Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Popatrzyłam na niego rozbawiona, ale i rozmarzona. Cudowny... Naprawdę... W takim razie odetchnąłem głęboko i spojrzałam na niego czule.
- W porządku, romantyku. Wolna od natrętnych myśli - uznałam miękko i uśmiechnąłem się. - A na pewno spokojniejsza... No cóż.. Chcesz poczekać chwilę? Chciałam się odświeżyć, a potem... Może chciałbyś odprowadzić damę do baru? Nie chce zajmować Ci znów zajmować wieczoru, spędziliśmy razem... Sporo czasu...
Offline
- Pozwól, że zerkne tylko na zegarek... - szepnąłem, spoglądając na swój nadgarstek. Hmm... Była już tą godzina, w której powinienem się pożegnać ale... Przecież nikt nie będzie na mnie zły za to że spóźniłem się bardziej lub mniej na dzisiejszy wspólny wieczór! - Spokojnie, mam jeszcze trochę czasu. Odprowadze cię dokąd tylko będziesz potrzebować - zapewniłem, wracając wzrokiem do Janet. - A teraz idź się przygotować... Już mówiłem, że nie che abyś się zasiedziała i nie dotarła do pracy na czas.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Uśmiechnęłam się czule i dość powoli odsunęłam się od mojego słodkiego romantyka.
- Nalej sobie jeszcze herbaty, a ja zajmę się sobą w tym czasie - uznałam miękkim tonem wstając z kanapy i boso przechodząc do części kajuty z łóżkiem i pojemną szafą, zamykanej przesuwnymi drzwiami. Jednak jako iż prowokatorka ze mnie, zamknęłam jedynie jedno skrzydło. Być może i jeszcze nie byłam pewna co siedzi mi w głowie odnośnie Coltona, wiedziałam jednak, że lubię jak mężczyźni podziwiają mnie oraz moje ciało, ich zawstydzony wzrok gdy byłam podglądana, radował mnie zawsze najbardziej...
Offline
Sięgnąłem po dzbanek z herbatą, skupiając póki co wzrok na wlewaniu ciepłego napoju do filiżanki. A kiedy wróciłem już na swoje miejsce i poptrzylem w stronę części sypialnianej... Oh, na wszystkie piękna tego świata. Janet nie zamknęła drzwi. Czy zrobiła to celowo czy ze zwykłego niedopatrzenia nie miałem pojęcia. Wbiłem wzrok w tamtym kierunku, mając nadzieję, że będę mógł... Oh, nie, nie... Znaczy ja wiem... Wiedziałem że nie powinienem, ale chciałem tylko... Zerknąć!
Wziąłem głęboki oddech i grzecznie usadxilem się na kanapie tak, by siedzieć odwróconym tyłem do tamtego kierunku. Ah, gdybym spoglądał na Janet, dostrzegłbym czy zapomniała, czy to była taka jej gra... A tak to? Właśnie dała mi szansę, zgodziła się nie zniechęcać mnie do siebie,przydała że będzie jej dobrze spędzać ze mną czas. Nie mogłem tego zaprzepaścić głupimi męskimi... Obróciłem się w tamtym kierunku idealnie dostrzegając, jak zakłada sukienkę...
Zacisnąłem lekko wargi, wracając do poprzedniej pozycji. Stała do mnie tyłem, więc na szczęście nie dostrzegła moich dzianych reakcji. Upiłem jeszcze trochę herbaty i odstawiłem filiżankę na stolik, siadając już normalnie.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Kiedy założyłam sukienkę w odcieniu zieleni butelkowej, głębokiej, jak zawsze obcisłą, tym razem jednak bardziej kryjącą mój biust, oraz ramiona. Do tego spięłam włosy na plecach, a potem założyłam całą moją biżuterię. Wróciłam do saloniku z Coltonem, który pił spokojnie herbatę, przechodząc do komody odszukać rękawiczek do kompletu pasujących rękawiczek. Zerknęłam na mężczyznę, który już utkwił we mnie wzrok.
- Ujrzałeś gwiazdę wieczoru przedpremierowo, jakieś opinię? Oh jestem gotowa na konstruktywną krytykę! - roześmiałam się, ze sceniczną łatwością.
Offline
- Jeśli masz ochotę być krytykowana, to jednak polecam zgłosić się do kogoś innego. Mi nic nie przychodzi na myśl. I wątpię, że cokowliek by mi przyszło - podsumowałem, podnosząc się z miejsca i obserwując Janet. - Wyglądasz cudownie. Prezentujesz się jak zwykle z najlepszym skakiem i klasą... Oh! No sama widzisz, nie potrafiłbym cię skrytykować - podsumowałem, krecac z rozbawiebiem głową.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Pokręciłam głową i podeszłam do niego bliżej, jeszcze na boso. Byłam wyraźnie niższa od mężczyzny, ale mój drobny wzrost chyba nigdy mi nie przeszkadzał. Teraz szczególnie miło mi się zadzierało głowę by patrzeć na jego uśmiech. Mógłby mnie nosić na rękach widząc te umięśnione ramiona...
- No dobrze, skoro nie krytyka, to komplementy... Oj mówiłam już, uwielbiam ich słuchać - powiedziałam miękko, nico ciszej, bo nie musiałam głośniej.
Offline
- Wspominałaś - przytaknąłem, kiwając lekko głową. - Ja lubię cię nimi obsypywać, więc oboje mamy to zcego nam potrzebą - dodałem szeptem, uśmiechając się do kobiety. Mimowolnie zerknalem ja jej pomalowane szminką usta, a potem znów wróciłem do jej oczu. - Doskonale dobrana kreacja, kolor pięknie podkreśla twoje oczy - zauważyłem, czego pewnie Janet była w pełni świadoma. Zerknalem jednak na jej bose stopy i uśmiechnąłem się miękko. - Ale abym mógł cię zaprowadzić musisz chyba dobrać jeszcze jeden niezbędny element - zauważyłem żartobliwe.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Wywróciłam oczami, jednak musiałam się z nim zgodzić. Odsunęłam się niechętnie i ruszyłam do szafki z butami, by wybrać jakieś eleganckie szpilki, które dodawały mi kilku centymetrów, które przy moim wzroście były bardzo pożądane. W lusterku przy wyjściu poprawiłam jeszcze włosy, sukienkę i drobną ozdobę na szyi, by odwrócić się ponownie do Coltoa.
- No dobrze, już gotowa? - zapytałam rozbawiona. - Akceptujesz, mój romantyku? - dopytałam, wypinając lekko w bok biodro, by ustawić się w eleganckiej, mojej ulubionej lekko kuszącej pozie.
Offline
Obrzucilem wzrokiem całą Janet, starając się być przy tym dosyć subtelny a nie porządkowy. Kobieta jednak uśmiechała się szeorko i miałem przez to odczucie, że jednak pragnęła, by mój wzrok zaczął być... Bardziej porządkowy. Ah ta Janet! Byłoby mi zdecydowanie łatwiej gdyby nie zapierała się tak przed moim uczuciem na zmianę z kuszeniem mnie. To było bardzo, ale to bardzo mylące i zaczynałem czuć się momentami przez to niesfojo. Bo co miałem robić, gdy kobieta w przeciągu tak krótkiego czasu zaprasza cię do siebie, odsuwa się od ciebie, przysuwa się do ciebie, zniechęca cię do siebie, potem mówi że jednak jej się podoba... Aaaaa! Byłem romantykiem, owszem, ale nadal byłem też zwykłym mężczyzną któremu ciężko było pojąć te nagle zmiany!
- Jesteś zdecydowanie gotowa na to, by olśnić tego wieczora każdego, kto tylko na ciebie choćby zetknie - oświadczyłem, sięgając do klamki i otwierając przed nią drzwi.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Cholera, popsułam to. Choć właściwe nie było czego psuć! Z drugiej strony ucinał to miłe spojrzenie... Ale którego w ogóle nie powinnam przyjmować, bo nim się obejrzę to Colton zniknie i narobię sobie i jemu tylko krzywdy. Oh pewnie myślał że jestem okropnie zmienna i wodzę go za nos i jeszcze... Ah sama niczego nie rozumiałam! Potrzebowałam jeszcze kilku dni spokoju, potem... potem będę pewniejsza siebie, będę pewniejsza i pewniej powiem "tak" lub "nie". I poniosą tych słów konsekwencję.
Zaraz szłam już z Coltonem pod ramię, prosto do baru, z uśmiechem, zerkając na nieco co i raz. Bardzo miło było mi z jego towarzystwem spacerować przez korytarze statku, jednak podróż musiała się zakończyć przed wejściem do baru. Wieczór już dla wszystkich się zaczął, było słychać wesołość z wnętrza sali, jednak ja skupiłam się wyłącznie na Coltonie.
- Cóż.... bardzo ci dziękuję, za to... popołudnie. Minęło zdecydowanie za szybko - przyznałam miękko. Wpatrzona w niego z czułością, oraz pewnym uczuciem, o którym wolałam teraz nie myśleć.
Offline
- Cała przyjemność po mojej stronie. Jak dla mnie też minęło bardzo szybko, ale będę w stanie sobie z tym poradzić, jeśli wybierzesz się ze mną niedługo na wspólny obiad? - zaproponowałem, spoglądając na nią ciekawsko. - Nie będę się narzucał od razu, ale było by mi niezwykle miło, gdybyś wybrała się na niego ze mną za dwa, góra trzy dni. Staram się być cierpliwy, ale nie wiem na ile mi to wyjdzie - podsumowałem z rozbawiebiem.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Roześmiałam się czule na jego słowa i swoim zwyczajem pogłaskałam go po policzku. Lubiłam to... Nawet przez rękawiczkę, ten gest wydawał mi się tak pasować... Miałam nadzieję, że też lubi jak go tam głaszcze... Choć może czuł się po prostu dziwnie.. Zapytam go kiedyś...
- Pojutrze - uznałam miękko. - Z olbrzymią chęcią pójdę z tobą na obiad. Na obiad, tańce, deser i spacer, cokolwiek zaproponujesz - zapewniłam go spokojnie i zsuwając swoją dłoń do jego karku przyciągnęłam go do siebie bliżej, by złożyć swoimi czerwonymi ustami pocałunek na jego policzku. Potem wypuściłam jego szyję, cofając dłonie.
Offline
- Janet... - Uśmiechnąłem się szeroki i pokiwałam głową. - Obiad,tak, tak, całą resztę też ale póki co obiad. Myślę że... Obiad będzie najlepszy. Chcę cię poznawać. W tańcu... Jest to utrudnione. Ale też przyjemne! Też bardzo to lubię... Hm, mówiłem ci że chciałbym przetańczyć z tobą całą noc? - zapytałem, śmiejąc się krótko i łapiąc ja za dłoń, niewinnie ściskając jej palce. - Cóż,teraz mogę ci tylko życzyć spokojnego wieczoru. Powodzenia nie muszę bo wiem, że powalisz wszystkich.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- I tak dziekuje. Twoje powodzenia są dla mnie wiele warte... I... - cofnęłam się powoli, w końcu musząc też puścić jego dłonie. - Do zobaczenia na obiedzie Coltonie... Mam nadzieję że nie zatęsknisz za bardzo - zaśmiałam się cicho, a potem z lekkim uśmiechem, kiwnęłam głową na dowidzenia Coltonowi i po prostu ruszyłam do baru swoim leniwym krokiem, pełnym... Mnie.
Offline
Dotarłem spóźniony na spotkanie zresztą męskiego towarzystwa. Panowie byli zaciekaiweni moim szampańskim nastrojem ale nie długo wypytywali bo zaraz skupiliśmy się wszyscy na grze. Aiden już do nas nie dołączył, choć nawet nie wiedziałam, czy miał to w planach, czy jednak nie miał. Ja jak zwykle nie mailem szczęścia w kartach ale nie maili to żadnego znaczenia, bo znów znalazłem szczęście w miłości!
/Dzień 14 - 19 lipca 1948 rok/
Ciężko było wyczekiwać tej chwili, a za razem bałem się, że to jednak za wczensie. Czy Janet naprawdę miała ochotę zaryzykować spotykanie się na statku ze mną? Nie żebym był jakąś złą partia! Wręcz przeciwnie... Miałem wrażenie że jeśli o to chodzi, to chyba spełniałem wszelkie wymogi. Byłem dobrze wychowany, schludnie ubrany, a przy tym było o czym ze mną rozmawiać, miałem troszkę znajomości i grosza przy duszy mi nie brakło... Ah, ale czy Janet wystarczą takie rzeczy? A może wręcz przeciwnie, to ją przytłoczy? Sama pochodziła z klasy robotniczej... Ale ja też! Też z niej podchodziłem. Ah. Miałem mętlik w głowie. Jedno było jednak pewne — chciałem być blisko Janet i bardzo, bardzo mi na tym zależało. Cokolwiek ona sobie pomyśli, ja będę o niej myślał ciepło,dobrze i z szacunkiem.
Za dużo myśli, zdecydowanie za dużo. Dłonie mi dygotaly, gdy zapisałem guziki białej koszuli. Postanowiłem założyć dziś coś jaśniejszego na siebie niż czerń, granat czy ciemny brąz. Moje myśli nie były jasne, ale przynajmniej ubtanie było. Mały plus.
Wczoraj przekazałem Janet gdzie mamy się spotkać. Nie wybrałem głównej sali,a jedną z mniejszych restauracji na statku. Zdecydowanie bardziej wolałem kameralne miejsca na kolację z piękną kobietą, tłoczne sale nigdy mi nie przeszkadzały, owszem, ale podczas takich spotkań stawały się mniej atrakcyjne.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
Ubrałam się klasycznie, w sukienkę koktajlową, jasną, z eleganckim paskiem podkreślającym moją talię. Wyglądałam po prostu nienagannie, tak jak zawsze tego ode mnie wymagano. Mieliśmy jeść co prawda na mniejszej sali jednak... Bardzo chciałam zadbać o swój wygląd podczas spotkania z Coltonem. Oczywiście... Liczyłam, że kiedyś będę mogła usiąść przy nim w jednej z tych dużych koszul, luźnych spodniach spiętych męskim paskiem i... Choć nie wiem, czy w naszym wypadku istniało jakieś "kiedyś"...
Cały mój proces ubierania towarzyszył mi późnym popołudniem Vincent, opowiadał o projektach, jednak na moje jedno krótkie pytanie o tego chłopca z którym lubi się widywać, natychmiast posmutniał. Cóż... Od zawsze wiedziałam, że syn Kelly będzie miał ciężkie życie, jednak... nie pozostało nic jak go tylko wspierać.
Razem z moim siostrzeńcem przeszliśmy do restauracji, gdzie Vincent pożegnał mnie tylko, gdy dostrzegliśmy Coltona. Skinęli sobie głową jedynie, ale zaraz Colton oczarowany zaoferował swoje ramie, które przyjęłam, by zaprowadzić mnie do stolików. Odetchnęłam cicho rozbawiona jego zachwytem.
- Tęskniłeś? - zapytałam rozbawiona.
Offline
- Nie mogłem dziś spać, twój widok koi moje nerwy - odparłem, uśmiechając się ciepło w stronę kobiety. Zatrzymałem się przy naszym stoliku na którym już czekała otwarta butelka wina oraz dwa puste kieliszki. Stały tam też dwie świece, jedną większą, drugą mniejsza. Było to bardzo klimatyczne! Miałem nadzieję że Janet też tak uzna. - Ale udało mi się jakoś dotrwać do tego momentu - podsumowałem, odsuwając kobiecie krzesło. - Ale jak wiadomo, na dobre rzeczy trzeba czekać, a ja zerkałem grzecznie nie przeszkadzając nikomu - dodałem, choć... Może trochę się to mijało z prawdą. Wczoraj rozmaiwalem z Vincentem co nieco zbaczając na temat Janet. Po prostu chciałem o niej posłuchać. Cóż, nie mogłem się powstrzymać i nie skorzystać z okazji.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline
- Byłeś bardzo dzielny w takim razie - przyznałam szczerze, miękkim i czułym tonem, kiedy siedziałam już przy stole. Z zauroczeniem wpatrywałam się w klimatyczne świecie, piękną zastawę i kameralną atmosferę całej restauracji. - Bardzo mi się tu podoba... - przyznałam ciszej, ze szczerym uśmiechem, uważając, że własnie to chciałby usłyszeć ode mnie. - Naprawdę... Od bardzo dawna nie miałam okazji być z kimś w tak... romantycznym miejscu - dodałam z chichotem.
Offline
Najpierw rozlałem nam trochę wina do kieliszków i dopiero wtedy zająłem miejsce przy kwadratowym stoliku, ale nie naprzeciwko Janet, a po jej lewej stronie... Przyznam szczerze, że zależało mi po prostu na tym, by była bliżej niż po drugiej stronie stolika. A tak obok... Było idealnie. I mogłem na nią spoglądać bez problemu, jak i... Musnąć jej dłoń...
- Cieszą mnie twoje słowa. Chyba czytasz mi w myślach... Właśnie się zastanawiałem nad tym, czy ci to wszytsko pasuje i... - Pokręciłem głową, przymykając lekko powieki ale zaraz otworzyłem oczy bo przecież chciałem przyglądać się w mojej Janet. - Ale ci pasuje, więc nie muszę już nad tym dumać! - podsumowałem krótko, podsuwając jej kartę dan pod dłoń. - Mam nadzieję, że nigdzie się dziś nie spieszymy, więc śmiało możesz zamówić na początek jakąś przystawkę.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Offline