Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- M-mozzarellę - odparłem szybko aż nieco się zająkując. Aiden tak szybko przejął sytuację, że aż sam się nie zorientowałem, kiedy kelnerka powiedziała, że zaraz nam przyniesie nasze zamówienia, oraz zostawi nam nasze karty jeśli zdecydujemy się co dalej.
- Rany, jakoś mnie zatkało - mruknąłem aż sobą zaskoczony. - No i nie zdążyłem ci powiedzieć, że to nic wielkiego, często zdarza mi się zapominać o jedzeniu w pracy - dodałem jeszcze uśmiechając się zawstydzony i nieco tym rozbawiony. - Ale zdecydowanie dziękuję... Sprawnie przejąłeś sytuację - zauważyłem z cichym śmiechem, poprawiając sztućce by były prosto.
Offline
- Po prostu wolałem by dziewczyna nie czuła się źle - przyznałem się i pokręciłam głową. - Wybierzemy na spokojnie jedzenie, przekąsimy co nieco, popijemy... Może nie alkoholu, przynajmniej nie ja. Chyba sobie daruje. Ale ty się nie krępuj - zapewnień, przekręcając kartke i spoglądając na dania główne. - Osobiście zjadłem niewiele rano i też darowałem sobie lunch, więc mam ochotę coś przegryźć.
Offline
Pokiwałem głową z krzywym uśmiechem. Bał się przy mnie pić, co? Nie dziwota właściwie. Podniosłem swoją kartę i przeleciałem ją wzrokiem.
- Ja może najwyżej zamówię jakieś wino, do kolacji... - wyjaśniłem. - Chyba też wolałbym się nie opijać, jutro mam wolne, chcę ten dzień wykorzystać jakoś przyjemnie, a nie na umieraniu z powodów opicia się - parsknąłem pod nosem, kręcąc głową. Po kilku chwilach, kiedy wymieniliśmy się uwagami na temat menu, przyszły nasze przystawki, a ja dla siebie domówiłem jeszcze lampkę wina. Jednak brak napoju nie powstrzymał mnie od skubnięcia widelcem przyprawionego pomidora i zamruczeniu z zadowoleniem.
- Takie proste, a takie dobre, nigdy tego nie zrozumiem i może dobrze - uznałem rozbawiony. - I skubnąłem jeszcze mozzarellę, aż w końcu przyszła kelnerka z moim winem, a my zamówiliśmy już resztę naszej kolacji. Podziękowaliśmy jej uprzejmie i spojrzałem na Aidena, który jeszcze nie jadł.
- Oh... Um wybacz, że się tak wyrwałem, faktycznie powinienem poczekać i zacząć jeśc wraz z tobą... - mruknąłem pod nosem, zażenowany sobą.
Offline
Parsknąłem, przysuwając bliżej siebie swój talerzyk.
- Tak, tak, Vincent, to niezwykle karygodne i niewybaczalne - stwierdziłem, spoglądając na niego błagalnie. - Jedź spokojnie i tyle, każdy ma swoje tempo - podsumowałem, odkrajajac sobie kawałek pomidora i mozzarelli i spokojnie zjadając.
Offline
Parsknąłem, wywracając oczami i dalej jedząc i popijając winem. Cieszyłem się, że Aiden był dziś tak rozluźniony, ostatnio za każdym razem gdy się widzieliśmy, mężczyzna uciekał ode mnie wzrokiem czy odzywał się dopiero po dłuższych chwilach.
- No dobrze... Co nie zmienia faktu, że przy tobie jestem jak niewychowany prostak - pokręciłem głową. - Choć cóż ukrywać, że tak w sumie było. Kolacje zazwyczaj jadłem w pośpiechu lub przy pracy, z rzadka przy stole - znów pokręciłem nad sobą głową i zajadałem się przystawką zadowolony.
Offline
- Traktuje cię jak równego sobie niemal od początku naszej znajomości, Vincencie - zaznaczyłem dosyć ostrym tonem. - Jesteś niezwykle męczący w tym temacie. Powinieneś wziąć głęboki oddech i przestać się zastanawiać nadmiernie nad tym, jak bardzo tu nie pasujesz, a zacząć dostrzegać ile rzeczy w tobie pastue tu - mruknalem uśmiechając się lekko.
