Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Aiden, dam radę poskładać ubrania - zapewniłem spokojnie, kręcąc głowa i powoli je zbierając. - Przecież powiedziałem, że ci pomogę to ci pomogę - dodałem zdecydowanym głosem, zdejmując z siebie swoje wisiorki, które podczas kurczowego trzymania się mężczyzny w sklepie odbiły się czerwonawym śladem na skórze, a potem położyłem zaraz obok sygnety, zdejmując je z pobliźnionych dłoni. taki "nagi" sprawniej pochylałem się do ubrań i rzeczy Aidena, które wysypały się z szafy i szuflad na podłogę i tak jak powiedział mężczyzna, na razie układałem je na kanapie, po prostu zbierając z podłogi. Uśmiechnąłem się lekko, widząc jak Aiden sprawnie radzi sobie z rozbitą lampą. Zaraz jednak skupiłem się na zebraniu reszty ubrań, a następnie zacząłem je sprawnie składać i układać w szafie mężczyzny.
Offline
- Nie, nie, nie...! Vinceen - zatrzymałem go, gdy zaczął chować koszule. - Nie chowaj ich... Ja... Oddam je do wypracowania, albo prania jeśli będzie trzeba. Wymięły się i... - Skrzywulem się spoglądając na kupkę ubrań wyglądających bardzo niechlujnie. - Dziękuję ci za pomocą ale... Uh, sam widzisz jak to wygląda. - Westchnąłem, kiwając dłonią na rzeczy. Ułożę je póki co na fotelu w sypialni - wyjaśniłem, powoli podnosząc rzeczy. - Mhm... Lubię... Porządek - mruknalem pod nosem.
Offline
Spojrzałem na niego najpierw zaskoczony, ale zaraz złagodniał mi wzrok.
- Okej, lubisz porządek i czystość, rozumiem. Mam nadzieję że masz jakieś ubrania na zmianę poza tymi w szafie - dodałem. - Swoich ci nie pożyczę mięśniaku - zaznaczyłem, wyjmując ubrania z powrotem z szafy i razem z innymi rzeczami odkładając je na stertę na kanapie. Potem spojrzałem na Aidena z przyjemnością i zaraz znów zmiękł mi wzrok. - Hej, nie musisz się wstydzić tego że lubisz porządek - zapewniłem go spokojnie. - Przed chwilą nazwałem cię "mięśniakiem " , to ja mam się czego wstydzić - wywróciłem zażenowany sobą oczami ale z lekkim uśmiechem.
Offline
Parsknąłem, kręcąc głową i sięgając po rzeczy z kanapy. Ruszyłem do sypialni by przerzucić je na fotel, tak jak mówiłem.
- To tak naprawdę kwestia dbania o siebie, Vincent. Jedyne czego tak naprawdę możesz się wstydzić, to tego, że nie bierzesz się do pracy - stwierdziłem, wracając do niego z rozbawionym uśmiechem. - Obejdzie się bez prób pozyczania od ciebie rzeczy, coś na pewno będzie wystarczająco czyste... mhmm, ale poszukam już tego rano. - Westchnąłem. - Grunt, że teraz jest już w miarę czysto. Nie było zbyt wiele do sprzątania.
Offline
- I bardzo dobrze - uznałem spokojnie. - Byłoby żal gdyby coś się zbiło, no i znacznie więcej sprzątania... I tak pamiętam co mówiłem, ale lepiej usiąść i porozmawiać spokojnie niż robić to ma klęczkach - zauważyłem, jednak chyba przez twarz przemknął mi cień, kiedy myślałem co innego chciałbym robić na klęczkach przed Aidenem. Oh byłem złym człowiekiem, dobrze że Aiden nie był tego w pełni świadom...
- A co do dbania o siebie to to naprawdę wartościowa sprawa. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak wielu mężczyzn nie widzi problemu w nie trzymaniu się nawet podstawowej higieny - westchnąłem ciężko. - To aż przerażające. Dobrze że istnieją jescze tacy porządni ludzie jak ty...! - podkreśliłem z uwielbieniem.
