Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Hm, nie no, właściwie skończyłem... - mamrotałem do siebie. - Po prostu... Przemęczam rysunki. Powinienem zająć się czymś nowym, mam tendencje do robienia za dużo, aż praca staje się... Zmęczona - podsumowałem i uśmiechnąłem się lekko odkładając wszystko na bok. - Już wszystko? Aż niemożliwe - zaśmiałem się cicho. - Masz nieźle tępo, nie ma co - podsumowałem wstając z łóżka i zabierając płytki by wszystkie maczały się w specyfiku na stoliku dalej.
Offline
Również się podniosłem i minąłem z Vincentem. Usiadłem na łóżku i z zaciekawieniem sięgnąłem po parku, które odłożył na bok.
- Mam nadzieję, że nie masz znicz przeciwko, bym rzucił okiem? - zapytałem, jeszcze nie spoglądając na kartki, szanując jego decyzje. - Po prostu jestem ciekawy dlaczego aż tak męczyłeś te projekty!
Offline
Parsknąłem i gdy przetarłem dłonie usiadłem obok Aidena na łóżku i westchnąłem cicho. Nasze ramiona tylko lekko się ze sobą stykały, ale to już napawało mnie cichą radością.
- Możesz zobaczyć, ale... Sam nie wiem - podsumowałem, kiedy Aiden podniósł kartki. - To... Po prostu rysunki biżuterii. Nic wielkiego, lecz dla mnie... Niemal wszystko - westchnąłem cicho, patrząc przez ramię na moje rysunki w poziomie, pionie, wyliczenia, notatki i rysunki realistyczne poszczególnych projektów.
Offline
Uśmiechnąłem się miękko, przekładając kartki. Skupiłem wzrok tylko na nich, mimo wszystko czułem że Vincent cały czas na mnie zerka. Ale dziwaczne. Miałem wrażenie że ze spotkania na spotkanie coraz lepiej umiem go... hmmm... wyczuć.
- Skoro dla ciebie to wszystko to nie są to "tylko" szkice biżuterii, ale "aż" - poprawiłem go, oddając mu kartki do ręki spoglądając na jego twarz. - Umiesz szkicować coś poza tym? - zaciekawiłem się.
Offline
- Ludzi - odparłem. - Architektura... Hm ujdzie szczerze mówiąc... Chyba najbardziej lubię ludzi. Ale z tego nie idzie się utrzymać... Więc nauczyłem się porządniej rysować technicznie - przyznałem. - Raczej średni ze mnie artysta, jestem typem rzemieślnika - zaznaczyłem, a kiedy schowałem kartki pokazałem mu swoje zniszczone od pracy dłonie.
- Od zawsze pracowałem...
Offline
Pokiwałem dłonią,spoglądając na jego spracowane dłonie. Gdyby doktor Morton nie zabrał mnie z Francji i nie zadbał o mnie... Pewnie niewiele bym sie różnił od Vincenta, zapewne jako śrota nie miałbym łatwego życia... Zacisnąłem usta.
- Praca nie hańbi, nigdy - zaznaczyłem, klepiąc go po dłoni. - Zapamiętaj to sobie.
Offline
Cofnąłem dłonie i spuściłem wzrok.
- Wiem... A nawet jeśli hańbi to, i tak jestem jedną wielką hańbą - pokręciłem głową, niemal z rozbawieniem. Po kilku chwilach zerknąłem na mężczyznę z ciekawością.
- Właściwie... Zastanawiałem się nad czymś. Jakiś czas szczerze mówiąc - przyznałem szczerze. - Kiedyś jedna kobieta zwróciła mi uwagę na mój akcent. Żyłem całe życie w klasie robotniczej Australii, słychać to wyraźnie. Jednak... Potem pomyślałem sobie, podczas gdy rozgadałeś się na kolacji, że u ciebie tego nie słuchać - przyznałem swoje obserwacje. - Nie masz akcentu. Albo masz jakiś którego nigdy nie słyszałem w Australii - dodałem, lekko marszcząc brwi.
Offline
Nie musiałem się zastanawiać nad tym pytaniem długo, bo ludzie zadawali mi to pytanie dosyć często. Mój australijski akcent był delikatniejszy, oczywiście używałem wielu słów których używali tylko Australijczycy.
- To dlatego, że mój tata podróżował w wiele miejsc, rodzice bardzo chcieli, żebym posługiwał się "bardziej" poprawną angielszczyzną - wyjaśniłem z lekkim rozbawieniem. - Miałem masę lekcji angielskiego z samej wymowy - dodałem.
Offline
Zaśmiałem się cicho.
