Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Uśmiechnęłam się smutno, jak to ostatnio często robiłam. Chyba czułam ból cały czas, mogłabym płakać i płakać... Od tak dawna nie płakałam tyle ile już wylałam łez za własną głupotą i tym ile ona przyniesie smutku i żalu.
- Spokój ducha to dobre życzenie - przyznałam szczerze. - Chciałabym czuć się dobrze w miejscu, w którym żyję. Nie jak gość, intruz, po prostu chciałabym znaleźć dobre bezpieczne miejsce na ziemi, gdzie czułabym się... jak u siebie - uśmiechnęłam się słabo. - Wizja z wodą i łódką to szczyt marzeń - dodałam rozbawiona, a potem znów ucichłam. Chwilę myślałam, patrząc jak gwiazdy odbijają się w wodzie.
- A z bardziej przyziemnych... - znów zaczęłam mówić. - Tylko nie mów Vincentowi... Chciałabym mieć dzieci.... - przyznałam się, w miarę spokojnym tonem. Jednak nie dodałam nic więcej, po prostu jakbym powiedziała to sama do siebie, jakbym to ciche marzenie, które skrywałam w odmętach serca, powróciło, kiedy u mojego boku pojawił się ktoś kogo pokochałam.
Offline
Pokiwałem głową ze zrozumieniem i objąłem Janet ramieniem pozostając w ciszy.
- Myślę, że to naturalne marzenie każdego dorastającego człowieka - szepnąłem po długiej chwili milczenia. Doskonale pamiętałem ból wymalowany na twarzy Janet, gdy opowiadała mi o tym, czemu zostawił ją mąż i jak bardzo cierpiała, tracąc kolejne dziecko, jeszcze zanim zdążyła je sobie dobrze wyobrazić w głowie. Wziąłem głęboki oddech, mówiąc bardzo ostrożnie. - To też bardzo dobre życzenie - zapewniłem ją, gładząc po ramieniu.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Uśmiechnęłam się słabo, po krótkiej chwili milczenia. W końcu wtuliłam się w Coltona, nie mogąc wytrzymać tej niepewności i oddalenia, tego celibatu bliskości.
- Chciałabym by twoje życzenie się spełniło - powiedziałam cicho. - Gdyby teraz spadała gwiazda, oddałabym swoje życzenie, wiesz? Bo... Bardzo chcę twojego spokoju ducha i szczęścia... - dodałam, krzywiąc się i nie patrząc na niego. - Mam wrażenie, że nie powiedziałam Ci tego jeszcze... A to ważne. Naprawdę ważne...
Offline
- Faktycznie, to bardzo ważne. Ale można powiedzieć, że tak jakby już mi to powiedziałaś. Tak... No wiesz, między wersami - odparłem, spoglądając cały czas w przestrzeń, nie zerkając na Janet, po prostu patrząc przed siebie... - Gdyby moje życzenie się spełniło, to twoje też, bo jesteś teraz... Yhym, jesteś częścią mojego spokoju i szczęścia.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Opuściłam lekko głowę, czując ukłucie w sercu. Przełknęłam jednak żal, tak szybko jak się dało. Janet, nie możesz wiecznie rozpamiętywać błędów, zacznij je naprawiać.
- To zaszczyt - przyznałam cicho, uśmiechając się lekko. - Być twoim szczęściem, spokojem... Stanę na wysokości zdania, wiesz? Będę... Będę się starać. Byś nie żałował tego, że mnie pokochałeś, byś nie uważał tego za błąd. Naprawdę, postaram się... Dajesz mi i tak dużą szansę, a ja... ja jej nie zmarnuję - zapewniłam go z uporem.