Offline
Westchnąłem ciężko i pokręciłem głową.
- Wiem, wiem, pewnie na pewno masz rację... Ale jedyne co mnie z tymi ludźmi łączy to moja biżuteria - parsknąłem cicho i nachyliłem się lekko do Aidena. - Ci państwo po prawej? Oh, mąż od początku kupuje swojej żonie perełki, kolczyki, wisiorki czy inne drobiazgi. A lekarz pokładowy? Oh kupił już ode mnie dwa zestawy spinek do mankietów, jedną dla siebie, drugą dla swojego druga z pierwszej klasy. A pierwszy oficer? - zachichotałem. - Kiedy mnie ostrzegał o mocnych falach, rozglądał się za pierścionkiem zaręczynowym... - pokręciłem głową i usiadłem na powrót prosto, jedząc już nieco spokojniej. Oh różnych rzeczy dowiaduję się, tylko siedząc w pracy - podsumowałem kręcąc głową rozbawiony i na powrót w końcu spoglądając na mężczyznę. - W porządku, już jestem rozluźniony, nie będę drażnił - zaśmiałem się cicho i faktycznie, całkiem swobodnie.
Offline
Uniosłem brew z zaskoczeniem przyglądając się Vincentowi, gdy opowiadał mi o tych wszystkich perypetiach pasażerów.
- Niesamowite - mruknalem z lekkim rozbawieniem. - Ile można się dowiedzieć pracując jako jubiler na statku - szepnąłem, sięgając po szklankę soku. - Plotki nie leżą w kręgu moich zainteresowań, ale nie spodziewałem się że ktos może tak szybko chcec się oświadczyć. - Zmarszczyłem lekko brwi.
Offline
Wzruszyłem ramionami, dojadając mozzarellę z talerza.
- Też nie plotkuję. Zazwyczaj to domena Janet - przyznałem szczerze. - Lecz wśród pracowników statku wszyscy wiedzą, że pierwszy oficer chce być powiadomiony, jeśli pewna młoda dama z pierwszej klasy, zajdzie z rodziną do jakiegoś sklepiku czy kawiarenki. A już prędzej chce wiedzieć, jeśli jest sama - pokręciłem głową, machnąwszy ręką. - Miłość od pierwszego wejrzenia, niezbadana jest jej moc. Ale cóż, ja mogę tylko mu pierścionek wykonać, jak się jednak zdecyduje na zakup - podsumowałem z cichym śmiechem. - Nie plotkuję, to były tylko suche fakty, które ci zdradziłem - zaznaczyłem jeszcze dodatkowo, odkładając sztućce na pusty talerz.
Offline
- Vincent, przecież ja cię zupełnie o nic nie oskarżam, a jeśli tak to zabrzmiało to wybacz - zaznaczyłem, uśmiechając się słabo. Wyprostowałem się i rozejrzałem po sali, a następnie lekko pochyliłem się ku mężczyźnie. - To nic złego, że dostrzegasz takie rzeczy. Dużo dostrzegasz, w pracy nie da się tego od tak wyłączyć. - Puściłem mu oczko i znów się wyprostowałem, samemu czując się całkiem rozluźnonym.
Offline
Uśmiechnąłem się zawstydzony z tak niewinnego powodu, jak proste oczko do mnie. Mrugnął do mnie, a ja już cieszyłem się jak idiota. Ale szczęśliwy idiota. Gdybym nadal musiał trzymać fason przy Aidenie i zachowywać się bardzo sztywno... hah pewnie robił bym z siebie jeszcze większego głupca, próbując usiedzieć spokojnie i sztywno.
