Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Uśmiechnęłam się szczerze i pokiwałam głową.
- Oh tak, dziś masz cały wieczór, noc... Cały czas dla siebie i dla naszego spotkania - zapewniłam go szczerze i z zadowoleniem. Bo bardzo chciałam mieć ten czas by na spokojnie cieszyć się jego obecnością. Jak najdłużej...
- Hm przystawki... No dobrze, do takiego pysznego wina musimy zamówić coś równie pysznego... - westchnęłam, spoglądając miękko na kartę, ale zaraz znów wracając wzrokiem do Coltona. Niezmiennie mi się przyglądał. - Romantyku...? Nie ucieknę ci, obiecuję... - powiedziałam miękkim tonem.
Offline
- Oh, wybacz mi ja... Zamyśliłem się - przyznałem się, czując ciepło na policzkach. - Już... Się skupiam... Na jedzeniu... - wymamrotałam, spoglądając w kartę dan, a dokładnie na przystawki. - Hm, choć na tobie mi najlatwiej się skupić - mruknalem cichutko, nie podnosząc wzroku.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Roześmiałam się cicho pod nosem.
- Oj Coltonie... Na pewno na mnie najmilej ci się skupić, bardzo się staram o twoją niepodzielną uwagę. Sam wiesz że wprost to uwielbiam - przyznałam, wybierając przystawkę oraz danie główne z karty i dzięki temu mogłam już wrócić wzrokiem do Coltona. Miły był to widok, gdy z lekko zmarszczonymi brwiami przyglądał się menu. Ja w tym czasie przyglądałam się jemu, na czym zostałam ostatecznie przyłapana. Zachichotałam cicho znów, widząc jego szczery uśmiech z tego powodu.
Offline
Odłożyłem kartę na bok, nie odrywając wzroku od kobiety.
- Jak ci minął poprzedni dzień? - zapytałem zaciekawiony. - Mów o szczegółach, jeśli tak ci łatwiej. Jestem pewien, że odpwoedzi "nic nadzywczajnego" mnie nie usatysfakcjonuje. Musiał być choćby jeden nadzwyczajny szczegół. Każdego dnia jest przy ajmniej jedną taka rzecz - podsumowałem.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Uśmiechnęłam się ciepło patrząc na niego czule i pokiwałam głową zafascynowana tym jak bardzo ciekaw mnie jest, jak bardzo go interesuje. A może po prostu sama patrzyłam na niego z taką samą ciekawością, nawet nie zdając sobie zz tego sprawy? Wydawało ssie nieprawdopodobne... Ale możliwe.
- Oh ale ja nie wiem co ciekawego mogę Ci opowidzieć... - mruknęłam zamyślona. - Wczoraj dużo pracowałam by mieć dziś wieczór tylko dla nas... Ah, byłam naprawdę zmęczona, wieczorem zrobiłam sobie wyjątkowo długą i przyjemną kąpiel, oraz ciepły napój, by gardło było sprawne... - zamyśliłam się chwilę. - Mhm chciałam poczytać książkę, ale zasnęłam w trakcie, obudziłam się rano, przytulając okładkę - roześmiałam się cicho. - Często mi się to zdarza - przyznałam szczerze.
Offline
- Czyli często czytasz książki - wydrukowałem szybko, zadowolony z siebie. - Osobiście chyba nigdy nie zasnąłem z książką w łóżku... Na biurku owszem... Podręczniki bywają niesamowicie ciężki i nużące. Pamiętam że jako dzieciak zastanawiałem się, czemu nie czyta się tego dzieciom na dobranoc. Bajki rozbudzajły wyobraźnię, a nauka i fakt? Zabijały ją doszczętnie. - Zaśmiałem się. - Co najczęściej czytasz, Janet?
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Pokręciłam głową rozbawiona szczerze, czując jak rumieniec wypływa mi na twarz.
- Uwielbiam biografie, ale najbardziej do snu lubię czytać romanse... Już mówiłam Ci, jestem romantyczką... Po prostu po kryjomu, we własnym zaciszu, lubię poczytać o tych panach, co kochają panie bezwzględnie... - westchnęłam cicho. - W książkach ta miłość wydaje się taka prosta, pozbawiona codziennych przeszkód, chodźby drobnych problemów dnia - westchnęłam cicho. - Lubię je czytać... Pozwalam sobie wtedy fantazjować, że może jednak świat nie jest taki zły, a prawdziwa miłość jak z książki możliwa...
Offline
- Moiwsz to w naszym kontekście? - zapytałem pół żartem, unosząc brew. - Mamy istnie romantyczne warunki, podczas rozmantycznej podwozu statkiem wycieczkowym przez ocean na poznawanie nowego ładu, co również jest niezwykle romantyczne. Ah, tyle odkryć na nas czeka, tyle nieznanego! - szepnąłem podekscytowany ale zaraz przypomniałem sobie, że mieliśmy pozostać duchem i ciałem na statku. - Cóż... Ja uwielbiam fantastykę... I cóż, tak jak wspomniałem wcześniej, nie cierpię podręczników. Przyprawiają mnie o koszmary! Wolę uczyć się w praktyce, rozmaiwac z ludźmi, patrzeć na ich pracę, ewentualnie douczać się potrzebnej teorii. Ale sama teoria? Blah, to bezsens. - Pokręciłem nosem.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Słuchałam go rozbawiona, kiwając głową.
- Nienawiść do podręczników... studiowałeś coś? - zapytałam ciekawsko. - Ja sama minęłam się mocno z edukacją, ale uczyłam się w kuratorium muzycznym tego co jest mi niezbędne do życia - wyjaśniłam zaraz siebie, ale moja historia nie była tak ciekawa jak Coltona, poza tym chciałam zmusić go do mówienia, chciałam go słuchać, by popłynął ze swoim wywodem...
Offline
- Szkoły jedynie zabijają wielkie umysły - mruknąłem, unosząc wzrok na salę i szukając kelnera, aby złapać z nim kontakt wzrokowy i przywołać do nas. Ale mi się nie udało więc westchnalem i wróciłem wzrokiem do Janet. - Jestem pewien, że tyle nauki ile udało ci się wyciągnąć z samych występów na pewno były wystarczające. Znaczy... Wiem że śpiew jednak trzeba ćwiczyć pod czyimś okiem ale... - Wywróciłem oczami, nie kończąc zdania.
Nagle pojawił się kelner, także z zadowoleniem zamówiliśmy przystawki i dania główne oraz poprosiliśmy jeszcze o szklankę wody dla każdego z nas.
- Hmmm... O czym to ja... Ah! Szkoła. Czy ja studiowałem? Niestety miałem okazję być na uczelni, nawet miałem okazję ją skończyć - przyznałem się. - Macocha chciała by ją i całe moje rodzeństwo miało jednak jakieś zabezpieczenie. Siostrom znalazła dobre partię, a mi zapewniła edukację. Ale po co mi ten dyplom z finansów, skoro nigdy mnie nie interesowały? - zapytałem, uśmiechając się miękko. - Nie jestem człowiekiem, który chce liczyć pieniądze, czy wyłudzać je od innych... - Westchnalem ciężko. - Ale tak, skończyłem uczelnię i potrafię coś więcej niż robienie zdjęć i gadanie. Choć umiejętności ze studiów przedawaly się co i raz... Więc może nie powinienem tak bardzo narzekać. - Zaśmiałem się krótko.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
- No cóż, na pewno w twoim pełnym romantyzmu i wizji artystycznej życia takie umiejętności czysto przyziemne są... potrzebne - uśmiechnęłam się czule. - Cóż... twoja macocha na pewno uznała, że tak zadba o przyszłość twoją i rodzeństwa najlepiej... - pokiwałam głową z namysłem. - Zapewniła wam bardzo bezpieczne i pewne życie - przyznałam po krótkim namyśle. Córki wydała za dobre partie, a synowi zapewniła studia, po których w dzisiejszych czasach na pewno mógł mieć spokój ducha, w jakimkolwiek banku, czy na popularnej giełdzie. Jednak... nie mogłam odczytać z jego głosu... więcej niż faktów. Zmarszczyłam lekko brew.
- Wybacz moją ciekawość, ale... nie lubisz macochy? - zapytałam łagodnie.
Offline
- Hm, lubię czy nie lubię, to trochę źle powiedziane - szepnąłem, uśmiechając się miękko i sięgając po kieliszek wina. Upiłem z niego troszeczkę i odstawiłem zaraz. - Diana, bo tak właśnie nazywa się druga żona mojego taty, nie była zła. To raczej ja byłem rozgoryczonym dzieciakiem, który niezbyt rozumiał dlaczego jakąś obca mi kobieta nagle pojawiła się w moim życiu i miała wejść na miejsce mojej mamy. - Wzruszyłem ramionami. - Słowo "macocha" bardzo długo gryzło mnie w gardło. Nie mam z nią bliskiej relacji, ale na pewno jest osobą, którą darzę szacunkiem bez względu na całą resztę odczuć.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Spojrzałam czule na Coltona. Jaką drobna część mnie chciała jeszcze bardziej opiekować się tym człowiekiem i choć wiedziałam, że nie był już rozgoryczonym dzieciakiem, to na pewno... Chciał kochać i być kochany. Krzywdzę go...
- Rozumiem, wybacz ciekawość - skwitowałam spokojnie, kiwając lekko głową i po upiciu niewielkiego łyczka wina, odłożyłam kieliszek i pogłaskałam go chwilę po dłoni. - Czyli... finanse. Hm, nic dziwnego że bardzo się męczyłeś, nie były to na pewno ciekawe nauki, szczególnie dla ciebie - roześmiałam się cicho.
Offline
- Wynudziłem się to fakt. Ale udało mi się znaleźć zastosowanie tej wiedzy w codzienności. No i przyznam się szczerze, że obiecałem ojciu, że dokończę studia. Chciał żebyśmy mieli dobre życie... - Uśmiechnąłem się miękko. - A twoja ciekawość? Nie przeszkadza mi. Możesz pytać o co zechcesz, a ja postaram się odpwodac na twoje pytania... W zamian mam nadzieję, że będę mógł dostać jak najwięcej odpowiedzi od ciebie. - Uśmiechnąłem się szeroko, zerkając na nasze dłonie. - Zrobiłem co do mnie należało. Moja najstarsza siostra, Lilian źle się czułam po śmierci mamy i... - Skrzywilem się lekko. - Po prostu uciekła w swój świat, odrzucając wszystko. Rozumiem ją, ja byłem dzieciakiem, łatwiej było mi się przystosować, ona już prawie nastolatką... Ah, mogę gadać i gadać w nieskończoność. Nie chcę cię zanudzać moimi rozstrzelani rodzinnymi. Nie ma w tym raczej żadnej bajkowej opowieści. - Pokręciłem nosem.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
- Bo życie to nie bajka, Coltonie - powiedziałam z czułością. - Ale to twoja historia, a przez to mnie to interesuje - dodałam, kiwając lekko głową i głaszcząc go po dłoni kciukiem. - Domyślam się, że ciężko ci było, tobie, twoim siostrom... - przyznałam cicho. - Nie umiem sobie tego żalu i bólu wyobrazić... - westchnęłam cicho, starając się jednak uśmiechnąć czule. - Ale mimo ciężkich rozterek dzieciństwa, widzę, że wyrosłeś na naprawdę mądrego i dojrzałego mężczyznę - skwitowałam z uśmiechem, wpatrzona w niego z czułością.
Offline
- Myślę, że jesteś w stanie sobie wyobrazić z czym się zmagałem... To raczej ja nie będę w stanie sobie wyobrazić, z czym ty się borykałaś za dziecka - szepnąłem, podnosząc wzrok na kelnera, który przyniósł nasze przystawki: chrupkie ciepłe pieczywo oraz sałatki i po szklance wody. Podziękowaliśmy, a gdy odszedł znów popatrzyłem na Janet. - Ja się z wieloma rzeczami pogodziłem, dlatego rozmaiwanie o nich nie sprawia mi już trudności. - Uśmiechnąłem się szeroko zerkając na swój talerz. - Smacznego, moja droga.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
- Tobie również smacznego, Coltonie - powiedziałam, wbijając już widelec w sałatkę, jednak jeszcze chwilę nad wszystkim się zastanawiając. - Też pogodziłam się z większością swojej przeszłości, mój romantyku - zapewniłam go spokojnym tonem. - Nie była kolorowa, jednak uważam, że miałam naprawdę dobre dzieciństwo. Miałam jakaś namiastkę rodziny, siostry, oraz dostałam wielką szansę, by dziś móc spać w pierwszej klasie jako gwiazda każdego występu - powiedziałam miękko, w końcu częstując się swoją sałatką. - Kelly jest moją najbliższą rodziną, musisz mi wierzyć ją słowo, matka Vincenta to cudowna kobieta, której w życiu nie było po drodze... A Vini jest dla mnie... Jak syn, którego nigdy nie miałam... - przyznałam szczerze, zaraz jednak czując lekkie ukłucie od tej szczerości. Jednak choć starałam się... Nie dać tego mocno po sobie znać.
Offline
- Rozumiem. To wspaniałe mieć przy sobie bliskich - szepnąłem, jedząc powoli i zerkając co i raz na Janet. - Chyba nigdy nie miałem takiego przyjaciela, z którym znalbym się tyle czasu. To musi być coś naprawdę cudownego - pwoedzialem cicho, dumając nad tym. Taka przyjaciółka to musiał być dla Janet skarb...
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
- Miałeś rodzinę, rodzeństwo... - uśmiechnęłam się delikatnie. - To naprawdę piękna rzecz - zauważyłam miękkim tonem. - A przy Kelly i Vincencie znalazłam swoją rodzinę... Tak jak przy wielu innych osobach, które poznałam na swojej drodze kariery - westchnęłam i zaraz otrząsnęłłam się ze wspomnień. - Oh nieistotne. Na pewno otacza cię wielu innych dobrych ludzi. Ci panowie siedzący z wami, podczas kolacji? Wyglądaliście na dobrych znajomych. A na nowym lądzie poznasz jeszcze więcej dobrych ludzi, jestem o tym przekonana...
Offline
- Tak, tak, ależ oczywiście że wiem że otacza mnie masa cudownych ludzi - zapewniłem uśmiechając się szeroko. - Chodziło mi bardziej o taką znajomość długotrwałą. Choć masz rację... Czas nie ma tu nic do rzzeczym ważne jest czy się odnajdujesz w czyimś towarzystwie i czy się dogadujecie. - Pokiwałam spokojnie głową.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline