Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Skrzywiłam się. Cholera... Ale właśnie za ten brak rozsądku cię tak uwielbiam, romantyku.
- Mi też jest ciężko. Ostatecznie... Pokochałam cię naprawdę szczerym uczuciem - przyznałam się, właściwie po raz pierwszy tak Wprost. - Ale oboje wiemy co zrobiłam. Oboje wiemy, że zachowałam się źle i kto wie, czy nie zachowam się tak ponownie - skrzywiłam się. - Rozdzieli nas ocean, Coltonie... A ja... Też tego nie chcę... Jednak jest to nieuniknione - zauważyłam starając się przeciwdziałać uczuciom zdrowym rozsądkiem. Ciekawe na jak długo...
Offline
- Jestem gotowy podjąć ryzyka i nie przestawać ci kochać - zapewniłem. - Ale muszę wiedzieć, czy ty też jesteś gotowa podjąć to ryzyko... Czy też chcesz nas ocalić, czy w ogóle jest szansa na to, bym mógł mówić o nas, myśleć o nas... - Nie wytrzymałem i złapałam ją za rękę, zatrzymując. Popatrzyłem na nią łagodnie. - Jest szansa?
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Zacisnęłam usta, palce... Cała się spięłam na jego dotyk, którego tak chciałam, a którego w tej chwili się tak bałam. Bałam się, bo wiedziałam, że to moje uzależnienie, jego czuły dotyk, jego delikatne muskanie opuszków, głaskanie mojej dłoni. W dodatku to co mówił... Pokręciłam głową, gdzieś na granicy smutku i zauroczenia nim.
- Colton... Nie mogę znów powiedzieć ci czego chcę, gdy wiem, że to kolejna samolubna prośba, nieszczęśliwej rozwódki - powiedziałam, choć ścisnęłam jego dłoń. - Oj romantyku... nie mogę ci tego zrobić... nawet jeśli bym przypłynęła do NY, nawet jeśli to... ile mam ci kazać czekać? Jesteś w opłakanym stanie gdy tylko nie widzimy się parę dni... - zauważyłam ze szczerą przykrością w głosie.
Offline
Popatrzyłem na nią jeszcze przez chwilę. Byłem mocno zmotywowany by jej nie stracić na zawsze. I byłem gotowy na wszelkie ryzyko czy poświęcenie.
- Nie masz dokumentów, rozumiem. Ale zawsze możesz je załatwić. W pół roku mogłabyś... Byc znów w Nowym Jorku. Ja mógłbym poszukać ci pracy, będąc już tam na miejscu. Pół roku to nie wieczność... - zauważyłem, sięgając drugą dłonią do jej policzka. - Też jestem samolubny, nie chcę cię tracić.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Zacisnęłam usta.
- Colton... W domu czeka na mnie Kelly, moja rodzina. W dodatku nie wiem jak szybko wypłynie kolejny rejs, nawet nie tak luksusowym promem - wyliczałam kolejno, wpadając powoli w histerię. - Ja... ja nie wiem czy wrócę już za pół roku, ja nie wiem kiedy dam radę zamknąć sprawy w domu, nie wiem kiedy... ja... nie wiem, Colton. Życie w tej niewiedzy... - pokręciłam głową. - Nie mogę ci tego zrobić, rozumiesz? - jęknęłam. - Wolisz czekać... nie wiadomo jak długo? A co z twoim życiem? Twoim, bez myślenia ciągle o mnie, Bóg wie co robiącej?
Offline
- Już teraz mnie od siebie uzależniłaś - zauważyłem od razu, przypominając jej, że dopiero kilka dni temu dowiedziałem się od niej, że nie ma zamiaru zostawać. - Wtedy nie interesowało cię co z moim życiem. Nie myśl o tym i teraz. Ja poczekam, ale muszę po prostu wiedzieć, czy ty do mnie dotrzesz... - Westchnalem ciężko, wpatrując się w Janet. - Pół roku czy trochę ponad pół roku. Mogę ci nawet przysłać pieniądze na prom... - kontynuowałem uparcie.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Popatrzyłam na niego z przykrością.
