Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Uśmiechanalem się jednym kącikiem ust, nagle żałując, że sam nie zwracałem uwagi na tę wszytskie szczegóły. Dla mnie to wszytsko było... Zlane w całość. Pamiętałem dobry czas... Faktycznie, były momenty, których nie zapomnę, jednak o takich rzeczach nie zapomina nikt.
- Ja jeszcze coś tam pamiętam ale... Jakoś nie skupiałem się na tym tak bardzo, na zapamiętywaniu... Analizuje wsyztsko na bieżąco, a gdy już to zrobię to... Hm, odkładam to. Na bok i... Chyba jakoś mi to ucieka - przyznałem się, krzywiąc lekko. - Szkoda...
Offline
- Niektórych rzeczy nie można wciąż i wciąż analizować, a po prostu przeżyć - uśmiechnąłem się krzywo. - Zauważyłem, że masz coś takiego... No wiesz, że rozkładasz wszystko na poszczególne elementy i je analizujesz bardzo dokładnie, by je kategoryzować i poukładać w swoich szufladkach w głowie w odpowiedniej kolejności - zachichotałem. - To absolutnie... - przerwałem gryząc się w język i nieco ściszając głos. - Absolutnie urocze i jedyne w swoim rodzaju - przyznałem spokojniejszym tonem. - Ale czasami... trzeba poczuć całym sobą niektóre wydarzenia - westchnąłem. - No wiesz, duchowe przeżycia, analiza emocjonalna... Hm wychodzę na jednego z tych świrów - pokręciłem głową. - Ale mam nadzieję, że rozumiesz choć troszeczkę o czym mówię!
Offline
- Teraz, gdy już zdążyłem co nieco przeżyć i... Hm, poczuć. - Uśmiechanalem się szeroko, zaraz jednak się uspokoiłem, by nie wyglądać zbyt głupio. - Ostatnie przeżycia otworzyły mi mocno oczy. Dzięki tobie zacząłem... Trochę inaczej patzrec na wsyztsko. Staram się skupiać na mniejszych rzeczach, niż ogarniać wsyztsko dookoła wzrokiem i rejestrować jak jakaś kamera. - Zaśmiałem się krótko. - Ale to i tak trudne... Mam wrażenie, że po prostu mam to zapisane w genach. Ten nadmiar myśli,chęć do analizy... - Pokręciłem głową. - Rany... Znów się rozgadałem - wymamrotałem, drapiąc się po karku.
Offline
- A mi to jak zawsze absolutnie nie przeszkadza - zaśmiałem się szczerze, skręcając w ulicę handlową. Potem jednak uśmiechnąłem się po prostu czule. - Cieszę się, że pomogłem ci tak spojrzeć na świat, w zupełnie nowy sposób - przyznałem miękkim tonem. - Czasami moje spojrzenie, szczegółowe, na detal, odbiera mi szerszą perspektywę. Właśnie tego nauczyłem się przy tobie - uśmiechnąłem się krzywo. - Zrozumienia, patrzenia szerzej, cierpliwości i analizowania - parsknąłem. - Chyba nigdy nie podejrzewałbym sam siebie o takie elementy, ale sam widzisz. Wpływamy na siebie i to całkiem pozytywnie - zaznaczyłem, kiwając głową. Rozglądałem się przy okazji dookoła. Wielu ludzi spacerowało sobie spokojnym korkiem przez promenadę, zresztą nie dziwne, pogoda była piękna. W kawiarniach siedziały różne grupki, od młodzieży, po dorosłych, czasem jakieś bohemy artystyczne, czasem plotkujące przyjaciółki. Zacząłem już od dawna przyzwyczajać się do niepowtarzalnego charakteru tego miasta, ale chyba jeszcze zajmie mi to dużo czasu, nim przestanę rzucać zaciekawione spojrzenia.
Offline
Wziąłem głęboki oddech i też dałem sobie chwilkę na rozglądanie się po ulicy. To miasto było jak żywy organizm...
- Tak,działamy na siebie i to pozytywnie. - Usmiechnąłem się pod nosem. - To cudownie,lepiej trafić nie można było - podsumowałem, zerkając kątem oka na Vincenta, który wciąż z ciekawością i błyskiem w oczach rozglądał się po ulicy. - Mozdmasz ochotę na kawę? Przejdziemy się jeszcze kawałek i usiądziemy na małą, spokojna przerwę w jakimś ogródku w kawiarni? - zasugerowałem. - To będzie zdecydowanie bezpieczniejsze mięsne to dracenia kontaktu ze światem... - Pomachalam mu z rozbawie iem dłonią przed twarzą. - Aiden do Vincenta, słychać mnie?
Offline
Zamrugałem i z uśmiechem przytaknąłem głowa.
- Słyszałem! Kawa! - zapewniłem pośpiesznie, zaraz się śmiejąc się z siebie. - Jestem z tobą ciałem i duchem, wybacz! - dodałem pośpiesznie. - I kawa w jakiejś spokojniej kawiarni to faktycznie znakomity pomysł przyjacielu. Siedzenie w jednym miejscu znacznie ułatwi analizowanie świata dookoła i zminimalizuje szkody - przyznałem. - Mógłbym się potknąć, a nie zauważyć, ale zagapiłem się na pierścionek jednej kobiety, wybacz mi najmocniej - pokręciłem głową z rozbawieniem. - No dobrze, kawa... Mhm, może przy okazji coś przekąsimy małego przed kinem, na pewno mają w kawiarniach jakieś rogaliki, albo bułeczki - uznałem zdecydowanym głosem, teraz rozglądając się za idealnym przystankiem spaceru.
Offline
Zaśmiałem się z tej całej jego radosnej paplaniny. Lubiłem ją, zresztą, ja w sumie w zdecydowanej większości przypadków wolałem słuchać niż mówić tyle co mówi rozmówcy.
- Dobrze, w takim razie rozglądaj się teraz za kawiarnią idealna... - Zmarszczyłem lekko brwi. - A może chcesz wejść do sklepu z biżuterią? Tak o? - zasugerowałem. - Widzę jeden na horyzoncie - nakierowałem Vincenta na sklep. - Skoro biżuteria tylko ci w głowie...
Offline
Uniosłem dłoń do góry, która jak zawsze była przyozdobiona błyszczącymi pierścionkami, tak samo jak i szyja, obojczyki, druga ręka.
- Oh wiesz doskonale, że nie tyle co biżuteria mi w głowie, co cały nią żyje - zaśmiałem się cicho. - Projektuję, tworzę, naprawiam, przetwarzam... Obserwuję też nowe trenty. Więc chętnie przytaknę na małą wycieczkę do sklepu z biżuterią - przyznałem z szerokim uśmiechem. - Oczywiście, jeśli nie chcesz mi towarzyszyć, to to zrozumiem, ale sam wiesz, nie zniechęcam, to na pewno będzie pouczająca wycieczka - zaznaczyłem, dostrzegając sklep o jakim wspomniał Aiden. Wyglądał na tradycyjne usługi złotniczo-jubilerskie, co jeszcze bardziej mnie podekscytowało, bo sam się parałem podobną niszą.
Offline
Zaśmiałem się krótko.
- Może i nie podzielam aż tak twojego zachwytu i zapewne nie będę się aż tak długo przyglądał ale żadna korona mi z głowy nie spadnie, gdy tam wejdziemy. To i oczy już ci świecą, a jeszcze nawet nie zbliżyliśmy się do drzwi - wytknalem mu z rozbawiebiem.
Offline
- Czysta ekscytacja czymś nowym - machnąłem ręką, niemal od niechcenia i zaśmiałem się cicho. - Wybacz, jestem po prostu bardzo ciekaw jak radzi sobie taki przemysł w mieście, szczególnie, że to moje małe wymarzone pragnienie mieć właśnie taki sklep, na tak luksusowej ulicy - westchnąłem głęboko i jednak spuściłem z tonu. - W porządku, rozumiem, przesadzam - pokiwałem lekko głową i już na spokojnie podszedłem do drzwi.
Sklep był standardowej wielkości, nie za duży, nie za mały. Zewsząd otaczało nas złoto, srebro najróżniejsze kamienie szlachetne, kontrastujące z ciemnym drewnem wnętrza. Przypominało luksusem nieco sklep, który prowadziłem na statku. Uśmiechnąłem się lekko na to spostrzeżenie, a jeszcze szerzej uśmiechnąłem się na starszego pana z charakterystycznie zniszczonymi dłońmi, podobnie do moich.
- Witam panów, mogę w czymś pomóc? - zapytał uprzejmie, przyglądając nam się. Oczywiście pierwszy ja podszedłem do lady.
- Nie, chciałem się jedynie rozejrzeć - przyznałem pośpiesznie. - Jest pan wykonawcą? Złotnikiem, dopiero przyjechałem do kraju i chciałem trochę rozeznać się w obecnych metodach wykonawczych, jakichś trendach... - zacząłem swój monolog, kiedy Aiden za plecami po prostu oglądał wystawę. Ja zdecydowałem się chwilę zająć sprzedawcy i twórcy, jak się okazało chwilę później.
Offline
Mężczyźni zaczęli miłą pogawędkę, ja jednak nie miałem jak się do niej dołączyć, bo niestety ale temat wciąż był mi obcy. Vincent wyjaśnił oczywiście, że nie jestem "z branży" i stąd moje milczenie. Więc gdy mój Vincen i sprzedawca rozmawiali, a nawet nieco zaczęli dyskutować w międzyczasie ja przyglądałem się wystawie...
Sam nie wiem, mimowolnie zatrzymałem się przy ślicznych pierścionkach i po prostu przypomniałem sobie o tym, że jeszcze nie tak dawno temu jeden z takich ślicznych pierścionków miał znaleźć się na palcu kobiety którą kochałem... Jednak zauważyłem, że mimo iż idealizowałem tą sytuację, ten moment w moim życiu, który miał być przełomem, to sama Isabella... Odchodziła w niepamięć. Wiadomo, znałem ja od dawna, ale... Kobieta rozmazywał się z tygodnia na tydzień coraz bardziej. Mimo wszytsko wizja rodziny wciąż zaprzątała mi głowę...
Offline
- ... to fascynujące, myślałem, że używanie tej metody już dawno odejdzie w niepamięć, a jednak ma swoich amatorów? Warto to jeszcze rozważyć, więc... tak, tak bardzo panu dziękuję, uaktualniłem wiele swoich informacji - powiedziałem miękko i z wdzięcznością uścisnęliśmy sobie dłonie. Zaraz odwróciłem się do Aidena, który jakimś pustym spojrzeniem wpatrywał się w wystawę. Poklepałem go po ramieniu i po uprzejmym pożegnaniu, wyszliśmy ze sklepu, do kawiarni na skrzyżowaniu dwóch alej, gdzie znajdowała się przyjemna z zewnątrz kawiarnia.
- W porządku? Wydajesz się, czymś lekko zadręczony - zauważyłem czułym tonem, poprawiając sygnety które ściągałem z palców do prezentacji.
Offline
Westchnąłem cicho, analizując oczywiście w głowie wszystkie za i przeciw powiedzenia Vincentowi o co chodzi, a następnie starałem się na szybko ułożyć swoją odpowedz tak, by nie brzmiała zbyt chaotycznie czy melancholijnie.
- Tak, wszytko w porządku. Długi rozmawialiście i zaczęła mnie już nachodzić myśl... Hm, żeby się wtrącić - odparłem spokojnie, uśmiechając się grzecznie do mężczyzny. - Czyli kawa? Chyba mam ochotę też na jakieś ciastko - mruknalem.
Offline
Uśmiechnąłem się miękko i spokojnie, kiwając głową.
- W porządku, w takim razie kawa i ciastko, ja chętnie też schrupię - przyznałem miękko i odwróciłem wzrok. Nie będę naciskał, byłoby to absolutnie nieuprzejme, zdecydowałem i po prostu weszliśmy do kawiarni. Widać było po niej, szczególnie po klienteli, że była to okolica zamożna i centrum głównie spotkań towarzyskich. Nie mniej, nie czułem się jakoś przytłoczony przepychem, bo sama atmosfera restauracji, była bardzo w porządku. Zamówiliśmy po filiżance kawy oraz cieście - Aiden wziął to mniej słodkie, a ja nie zamierzałem udawać, że uwielbiam słodycze - a następnie zajęliśmy miejsca w ogródku na zewnątrz kawiarni, przy jednym ze stolików dla dwojga.
- Podekscytowałem się tym sklepikiem, bo to właśnie jest mój prywatny cel - przyznałem szczerze, kiedy na spokojnie się rozsiedliśmy. - No wiesz, sklep, właśnie z takimi autorskimi wytworami, z pasją w palcach.. - uśmiechnąłem się lekko.
Offline
- "Pasja w palcach" - powtórzyłem z cichym pomrukiem, jak to miałem w zwyczaju zresztą. - Ciekawe określenie - wyjaśniłem się zaraz, uśmiechając lekko wątrobę mężczyzny. - Bardzo ładne - dodałem jeszcze, sięgając po swoją filiżankę z kawą. - To świetnie. Hm, mam na myśli, to że twoim celem jest coś takiego. To bardzo realny i rzeczywisty cel - zapewniłem go, kiwając lekko głową. - W szczególności, że jestem tu gdzie jesteś. Jeśli i mi się poszczęści,to mam nadzieję, że będę mógł przyłożyć nieco ręki do rozkwitu twojego sklepu.
Offline
- Przyłożyłeś już samym tym, że możemy tu siedzieć spokojnie oraz że mam gdzie wrócić na noc - zaznaczyłem uparcie. - I wspominałem już o tym nie raz. A jeśli będę potrzebował więcej twojej pomocy, to upomnę się o nią. Przełknę najpierw ten temat, a potem to zrobię, obiecuję. Zresztą i tak będziesz pierwszą osobą, jakiej się będę żalił ze wszelkich problemów - zauważyłem rozbawiony. - No dobrze, ale jeszcze czeka mnie trzy lata nauki, może za dwa zacznę już myśleć o czymś poważniejszym. Pięknie by było wejść w rok 1950 z nowym biznesem na lata... - westchnąłem głęboko, kiwając głową z nutą marzeń i determinacji.
Offline
- To taka ładna data, ale tylko data - zapewniłem go. - Jeśli wejdziesz w biznes rok, czy trzy później, to nic się nie stanie, a nóż ominą cię jakieś kryzysy - mruknąłem, uśmiechając się lekko. - Szkoła i praktyki na pewno pomogą ci w dosyć szybkim tempie zrozumieć na czym działa tu biznes i jak sprzedawać, żeby faktycznie sprzedać.
Offline
Westchnąłem kiwając głową.
- Wiem. Dlatego kiedy dostałem stypendium niemal zaprzedałem dusze diabłu by się tu dostać - przyznałem kręcąc głową i upijając kawy. - Wpierw miałem płynąć z matką, razem. Ale przez powroty z wojny weteranów i wzrost podatków było to już niemożliwe. Popłynąłem za ocean sam, by rozwinąć się choć trochę. W tych gorszych dzielnicach czuć kryzys powojenny - przyznałem. - Niemal kawałek za nami, a nawet sobie nie wyobrażasz ilu rannych, albo sierot - pokręciłem głową. - Uh, wybacz, przeskakuję od tematu do tematu, ale tu wszystko jest ze sobą ściśle powiązane. Ale konkluzja jest jedna, przypłynąłem się uczyć, pracować w zawodzie i zabłysnąć pewnego dnia. Marzenie o w miarę stabilnym związku było marzeniem, ale skoro takie marzenie mogło się spełnić, to czemu nie moje, o własnym sklepie...? - parsknąłem, uśmiechając się półgębkiem do Aidena.
Offline
- Miewam czasem wrażenie, że ty niekoniecznie lubisz "stałe" - przyznałem się, marszcząc brwi. - Wybacz, naprawdę wybacz, że zatrzymuje się na tym temacie, ale to dosyć znaczącej nie sądzisz? - zapytałem, spoglądając na niego dosyć intensywnie. Dla mnie stałość to była rutyna, która pokocham, kłótnie, które przedyskutuje i rozwiąże, zabawa, która pozwoli odsunąć w niepamięć niesnaski. A czym była "stałość dla Vincenta". Westchnąłem bezgłośnie. - Twój sklep, sam w sobie, to realna rzecz, tylko teraz pojawia się pytanie gdzie , jak duży, i jak bardzo popularny - podsumowałem. - Ale to faktycznie... Bardzo duże odbieganie od rzeczywistości - podsumowałem, starając się postawić mur między swoimi pierwszymi a ostatnimi słowami. Sam nie wiedziałem dlaczego aż tak się to że mnie "wydarło" wręcz. Może przez to, że niemal przez 20 minut stałem i patrzyłem się w pierścionki myśląc nad rodziną, której jednak nie mam?
Offline
Zmarszczyłem brwi, a ochota na rozmowy o sklepie, którą miałem zawsze, nagle mi przeszła. Spojrzałem poważnie na Aidena, szczególnie po jego pierwszych słowach nieco mnie... zamroczyło.
- Co masz na myśli mówiąc, że nie lubię stałości? - zapytałem, starając się nie zabrzmieć jak urażony, jednak trochę bolał mnie fakt, że mógł tak o mnie pomyśleć. - Sądzisz, że nie umiem być stały? To, że nigdy nie byłem w prawdziwym związku, nie zmienia faktu, że zawsze tego pragnąłem. I pokładam niewyobrażalne nadzieje w tym co mam teraz... w znaczy się nas - zauważyłem i skrzywiłem się lekko, pochylając się nieco bardziej, bliżej Aidena. - Nie rozglądam się, nie szukam innego wyjścia, pewnie znalezienie kogoś kto już rozprawił się sam ze sobą tak jak ja, byłoby łatwe, ale nie szukam łatwiejszego rozwiązania, a takiego, które pokocham. Już pokochałem - zaznaczyłem, lekko skrzywiony. - Nie dam ci normalności... ale przynajmniej szczere uczucia - dodałem.
Offline