- Hm, no tak. To by wiele tłumaczyło - pokręciłem głową rozbawiony. - Zapomniałem, że arystokrata z ciebie - dodałem zerkając. - Ale trzeba przyznać, że lekcje nie poszły w las, jak już w końcu zaczniesz mówić, to doprawdy, szalenie miło posłuchać - przyznałem, zagryzając wargi rozbawiony samym sobą, tym jak uważnie wsluchwialeem siee w niego.
Offline
Zmarszczyłem brwi, spoglądając na Vincenta i zerkając na jego zagryzioną wargę. Uniosłem wzrok do jego brązowych oczu.
- Trochę że mnie arystokrata - przytaknąłem. - Wybacz, jeśli cię to razi. Staram się nie wspominać o tym ciągle, pragnę jednak zauważyć, że teraz zadałeś pytanie na które nie umiałem odoowezec inaczej - wytkanlem ze śmiechem. - Wiele zawdzięczam rodzicom, miałem dobry start, bo oni mi go zapewnili, ty pniesz się do góry tylko i wyłącznie dzięki swojej własnej wytrwałości. To godne podziwu i pozazdroszczenia.
Może gdybyś miał za co, miałbyś już na swoim koncie fortunę, nie musiałbyś się rozstawać z rodziną a po prostu zabrałbym mamę w lepsze miejsce... pomysłem.
Offline
Wzruszyłem ramionami.
- Zawsze miałem pod górę, ale nigdy nie narzekałem - zapewniłem go. Potem zaraz się uśmiechnąłem. - Poza tym, w ciągu życia poznałem wielu bogaczy czy arystokratów. Byli pełni obłudy, wyższości lub arogancji... - skrzywiłem się lekko. - Odnosili się do pracowników z wyższością, jakby mieli się za lepszych. Ale ty... - na powrót się uśmiechnąłem, tym razem spoglądając na Aidena z przyjemnością i wyprostowaną głową.
- Podróżujesz 2 klasą, spędzasz czas z jubilerem i śpiewaczką, a gdybyś miał jeszcze lokajów pewnie byliby twoimi najlepszymi przyjaciółmi - wyliczyłem rozbawiony. - Słowem, nie musisz unikać tego że jesteś jaki jesteś, bo tak naprawdę jesteś wspaniałym człowiekiem, a rodzina cię nie definiuje. To naprawdę godne podziwu... - przyznałem, ale w końcu wymiękłem i odwróciłem spojrzenie.
Offline
Wstrzymałem na chwilę oddech, sięgając po jego dłoń i zaciskając palce na jego nadgarstku. Zdążyłem już zauważyć że każde zetknięcie się naszych dłoni, czy ramion wywołuje jakieś niewielkie poruszenie na jego twarzy. I podobało mi się to.
- Ciebie też nie definiuje rodzina - zaznaczyłem i usmiechnąłem się szczerze. - Czyli to już ustalone, oboje się podziwiamy, dobrze wiedzieć - powiedziałem żartobliwie, nie puszczając jego ręki.
Offline
Zaśmiałem się cicho i pokiwałem głową wracając do niego niepewnym wzrokiem.. Ale zaraz się rozluźniłem.
- Ta, ustalone. Ani rodzina, ani nic innego... - zaznaczyłem i choć od początku tego dnia nie chciałem sprowadzać nas do takiego punktu, w końcu wiedziałem, że Aiden, że on... W każdym razie i tak to zrobiłem. Pochyliłem się lekko i musnąłem swoimi wargami jego. To był dobry moment, ledwie muśnięcie, a i tak cieszyłem się na coś tak malutkiego. Bo było nasze. Takie chwile były tylko nasze, chyba dlatego były tak dla mnie bezcenne.
Odchrząnąłem siadając znów prosto, ale z uśmiechem, nie wysuwając swojej ręki z jego. Bo byłem po prostu szczęśliwy.
Offline
Wciąż znikało mnie to z tropu. Naprawę, nie mogłem się do tego w żaden sposób przygotować. Znów poczułem jak uszy mi zapłonęły i może gdyby zrobiła to jakaś kobieta, to starałabym się nie okazywać zaskoczenia czy tak nadmiernej ekscytacji. Umówimy się, do kobiet przywykłem, poznałem je powoli i zdawałem sobie sprawę że nigdy ich do końca nie zrozumiem.
Vincent to zupełnie inny wmiar.
Przyciągnąłem go znów do siebie i pocałowałem. Gdybym podchodził do sprawy tak niepewnie jak on (co nie było dziwne, bo ja zachowywałem się jak się zachowywałem) to pewnie nigdy byśmy nie ruszyli z niczym do przodu. Może robiłem to przez to, że lubiłem po prostu wiedzieć na czym stoję, niepewność doprowadzała mnie niemal do szału.
Offline
To było tak miłe, jego bliskość. Mam wrażenie, że przeżywałem ją bardziej niż kiedykolwiek w jakiejkolwiek innej relacji, to raz całą jego osobę. Działała na mnie, przyciągała.
Wolną rękę położyłem na jego szczęce. Czułem, że lekko się spiął, tak wyraźnie jak zapach jego perfum czy to, że golił się wczorajszego wieczoru. Kolejna niezwykle przyjemna rzecz, jego zapach, skóra... Może i byłem chory, ale chciałem nim nasiąknąć, czuć jego perfumy na sobie. Oh byłem okropnie chory z miłości.
Po przeciągającym się i ponawianym jeszcze trochę pocałunku, odsunąłem się, cofając dłoń. Czułem się tak dobrze w tej sytuacji, tak dobrze ze było mi aż źle z powodu, że Aidenowi chyba jednak nie jest dobrze...
- Nie planowałem tego, po prostu.. Tak wyszło - mruknąłem dość cicho, z uśmieszkiem na ustach.
Offline
Kiwanlem głową, zastanaiwjac się czy chodiz mu o sam pocałunek w tej chwili, czy o wsyztsko związane z nami.
- Hmm, zdaje sobie z tego sprawę. Niektórych rzeczy po prostu nie jest się w stanie zaplanować, przewidzieć czy zapobiec - skwitowałem krótko, uśmiechając się lekko. Sięgnąłem po jedną z kilku czystych kartek które leżały na łóżku oraz ołówek. - Akceptuję ciebie i proboje zaakceptować siebie - pwoedzialem powoli, zapisując te słowa na kartce. Podniosłem wzrok na Vincenta i wręczyłem mu kartkę. - To dla ciebie. Może przestaniesz mnie ciągle przepraszać za siebie, gdy spojrzysz na te kilka słów.
Offline
Uśmiechnąłem się rozczulony, wpatrując w tak pozornie nic nie znaczący kawałek papieru. Dla mnie znaczył wszystko. Zauroczony wpatrywałem się jeszcze chwilę by następnie odłożyć kartkę na szafkę nocną, by zawsze przypominać sobie te słowa przed snem.
- W porządku, nie będę już za siebie przepraszał - zgodziłem się miękkim tonem i po kilku chwilach, sam ponownie ująłem dłoń Aidena. Niezbyt nachalnie rzecz jasna. Uśmiechnąłem się krzywo wpatrując się w nasze dłonie. Moja dłoń bez ozdób na palcach wyglądała znacznie bardziej zniszczoną i wychudzoną, a jego była taka piękna...
- Zazwyczaj jestem znacznie bardziej pewny siebie...
Offline
- Wiem - przytaknąłem rozbawiony, klepiąc go po dłoni drugą ręką. - Zdążyłem zauważyć, minęło wystarczająco dużo czasu, który spędziliśmy w swoim towarzystwie. Przetwarzam wszytskie informacje nieco dłużej, ale nie aż tak długo - podsumowałem, uśmiechając się jednym kącikiem ust. - Ja nie wiem jaki jestem zwykle, bo pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. - Pokręciłam głową i wyplatalem dłoń z jego dłoni, podnosząc się z łóżka. Schowałem ręce do kieszeni, spoglądając na Vincenta łagodnie. - Może pójdziemy coś przekąsić? - zaproponowałem, unosząc brew.
Offline
Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową.
- Z wielką chęcią - przytaknąłem i założyłem na siebie pośpiesznie marynarkę. Wyszliśmy zgodnie z mojej kajuty, a następnie ruszyliśmy spacerowym krokiem w stronę gastronomii.
- Jak zwykle... A jak zwykle obchodziłeś się z pannami? - zapytałem, unosząc zaciekawiony brew. - To, że na pewno za robą szalały jest dla mnie pewne, jednak jestem ciekaw, czy sam wybierałeś sobie jakąś z tłumu adoratorek, czy raczej czekałeś, aż któraś podejdzie do ciebie sama? - zagadywałem, dość naturalnym dla siebie ciekawskim głosem.
Offline
- Różnie - stwierdziłem bez zastanowienia. Potem jednak chwilę nad tym pomyślałem, marszcząc przy tym brwi. - Choć w sumie częściej chyba do mnie podchodziły... Często mi się to zdarza. Czasami po prostu rozglądałem się po sali, łapałem z kimś kontakt stołowy i zaraz zaczynała się rozmowa. - Wzruszyłem lekko ramionami. - Nie miałem chyba żadnej specjalnie opracowanej techniki - podsumowałem, z rozbawieniem spoglądając na Vincenta który nie krył ani grama swojej ciekawości moimi słowami. Zastanowiłem się znów, by odpowiedzieć tak, aby ta ciekawość zaspokoić choć odrobinę. - Hm... Traktuje kobiety jak damy... Każdą. Choć teraz niektóre nie chcą być tak traktowane. - Zaśmiałem się. - Świat się zmienia... A ja... Wszystkich obrażam szacunkiem. Przynajmniej się staram...
Offline