Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Siedząc u lekarza nie myślałem o wielu rzeczach jednak jedyną bardziej bolesną od odkażania rany była jedynie myśl, że zadawanie się z Aidenem nie powinno mieć miejsca. Bo co ja robiłem? Zachowywałem się przyjaźnie i w myślach do niego wzdychałem, próbowałem zapraszać na wyjścia, czy rozmowy, przedłużać czas jaki razem spędzamy, a koniec końców... Zrobię sobie nadzieję, albo co gorsza powiem coś co uzna za niewłaściwe i będziemy w nieco niewygodnych stosunkach resztę rejsu? Choć z drugiej strony, zawsze istniała szansa, jeden na milion, że aż tak bardzo by mu to nie przeszkadzało i w ramach odskoku od złych doświadczeń z babami... Ugh, naprawdę powinienem po prostu przestać przejmować się i dać sobie na wstrzymanie. Potrafię się ogarnąć na te kilka tygodni prawda?
/dzień 10 - 15 lipca 1948 rok/
Została godzina do zamknięcia, więc spodziewałem się zobaczyć mojego ulubionego klienta już niedługo. Na rannym ręku miałem skromny opatrunek, który w żadnym stopniu nie przeszkadzał mi w pracy. Dodatkowo, dumny jak paw czekałem na Aidena by również poznać jego opinię co do moich projektów, które były bardzo różne od standardowej biżuterii którą obecnie się sprzedaje. Nie mniej, byłem bardzo podekscytowany.
- Dobry wieczór, szanowny panie - uśmiechnąłem się, gdy mężczyzna tylko przekroczył próg sklepu.
Offline
Mimowolnie się zaśmiałem, kiwając mu głową na powitanie.
- Witaj, Vincent - odparłem, pozostając przy wcześniej ustalonej formie. Odchrząknąłem. - Wybacz mi, że przychodzę niemal na ostatnią chwilę. Coś mnie zatrzymało - powiedziałem, przystając przed ladą. - Jak zdrowie? - zapytałem, spoglądając na jego rękę. - Pielęgniarka niemal wchłonęła cię do swojego gabinetu - powiedziałem żartobliwie.
Offline
- Wszystko w porządku, naprawdę - powiedziałem miękko - Sam nie wiem czemu tak się zachowały, zobaczyły sporo krwi i się przestraszyły, sam nie wiem - powiedziałem wzruszając ramionami. - Były potem średnio delikatne - przyznałem wywracając oczami i zaraz znów się uśmiechnąłem. - Nieistotne, mogę spokojnie pracować, po draśnięcie zostanie najwyżej mała blizna - wyjaśniłem miękko. - Chcesz już przejść do projektów?
Offline
Wziąłem głęboki oddech, postanawiając już pominąć temat zranienia. Najwidoczniej faktycznie nie było o czym rozmawiać. Pokiwałem potakująco głową na jego słowa. Oparłem się jedną dłonią o ladę i nieznacznie przechyliłem w jego stronę.
- Tak, szczerze powiedziawszy to tak. Jestem niezwykle ciekaw, co masz mi do zaoferowania - przyznałem, uśmiechając się szeroko.
Offline
Jego ciekawość była większym komplementem niż mogłem sobie wymarzyć więc zaraz w podskokach zabrałem z szafki za mną kilka kartek których wcześniej użyłem do wyliczeń i rysunków oraz wykonywania projektów bardziej czystych. Wyciągnąłem też pudełko z feralnym pierścionkiem, ale go nie otwarłem, wiedziałem że przez sam widok pierścionka, Aidena nieco... Zmrozi.
- A więc tak wykonałem kilka szkiców i od razu zaznaczam, że wykonałem je bardziej... Po swojemu. To jest coś co znajdziesz w tych gablotach - ostrzegłem od razu pokazując rysunki. - pierwszym, oczywistym pomysłem była zawieszka z brylantem, wykonana z resztek materiału. Przyjrzałem się stopowi i po wyciągnięciu kamienia mógłbym na nim pracować - wyjaśniłem, a potem pokazałem też zaraz drugi szkic. - No i sygnet, musiałbym dołożyć sporo, ale ta forma ma silny, męski krztałt, drobny brylancik na środku dodaje uroku, no a motyw róży wiatrów... Cóż, szukanie nowej drogi - uśmiechałem się z dumą, a mógłbym mówić o pracy jeszcze dłużej.
Offline
Uśmiechnąłem się, przyglądając rysunkom. Obok nich były różne obliczenia na których kompletnie się nie znałem i jakieś małe znaczki, które jak dla mnie przypominały bardziej hieroglify. Choć zapewne były to jakieś specjalistyczne oznaczenia, czy po prostu skróty myślowe Vincenta...
Przyjrzałem się najpierw projekcie sygnetu. Podobał się jednak... Szczerze powiedziawszy to bardziej kłaniałem się ku wisiorkowi dlatego też podczas oglądania drugiego szkicu poświęciłem mu dłuższą chwilę. Odłożyłem kartkę na bok, zerkając na swoje palce.
- Sygnet chyba nie jest dla mnie. Nigdy niczego nie nosiłem na palcach - wyjaśniłem krótko. Zacisnąłem lekko wargę. - Myślisz że w innej formie - mruknąłem, sięgając po pudełeczko z pierścionkiem i otwierając je. - Dostanie nowe życie? - upewniłem się, wyciągając niewielki przedmiot i uśmiechając się lekko.
Offline
Uśmiechnąłem się rozczulony, korzystając z okazji, że Aiden na mnie nie patrzył. Kto cię tak skrzywdził, że rana tak mocno krwawi?
- Na pewno. Wszystko zależy od jego właściciela - uznałem, na powrót przyjmując bardziej neutralny, "profesjonalny uśmiech". - Aiden, to nadal tylko przedmiot. Zyska wartość dopiero na osobie, która go przyjmie i tylko wtedy będzie coś wart - dodałem, mimo wolniej, spoglądając na niego z czułością, jaką otacza się bliskich. A nie współpasażerów. - Biżuteria jest piękna, ale nie kiedy na nią patrzymy, lecz kiedy ją nosimy i czujemy się pięknie - uśmiechnąłem się zaciskając przyozdobione palce w pięści. - Prawdziwym... Um, prawdziwą szczęściarą będzie kobieta, która dostanie od ciebie naszyjnik i będzie naprawdę czuć się w nim piękna - uznałem, starając się przełknąć pomyłkę bez jąkania.
Offline
- Jeszcze nie wiem co z nim zrobię. Grunt, że nie będzie już pierścionkiem. Wolałbym, by nikt go nie nosił w tej formie... - Parsknąłem śmiechem. - Jestem racjonalistą, ale gdy chodzi o ten głupi przedmiot to robię się idiotycznie przesądny - skarciłem sam siebie na głos, kręcąc głową. - Przerób go na naszyjnik - postanowiłem, podsuwając bliżej kartkę z tym szkicem. - Na pewno będzie równie piękny co reszta biżuterii, która wyszła spod twoich rąk - podsumowałem, odsuwając się kawałeczek od lady, prostując i poprawiając marynarkę.
Offline
Chciałem sięgnąć przez ladę, by poprawić my kołnierzyk, jednak znałem swoje miejsce. Za ladą. Na spokojnie.
- Schlebiasz mi - zauważyłem zawstydzony i zabrałem więc projekt wisiorka. - No dobrze, więc to... Dobrze, wydaje mi się to znakomity wybór i... - spojrzałem na pudełko w jego rękach i wyciągnąłem dłoń. - Nie uznam tego za oświadczyny, ale... jeśli jesteś gotowy, to lepiej byś mi go oddał - dodałem z krzywym uśmiechem, spoglądając na mężczyznę delikatnie. Dostaniesz go z powrotem już w nowym wydaniu.
Offline
Zmarszczyłem lekko brwi i schowałem pierścionek do pudełeczka. Podałem mu je z powrotem.
- W porządku - przytaknąłem, chowając dłonie do kieszeni i pokiwałem głową. - Mam nadzieję, że równie mocno będę ci schlebiał już po wykonaniu pracy - powiedziałem, uśmiechając się słabo. - Cóż... Cieszę się w takim razie, że doszliśmy do pełnego porozumienia i zgody. Nie musisz się z tym bardzo spieszyć... Mogę poczekać nawet do końca podróży, jeśli taka będzie potrzeba.
Miałem też w planach zapłacić mu nieco za pracę, ale wolałem się z tym teraz nie wychylać, skoro nie chciał rozmawiać o zapłacie teraz, to będziemy mogli to zrobić później. To nie ucieknie.
Offline
- Nie wiem jak długo mi to zajmie szczerze mówiąc, póki co mogłem go dopiero obejrzeć i oceniać. Kiedy zacznę przetapiać i poprawiać kamień dopiero zacznie się zabawa - uśmiechnąłem się szczerze pod nosem, odbierając pudełko. - Na pewno będzie piękny, to mogę zagwarantować - podsumowałem, kiwając głową i moje kartki z projektem wisiorka i pudełko odłożyłem pod ladą. Projekt sygnetu za to schowałem znów do szuflady za mną. Zagryzłem lekko wargę zastanawiając się co dalej robić.
- Jak ci mija rejs? Skorzystałeś z jakichś atrakcji...? - zapytałem ciekaw, zaczynając porządkować szuflady i szukając tyłem do Aidena kolejnego dokumentu potwierdzającego, że podjąłem się zlecenia.
Offline
- Wczoraj byłem w kasynie, chyba wspominałem o tym podczas bilarda... - Zmarszczyłem lekko brwi, zastanawiając się nad tym chwilkę. - Mniejsza. Byłem na w kasynie i nadal uważam, że hazard nie jest dla mnie. Wygnałem niewielką sumkę, o wielkie bym nie grał - podsumowałem, uśmiechając się, gdy Vincent obrócił się znów do mnie. - Jeszcze coś do podpisania...?
Offline
- Znaczy... To po prostu dokument, że podjąłem się zlecenia - uśmiechnąłem się lekko. - No wiesz, dla pełni formalności - uśmiechnąłem się lekko i podsunąłem mu dokument. - Nie planuję uciekać z tym ze statku, masz moje słowo, ale gdyby moje słowo ci nie wystarczyło... - wzruszyłem ramionami i sam podpisałem dokument. Potem podałem pióro mężczyźnie.
- A więc mimo wszystko spróbowałeś z hazardem? Hm, no dobrze, przypomniałeś sobie czemu go nie lubisz - zaśmiałem się pod nosem. - Jednak jeśli chcesz pograć znów w bilard, albo spróbować rzutek... Daj znać - wzruszyłem lekko ramionami. - Niedługo po tym jak zamykam, w barze ze sceną będzie śpiewała moja przyjaciółka - dodałem niewinnie.
Offline
- Jasne - przytaknąłem, przeciągając wzrokiem po dokumencie. Nigdy nie podpisywałem niczego bezmyślnie. Nie miałem złego przeczucia co do Vincenta ale... No cóż, był niemal obcym dla mnie człowiekiem, a ludzie bywali naprawdę różni... Złożyłem podpis i uśmiechnięty oddałem mu pióro. - Mogę dziś przyjść do tego baru. Będzie z tobą ktoś jeszcze? - zapytałem kontrolnie.
Offline
Machnąłem ręką.
- Nie, po występie pewnie podejdzie do mnie najwyżej gwiazda wieczoru. Znamy się jeszcze z lądu, to ona po części wciągnęła mnie na statek w roli pracownika. Inaczej ledwie załapałbym się na trzecią klasę - westchnąłem ciężko, ale zaraz uciąłem temat. - W każdym razie zapraszam, pewnie będę siedział bardziej z tyłu z boku. A i... Um... - zawahałem się jeszcze. Janet znała mnie, znała moje upodobania i wolałem żeby nie palnęła niczego głupiego przy Aidenie, który absolutnie nie musiał niczego wiedzieć, a spędzić miło czas. - W sumie nieważne, po prostu jeśli będziesz chciał to zachęcam - powiedziałem, gładko ucinając.
Offline
Zmarszczyłem lekko brwi i pokiwałem głową. Nieco zmartwiło mnie jego mocno widoczne wahanie.
- Zapewne przyjdę. W takim razie do zobaczenia wieczorem... - Zerknąłem na zegarek. - To w sumie już całkiem niedługo - zauważyłem z lekka rozbawiony. - Bywaj, Vincent - powiedziałem na pożegnanie.
Offline
- Tak, bywaj... - uśmiechnąłem się i odetchnąłem. Rany, rany, rany, muszę to dobrze rozegrać, muszę ostrożnie podejść do każdego kroku jaki teraz wykonam. Ale najpierw - odetchnąłem, spakowałem sklep i wyszedłem do swojej kajuty, by przygotować się na wieczór.
Przygotować się - miałem na myśli przebrać się i dobrać do tego dodatki. A potem pójść na salę, zająć swoje miejsce, gdzie było dość... ustronnie, ale widać było całkiem dobrze scenę. Ze swoim drinkiem czekałem bezpiecznie na... Na Aidena. Chyba bardziej niż na występ, wybacz Janet.
Gdy rozejrzałem się po sali pomachałem do mężczyzny, który nieco zagubiony rozglądał się dookoła.
Offline
Uznałem, że do baru nie muszę się ubierać sztywno. Zostawiłem marynarkę w kajucie, założyłem czarną koszulę, którą wetknąłem w spodnie, oraz czarne czarne szelki. Nigdzie nie będę musiał biegać na zewnątrz, po całej zabawnie wrócę spokojnie do kajuty korytarzem.
Wszedłem do niemal już pełnego i bardzo radosnego baru. W miarę szybko odnalazłem wzrokiem osobę, której szukałem.
- Witaj ponownie, Vincent - przywitałem się, podając mu dłoń do uściśnięcia, a następnie zająłem swoje miejsce, odstawiając szklankę z whisky na razie na bok. - Całkiem spor ludzi już się zeszło, niemal wszystkie stoliki zajęte. Jadłem kolację dwa razy w głównej sali i słyszałem jak śpiewa ta kobieta, ma bardzo ładny głos, jednak na górze jest bardziej dystyngowanie, tu robi się... Hmm... Koncertowo? - zapytałem z lekka rozbawiony.
Offline
Zachichotałem cicho pod nosem.
- Janet lubi mówić, że jest bardziej "ponętnie" - parsknąłem śmiechem. Mimo woli zlustrowałem go wzrokiem i ugryzłem się w język nim powiedziałem, że dobrze wygląda. Seksownie. - To miejsce gdzie dziewczyna może się wyżyć. Kiedyś mówiła mi, że pracowała w klubie dla gentelmanów, jako właśnie śpiewaczka, gwiazda wieczoru. Ma niezwykły głos, gdy daje sobie wolną rękę - wyjaśniłem dodatkowo. - No, oprócz tego, że w ogóle ma świetny glos - uśmiechnąłem się lekko. - I jest świetną osobą - pokiwałem sobie dalej głową, upijając napój z kieliszka.
Offline
- Rozumiem, jest świetną osobą - mruknąłem, rozbawiony tym, że zaznaczył to tak wiele razy jakby bardzo mu zależało, by przedstawić ją w jak najlepszym świetle. - Bardzo ją doceniasz. - Uśmiechnąłem się lekko, jeszcze raz obrzucając całą salę wzrokiem i wróciłem spojrzeniem do mojego towarzysza. - Całkiem strategiczne miejsce nam zająłeś, Vincent - zauważyłem, sięgając po swoją szklankę i upijając z niej troszkę alkoholu. - Jeszcze tu nie byłem podczas występu śpiewaczki.
Offline