Offline
- W życiu staram się żałować jak najmniej - odparłem, w końcu na nią zerkając, ale jedynie przelotnie. - Wszystko co się dzieje... Dzieje się z jakiegoś powodu. Jestem tu, na tym statku, płynąć w nieznane, po spotkało mnie dużo zawodów. I... - Westchnalem. - Pamiętasz jak mówiłem ci, że chce się rozwijać i dlatego jadę? Oh, to po prostu... Nie do końca prawda. To też jeden z powodów ale po prostu... Muszę odsunc od siebie znajome miejsca, znajome twarze,naturę, miasta, jezyk, kulturę... Po wszystko przypominało mi te zawody... Ale - zaznaczyłem, a mój głos stał się mocniejszy. - Niczego nie żałuję. Cieszę się,że tu dotarłem. Tak samo i ty Janet. Ciesz się, że stoisz tu gdzie stoisz... Ja ci wybaczyłem. Teraz ty wybacz samej sobie. Mam nadzieję, że... Poradzisz sobie z tym gdy już zejdę na ląd, a ty wrócisz statkiem do Australii.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Westchnęłam cicho, a nie chcąc patrzeć na Coltona, oparłam głowę na jego ramieniu, choć już i tak byłam wtulona. Bałam się tam spojrzeć, w jego oczy i znów dostrzec żal i smutek, gdzie jeszcze kilka tygodni temu szalały wesołe iskierki.
- Nie wiem czy sobie wybaczę, Col. Właśnie dlatego nie będę umiała długo bez ciebie żyć - przyznałam. - Nie mniej... najbardziej pozytywną rzeczą w całej tej historii jest to, że... naprawdę cię kocham. I naprawdę potrzebuję wszystkiego co mi dajesz... Chcę przez to powiedzieć, że na pewno przypłynę. Zamknę sprawy w Australii raz na zawsze i przypłynę - zarzekłam się, zaciskając usta. - Dopiero wtedy sobie wybaczę...
Offline
- Ważne żebyś sobie wybaczyła, zależy mi na tym, wierz mi - zaznaczyłem, biorąc głęboki oddech i nieco pocierając jej ramię. Dziś było ciepło i nawet nie wiało, także pogoda była idealna na nocne schadzki i nie tylko my z niej korzystaliśmy, niedaleko nas stała jakąś inną para ale skryta w cieniu, więc niezbyt mogłem ich dostrzec. Zresztą, nie starałem się też jakoś bardzo. Zerkałem teraz ciągle na Janet, która chyba tak jak ja na nią, miała problem ze spoglądaniem na mnie. Rozumiałem ja jak nikt.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Westchnęłam cicho i pokiwałam na jego słowa delikatnie głową. Chwilę milczałam, starając się zapamiętać jak najlepiej tą chwilę. Ostatnio łapałam się na tym, że długo milczę, że staram się oddychać zapachem Coltona, pamiętać kolory apaszek jakie nosi, albo dokładnie przyglądać się jego uśmiechowi. Był teraz tak rzadki, że zdecydowanie wymagał zapamiętania.
- Postaram się sobie wybaczyć - przyznałam cicho. - Ale tylko dlatego, bo tobie na tym zależy... Powinnam znosić największe katusze, za to... za to że zgasiłam ci iskry w oczach. Że się nie uśmiechasz tak szeroko.... - skrzywiłam się. - Odebrałam temu światu coś pięknego. Najpiękniejszego romantyka...
Offline
Uśmiechnąłem się słabo.
- Nieprawda... Uwierz mi, potrafiłem się pozbierać nawet po gorszych ciosach, a... - Przełknąłem, trudem ślinę. - Niestety, zdążyło mi się stanąć na "linii ognia" i dać się ostrzeliwać w nieskończoność. - Zagryzłem policzki od środka. - Na wszystko trzeba czasu. Hah, prawie na wszystko. Miłość rządzi się własnymi prawami - zaznaczyłem żartobliwie, starając się zmienić odrobinkę ten poważny ton rozmowy.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Skrzywiłam się. Tego się bałam, że nie tylko ja to zrobiłam, zraniła go, miałam zostawić... To było tak wiele dla jego serca, jego rannego juz nie raz serca. Nie mniej zacięłam wargi i uniosłam głowę z ramienia Coltona, by spojrzeć na niego.
- Może nie pierwsza cię zraniłam, ale chcę być ostatnią, która to zrobi - przyznałam z uporem. - Pewnie mi nie wierzysz. Albo zwątpisz w te słowa nie raz... Ale nie chce by już kiedykolwiek, jakakolwiek kobieta cię raniła... Ja będę ostatnią. Wrócę do ciebie i wszystko naprawie - uparłam się, zapewniając jego, siebie i gwiazdy które były nam świadkami.
Offline
- Wierzę, Janet, naprawdę staram się w pełni w to wierzyć... Bardzo nie lubię złych zakończeń, wypieram je z głowy za wszelką cenę. Po prostu ci ufam. Będę na ciebie czekać wytrwale... - podsumowałem. Mówiłem to już po raz któryś z kolei ale chyba oboje mieliśmy nadal problem z przyswojeniem tych wszystkich informacji. Rozłąka to nie będzie bułka z masłem, choć teraz wydawała się być banalna — poczekam na nią, aż do mnie dolaczy "i będziemy żyć długo i szczęśliwie". Idealnie.
Ale życie nie lubiło się nawet zbliża do ideału.
Ten wieczór spędziliśmy w trochę posępnej atmosferze, po prostu... Wymieniliśmy się swoimi troskami. Znów się przepraszaliśmy, opowiadaliśmy o swoich nadziejach... Ale to dobrze przynajmniej ja tak uważam. Bo... Jak dzieli się z kimś troski, to się ma do tej Sony wielkie zaufanie, ma się w niej drucha i przyjaciela, powiernika. Więc...
Czułem się pełny nadziejo, naprawdę się tak czułem. Wracając do swojej kajuty, po odprowadzeniu Janet, czułem, po prostu wiedziałem! Że wszystko będzie dobrze. Będzie... Naprawdę będzie dobrze.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Ostatnie dni niemal udało nam się odzyskać humor. Jednak wczesnym porankiem nie mogłam spać, a gdy wyszłam na pokład, zrobiło mi się niedobrze jak nigdy. Widziałam ląd. To było okropne. Już wiedziałam, że zbliżamy się tam, że dzieli nas kilka godzin od stanięcia w porcie, a potem kilka godzin na rozładunek, dołączenie nowych pasażerów i kolejna droga, tym razem powrotna. To było chore. Wcześniej sądziłam, że będę się cieszyć na widok lądu, w końcu "hah połowa drogi za mną!". Jednak teraz?
Nie zmrużyłam oka. Ubrałam się i wróciłam do spacerowania po pokładzie. Nie potrafiłam wytrzymać, to było dla mnie za dużo.
Stracę go. Na te kilka miesięcy zostawie samego i co? I co będę jak przypłynę, czy... On mniie dalej będzie kochał? Czy nie będzie zmoow niezręcznie? Tęskniłam za smakiem jego ust, tęskniłam za jego skórą przy mojej skórze. Znów chciałam przy nim spać... Ale nie poszłam do niego, bałam się że go obudzę...
Albo po prostu bałam się jego reakcji na mnie, gdy zapukam do jego drzwi... Tak się bałam wszystkiego...
Offline
Rano wpadłem na korytarzu na jednego ze swoich znajomych, który oznajmił mi, że już od jakiegoś czasu widać ład i że jest niezwykle podekscytowany. Był taki radosny, że nie chciałem dawać po sobie poznać, jak te słowa mnie zniszczyły. Ale gdy tylko odszedł, a ja zrobiłem kilka kroków do przodu zaczęło mi się niezwykle mocno kręcić w głowie i poczułem duże osłabienie. Musiałem się zatrzymać i oprzec o ścianę, wziąć głęboki oddech. Nie umiałem się opanować.
To była panika. Panika ogarnęła moje całe ciało. Zaraz ją stracę, stracę ja już dziś. Niedobrze, bardzo niedobrze. Zostały mi ostatnie godziny. Ostatnie godziny z moją ukochaną i tak droga mi Janet. Godziny!!! To nieludzkie, nie można orze iez rozdzielać jednej całości, połówki nie potrafią funkcjonować należycie.
Opanowałem zawroty głowy, choć mdłości i ból głowy pozostały. Jednak musiałem znaleźć Janet jak najszybciej. I jak ostatni szaleniec biegałem po statku i pytałem o śpiewaczkę, bo nie zastałem jej w kajucie. Czemu nie było cię w kajucie?!
Wpadłem na peirwzzegi oficera, który również gdzieś biegł. Spytałem z nadzieją o kobietę, a on oznajmił, że widział ją niedawno w kawiarni i że może się teraz kręcić w tamtej okolicy. Podziękowałem mu i pognałem w tamtą stronę. Gdy ja dostrzegłem, ucieszyłem się jak dziecko.
- Janet - podszedłem do niej, łapiąc głęboki oddech. - Janet, widać... Widać ląd... - szepnąłem spanikowany, zerkając to na nią, to na coraz to bardziej powiększające się kształty w oddali. Przerażające. To była najstraszniejsza rzecz jaką w życiu widziałem, słowo daję!
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Opierałam się o barierkę, nieco zmęczony wzrokiem spoglądając w dal. Kiedy spojrzałam na Coltona, pokiwałam tylko smutno głową.
- Tak... Widziałam - westchnęłam cicho. - Nie mogłam spać, a kiedy tylko zobaczyłam, że to jest tak blisko... - pokręciłam głową szczerze przerażona tym faktem, podobnie jak Col. Popatrzyłam na niego ze słabym uśmiechem. Dawno już tak emocjonował się przy mnie. Choć teraz nie były to dobre emocje... Znowu.
Offline
- Janet - szepnąłem, podchodząc blisko i ujmując jej dłoń w obie swoje. Przyciągnąłem ją do ust, muskając wargami. - Może... - Przełknąłem gulę w gardle, patrząc jej w oczy. - Zejdź ze mną na lad, zostań... Załatwimy jakoś dokumenty. Damy sobie radę. Przez jakiś czas nie będziesz mogła pracować ale ja ci we wszystkim pomogę. Moje mieszkanie na pewno nas pomieści. Obiecuję. A jak nie to znajdziemy inne... Wybierzesz jakieś najdroższa... - szepnąłem, spoglądając na nią przez cały czas. Nagle pół roku bez niej wydawało się nierealne. Co ja głupi myślałem. Nie mogę... Nie mogę jej przecież tak po prostu wypuścić z rąk! To z całą pewnością ta... Ta jedyna.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Spojrzałam smutno na Coltona. Chyba wolałam gdy nie patrzył na mnie i nie dotykał, trzymając dystans, niż gdy teraz wpatrywał się we mnie znów tak intensywnie, trzymając za ręce, całując je...
- Col... proszę cię, nawet tak nie mów - powiedziałam słabo. - Nie mogę... w Australii zostawiłam tyle nieskończonych spraw, mam tam mieszkanie, życie, pracę... Ja... Musze tam wrócić, zakończyć to wszystko, załatwić dokumenty i... - pokręciłam głową. - J-ja... nie mogę tak po prostu zejść teraz z tobą... Choć bym chciała...
Offline
- Też bym bardzo chciał, Janet... - wymamrotałam zestresowany, ale moje myśli się nie zatrzymały. Co to to nie, miałem kolejne i kolejne. Wsyztskie mnożyły się teraz jak jakiś wirus, który kompletnie wyciszył rozsądek.
Ucałowałem znów jej dłoń, uśmiechając się miękko. Miałem jeszcze jedno wyjście. A co mi tam, obojętne mi już było gdzie będę. Za to Janet nie była mi obojętna.
- To ja wracam z tobą - oznajmiłem stanowczo. Ten plan zakorzenił się w mojej głównie niezwykle mocno, gdy tylko wypowiedziałem te słowa. - Nowy świat poczeka...
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego ostro.
- Colton, nie - zaprzeczyłam od razu. - Ty... Tam jest twoje miejsce. Obiecałeś mi, że będziesz się rozwijać! Że zaczniesz żyć, że rozpoczniesz pracę, że nie postawisz swojej przyszłości, że... - zacisnęłam usta, patrząc na niego przerażona. - Nie mogę zniszczyć i tego, nie zniszczę twojej przyszłości, rozumiesz? Musisz tam wysiąść... To twoje miejsce... - powiedziałam czule, patrząc na niego błagalnie. - Col... Wiem, że to niewyobrażalnie ciężkie, ale... Doskonale wiesz, że musisz wysiąść...
Offline
Zaczynałem być naprawdę sfrustrowany. Odrzucała wszystkie moje propozycje! Co mogłem jej więcej dać jak nie siebie i swoją obecność? Swoje wsparcie...? A przecież wspierałbym ja tak jak nigdy nikogo nie wspierałem!
- Ja... Nie będę mógł na ciebie czekać... - wymamrotałam. - Wolę wrócić. Poczekać z tobą. - Pokręcić głową. - Mieć pewność że nic się nie dzieje... List będzie płynąć miesiąc! To przecież... Tak strasznie długo... Janet...
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline