Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Odchrząknąłem i nieco wróciłem do rzeczywistości bo faktycznie atmosfera zrobiła się bardzo lekka i odpłynąłem nieco za daleko.
- No tak, obiad czeka - mruknąłem i zabrałem dłoń, powoli podnosząc się z miejsca. - Pachnie nim w całym domu, faktycznie mocno aromatyczne to mięso - pochwaliłem, nie kończąc komplementowania. - Może jednak minąłeś się mimo wszytsko ze swoim prawdziwym powołaniem? - zapytałem żartobliwie.
Offline
Parsknąłem śmiechem i pokiwałem głową ze szczerym rozbawieniem.
- Mam po prostu niezwykle wiele talentów o które byś mnie nawet nie podejrzewał - zauważyłem, nieco tajemniczo się uśmiechając. - A nie jestem aż tak dobrym kucharzem, to naprawdę proste w przygotowaniu, kiedyś Ci to dokładnie pokaże - dodałem już normalnie wchodząc do kuchni, gdzie na stole wszystko czekało już przygotowane do jedzenia, razem z naczyniami. Mrucząc pod nosem do melodii która leciała w radiu kiedy podawałem mieso.
Po obiedzie (który wyszedł mi świetnie i przyjąłem od Aidena każdy możliwy komplement) mężczyzna zobowiązał się do zmycia naczyń, więc w tym czasie wróciłem na swój fotel tym razem z krzyżówką, by się nieco zrelaksować, przy przyjemnych audycjach. Kiedy Aiden wyszedł z kuchnią, obdarzyłem go czułym uśmiechem.
- Może pójdź się zdrzemnij? Kanapa nie jest najwygodniejsza do zasypiania, choć widzę że masz do niej jakąś słabość - zauważyłem rozbawiony, wspominając jak kiedyś zasnął na statku niespodziewanie na kanapie. Ah ja wtedy spałem w jego łóżku. Było bardzo przyjemnie i otaczał mnie zapach Aidena dookoła... Ah.
Offline
- Słabość? - zapytałem, unosząc lekko brew, nie do końca rozumiejąc jego rozbawienie tymi słowami. Pokręciłem zaraz głową i machnąłem dłonią, zbywając swoje pytanie. - Mniejsza o to. Wiesz co, teraz niezbyt mogę ani usiąść na kanapie ani się położyć. Myślę że usiądę na chwile do biurka i zerknę do swojej pracy - wyjaśniłem, idąc powolnym krokiem do swojej sypialni. - Radio mi nie przeszkadza, więc nie musisz go wyłączać - zaznaczyłem jeszcze.
Offline
- Znowu praca? - parsknąłem. - No dobrze, dobrze, ale obiecaj że po kolacji nie uciekniesz od razu do pracy - poprosiłem miękkim tonem nieco rozbawiony i po kilku chwilach obserwowania go odwróciłem w końcu głowę z rozbawieniem, wstając jeszcze na chwilę z ulubionego fotela. - Włączę sobie gramofon po cichu, a ty pracuj spokojnie - dodałem czułym głosem z cichą ekscytacją podchodząc do mojego ulubionego urządzenia, które cały czas było dla mnie jak magia.
Offline
- Do kolacji będę pracował, na pewno nie dłużej, a być może i skończę wczensiej. Nie będę spędzał połowy dnia na pracę, gdy mam wolne - mruknalem, chowając się u siebie w pokoju.
I tak jak powiedziałem. Popracowałem przez dwie godzinki, a gdy tylko skończyłem, wylonilem się ze swojej sypialni i przekonałem przez salon, w którym Vincent czytał książkę i poszedłem do kuchni.
- Herbaty? - zapytałem po drodze.
Offline
- Baaaardzo chętnie - zamruczałem, przeciągając się na fotelu i mrucząc przeciągle kiedy odłożyłem książkę i spojrzałem z uśmiechem na mężczyznę, który przynosił mi filiżankę z herbatą. - Mmm... Kochany - odetchnąłem odbierając od niego napój i siadając prosto. - Bardzo Ci dziękuję... Hm wracasz jeszcze do pracy? To ja może przygotuje lekką tartę do wina, hm? Puścimy muzykę i... - wzruszyłem ramionami lekko, nadal mając go na oku.
Offline
- Nie, nie, niez nie wracam już do pracy - zaprzeczyłem, siadając na kanapie z cichym westchnieniem. - Mogę ci pomóc w przygotowywaniu tarty? - zapytałem. - Wypijmy spokojnie herbatę tylko... Chciałbym parę minut odsapnac i mogę wracać do robienia czegoś - podsumowałem z uśmiechem.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko i pokiwałem głową z dużym zadowoleniem.
- Jasne, skoro chcesz mi pomóc to będę zaszczycony - uznałem miękko, wstając z fotela kiedy odłożyłem książkę i podszedłem do gramofonu trochę go przyciszyć, a potem dołączyłem do Aidena na kanapie. Tym razem jednak położyłem głowę na jego ramieniu, jak robiłem czasem na statku. Uh tyle rzeczy robiłem na statku, choć tutaj też... Było lepiej, przestań narzekać Vini. Na szczęście Aiden nie spiął się jakoś bardzo.