Offline
- Istnieje ich wielu - zapewniłem go, wyciągając z barku karafkę z moją ulubioną whisky. - Może wcześniej po prostu nie rozglądałeś się w odpowiednich miejscach - powiedziałem z lekkim rozbawieniem, spoglądając miękko na Vincenta. Ta chwila grozy sprawiła, że teraz wszystkie wcześniejsze problemu i dylematy wydawały się błahostkami. - Preferujesz trochę whisky. Niestety jeśli nie, to mogę ci zaproponować jedynie wodę. Zapewne ktoś przyjdzie poinformować co z kolacją i może wtedy poproszę o jakieś wino...
Offline
- Mam dobry metabolizm, poproszę whisky. Po wszystkich emocjach tego dnia mam naprawdę sporą ochotę się napić - przyznałem, kiwając głową, kiedy szukał szklanek. Chwilę mu się przeglądałem ze słabym uśmiechem. - Spóźniłem się do pracy, potem sztorm... A właśnie - przypomniał mi się poranek i nagle poczułem się jakoś niekomfortowo z jedną sprawą. - Miałem cię właściwie przeprosić, wczoraj wieczorem miałem zamiar wyjść do siebie spać, ale... jakoś gdy ułożyłem ciebie pod kołdrą sam poczułem się senny no i... - skuszony, ale nie powiem tego na głos. - ... i po prostu położyłem się spać do ciebie, naprawdę przepraszam - przyznałem się szczerze. - Wyglądałeś rano na lekko... skonfundowanego , a ja już biegłem do pracy i nie zdążyłem cię przeprosić - przyznałem.
Offline
- W porządku, nie trzymam urazy do ciebie o taką błahostkę, jak spanie w moim łóżku - pwoedzialem rozbawiony, podając mężczyźnie szklankę z alkoholem, a ze swojej już nieco popijając łyczek. Usiadłem obok Vincenta na kanapkę, opierając się wygodnie. - Byłem... Zaskoczony. Kompletnie nie pamiętałem końca rozmowy. Film mi się urwał, budzę się rano, a tu... Sam rozumiesz. Zaskoczyłeś mnie, nic poza tym. Zapewne byłbym równie zaskoczony kobietą... Choć pewnie szybciej doszedł bym do siebie. - Pokręciłam nosem. - To nie ma teraz żadnego znaczenia. Mam nadzieję, że się wyspałeś. Kanapa nie jest aż tak wygodna, jak to cudne łóżko. - Zaśmiałem się.
Offline
- Jest cudne, to fakt - przyznałem, kiwając głową rozbawiony. - I sam nie wiem jak to się stało, że zasnąłeś. Widocznie rozgadałem się na tak błahy temat, że w końcu nie dałeś rady - zachichotałem. - Wiedziałem, że kiedyś uśpię cię swoją gadaniną, to była kwestia czasu - dodałem, kręcąc głową. Zamoczyłem ostrożnie wargi w whisky i przełykając uśmiechnąłem się. - Mocna... - mruknąłem bardziej do siebie i zerknąłem na Aidena. Tak... wydawał się takim, któremu nie przeszkadzają nawet bardzo mocne alkohole... Mocny człowiek.
Offline
- Wiem, dlatego nie zmuszam cię do picia jej. Między piwem, a whisky są kilometry różnych - przytaknąłem, przyglądając się z zauroczeniem? na Vincenta. - Nie wiem czy uśpiła mnie twoja gadanina... Naprawdę nie pamiętam, czy to było to. Pamiętam za to, że byłem już całkiem zmęczony, a jak wróciłem z balkonu, na którym mnie przewiało... - Wzruszyłem ramionami. - Chyba zwykła reakcja organizmu. - Zmarszczyłem lekko brwi. - Hm, cieszę się, że nie spóźniłeś się za mocno do pracy. I cieszę się, że nic ci się nie stało.
Offline
- Sam już o to zadbałeś - mruknąłem spoglądając na napój w kieliszku. Uśmiechnąłem się miękko, unosząc na niego wzrok. - I za to dziękuję... - dodałem, spoglądając znów z tą dumą na faceta, który musi mieć większy mętlik w głowie niż ktokolwiek kiedykolwiek. - Nie znam wielu ludzi, którzy bez zastanowienia by przybiegli do mnie, upewnić się że wszystko jest w porządku i zostać by o to zadbać - dodałem, dla wyjaśnienia swojej reakcji. - Więc... naprawdę dziękuję... - podsumowałem ciszej, znów maczając lekko usta w whisky. Cały czas uśmiechnięte usta.
Offline
- Jakby nie patrzeć, jak już przyszedłem, to dziwnie było by sobie pójść - zauważyłem, uśmiechając się do niego. - Coś mnie tam popchnęło zapewne nie bez powodu... Być może wiele rzeczy stało się nie bez powodu, stawiając mnie w miejscu w którym teraz jestem. Sprzecznie się z tym wszystkim zapewne byłoby zdecydowanie bardziej męczące, niż akceptacją więc... Chyba nie chce przyjmować od ciebie żadnych podziękowań.
Offline
Z uśmiechem słuchałem wszystkiego co powiedział i po prostu... Nie mogłem przestać odnosić wrażenia, że mam naprawdę olbrzymie szczęście, że w całym moim życiu uczuciowym polegają na podejmowaniu złych decyzji, spotkałem na swojej drodze Aidena.
- Cały czas nie mogę wyjść z podziwu do ciebie - przyznałem szczerze i bez ogródek. - I naprawdę, chyba nie zdajesz sobie sprawy, jak mocno cię uwielbiam - dodałem już z lekkim zawstydzeniem i rumieńcem. - A może nawet sam sobie z tego nie zdaję sprawy, ale... Po prostu jesteś cudowny i nie wiem gdzie twoja była miała oczy, ale szczerze mówiąc, dla mnie nawet lepiej - podsumowałem, zagryzając lekko wargę i odwracając wzrok.
Offline
Zacisnąłem mocniej wargi, myśląc chwilę nad jego słowami.
- Dla mnie to też nadal zagadka... Hm. - Westchnąłem cicho, na chwilę wpadając w zamyślenie. Trzy miesiące to kawał czasu, ale gdy patrzę na to z perspektywy lat, które spędziliśmy że sobą miałem wrażenie że te trzy miesiące to nic. Wielkie nic. - Ale gdyby nie rozstanie, nie byłoby mnie na tym statku. Chyba... Wspominałem ci, że w sumie wsiadłem na niego zupełnym fartem? W ostatniej chwili... - Pokręciłem głową z rozbawiebiem.
Offline
- Tak wspominałeś - mruknąłem, kiwając głową. Chwilę milczałem, zaciskając usta i zastanawiając się cicho na następnymi słowami. - A ja... zawsze mówiłem szczerze, że znajdziesz jeszcze znacznie lepszą kompankę życia, że będziesz szczęśliwszy niż z tamtą... - wspomniałem dalej. - I w sumie tego ci nadal życzę. Choć może... coraz bardziej ochoczo sam składam swoją kandydaturę - uśmiechnąłem się krzywo, zastanawiając się, czy nie powinienem już sobie odpuścić. - Przynajmniej będę się bardzo starał cię uszczęśliwiać, już to robię z przyjemnością od jakiegoś czas... - dodałem, niemal niewinnie.
Offline
- Faktycznie... Na pewno dzięki tobie ten rejs nie wypadnie mi z pamięci już nigdy. A to wyjątkowe, bo podróżowałem już wiele razy... - Uśmiechanalem się zadowolony.
A więc zgłaszałeś swoją kandydaturę... Rany. Sam nie wiedziałem co o tym myśleć. To było... Dziwne. Vincent był kimś, ktogo bez problemu od zaraz mógłbym nazwać przyjacielem i kompanem... Ale...? To chyba nadal było bardziej skomplikowane niż przypuszczał. Nie da się w kilka tygodni od tak zmienić światopoglądu, choć... I tak bylllem na dobrej drodze do zrobienia tego.
Offline
Zacisnąłem chwilę dłużej usta, ale zrozumiałem, że chyba na dziś to już starczy. Aiden... jesteś dzielny, po prostu cię podziwiam i wielbię, tak więc nie będę przeginał struny bardziej niż powinienem. Mamy jeszcze czas Aiden... Na wszystko mamy jeszcze czas.
- Chyba dziś nie wyjdzie wyskok do baru - westchnąłem ciężko, zmieniając temat, uznając, że... chyba tak będzie lepiej. - A szkoda, miałem wielką ochotę na bilard - dodałem z uśmiechem, a potem po prostu miękko popatrzyłam na Aidnena. - Ale trudno, w takim razie jutro się przejdziemy, zgoda? - dopytałem miękko, upijając whisky i wiedząc, że i tak się zgodzi. Bo taki już był... Za dobry dla mnie.
Offline
- Oczywiście wszystko nadrobimy - przytaknąłem, kiwając głową z szerokim uśmiechem. - Dziś i tak chyba nie miał bym siły i głowy do gry... Jestem niemal pewnie, że nie będę miał problemu ze snem, tak jak wzoraj. Jednak dziś wolałbym zasnąć na łóżku - stwierdziłem, pocierając dłonią kark. Bardziej humorystycznie niż dlatego, że faktycznie bolały mnie plecy, bo nie bolały. - Tak dla zasady - podsumowałem, uśmiechając się do mężczyzny.
Biłem się z myślami czy pozwolić mu tu zostać? Bo przecież było wystarczająco miejsca dla nas obojga, z drugiej strony, czy to wypadało? No a z trzeciej przecież w jego kajucie pewnie też był bałagan, którego nikt mu nie posprząta... Hm, choć do wieczora było jeszcze trochę czasu... Uhh...
Offline
- W razie potrzeby umiem zrobić całkiem przyjemny masaż - zapewniłem miękko, rozbawiony popijając whisky. - Moja matka zawsze kawał czasu ślęczała nad maszyną więc zawsze masowałem jej kark. Nie chciała przyznać, że ją boli, więc po prostu to robiłem - wyjaśniłem skąd ta umiejętności i by wiedział, że to propozycja z pobudek podszytych czystą troską. Niczym innym.
Chwilę jeszcze rozmawialiśmy, trochę o niczym, trochę o mojej mamie, lubiłem o niej mówić, bo była moim wszystkim... Jednak na długo po tym kiedy dopiłem whisky odstawiłem szklankę w końcu na bok.
- Musze pójść chyba do swojej kajuty. W sklepie posprzątam już rano, w razie gdyby fale miały wrócić nocą - wyjaśniłem, wstając z kanapy. Potem spojrzałem miękko na Aidena. - A ty zanieś swoje rzeczy do prania, sam zajmę się swoim bałaganem... Byłeś już dziś rycerzem na białym koniu wystraczającą ilość razy... - mruknąłem z uśmiechem.
Offline
Pokiwałem głową, podnosząc się zaraz za Vincentem i zerkając na zegarek. Była już pora kolacji.
- Hm, w porządku... Skoro tak mówisz - przytaknąłem, podchodząc z nim do drzwi. Podrapałem się po karku. - Zobaczymy się jutro... Um, rozważę propozycje masażu - powiedziałem żartobliwie choć w połowie nie był to żart. Mniejsza o to. Szkoda, że już uciekał. - Nie będę cię już przetrzymywać... W razie jak by co, to będę pewnie u siebie już do końca tego nies,czesnego dnia. Prócz małego wyskoku do pralni... Więc... Zaglądam śmiało.
Offline