- Oh Colton... - jęknęłam cicho, ściskając znów swoje palce na jego dłoni. Drugą zaś sięgnęłam do jego twarzy by pogłaskać go czule po policzku. - Cóż strasznego ja zrobiłam.. Dałeś mi swoje serce, ja swoje tobie... A teraz muszę wziąć za to wszystko odpowiedzialność i... Boję się o ciebie - przyznałam szczerze. - Wrócę. Przypłynę do ciebie, na nowy ląd - przyznałam cicho. - Z Kelly, Vini już będzie i... - pokiwałam słabo głową. - Podobna mi się ta wizja, w której wszyscy, którzy są dla mnie ważni... Są w jednym miejscu... - zamruczałam cicho, wodząc wzrokiem po twarzy Coltona.
Offline
Udało się! Była już bardziej przekonana niż jeszcze przed chwilą... Oh, musiałem wyglądać naprawdę zapłacie że tak szybko zaczęła zmieniać zdanie. Rysy twarzy jej złagodniały i...
Uśmiechnąłem się do Janet i puściłem jej dłoń, a następnie złapałem ją w pasie i uniosłem do góry. Zaskoczona kobieta złapała się mocno moich ramion patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Obróciłem się z nią w ramionach ze dwa razy dookoła i dopiero odstawiłem na ziemię, patrząc na nią z radością.
- Wybacz ja... - Poleciłem głową. - Przygotuje wszystko, pomogę ci... Poczekam - szepnąłem, spoglądając na nią łagodnie.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Próbowałam zachować powagę, ale na marne, w dodatku po co? Oh Colton był taki szczęśliwy, choć nic mu wprost nie obiecałam, nie podałam dat... A on już się cieszył.
- Colton, ja się o ciebie po prostu bardzo, bardzo boję... - jęknęłam. - Nie chce... Nie chcę byś usychał z tęsknoty. Chcę byś pracował, byś wykorzystał czas jak najlepiej się da, rozumiesz? - prosiłam pełna przerażenia i troski. - Chcę... Chcę byś nie cierpiał... Albo byś cierpiał jak najmniej... To ja tu jestem winna, nie możesz i ty cierpieć za moje błędy...
Offline
- Będę cierpieć cokolwiek nie zrobisz Janet. Teraz jest za późno by ominąć ból. Można tylko niwelować szkody, a ja ci mówię, że chce czekać. Za pół roku z pewnością wypłynie kolejny prom, powinien... - Ucałowałem kobietę w policzek i popatrzyłem na nią już spokojniejszy,łapiąc za dłoń i powoli ruszając znów do przodu korytarzem, byśmy w końcu wyszli na zewnątrz. - Będzie dobrze,wszytsko się poukłada i będzie wspaniale.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Skrzywiłam się, bo nie podobał mi się ten jego przesadny optymizm. Był... odrobinę za bardzo.
- Col... - westchnęłam cicho, zmęczona strasznymi wizjami napływającymi do mojej głowy. - Będę kazała Vincentowi i Aidenowi cię pilnować. Będą cię sprawdzać czy żyjesz, czy... wszystko w porządku... - powiedziałam stanowczo, a potem pokręciłam głową. - Obietnica " Będzie dobrze, wszystko się poukłada i będzie wspaniale." jest dla mnie tak... abstrakcyjna... - jęknęłam cicho. - Aż zbyt piękna... W końcu ja... ja wszystko popsułam...
Offline
Zmarszczyłem brwi nagle znów przygnieciony. Jednak jej humor i nastrój nie spływał po mnie tak gładko a wręcz wnikał we mnie z nieprzyjaznym chłodem. W końcu cię oszukała. Zataiła fakty. W jakimś sensie... wykorzystała... Zadrżałem an te straszne głosy w mojej głowie. Nie umiałem tego przyjąć do wiadomości i tyle.
- Nie zepsułaś... Zmyliłaś mnie... Ale... - Westchnalem ciężko, nie spoglądając na Janet, a na swoje buty, gdy przepuszczałem ja w drzwiach, by wyszła na zewnątrz.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Wyszliśmy, a ja popatrzyłam na niego z żalem. Wiatr słabo poruszał moimi lokami, podobnie jak i Coltona.
- Kochany... musisz to przyznać - skrzywiłam się. - Zrobiłam źle. Żałuję tego, chcę odpracować na twoje zaufanie, chcę tej... tej pięknej przyszłości którą się ze mną podzieliłeś. Wtedy, podczas sztormu - uśmiechnęłam się słabo. - Źle wtedy zareagowałam... Bo tak strasznie chciałam by było to prawdą, byś zabrał mnie choćby na koniec świata, bylebyś był tam wraz ze mną, trzymał za rękę i mówił jak najęty o pięknie tego świata - pokręciłam głowa, kryjąc czuły uśmiech pod nosem. - Ale coś popsułam i nie możemy udawać... że nie.
