Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Popatrzyłam chwilkę na Coltona z zamyśleniem, jednak... aj widziałam jego napiętą twarz, takie ostrożne odpowiedzi... Chyba jednak nie powinnam o coś takiego pytać.
- Rozumiem... choć nie rozumiem, jakim cudem nie udało się żadnej kobiecie usidlić cię na stałe, no wiesz... Jesteś... - uśmiechnęłam się krzywo. - Doskonałym kandydatem na partnera, na męża. A mogę to stwierdzić już po jednym tygodniu - przyznałam, ale zaraz naszła mnie myśl. - Choć... ty możesz powiedzieć o mnie to samo pewne... Hm... Coltonie... Zadurzyliśmy się w sobie niewyobrażalnie... - przyznałam.
Offline
- Oh, i to z całą pewnością, moja droga Janet - przytaknąłem jej od razu, bo nie było nad czym się tu zastanawiać. Ona rozkochała mnie
w sobie jednym spojrzeniem, nawet nie będąc o tym świadoma, mi udało się to po jednej... hm, lub dwóch rozmowach, nie byłem pewien do końca kiedy to mogło nastąpić, ale na pewno było to szybko. - Wpadliśmy jak śliwka w kompot, nikt nas z tego nie wyciągnie. Mogę otwarcie przyznać, że czuje do ciebie chemię. Tym razem nie w porywie romantyzmu, czy uznania nas za bratnie duszę po pierwszym spojrzeniu! - Zaśmiałem się sam z siebie, bo przecież wyznałem jej moje uczucia już w pierwszych słowach naszej rozmowy. - Teraz z całą pewnością szczerze mogę powiedzieć, że ci ufam, że jestem ciebie ciekaw, że pragnę cię mieć blisko,że niezwykle lubię twój śpiew, że tone w każdym twoim uśmiechu, że gubię się w twoich oczach... - wyszeptałam. Mogłem wymieniać tak bez końca. Janet wydawała się być tak nieskończenie ciekawa.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
- ... A ja uwielbiam cię słuchać, wtulać się w ramiona i obserwować każdą twoją wyprawe w chmury, gdy twój romantyzm już dłużej nie może wytrzymać przyziemności - westchnęłam, jakby kończąc jego wywód. Czułam się całkiem miło z myślą, że... Jakoś tak do siebie pasowaliśmy. - Na pewno kiedyś układałeś puzzle - powiedziałam cicho, wpatrzona w niego z czułością. - Właśnie tak się teraz trochę czuję. Jak mały puzzelek, które całe życie myślał, że pasuje gdzie indziej, a nagle świat rzucił go na środek oceanu, by dopasować się do nowego kawałka... - uśmiechnęłam się lekko rozbawiona tą metaforą. - Po prostu dobrze mi u twojego boku, a całe puzzle układają się powoli w naprawdę piękne barwy...
Offline
Pokiwałam głową.
- Rozumiem... Jak dobrze, że znalazlaś już odpowiednie miejsce - dodałem z lekkim rozbawiebiem. Jeszcze przez jakiś czas rozmaiwalismy o tym ale ten temat jakoś odpłynął i pojawiły się kolejne i kolejne i kolejne... Aż zrobiło się bardzo późno. Wypiliśmy ostatnie łyki napojów i postanowiłem odprowadzić Janet do jej kajuty, zresztą tak jak zwykle. Zanim wyszliśmy z restauracji podziękowaliśmy za posiłek i przeprosiliśmy za zwlekanie z opuszczeniem lokali. Na szczęście nikt nie miał nam nic zazlechoc zapewne wszyscy byli już zmęczeni po całym dniu.
- Za każdym razem bawię się z tobą lepiej i lepiej. Jak to możliwe,Janet? - zapytałem żartem, zatrzymując się przy drzwiach do jej pokoju.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Roześmiałam się perliście, wzruszając nieśmiało ramionami.
- Nie mam pojęcia Coltonie, ale bądź pewien, że ja też to czuję, też jestem niezwykle zadowolona ze spotkania i... Naprawdę nie wiem jak do tego doszło, że się kończy - westchnęłam ciężko. - To naprawdę nie w porządku, że czas nie da nam kilku chwil, wyjętych tylko dla nas... Cóż, chyba będziemy musieli powtórzyć spotkanie jutro - uznałam miękko i uśmiechnęłam się czule do mężczyzny. - Jutro... Przyjdziesz do mnie wieczorem do baru? Po występie poszlibyśmy na spacer, albo do mnie do kajuty... Zainteresowany?
Offline
- Oczywiście, piękna Janet. Porozmawiamy o wszystkich możliwościach już jutro wieczorem - podsumowałem, sięgając po jej dłoń i całując ją delikatnie. Uniosłem wzrok na Janet jeszcze zanim się wyprostowałem i uśmiechnąłem się do niej. - Dobrej nocy, moja droga - podsumowałem, puszczając jej dłoń.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
- Dobrej nocy, mój Coltonie... Niech Ci się przyśni coś dobrego - powiedziałam z czułością, nadal wpatrując się w jego oczy, tak jak kiedy całował moją dłoń. Był taki czuły był taki... Delikatny. Zupełnie nie przypominał mężczyzn z którymi obcowałam, a już zupełnie nie przypominał Perry'ego. I to wszystko, ta wyjątkowość sprawiała, że był... Godny zapamiętania. Godny wpuszczenia do życia. Po prostu... Tak...
- Nie mogę się już doczekać jutra - powiedziałam na zakończenie, chowając się w swojej kajucie nieśpiesznie.
Offline
/dzień 16 — 21 lipca 1948 rok/
Wczorajszy wieczór z Janet był przemiły. Przeszliśmy się a następnie długo rozmawialiśmy u niej w kajucie. Niezwykle było to, jak szybko odnaleźliśmy wspólny język, a tematy zasnę nawijaly się jeden po drugim jakby było ich nieskończenie wiele. Następny dzień zacząłem spokojnie, od śniadania w towarzystwie bardzo zamyślonego Aidena, który jedyne co dziś powiedział to "dzień dobry" oraz to, że musi dziś coś odebrać od Vincenta. I to by było na tyle jeśli chodziło o jego aktywność w rozmowę. Ale ja gadałem jak najęty, mówiąc dużo o tym jakie życie jest niesamowite, zaskakujące i że nie mogę się doczekać kolejnych dni!
Niestety zaraz po śniadaniu zaczęło bardzo mocno bujać statkiem i czułem się na tyle źle że zostałem w kajucie i zasnąłem, kompletnie zapominając o tym, że umówiłem się z Janet na kolejny obiad, nieco wcześniejszy niż zwykle, bo miała dziś śpiewać na głównej sali podczas posiłku ale... Ah... Zasnąłem.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Wystawił mnie? Nie, to niemożliwe, po prostu niemożliwe. Na szczęście nieco uspokoił mnie jeden z jego znajomych, że ani on, ani ten cały Aiden nie pokazywali się od rana, odkąd zaczęły się mocniejsze fale. Upewniło mnie to w tym, że Colton mnie nie wystawił, a stało się pewnie coś co sprawiło, że nie przyszedł. Nie miałam jednak czasu rozmyślać nad tym po zaraz po wczesnym obiedzie który miałam zjeść z mężczyzną musiałam wychodzić na scenę. Śpiewałam dość długo, jednak już po posiłku, kiedy ludzie zaczęli się rozchodzić, ja oraz mój zespół zeszliśmy ze sceny, z ulgą, nieźle zmęczeni.
Po występie przeszłam do głównej recepcji. Dzięki swojemu urokowi osobistemu, dowiedziałam się, gdzie Colton ma kajutę, a kiedy do niej przeszłam zapukałam nieśmiało w drzwi. Nikt się nie odzywał, ale sprzątaczka zapewniła mnie, że właściciel jej powinien być w środku, bo nie pamięta by wychodził. Spróbowałam nacisnąć klamkę... I drzwi okazały się otwarte! Oh, Coltonie, pewnie zawsze z głową w chmurach zapomina o takich rzeczach, jednak... Kiedy zobaczyłam go w łóżku, wyjątkowo bladego, zrozumiałam, że to nie jego głowa w chmurach jest winna temu wszystkiemu, a duże fale.
- Oh, kochany romantyku... - westchnęłam cicho, podchodząc do niego i siadając na skraju dużego łóżka. Zdjęłam z dłoni rękawiczki które pasowały do pięknej, granatowej sukni, i dłonią przeczesałam włosy z jego czoła. - To te falę cię tak wykończyły...? - zapytałam ze smutkiem, zastanawiając się, czy jest przytomny.
Offline
Otworzyłem oczy, dopiero gdy poczułem jej dotyk na swoim czole bo przez chwilkę wydawało mi się, że sobie ją wyobraziłem. Zmarszczyłem brwi, biorąc głęboki oddech. Statkiem nie bujało już aż tak bardzo ale ja nadal czułem nieprzyjemne mdłości.
- Janet? Co ty tu robisz...? - zapytałem niepewnie, wpatrując się w jej twarz i uśmiechając się do niej błogo. - Zaraz miałem po ciebie iść... - szepnąłem i skrzywilem się, bo zdałem sobie sprawę, że przecież zasnąłem, a skoro zasnąłem to... - Przespałem nasz obiad? - zapytałem z żalem do samego siebie.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Uśmiechnęłam sie smutno, nadal przeczesując mu z czułością włosy.
- Obiad, cały mój występ... Twoi koledzy powiedzieli mi, że nie widzieli cię od dawna. Sądziłam, że po prostu coś ważnego ci wypadło, ale teraz... twój stan wiele wyjaśnia... - westchnęłam cicho. - Może poproszę o herbatę? Albo o coś do jedzenia dla ciebie? Musiałeś bardzo długo spać... - zauważyłam ze szczerą troską, nadal mówiąc bardzo spokojnie i niezbyt głośno.
Offline
- Niedługo po śniadaniu znów zasnąłem. Hah, zapewne choroba morska mnie dopadła. Ale... Już nie kiwa tak statkiem. Nie wiem dlaczego mnie tak zmorzyło. Wczensiej nic mi nie było. Może zjadłem coś, co jednak nie sprzyjało falom - powedziałem, uśmiechając się nadal. - Dziękuję za propozycje, ale chyba napiję się wody i spróbuję odetchnąć. Potrzebuje chwili, by wrócić do świata żywych - zażartowałem.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Uśmiechnęłam się krzywo, ale skinęłam głową, odsuwając swoją dłoń.
- Zaraz ci przyniosę - powiedziałam miękko i wstałam z łóżka, by w sukni wieczorowej przejść przez pokój, który był bardzo podobny do mojego. Bez problemu znalazłam szafkę ze szklankami oraz butelkę z czystą wodą, które były na wyposażeniu kajut. Nalałam wodę biednemu romantykowi, i zaraz wróciłam do niego, znów przysiadając na łóżku i stawiając szklankę na jego szafkę obok.
- Czyli mówisz, że lepiej się już czujesz? Ah dobrze to słyszeć...
Offline
Sięgnąłem dłonią do twarzy i potarłem palcami po nasadzie nosa, powoli unosząc się na łokciu do pozycji pół leżącej. Powstrzymałem się od pokiwania potakujaco głową, bo jednak wolałem utrzymać jak największy pion i nie kusić losu.
- Tak, tak, droga Janet! Już mi lepiej, ah, zawsze jest mi lepiej choćby na sam twój widok - szepnąłem niby żartem, ale jednak była to po części prawda. Usiadłem w końcu prosto i sięgnąłem po szklankę, opierając się o poduszkę. - Jestem trochę nieprzytomny i bardziej zmęczony niż wypoczęty, ale za wiele mi już nie dolega. Z całą pewnością będę mógł jutro zabrać cię na spacer, a jeśli dasz mi szansę, to na kolejny obiad. Albo kolację?
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Spojrzałam na niego miękko, nieco urzeczona tym jego nieodpowiedzialnym zachowaniem.
- Coltonie, zobaczymy czy jutro fale się nie nasilą - powiedziałam miękko. - Najważniejsze w tej chwili jest dla mnie, byś czuł się dobrze... Nie chcę się póki co umawiać, bo będziesz się wtedy czuł zobowiązany i nawet mimo złego samopoczucia wstaniesz z łóżka i z bólem będziesz mi towarzyszył... Eh, nie nie nie... Przyjdę do ciebie po śniadaniu i zobaczymy jak się czujesz - uznałam. - Posiedzę z tobą, jeśli znów się źle poczujesz... lepiej byś miał tu kogoś ze sobą - powiedziałam zdecydowanie, z pełnym troski głosem.
Offline
- Kobieta anioł - szepnąłem, uśmiechając się do niej nieprzerwanie. Nie musiała tu być. Mogłaby być w sumie zła, przegapiłem spotkanie, a mogłem przecież poprosić kogokolwiek by przekazał Janet że nie dotrę. Mogłem, ale byłem tak uparty i pewny, że dam radę, że to mnie zgubiło. Ah, i jakimś sposobem odnalazła moja kajutę. Sprtciara...! Cudowna, piękna, niezastąpiona sprtciara. - Jestem wdzięczny za twoje zaangażowanie ale teraz jednak powinienem chyba wyjść złapać oddech, bo cały dzień tu leżę, tu wywietrzyć a potem umyć się i położyć... Nie będę zbyt rozmowny. A ty... Ah, jak występ? Wyglądasz oszałamiająco pięknie...
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
- No tak... pokój faktycznie wymaga wywietrzenia, ty pewnie też zaczerpnąłbyś powietrza na balkonie... - uśmiechnęłam się lekko do mężczyzny. - Nie przeszkadza mi, że nie pogadamy, rozmawiamy niemal bez przerwy do tygodnia... Z przyjemnością spędzę po prostu czas u twojego boku i pomogę ci jak tylko będę umiała - uznałam miękko, patrząc na jego lekki zagubienie. Cóż, obudził się po całodziennej drzemce... - Występ sę udał, było bardzo miło... Jeśli będziesz chciał mogę ci coś zaśpiewać... Co prawda nie będzie to miało takiego efektu jak na scenie, ale... może nieco ukoi twoje bolączki...?
Offline
- Z całą pewnością ukoi moje zmysły - szepnąłem, i gdy już wypiłem pół szklanki wody, odstawiłem ja na bok. - Teraz jednak pozwolisz, że pójdę na chwilkę do toalety i przejmuje twarz. Muszę się ciupek rozbudzić. Ale gdy tylko się przewietrzę z przyjemnością cię posłucham Janet - zapewniłem i powoli podniosłem się z łóżka. W głownie mi się kręciło i w uszach mi szumiało. Ale wszytsko było na tyle słabe że nie zwalało już z nóg tak jak z rana, gdy ledwo stałem.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Pokiwałam głową i odprowadziłam go wzrokiem, a gdy tylko zamknął się w łazience, ja odetchnęłam cicho. Biedny... Przeszłam przez pokój by uchylić niewielkie okno, by choć odrobina nocnego powietrza wywietrzyła pokój, a następnie przeszłam na kanapę, zdejmując ze stóp obcasy, wyjmując z uszu wielkie kolczyki, które robił dla mnie oczywiście Vincent, oraz rozpuszczając włosy z upięcia. Tak usiadłam na kanapie, podkurczając nogi tak jak lubiłam i opierając głowę na zagłówku kanapy, zapatrzyłam się w ciemną noc za oknami kajuty.
Offline
Byłem nieprzytomny. Na pewno nie był to dobry moment do rozmów z kobietą, której pragnąłem zaimponować. W dodatku ona wyglądała teraz tak przepięknie a ja w pogiętych spodniach i przepoconej koszuli, blady i z cieniami pod oczami, a włosami roztarganymi... I zdałem sobie z tego sprawę dopiero teraz, bo Janet... Nic nie powiedziała na ten temat, nie zwróciła na to uwagi, nawet się nie krzywiła. Jej wzrok był taki miły!
Źle się czułem i nic nie mogłem poradzić na to, że mocno odbijało się to na moim wyglądzie, jednak chyba nie miało to wielkiego znaczenia. Wziąłem głęboki oddech i wróciłem do pokoju, Janet przeszła już dalej i zajęła miejsce na kanapie.
- Nie uwierzę, że jest ci w niej wygodnie - powedziałem żartobliwie. Wyglądała naprawdę przepięknie w tej sukni. A teraz gdy rozpuściła włosy była... Serce zaczęło mi być zdecydowanie za szybko i zrobiło miś je ciepłej.
Skierowałem się na niewielki balkonik, zerkając jeszcze raz na kobietę.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline