Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Ostatnio gdy zobaczyłem go na tym progu przycisnął mnie do siebie i przeciągle pocałował... Ale to było wcześniej.
- Tak... Tak powiedzmy że wre - zaśmiałem się cicho i przepuściłem go w drzwiach zapraszając ochoczo ręką. Gdy zamknąłem za nim drzwi rozejrzałem się jeszcze raz po pokoju. - Po prostu posprzątałem i ustawiłem wszystko do pracy... Nic wielkiego - podsumowałem. - Ledwo zacząłem nim przyszedłeś - dodałem, wyjaśniając pyłek unoszący się w powietrzu, kiedy wróciłem nad biurko.
Offline
- Dopiero zacząłeś? - powtórzyłem po nim pytająco, a następnie pokiwałem głową. - W porządku... Hm... A więc nad czym pracujesz? I w czym mogę ci bardziej pomóc niż przeszkadzać, drogi druhu? - zapytałem rozbawiony, rozglądając się po pomieszczeniu z uśmiechem, a na koniec utkwiłem wzrok w Vincencie.
Ostatnim razem wszedłem tu trochę z impetem... Vincent spodziewał się tego samego i tym razem? A może obawiał i teraz odetchnął z ulgą. A ja? Co ja o tym wszystkim myślę...?
Wziąłem głęboki oddech i uspokoiłem nieco ten wir myśli.
- A więc? - dopytywałem.
Offline
- Muszę dokończyć kilka szkiców do portfolio - zacząłem od tego. - A potem nanieść grawerowanie na jedno zamówienie - dodałem, licząc w myślach. - A przede wszystkim mam stosik metalowych płytek do do oszlifowania - dodałem wskazując na stół. - Więc jest co robić - podsumowałem spokojnie unosząc na niego wzrok. - Gdybyś mi pomógł oszlifować choć trochę z tych płytek, byłoby cudownie, drogi druhu - uznałem miękko, zaciskając usta z rozbawieniem. - Hm ja w tym czasie skończyłbym rysunki... Huh cieszę się z ruchu w sklepie, ale gdyby był mniejszy, spokojniej wszytko bym sobie zaplanował... - przyznałem.
Offline
- I tak źle, i tak źle. Ludzka natura, nie da się nam dogodzić. Człowiek ciągle czegoś chce, zmienia zdanie. A ja jestem żywym przykładem. Wydawało mi się, że urlop dobrze mi zrobi, bo nieco wpadłem w niewielki pracoholizm po... - odchrząknąłem. - Po Izabelli. Jednak gdy już poczułem nutę nudy to znów mi źle - podsumowałem, uśmiechając się na koniec jakby nigdy nic. - A więc płytki dobrze. To wydaje być najodpowiedniejsze zadanie dla mnie. Zajmę czymś w końcu dłonie, może umysł nareszcie zdoła odetchnąć.
Offline
- Przy pracy zapomina się o problemach, jakiekolwiek by one nie były, więc rozumiem pracocholizm - przyznałem szczerze uśmiechając się krzywo kiedy usiadłem na łóżku obok biurka i zająłem się przeglądniemy moich prac oraz wyliczniem do nich oraz setek innych projektów by zaprezentować się z jak najlepszej strony. - Sam po nieprzyjemnych zerwaniach przesiadywałem potem w pracowni... - uśmiechnąłem się krzywo. - Można wręcz rzec, że gdyby nie tyle rozstań, nigdy nie byłbym taki dobry - parsknąłem śmiechem, próbując na to patrzeć już zupełnie jak na przeszłość.
Offline
Zaśmiałem się mimowolnie, ale zaraz spoważniałem, jednak uśmiech nadal błąkał mi się po twarzy.
- Niesamowite, by dostrzegać takie pozytywy z takich... nieprzyjemności - szepnąłem, siadając przy biurku, na wyznaczonym mi przez Vincenta miejscu. Popatrzyłem na niego miękko (ostatnio ciągle często tak na niego patrzyłem).
Offline
- Większość złych rzeczy prowadzi też do tych dobrych - uśmiechnąłem się czule. - No dobrze, użyj tych papierów po lewej, możesz szlifować ruchem kolistym, albo lewo prawo - dodałem jeszcze widząc, że szuka narzędzi pracy. - A jeszcze dodając... Urlop jest faktycznie dobry na pracocholizm. Ale tobie najwyraźniej niezbędny jest jakiś aktywny urlop. By oczyścić myśli, a nie z nimi walczyć, leżąc na leżakach - zauważyłem.
Offline
- Tak, przejrzałeś mnie - przytaknąłem rozbawiony, sięgając po papier. - Od zawsze dużo działo się wokół mnie, wiec... Mimo tego że wcale nie przepadam wielce za tłumem to lubię ruch. A raczej poruszenie. - Zaśmiałem się sam z siebie. - Powinienem był leliei to przemyśleć... "To" czyli czas podróży - wyjaśniłem, zerkając na Vincenta, ale zaraz skupiłem się na płytkach, które miałem wyszlifować. - Dobrze, że spotkałem ciebie i jednak mam co robić - powiedziałem cicho, uśmiechając się pod nosem.
Offline
- Cóż.. Przeze mnie masz tez więcej myśli w głowie, więc nie wiem czy w ogólnym rozrachunku to wyjdzie na "dobre spotykanie" - powiedziałem z cichą nutą żalu, jednak zaraz ukryłem to jednak uśmiechem.
- W porządku, jak się nudzisz to ci znajdę zajęcie w takim razie, nie ma problemu, ja mam naprawdę dużo rzeczy do roboty, a dodatkowa para rąk jest w sam raz do niektórych prac, dodatkowo tak silnych rąk - dodałem z rosnącym uśmiechem.
Offline
- Hmm... - mruknalem cicho, jednak nie odwróciłem wzroku. Skupiłem go na płytce. - Mógłbyś nie zmieniać póki co tematu? - poprosiłem, marszcząc lekko brwi. - Znaczy... Bardzo się cieszę, że moje silne ręce mogą ci pomóc - zaśmiałem się między słowami - ale twoje wcześniejsze słowa... Naprawdę sądzisz, że uprzykrza mi to wyjazd? Że twoja osoba to robi? Wydawało mi się... hmm... no nie wiem, mam mówić dobitniej? Mam wrażenie, że zawsze mówię dosyć prosto. Nie jestem najlepszym mówcą. - Westchnąłem cicho. - Sek w tym, bo powtórzę się jeśli trzeba, że nie sprawiasz że czuje się źle. Właśnie o to chodzi. Że nie czuję się przy tobie źle. Mimo... - Zacisnąłem wargi. Mimo słów, mimo pocałunków... - Miałem nadzieję, że to czujesz.
Offline
Skrzywiłem się lekko, wzruszając ramionami, nieco czerwony ze wstydu.
- Ja... po prostu widzę jak ci ciężko i czuję się temu winny i bezradny by ci pomóc - przyznałem szczerze. - Dlatego jeśli mogę jakoś odciągnąć i zająć ci myśli pracą... to staram się coś znaleźć - wyjaśniłem już nieco spokojniej. Z bezgłośnym westchnieniem, upuściłem szkicownik, by spojrzeć na Aidena.
- Niczego nie żałuję, a ty nie masz mi niczego za złe. A wiem, że to cię męczy... i będzie męczyć jeszcze długo. I jestem za to odpowiedzialny, czuję tą odpowiedzialność... - skrzywiłem się i znów schowałem za szkicownikiem. - I jesteś dobrym mówcą. To co ja wyrażam w setkach słów i mimiki, czy gestów, ty zamykasz zgrabnie w jednym zdaniu - dodałem, uśmiechając się krzywo pod nosem. - Taki już jesteś...
Offline
- „Nie wyrażaj małej rzeczy w wielu słowach, lecz rzecz wielką w niewielu.“ Tak mówił Pitagoras - powiedziałem uśmiechając się pod nosem. - I myślę, że miał w tym dużo racji. Choć czasami ludzie po prostu chcą usłyszeć potok różnokolorowych słów i wtedy moje podejście się już nie sprawdza tak dobrze. - Zaśmiałem się pod nosem.
Offline
Zaśmiałem się cicho.
- Morał jest taki, że nie dogadał bym się z Pitagorasem, a jeśli ludzie będą oczekiwać od ciebie barwnych wywodów, to zostaw to mi - powiedziałem miękkim tonem i pokręciłem głową, dokanczając szkic. - Ja tam bardzo lubię twoją prostotę i klarowność wypowiedzi... - mruknąłem, wzruszając lekko ramionami naa koniec.
Offline
- Wielu ludziom to odpowiada - odparłem,zagryzajac policzki od środka. - To zdecydowanie ułatwia i skraca wiele rozmów. Ludzie coraz bardziej stają się rozciagli, dużo rzeczy Zienia się teraz, świat będzie jak szalony do przodu i zanim się obejrzymy to będzie już nie do poznania. Więc po co przedłużać? - mruknąłem. - Oh, i zdecydowanie w rozmowach zawodowych się to sprawdza. Gdy rozmaiwam z kimś, kto "leje wodę" to mnie momentami wyprowadza z równowagi. Bo albo ma się coś do powiedzenia albo nie, nie ma nic pomiędzy... Przynajmniej w przypadku zawodowym.
Offline
Nadąłem policzki ze zmarszczonymi brwiami patrząc na Aidena.
- Sam nie nazwał bym się osobą lejącą wodę, choć jak tak to przedstawiasz to mam wrażenie że chyba za dużo gadam w twoim mniemaniu... I chyba przez to że całe życie wykonywałem tak delikatną pracę jaką jest jubilestwo to pośpiech mnie nie cieszy... Chyba po prostu lubię rozwlekać rzeczy... - zamyśliłem się nad tym chwilę. - Albo tak po prostu lubię mówić, bez głębszego powodu - wzruszyłem ramionami. Potem jeszcze raz, chwilę myślałem nad tym co powiedział Aiden i zacisnąłem usta.
- Rany powinieneś nienawidzić rozmawiania ze mną - podsumowałem, chichotem.
Offline
- To niesamowicie mocne słów, Vincent. Nienawiść. Nie nadużywaj go - poprosiłem, zerkając na mężczyznę przelotnie. - Nie przeszkadza mi że dużo mówisz. Zaznaczałem to już wiele razy. - Westchnąłem ciężko, nieco zmęczony już tym powtarzaniem. - Ty wiele rzeczy po prostu ubarwiasz, ale mówisz jak najbardziej z sensem. Znasz się i widziałeś wiele rzeczy, których na nie widziałem. To ciekawe wymieniać doświadczenie.
Offline
Pokręciłem głową, ale dałem za wygraną.
- W porządku. Już nie będę tego wspominać - zgodziłem się miękkim tonem i wróciłem do rysowania. Po kilku chwilach jeszcze jakichś spostrzeżeń raczej mówiliśmy mniej, a kiedy wykończyłem w końcu jeszcze jeden projekt, odłożyłem go bezpiecznie do teczki. Wstałem potem z łóżka i podszedłem do Aidena. Kładąc mu rękę na ramieniu, pochyliłem się nad drugie i z nieznacznym uśmiechem przyjrzałem się temu jak idzie mu szlifowanie.
- Weź nową płytkę, ta już jest w sam raz - powiedziałem miękko i wyprostowałem się, zabierając mu złotą płytkę o delikatniej, gładkiej powierzchni. Przyjrzałem się jej z najwyższą uwagą, by zaraz odłożyć do miseczki która stała dalej, z przygotowanym specyfikiem.
- Gapa ze mnie, nie zapytałem w ogóle czy chcesz coś do picia! - jęknąłem, podchodząc do szafek.
Offline
- Szklanka wody wystarczy - odparłem, skupiony na swojej pracy, jedynie kątem oka spoglądając na Vincenta, kręcącego się po niewielkiej kajucie.
Wiedziałem, że normalnie nie tak to działa, a raczej nie w taki sposób... Po prostu... Cieszyła mnie jego obecność, bliskość. To że momentami mnie dotykał... Ale czy naprawdę? To byłem ja? Wciąż nie mogłem przebrnąć przez zaporę pod tytułem "to miało być zupełnie inaczej" i tkwiłem w martwym punkcie. Minęło raptem kilka dni odkąd w ogóle dostałem pierwszy mocny argument, jednak gdy tak siedziałem i myślałem... To już wcześniej, jeszcze zanim wsiadłem na ten statek, dostawałem sygnały, które wcześniej nic dla mnie nie znaczyły. Ale teraz? Teraz nabierały dużego znaczenia.
Offline
Mrucząc pod nosem jakąś melodie miałem wody do szklanki dla Aidena i sok dla siebie. Odstawiłem wszystko na biurko i stolok, wróciłem do siedzenia na łóżku i... Chwilę po wpatrywałem się w Aidena z uśmiechem. Był tu, pomagał mi, rozmawialiśmy sobie lekko, mogłem go dotykać, mogłem... Być z nim szczery. To było wyzwalające uczucie. Bardziej niż kiedykolwiek się spodziewałem.
Kiedy jednak zostałem przyłapany na przyglądaniu się mu, choć sądzę że zwrócił na to uwagę już dużo wcześniej, machnąłem ręką, kręcąc głową zawstydzony.
- Nic, nic, po prostu... Zamyśliłem się - wyjaśniłem spokojnie i zacząłem przeglądać resztę rysunków, szukając czegoś do poprawienia.
Offline
- Jasne - mruknalem, uśmiechając się pod nosem. I znów dłuższy czas nie rozmawialiśmy, oboje skupieni na swoim zadaniu. Ta cisza była w gruncie rzeczy odprężająca. Choć obawiałem się odwrotnego rezultatu. Bo takie uczucia nigdy nie są w pełni dobre. Nawet nie myślę tu tylko o mnie i o Vincencie. Byliśmy bardzo pobubieni w tym, co było między nami. Nie dało się tego ukryć.
- Skończyłem - oznajmiłem, otrzepując dłonie i wycierając je w lekko wilgotna ściereczkę. - Ale ty chyba jeszcze nie... - dodałem, spoglądając pytająco na zajętego czymś Vincenta.
Offline