- No dobrze, to odsapnij spokojnie, a gdy poczujesz się już gotów do działania, to daj mi znać - mruknąłem, lekko przymykając oczy i rozkoszując się jego mięśniami, które czułem mimo koszuli policzkiem.
Offline
Upiłem odrobinę herbaty, choć było to utrudnione z powodu tego, że była jeszcze naprawdę gorąca.
- Wypije herbatę i naprawdę będę mógł z tobą działać w kuchni - zapewniłem, zerkając kątem oka na niego. Nie chciałem się wiercić i poruszać zbytnio by go nie stracić. - A ty się czujesz na siłach, by coś robić? Boże to jednak ty potrzebujesz drzemki? Je musimy jeść nic nadzwyczajnego... Z chęcią bym cię wyręczył ale obawiam się że w takiej sytuacji niewiele byśmy zjedli - podsumowałem z rozbawieniem.
Offline
- Nie potrzebuje drzemki, nie martw się. Spałem dziś całkiem dobrze, a teraz po prostu się relaksuje najlepiej jak mogę - uznałem śmiejąc się pod nosem. - Zrobimy razem tartę gdy odsapniesz, nie widzę w tym problemu, uwierz. Poza tym mam ochotę na nią i wino do tego, gdzieś czytałem... Albo ktoś mi to mówił? W każdym razie do tarty warzywnej świetnie pasuje białe wino - zaśmiałem się cicho. - Oraz mam na nią ochotę - podkreśliłem rozbawiony. - A skoro jeszcze chcesz mi pomagać, to aż żal odtrącać pomoc - zaśmiałem się cichutko.
Offline
- To raczej ja powinienem mówić, że będę zaszczycony mogąc uczestniczyć w procesie tworzenia naszej kolacji, która zapewne będzie jednym z kolejnych dzieł sztuki wychodzących z twoich rąk - powiedziałem z nutą powagi, jednak w moim głosie było słychać rozbawienie. - Oh Vincent, Vincent... - szepnąłem bardziej do siebie. - Nie wynudziłeś się dziś? To nie był mój najbardziej rozmowy dzień - zauważyłem, zerkając przepraszająco na niego.
Offline
- Nie musisz nic mówić, bym miał udany dzień - parsknąłem śmiechem na jego słowa, choć czułem to rozlewające się ciepło po klatce piersiowej kiedy tak mówił cicho moje imię. Uniosłem powieki i uśmiechnąłem się już bezpośrednio do mężczyzny.
- Wystarczy, że jesteś i mój dzień już jest udany, przecież wiesz - dodałem nieco ciszej i odwróciłem jednak wzrok, czując, że za długo już patrzę tak na niego z dołu... Na Rany Chrystusa, chcę tak popatrzeć na niego częściej, dokładnie z tej perspektywy, albo nawet niżej... Ugh.
- Poza tym dzień minął całkiem spokojnie i leniwie. Ten deszcz za oknem popsuł plany spaceru, ale to i tak nic nie zmieniło. Wszystko jest w porządku, mój drogi - podsumowałem spokojnie i klarownie.
Offline
Westchnąłem cicho i zwróciłem głowę w stronę okien. Nie wiedziałem czy można było te kilka kropel na krzyż przez cały dzień nazwać dreszczem ale one zdecydowanie popsuły spacerowy nastrój.
- To dobrze... Ciesze się w takim razie. - Usmiechnąłem się do samego siebie, znów unosząc filiżankę do ust i upijając niewielki łyk. - Chciałbym w przyszłym tygodniu gdzieś się wybrać. Może w piątkowy wieczór do muzeum, preferujesz taką aktywność, mój drogi? Czy masz już jakieś plany? - upewniałem się. Bo przecież Vincent złapał już dobry kontakt z kilkoma osobami. I lubił zwiedzać bary i dobrą zabawę... Ja byłem mniej przekonany do takiego sposobu spędzania wolnego czasu ale nie negowalem go. Jeśli tak chciał spędzać czas to niech tak je spędza. Byle by nie upijał się niewiadomo do jakiego stopnia.
Offline
- Nie, nie mam żadnych planów, więc chętnie wybiorę się z tobą do muzeum - zapewniłem z uśmiechem. - Póki co ciężko mi się umówić ze znajomymi z Akademii, wszyscy są mocno zapracowani, a sam nie mam zamiaru chodzić po barach - parsknąłem cicho. - Ale z tobą wybiorę się z miłą chęcią. Piątek wieczór... Zapamiętam - westchnąłem cicho i wtuliłem się w mężczyznę zadowolony, że mimo pracy i tak udawało nam się nadal umawiać na spotkania.
Offline
- To nic szczególnego, nie musisz się jakoś bardzo spinać... Po prostu mi zależy na odwiedzeniu Nowego Jorku z tej strony... Politycznie pewnie już za moment się wdrożę, społecznie też. Więc mam ochotę na jeszcze nutę historii która dodaje dobrego smaku. Bo polityka to raczej pozostawia wiele niesmaku - powiedziałem żartobliwie, spoglądając na pianino. - Hmm, ale cieszę się, że tak ochoczo reagujesz na tego typu rozrywki. Mam nadzieję, że nie czujesz się w żaden sposób przymuszony.
Offline
- Oh, przymuszaj mnie do większej ilości takich miłych rzeczy - zaśmiałem się cicho, po kilku chwilach, ostatecznie się prostując i siadając już normalnie obok Aidena, choć nadal lekko okręcony w jego stronę. - Naprawdę, jeszcze nigdy nie narzekałem gdziekolwiek byś mnie zaprosił, zawsze z przyjemnością towarzysze ci we wszystkim i nie narzekam - wyliczałem dalej coraz bardziej rozbawiony. - Uwierz mi proszę, zareaguję ochoczo na każdą twoją propozycję, mój drogi - uśmiechnąłem się. I siłą rzeczy wspominając moje niekryte zadowolenie, kiedy postanawiał mocno mnie złapać i przyciągnąć do siebie... Oh, dziś moja wyobraźnia jest wyjątkowo okropna
Offline
Mruknąłem pod nosem i upiłem kilka małych łyków herbaty, która była w coraz lepszej temperaturze.
- Nie chcę żebyś reagował ochoczo na wszystko o co cię poproszę lub co ci zaproponuję. Zależy mi na tym, byś reagował tak, jak to czujesz naprawdę. Ponieważ lubię Vincenta, a nie potakującego kolesia - wyjaśniłem mu na spokojnie, uśmiechając się do niego rozczulony jego zachowaniem. - Wiem, że masz swój bagaż życiowy, na różne rzeczy możesz reagować inaczej niż ja. I to będzie równie dobre, co zgodne zdanie. Okej? Nie tyczy się to koniecznie tej chwili, mówię tak... Ogólnie - zaznaczyłem, przyglądając mu się cały czas.
Offline
Westchnąłem głęboko i pokiwałem głową leciutko rozbawiony jego słowami. Oraz tym jak ciepło i czule na mnie patrzył.
- Nie zabieraj mnie więc do ZOO - poprosiłem, co sprawiło, że mężczyzna zmarszczył brwi. - Są straszne. Po prostu bardzo przygnębia mnie widok zwierząt zamkniętych w klatkach. Gdy byłem mały, Janet zabrała mnie do jednego. Musieliśmy wychodzić, bo dostałem ataku histerii gdy zobaczyłem zamknięte kangury - pokręciłem głową nieco zawstydzony tym wyznaniem. - A że stresuję się bardzo bogatymi okolicami i miejscami to już wiesz doskonale... Ale walczę z tą irracjonalną obawą, naprawdę. Teraz otaczają mnie sami dziedzice śmietanki towarzyskiej - westchnąłem kręcąc głową. - Hm... A co do reszty... Sam nie wiem, w dużej mierze zgadzam się z tobą w wielu rzeczach, bo po prostu... mam podobne poglądy, lub zainteresowania... To że jestem dzieciakiem z biedoty i nie znam co najmniej trzech języków, czy nut fortepianowych nie przeszkadza wielu rzeczach - zauważyłem, odwracając wzrok i lekko wzruszając ramionami. W końcu sięgnąłem po swoją filiżankę herbaty i upiłem kilka łyczków. - Ale jestem tym dzieciakiem. Po prostu dobrze to ukrywam pod toną biżuterii - parsknąłem ciszej.
Offline
- Okej... W porządku - szepnąłem, wzdychając. - Nie oceniam cię, nigdy nie oceniałem. Wielu rzeczy możesz się nadal nauczyć jeśli tylko byś chciał - zapewniłem, kiwając lekko głową. - Hm, nie lubisz zoo... W porządku. To konkretną i dosyć ważna informacja. Jednak myślę, że w śmietance towarzyskiej też znajdziesz swoje miejsce i nie masz co się bać ładnie ubranych ludzi. Nie zawsze są oni nadęci czy zarozumiali. Poznałeś moich kolegów na statku. Jest szansa pięćdziesiąt na piedziesiat, że trafisz na bufona. I dotyczy to zarówno ciebie jak i mnie. - Zaśmiałem się.
Offline
- Oh, no tak, to pewne. Cóż, póki co raczej mam w znajomych całkiem w porządku ludzi... Może Clay mógłby się przymknąć mówiąc o "firmie, która będzie jego", ale to już inny temat - wywróciłem oczami i pokręciłem głową. - Tak, tak, muszę przestać się dobijać śmietanką towarzyską, a spróbować z nimi żyć - podsumowałem i spojrzałem czule na Aidena. - I tak najbardziej cieszy mnie twoje towarzystwo, co jest raczej oczywiste - podsumowałem tonem jakim wypowiada się rzeczy które są faktami. Upiłem jeszcze trochę herbaty i odstawiłem filiżankę na stolik, chwilę zapatrując się na to co się działo za oknem.
Offline