Offline
- Ja pomogę ci odbudować moje zaufanie... - szepnąłem, ściskając delikatnie jej dlon. - A-ale... ja... muszę wiedzieć, Janet... Muszę wiedzieć, że wrócisz do mnie - powtórzyłem się po raz któryś. Bo... Bałem się.
Naprawdę byłem w stanie czekać na Janet, i przerażała mnie nieco perspektywa tego, że mógłbym wyczekiwać jej bardzo, bardzo długo. Potrafiłem przez ponad rok ratować związek, który tak naprawdę nie miał sensu bytu już na samym początku. Ale ja zawsze wierzyłem że jest coś więcej, coś ponad głupimi przeczuciami. Oh, co ja gadam, nie ''coś", a miłość. Ona zawsze była ponad.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Odetchnęłam cicho, patrząc na niego i pokiwałam głową z czułością.
- Wrócę - odparłam. - Nie mogłabym zostać w Australii, wiedząc, że na nowym lądzie czeka mężczyzna, który ma moje serce - przyznałam ze ściśniętym gardłem. - Wrócę, ja... Będę pisać... Chcę wiedzieć czy u ciebie wszystko dobrze, chcę... - pokiwałam głową. - Chcę tego życia, które ty już widzisz oczami wyobraźni. Chcę je naprawdę - przyznałam szczerze. - I nie zamierzam tego wszystkiego stracić..
Offline
- To dobrze... To nawet lepiej niż dobrez. To doskonale! - szepnąłem, otulając kobietę ramieniem. - Hm, chyba od początku wydawlaem ci się abstrakcyjny, więc to nic dziwnego, że i teraz się tak czujesz... Kilka dni nie rozmaiwalismy, a ty już zapominasz - pwoedzialem z lekka niezadowolony, kręcąc głową.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
- Nie zapominam po prostu cały czas niedowierzam, że tak można - pokręciłam głową rozbawiona. - Jesteś abstrakcyjny cały czas, jakbyś się urwał z zupełnie innego świata, zupełnie innego życia.. - parsknęłam. - I jakimś cudem trafiłeś tutaj, do mnie, a ja... - zacisnęłam wargi, a potem odwróciłam wzrok. - Jesteś pewien, że... Chcesz czekać na mnie? Że.. Mimo wszystko jestem tego warta?
Offline
- Janet, jesteś warta każdej chwili, ile razy muszę ci to powtórzyć, abyś zrozumiała? - szepnąłem, uśmiechając się lekko do niej. Mógłbym mieć to w sumie na okrągło, ale byłem pewien, że dotarło to do niej już za pierwszym razem ale za wszelką cenę starała się to wyprzeć. Nie wiedzieć dlaczego?
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
- Co z tymi chwiliami, gdy mnie nie będzie obok? - zapytałam nadal się tego obawiając. - Co z tymi chwilami gdy ty nie będziesz obok mnie? - dodałam, kręcąc głową. - Naprawdę się ich boję... Że... To będzie cierpienie dla nas obojga, a ty... Ty na to nie Zasłużyłeś - jęknęłam cicho. - Na nic co ci zrobiłam... Czy zrobię - skrzywiłam się. - A co jak już przypłynę? Będziemy razem i.. Co? Nie założysz ze mną rodziny, ja... Sama już nie wiem czy mogę mieć dzieci - przypomniałam, wylatując myślami daleko daleko.
Offline
Westchnalem ciężko, czując się coraz bardziej przygnieciony jej czarnymi wizjami. Ale miałem zamiar wszystko wziąć na swoje barki i przenieść gdziekolwiek Janet będzie mi kazała. Zatrzymaliśmy się przy barierkach. Oboje popatrzyliśmy w ciemność rozciągająca się przed nami jakby ocean miał dać nam wszystkie odpowiedzi na zadane i niezadane pytania.
- Janet, nawet nie próbuj mnie zniechęcać do siebie. To ci się nigdy nie uda. Jestem upartym osłem - przypomniałem jej, musakajac palcami jej policzek. - Powedz mi, że nie chcesz przypłynąć, a ja wymyślę tysiąc odpwoedzi na to, że jednak powinnaś... Rozumiem, że jesteś ze mną teraz szczera, choc zabrałaś się na tą szczerość późno... - Zagryzlam wargę, opuszczając dłoń. - To mimo wsyztsko mnie nie zniecheciłaś.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline