Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Wzruszyłem ramionami.
- Może lepiej, na pierwszym występie było kilku... Um, bardziej spragnionych wrażeń fanów, którzy pomylili bar z burdelem - skrzywiłem się dość znacząco, bo sam zerwałem się do pomocy, prawie przy tym obrywając porządnie. - Potem zacząłem siadać bardziej z tyłu. Jak przysiadała się do mnie Janet po występach ludzie lubili się przysiadać, czasem jakieś koleżanki które próbowały do mnie zagadywać... Ogółem zacząłem się bardziej chować, aż w końcu znalazłem to miejsce - wyjaśniłem. - Kiedy zrobi się jeszcze później, rozsuwają stoliki spod sceny i wszyscy zaczynają tańczyć na parkiecie - dodałem roześmiany.
Offline
- Miło... - szepnąłem, powstrzymując się od wiercenia w miejscu naprawdę ostatkami sił. Kompletnie nie miałem ochoty na towarzystwo kobiet, więc już ułożyłem w głowie jakąś wymówkę, gdyby zdarzyło się, że jakieś panny się do nas dosiądą. - Ten statek wciąż tętni życiem, za dnia zasilany słońcem i eleganckimi spotkaniami towarzyskimi, a nocą alkoholem i muzyką - powiedziałem żartobliwie, upijając jeszcze trochę swojej whisky.
Offline
- Trochę tak - zaśmiałem się. - Całkiem trafne spostrzeżenie - przyznałem Aidenowi, widząc, że się spiął. Spojrzałem na niego pytając, ale zaraz chyba domyśliłem się o co mu chodziło. - Um, Janet, to trochę moja ciotka, znają się doskonale z moją matką - wyznałem, nadając tej znajomości trochę więcej światła. - A jej koleżanki z chórków wiedząc, żeby do mnie nie zagadywać, nie musisz się obawiać dodatkowego towarzystwa - zapewniłem go spokojnie, z uśmiechem. Upiłem jeszcze trochę drinka i odetchnąłem cicho.
- Szczerze mówiąc... chyba wolę nocne życie nieco bardziej... - przyznałem pod nosem, patrząc na scenę gdzie przygotowywał się zespół.
Offline
- Ja zdecydowanie bardziej przepadam za dniem. Czuję się wtedy bardziej przydatny, mniej zawadzający. Z przyjściem nocy zaczynam się wyłączać i nie do końca być sobą... - Zmarszczyłem brwi. - Choć to raczej nie możliwe. Zapewne chodzi tu po prostu o zmęczenie. Przeważnie całe dnie mam zapełnione. Spotkania, praca, rodzina - wymieniłem wzruszając ramionami. Również spojrzałem na scenę, gdzie patrzył Vincent, zauważając, że scena jest już prawie gotowa. Zerknąłem na zegarek.
Offline
- Ja mam chyba odwrotnie. Po całym dniu pracy i udawania kogoś kim nie jestem, zapada zmrok, nikt nie ma już wobec mnie oczekiwań i po prostu jestem wolny. Szczęśliwy, lekki i rozgadany - parsknąłem pod nosem i spojrzałem z powrotem na Aidena z ciekawością godną dziecka, lub mojego totalnego zadurzenia. - Masz aż tak zajmujący zawód? Czym się zajmujesz? - zapytałem ciekaw, zupełnie odbiegając wzrokiem od sceny, moja uwaga była tak bardzo skupiona na mężczyźnie, że statek mógł zacząć nawet tonąć, a ja i tak łapałbym się tylko i wyłącznie niego...
Offline
- Jestem architektem budowlanym - wyjaśniłem, odkrywając rąbek tajemnicy. Miałem wrażenie, że Vincent... Pochłaniał mnie wzrokiem. Um... - Pracowałem przez rok po studiach w bardzo dobrze prosperującej firmie jako prawa ręka głównego architekta. Szef firmy, pan Orson Oneill, jest starym znajomym mojej mamy i miałem u niego praktyki na drugim i trzecim roku studiów. Na czwartym roku zatrudniono mnie w roli asystenta, a gdy tylko zrobiłem dyplom awansowałem - wyjaśniłem, mając nadzieję, że dzięki temu wzrok Vincenta jakoś... zmięknie? stanie się delikatniejszy? mniej taki...Nawet nie umiałem tego do końca nazwać. - Um, wszystko w porządku? - zapytałem nie umiejąc inaczej wybrnąć.
Offline
- Mhm, tak jak najbardziej! - zapewniłem, dopijając sobie na spokojnie swojego drinka. Gdy przyjdzie Janet pewnie postawi przed nami butelkę jakiegoś niesamowitego ginu i alkohol to będzie ostatnie o co będziemy się martwić. - Mhm czyli znakomicie zapowiadający się, utalentowany architekt. Tak, widać po tobie, że zajmujesz się wielkimi rzeczami - uśmiechnąłem się, kiwając głową na swoje słowa. Zabawne. Ja, zajmujący się drobinami diamentów i delikatną, drobną pracą, oraz on, stawiające całe budynki. - Czyli płyniesz w stronę kariery, to dobry kierunek - dodałem kiwając głową z uśmiechem. - Sam taki obrałem - dodałem pod nosem rozbawiony i chciałem coś jeszcze dodać, jednak światło przygasło, a wzrok został skupiony na scenie. Piękna Janet, o dojrzałej urodzie z pazurem, oraz głosem, który nie jednego zwiódł na manowce, weszła na scenę, witając wszystkich ciepło.
Offline
Widownia obdarowała kobietę gromkimi oklaskami, także i my się do nich dołączyliśmy. Janet dotarła do mikrofonu, obdarowując chyba niemal wszystkich swoim zadziornym, aczkolwiek przyjaznym śmichem. Powiedziała kilka słów, zażartowała, ludzie się pośmiali... Ale szybko przeszła do rzeczy i...
- Zupełnie inny repertuar - powiedziałem, zerkając na Vincenta. - Jestem niezwykle mile zaskoczony... Jakbym słuchał zupełnie innej osoby - dodałem.
Offline
- Tutaj jest sobą - wyjaśniłem podekscytowany. - Jak widzisz lubi taki... ostrzejszy repertuar, o kochankach, z przekleństwami, o wolności. Właściciel statku nie chciał tego w pierwszej klasie, ale dał jej wolną rękę jeśli chodzi o tą scenę. Więc niemal codziennie koncertuje - zaśmiałem się. - Nie boi się mówić, przez co trochę czasem boję się jej - dodałem rozbawiony. - Mówię poważnie, nie bierz wszystkiego co powie od razu na poważnie, proszę cię - dodałem półgębkiem, kiedy zapowiadała po kilku dowcipach ostatnią piosenkę, o kobiecie, która odeszła do swojej kochanki. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo pamiętałem tą piosenkę naprawdę od zawsze.
Offline
"Nie brać wszystkiego do siebie" powtórzyłem w myślach, bo Vincent akcentował to tak mocno, że uznałem iż mówił naprawdę na poważnienie. No dobrze... W takim razie postaram się potraktować rozmowę z nią... bardziej żartobliwie. W sumie w tym momencie, na tej sali, było niezwykle mało powagi. Uśmiechnąłem się sam do siebie – ta atmosfera nie była moją wymarzoną i może nie chciałbym tak spędzać każdego wieczoru, jednak na ten moment czułem się tu całkiem w porządku.
Kobieta zaczęła śpiewać kolejną piosenkę, która zdecydowanie nie mogła by trafić do słuchaczy z pierwszej klasy. Jednak tu zdobyła chyba niezwykłe uznanie, bo dostała możliwie najgłośniejsze owacje oraz liczne gwizdy i krzyki.
Offline
Sam gwizdałem i biłem brawo, jak za każdym razem kiedy słyszałem tą kobietę. Z uśmiechem usłyszałem jej kolejne żarciki, oraz to jak ją gorąco żegnali ze sceny. Rozbudziła tą publikę, sprawiła że zawrzała tylko dla niej, a gdy śpiewała, wszystko cichło. Znałem to z domu, były przyjaciółkami z moją matką i widziałem ten błysk w oku też u niej. Jak wszystkich trzymała twardo, jak cała jej ulica znała imię, nazwisko i adres, wiedziano gdzie szukać pomocy, oraz z której strony nadejdą kłopoty. Taka była też Janet, ale znacznie bardziej... sceniczna. I zdecydowanie upodobała sobie nowobogackie życie.
- Uwielbiam ją, a to był tylko czubek góry lodowej - westchnąłem do Aidena i uśmiechnąłem sie do niego, widząc, że jemu też się podobało. - Jak mówiłem, znaczna część jej repertuaru nie nadaje się na pokład pierwszej klasy, ale tutaj... cóż, nie widzę skrzywionej miny - parsknąłem śmiechem.
Offline
- Mam wrażenie, że gdyby ktokolwiek wyraził choć jedno słówko dezaprobaty, to widownia wyrzuciłaby go za burtę - mruknąłem z uśmiechem, kręcąc głową. - Kontrowersyjny repertuar, ale nie da się zaprzeczyć, że głos to ma naprawdę niepowtarzalny.
Offline
- Prawda... - westchnąłem zachwycony, a zaraz potem zobaczyłem jak jakaś postać, o tych samych włosach lecz spiętych i w nieco innej sukience, wymyka się bocznym wyjściem ze sceny, kiedy akurat wchodził na nią inny zespół. Janet nadchodziła, z kieliszkiem oraz całkiem sporą butelką ginu.
- No no, moich chłopcy - zaśmiała się stawiając butelkę przed nami, a potem dając mi całusa w policzek nim w ogóle się zorientowałem. Przysiadła się do stolika i popatrzyła to na mnie, to na mojego kompana, a jej uśmiech robił się z chwili na chwilę szerszy.
- Oh, a więc to ty jesteś Aiden... Mhm, Vini, miałeś absolutną rację z każdym calem opisu - przyznała z uśmiechem i wyciągnęła dłoń do mężczyzny. - Mów mi Janet chłopcze - przedstawiła się, nim w ogóle zdążyłem zareagować.
Offline
Uścisnąłem dłoń kobiety z wyczuciem, uśmiechając się do niej przyjaźnie. Jednak kątem oka zerknąłem na Vincenta. Hm, co takiego opowiadał o mnie? Znaliśmy się przecież zaledwie chwilę... Nie wiedział zbyt dużo.
- Aiden - przedstawiłem się mimo wszystko. - Miło mi cię poznać, też o tobie co nieco słyszałem. Oczywiście same pozytywy - odparłem, puszczając dłoń kobiety i sięgając po butelkę, by ją odkręcić i nalać alkoholu do kieliszka kobiety.
Offline
- Oh, sobie obowiązkowo też nalejcie! - zarządziła zaraz z uśmiechem i teraz przyglądała się mnie. - Nie uprzedziłeś, że przyjdziesz z kimś, młodzieńcze przecież znasz zasady, zawsze przedstawiaj...
- Janet, błagam cię - syknąłem, niemal kopiąc jej pod stołem. Zaraz odchrząknąłem, a następnie spojrzałem na Aidena. - Nie nadinterpretuj jej słów, opowiadałem jej o projektach jakie dla ciebie robiłem - wyjaśniłem mężczyźnie, ale pośpiesznie wróciłem wzrokiem do Janet, która najwyraźniej świetnie się bawiła. - Nie zdążyłem ci powiedzieć, bo wyszedłem ze sklepu, a ty już byłaś w swojej garderobie. Miałem też wspomnieć, że masz zwarzyć nieco na słowa, przy...
- Oh już mnie nie strofuj - żachnęła się. - Umiem rozmawiać z mężczyznami, a już na pewno lepiej niż ty jak widać - wytknęła mi i od razu chwyciła za kieliszek. - Oh, czekałam na to cały występ, musisz tego spróbować Aiden, widziałam, że wcześniej piłeś whisky, ale mój gin na pewno przypadnie c do gustu - powiedziała absolutnie tym zaaferowana.
Offline
Nalałem również Vincentowi, ale nie byłem pewien, czy on będzie miał ochotę na taki alkohol, dlatego nie przesadziłem z porcją. Sobie też nalałem raczej mniej niż więcej i spojrzałem na Janet, która niemal promieniała, popijając gin. Co za kobieta.
- Dobrym alkoholem nigdy nie pogardzę, jednak nie jestem zwolennikiem nadużywania trunków - zaznaczyłem, mając nadzieję, że jeśli miała ochotę się upijać, to tylko we własnym towarzystwie.
Offline
- Oh, rozumiem, rozumiem, jesteś z tych porządnych - pokiwała głową, ale z zadowoleniem upiła zawartość swojego kieliszka jak i ja podobne. Był smaczny, nie skrzywiłem się nawet ja, jednak... czułem, że palił, czułem, że za kilka minut już nie będę tak skoncentrowany na rozmowie.
- Ah! To dopiero smak...! - zawołała zachwycona Janet. - Dostałam tą butelkę w Sydney od swojego szefa w tamtejszej sali koncertowej. Ah ile tam występów wyśpiewałam, ile tam serc złamałam - zaśmiała się szczerze. - Eh pewnie gdyby nie wojna byłoby jeszcze piękniej. Całe szczęście, że się już skończyła i mogę śpiewać o czym chcę - dodała z siebie zadowolona, jakby sama się jej nie bała swego czasu. - Choć to i ta nic w porównaniu... Ah z Europą. Byłeś kiedyś w Europie Aiden? Vini to wiem, że nawet dupy psa spoza miasta nie wiedział, ale ty na pewno jesteś światłym człowiekiem - uznała z pełnym przekonaniem.
Offline
- Zadziwia mnie, gdy ludzie są tak niezwykle domyśli w wielu kwestiach - powiedziałem, uśmiechając się delikatnie. Upiłem jeszcze trochę naprawdę dobrego alkoholu i odstawiłem swoją szklankę na bok. - Byłem w Europie, jednak jeszcze jakiś czas przed wybuchem wojny, Janet. Później już tam nie bywałem - odparłem krótko. - Za to ojciec zabierał mnie do Azji. - Uśmiechnąłem się szerzej. - Moja matka uwielbia herbaty i zawsze przywoziliśmy jej całe tony doskonałej herbaty.
Offline
- Ohhh słyszałeś Vini! Był w Azji! - jęknęła Janet z autentyczną zazdrością. - Chciałam zwiedzać świat, jednak napięte nastroje nie zawsze pozwalały na ten luksus. No i zawsze była potrzebna druga para rąk do opieki nad wchodzącym w dorosłość zagubionym chłopcem - wskazała na mnie i na to już zdecydowałem zareagować.
- Dobrze dobrze, ale zagubiony to ja nie byłem. Pracowałem już u swojego mistrza, byłem naprawdę dobry w tym co robiłem i przynosiłem do domu całkiem sporo pieniędzy, by matka mogła wreszcie odsapnąć - zaznaczyłem, poprawiając jej wersję, na co Janet roześmiała się perliście, o czymś sobie przypominając.
- Oj słodziutki... A pamiętasz swoją minę... Haaaha - niemal zakrzytusuka się swoim śmiechem. Pokręciłem jedynie głową.
- Janet i moja matka mnie wychowały razem w dużej mierze - wyjaśniłem Aidenowi nachylając się do niego nieco bliżej. Znów poczułem zapach jego wody kolońskiej...
Offline
Zerknąłem na Vincenta, a zaraz potem znów przeniosłem wzrok na Janet. Trochę nie rozumiałem ich wymiany zdań, miałem wrażenie że mówią w tylko sobie znanym języku. Kobieta z rozbawiebiem i ciekawością spoglądała na mnie. Co ja tak bawiło...
- Rozumiem... Vincent wspominał, że są panie bliskimi przyjaciółkami - przytaknąłem, zerkając kontrolnie na mężczyznę obok mnie. - Ogólnie rzecz biorąc... Jest pani niezwykle... Hm, jesteś Janet, wybacz, przyzwyczajenie - poprosiłem się zaraz. - Jesteś niezwykle intrygującą osoba. Miałem okazję cię już słyszeć gdy śpiewałaś na głównej scenie z jednak miałem wrażenie, że tam twój głos osiągał jednak zupełnie inne tony. Nie znam się zanadto na muzyce, grywam na fortepianie, więc jako tako słuch mam i... Czy to repertuar? Pomieszczenie? Czy po prostu samo twoje nastawienie do występu sprawia, że jesteś odbierana w zupełnie inny, nowy sposób? - zapytaniem zaciekawiony, odchodząc od tematów rodziny.
Offline