeba było temu facetowi wykładać wszystko dwa razy dokładniej. Potem uśmiechnąłem się słabo marszcząc brwi. - Swoją byłą dziewczynę byś puścił do baru z koleżankami, jedynie pod zastrzeżeniem "nie pij za wiele"? - upewniłem się, lekko unosząc brew.
Offline
Zmarszczyłem brwi, czując jednak trochę niepokoju, gdy już mi to wszytsko wyłożył.
- Tak... Raczej tak. Nie miałbym wielu zastrzeżeń. To była naprawdę poukładana kobieta. Momentami wybuchowa, ale ułożona - mruknalem, przyglądając się Vincentowi.
Szczerze powiedziawszy to myślałem że pójdzie do najzwyklejszego baru i będzie się bawił tak jak na statku, jakoś nie pomyślałem (znów) że mógłby pojęć do baru gdzie inni mężczyzny... Hm, cóż, faktycznie, w tym momencie potrzebowałem chwili by jednak się zastanowić nad tą sytuacją.
- Ale nie mogę cię w żaden sposób porownywac do niej... Sam też tego nie rób, proszę.
Offline
- Nie chcę byś mnie porównywał, ale po prostu... - wzruszyłem lekko ramionami. - Po prostu byś czasem... pomyślał o mnie nieco inaczej niż o współlokatorze. W końcu nie chcę byś jakoś ograniczany, ale... No - przyznałem szczerze, zaciskając palce na jego dłoni i oddychając spokojniej. - Ale pewnie i tak nie powinienem iść gdzie indziej niż do normalnego baru. Więc jeśli bym wyszedł to pewnie ze znajomymi z Akademii i na pewno nie do Stonewall - mówiłem już do siebie, obracając się z gracją i zaraz wracając do niego w ramionach, obejmując ręką jego ramię, palcami muskając kark. - Nie pić za wiele, oh to da się zrobić - kiwałem głową i w końcu lekko się uśmiechnąłem. - Zobaczę jeszcze czy coś z tego wyjdzie...
Offline
- Wydawało mi się, że nie traktuje cię jak współlokatora... Ze wspolokatorem raczej bym się aż tak nie spoufalał... A tym bardziej nie tańczył i nie spędzał czasu w ten sposób. Od początku byłeś mi przyjacielem i... To taka psychologiczna zapora która powoli przekraczam. Idzie mi opornie ale chyba od początku mówiłem ci, że nie będę w stanie przejść przez to szybko. Zapoznaje się z tym od kilku tygodni.
Offline
- Wiem, wiem, ja to wiem... - westchnąłem cicho. - Nie tak to miało zabrzmieć. Wiem, że się starasz i idzie ci świetnie - zapewniłem rozbawiony. - Po prostu... Czasem się gubię przy tobie. Z jednej strony czasem jesteś naprawdę troskliwy i tak zainteresowany, uważny, czasem nawet odpali ci się ten silny chwyt, który osobiście bardzo lubię... - wywróciłem rozbawiony oczami. - A potem nie wiem za bardzo co właściwie mogę i... - skrzywiłem się lekko, a potem nieco mocniej. - Wybacz. Po prostu chyba oboje mamy niezły mętlik, a ja nie umiem przeżywać tego na spokojnie jak ty - westchnąłem cicho, rozluźniając się w jego ramionach.
Offline
- Chyba niezbyt potrafię być romantyczny non stop - mruknąłem, przyznając się do tego na głos chyba pierwszy raz. Odchrząknąłem. - Isabelli chyba też to przeszkadzało. Ummm... - Zacisnąłem lekko wargi. - Choć nie wiem, czy to to samo... - Uśmiechnąłem się przepraszająco. - Fakt faktem - tym razem to ja pokierowałem Vincentem, by obrócił się wokół własnej osi i zaśmiałem się z tego krótko - oboje niezbyt wiemy co się dzieje... Ale ja po prostu nie lubię się denerwować. Szybko się dystansuje do wielu rzeczy. Dzięki temu chyba nadal rozmawiamy, bo wybacz mi Vincent, ale gdybym był taką bombą emocji co ty, to już na statku przestalibyśmy rozmawiać - stwierdziłem, pocierając kciukiem po wierzchu jego dłoni. - Wybacz mi, że nie zawsze zerwę się na równe nogi, gdy wspomnisz o tańcu... Albo że nie będę tak chętnie chciał wychodzić do barów... To po prostu... nie ja. Patrzysz na mnie czasami jak na bożka, ale nim nie jestem. Wolałbym, byś miał względem mnie niskie oczekiwania i był zaskakiwany, niż aż tak wysokie, bo w tej sytuacji... ciągle sprawiam ci zawód.
Offline
Uśmiechnąłem się słabo, widząc jego szczere wyznanie i po krótkim westchnięciu opuściłem głowę na jego tors, opierając policzek na jego obojczyku.
- I tak jesteś dla mnie jakiś tworem boskim - parsknąłem. - Ale obniżę oczekiwania i będę cały czas zaskakiwany... To może być właściwie nawet całkiem przyjemne - zapewniłem, śmiejąc się cicho a koniec końców uśmiechając się z lekka.
- Nie chcę byś był romantyczny non stop, właśnie potrzebuję byś był sobą, bo... Dobrze mi, w twoim spokoju, pławię się w wygodzie i analizowaniu otoczenia, prostych rzeczach... Brakowało mi tego. Spokoju, stabilności i tego ciepła jakie mi dajesz, troski... Mogę powtarzać, że jestem dorosłym facetem, ale to chyba mocno naciągane. Nie potrzebuję klubów i głośnego życia, skoro mam ciebie. Bardzo chcę spokoju, a nie starych nawyków. To były złe nawyki - podsumowałem zdecydowanie, nadal z głową opartą o Aidena.
Offline
Można by pomyśleć, że to niezbyt naturalna chwila w życiu dwóch facetów jednak... Dla mnie zaczynała być powoli dosyć naturalna. Zaczynałem reagować na zachowanie Vincenta z równym spokojem co kiedyś na kobiety, które mi się zalecały. Bawiło mnie to i zastanawiało za razem. Byłem jednak przekonany, że to raczej żadne eksperymenty... gdyby tak było, to nie nawiązała by się między nami taka nić porozumienia, taka emocjonalność, prawda?
- Zawsze możemy spróbować przeistoczyć twoje nawyki... No wiesz, zmienić ich formę? - zasugerowałem pytającym tonem. - W przyszłym tygodniu spotykam się z kilkoma starymi znajomi mojego ojca na bankiecie. Jeśli chcesz, możesz mi towarzyszyć. Nie zatańczysz ze mną, ale na pewno będziesz mógł się trochę napić i pobawić. Kobiety też nieźle tańczą - zapewniłem go, bo pamiętałem jak wielką urazę do nich miał.
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze i uniosłem znów głowę z piersi Aidena by popatrzeć na niego z wdzięcznością.
- Jeśli tylko nie uznasz, że przyniosę ci wstyd, to z przyjemnością z tobą pójdę - zaśmiałem się cicho, zaraz kiwając głową. Nie zwróciłem już specjalnie uwagi, że dość krótka piosenka zapętliła się już kilkakrotnie. - A jak zatańczę z kilkoma damami, to mi korona z głowy nie spadnie, byle żadna nie próbowała się ze mną umówić - zaznaczyłem kręcąc głową rozbawiony. - Um, tak chętnie z tobą pójdę Aiden, będę zaszczycony - podsumowałem pewnie i bardzo spokojnie. - Na pewno to będzie jakiś nowy wymiar zabawy. Zresztą to będzie też dla mnie jakaś możliwość poznania nowych wpływowych osób... Nie pogardzę - uśmiechnąłem się szczerze.
Offline
- Być może jest taka możliwość, że uda ci się poznać kogoś, kto... Mógłby ci pomóc z biznesem. Warto mieć na uwadze też ludzi, którzy nie będą bezpośrednio zaangażowani w sam proces tworzenia, a po rpsoyu będą... Sponsorować co nieco w zamian za jakieś reklamy i tak dalej. Wiem, że nie otworzysz biznesu jutro, ale kontaktu zbiera się latami - wyjaśniłem się szybko i z westchnieniem odsunąłem się od Vincenta, zerkając na płytę. - Rany, nie zauważyłem, kiedy się skończyła - powiedzialem bardziej do siebie, podchodząc do gramofonu i ściągając igłę z płyty.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko i podszedłem rozbawiony do mężczyzny, kładąc mu krótko dłoń na plecach, między łopatkami, ale zaraz opuszczając i samemu kucając do szafki z płytami.
- Teraz włączę jazz - powiedziałem miękko, znajdując płytę i chowając piosenkę do tańca. - Będzie przyjemniej grać w pokera przy jazzie, takim spokojnym - dodałem rozbawiony zerkając na Aidena z dołu i układając płytę. Potem gdy wstałem, nadal byliśmy blisko siebie. Pocałowałem go więc lekko w kącik ust i uśmiechnąłem się czule.
- Dziękuję za taniec. Uwielbiam z panem tańczyć, panie Morton - przyznałem z czułym, może odrobinkę flirciarskim spojrzeniem.
Offline
Usmiechnąłem się lekko, wodząc wzrokiem za mężczyzną aż do kanapy. W międzyczasie ruszyłem też za nim jednak dopiero po chwili wrócił mi głos.
- Hm, mi również jest niezwykle przyjemnie z panem tańczyć, panie Pearce - odparłem, zajmując miejsce na kanapie, lecz wciąż... Wciąż nie odrywając od niego spojrzenia.
Offline
Spojrzałem ponownie na Aidena, który usiadł obok mnie, co raczej nie sprzyjałoby grze w pokera. Jednak jego spojrzenie... Wpatrywał się we mnie nieprzerwanie, trochę zagadkowym dla mnie spojrzeniem, którego nie potrafiłem odszyfrować od razu. Oparłem się bokiem o oparcie kanapy, by patrzeć wprost na mężczyznę i uśmiechnąłem się początkowo niepewnie, a zaraz z rozbawieniem.
- Wpatrujesz się we mnie bardzo intensywnie, aż mi miło - zauważyłem tym tonem, którym zazwyczaj zaczynałem rozmowy przy barze z jakimiś przystojniakami. Oh, ale przy tamtych, Aiden nie był "przystojniakiem" a bóstwem. - Aż nachodzi myśl, że chcesz mi coś zrobić... A ja chyba byłbym skory zgodzić się na wszystko - zauważyłem flirciarsko i zachichotałem, zagryzając usta.
Offline
Teraz już byłem niemal pewny że Vincent zaczął otwarcie ze mną flirtować. Czy umiałem odbić piłeczkę czy to nadal było o krok za daleko? Kto nie probuje ten się nigdy nie przekona, prawda?
- Nie każę ci zrobić żadnych głupich rzeczy, nie obawiaj się - szepnęłam, czując jak uszy mi się nieco nagrzewają. Odchrząknąłem, starając się skupić. - Głupio to zabrzmi, jak powiem, że patrzę bez celu? Powinienem wymyślić coś w stylu "masz plamkę na kolniezyku"? - zapytałam z lekkim rozbawieniem, wyciągając rękę i dotykając kołnierzyk jego koszuli, a przy okazji muskając palcami jego szyję.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko, ciesząc być może za mocno na jego dotyk.
- Hm inwencji twórczej nigdy nie mało, więc zawsze możesz coś wymyślić - zaśmiałem się cicho, patrząc na niego rozczulony. - Ale to z kołnierzykiem było całkiem całkiem muszę przyznać - dodałem uśmiechając się jednym kącikiem ust, nadal wpatrzony w Aidena. - Mam wrażenie, że niemal w ogóle z tobą nie flirtowałem od początku naszej znajomości, jak i tej bliższej znajomości, nie chcę cię pod tym względem w żaden sposób zaniedbać przypadkiem - wyjaśniłem zaraz niemal czułym, lecz nadal sugestywnym tonem.
Offline
Uśmiechanalem się lekko i pokręciłem głową przecząco.
- Nie przejmuj się tym w ogóle. Naturalne kroki są zdecydowanie lepsze niż te wymuszone - zapewniłem go, zerkając na swoją dłoń, która jeszcze przed chwilą myślałem Vincenta. - W którymś momencie to zacznie być odruch, teraz mogę jedynie próbować stworzyć dobrą atmosferę... Hm, powinienem chyba poćwiczyć, prezes pierwsza oficjalna randka - stwierdziłem z lekkim rozbawiebiem.
Offline
Uśmiech sam pojawił się na moich ustach, kiedy wypowiedział tylko słowo "randka". Nadal o niej myślał, nadal miał na nią ochotę i nadal chciał mnie zabrać i... Skinąłem jedynie głową na jego słowa, choć w mojej głowie huczało od wielu, wielu myśli i marzeń i naprawdę pędzących wyobrażeń, hen hen daleko, za daleko.
- W porządku, naturalne kroki i szczerze słowa - powtórzyłem po nim. - Zapamiętam dobrze - dodałem czule i po kilku naprawdę długich chwilach wpatrywania się w siebie, dosunąłem się jednak nieco, na drugi koniec kanapy, zaraz zabierając swoje karty ze stołu.
- No dobrze, grajmy. Mamy czasu na dwie rundy przed snem, w końcu jutro poniedziałek - przypomniałem dziarsko.
Offline