- I tak staram się być dyskretny i nie dopytywać - zauważyłem. - Ale czasem klienci się rozgadują. Dla wielu biżuteria jest bardzo sentymentalna. Zresztą wiesz, że to pochwalam na swój sposób - zauważyłem, lekko wzruszając ramionami. Kiedyś już rozmawialiśmy o tym, że biżuteria jest istotna, ale zdobiąca dobrą osobę. W końcu sam przekonywałem go by zupełnie zmienił swoje złe wspomnienie z pierścionkiem w czystą kartę z czymś nowym. No i tak się stało, nowy wisiorek, z nową historią... Stworzoną przeze mnie.
- A poza tym lubię słuchać, niemal tak bardzo jak lubię gadać - podsumowałem zadowolony z siebie, popijając wino.
Offline
Rozmawialiśmy luźno przez dłuższy czas, nieco przerwaliśmy, gdy dostaliśmy swoje zamówienie ale gdy pierwszy głód minął znów wróciliśmy do lekkiej rozmowy. Takiej, jaka prowadziliśmy na początku naszej znajomości. Jednak wciąż z tyłu głowy miałem to, że nie było jak na początku, bo teraz mieliśmy już zdecydowanie więcej wspólnych doświadczeń za sobą. I nie potrafiłem przestać nad tym dumać, to cały czas było ze mną, mimo że tego raczej nie pokazywałem po sobie. Czułem się na tyle swobodnie przy Vincencie, że z łatwością moje lekkie zamyślenie uchodziło uwadze.
I no właśnie! Ta swobodna. Nie czułbym się tak swobodnie gdybym był... Kompletnym przeciwnikiem. Przeciwnikiem tego, kim był Vincent. I kim być może byłem i ja?
Za dużo rozmyślań.
Offline
- Chyba spasuje z deseru - przyznałem szczerze i parsknąłem śmiechem widząc jego zabawnie uniesioną brew. Tak dobrze się bawiliśmy, że zapomniałem o wszystkich problemach między nami, o i jakichkolwiek nieporozumieniach, czy... Cóż, własnym tak silnym uczuciu.
- Jak chcesz możesz sobie coś wziąć, ale ja się najadłem - dodałem rozbawiony, odkładając kartę. - Mam jescze wino, a w dodatku jest tu całkiem miło - zauważyłem dodatkowo.
Offline
- Owszem, jest miło. Lubię tą restauracje chyba najbardziej ze wszystkich na pokładzie. - Wzruszyłem ramionami. - Sam nie wiem dlaczego. Wystrojem różnią się niewiele, składniki na posiłki mają dokładnie z tego samego miejsca co w pozostałych... Ale jakoś najczęściej tu przychodzę. - Usmiechnąłem się lekko. - W rodzinnym domu mamy zatrudniona gospodynie, panią Molly, i jej kuchnia jest tak świetna, że ciężko przerzucic się na cokolwiek innego.- Uśmiechnąłem się pod nosem.
Offline
- Mmm rozumiem, rozumiem, gdybym miał tak dobrą kucharkę to ciężko byłoby się wyrzec jej dań - zaśmiałem się cicho. - Ja sam sobie gotowałem, więc to, że ktoś robi to teraz za mnie to dla mnie niezwykły luksus - zachichotałem, kręcąc głową. - Choć czasem mnie nachodzi ochota by samemu coś zrobić. Wtedy zakradam się do kuchni, na niższych pokładach - wyznałem w tajemnicy. - Zwykle stoi tam jeden marynarz ale wiem kiedy idzie na papierosa - zachichotałem. - Oczywiście nie zużywam najpotrzebniejszych zapasów, jedynie jakieś najprostsze rzeczy. Gorącą czekoladę, albo makaron z pesto - przyznałem szczerze.
Offline
Zmarszczyłem brwi.
- Zapasy na statku są dosyć ograniczone, chyba mimo wsyztsko nie powinieneś tego robić - stwierdziłem po chwili zastanowienia się i pokręciłam głową na boki. - Osobiście niewiele gotowałem w swoim życiu. Jako dziecko czasami wpadałem do kuchni "pomoc" przy robieniu słodkości. Co zazwyczaj ograniczało się głównie do wyjadania składników. - Usmiechnąłem się rozbawiony. - Byłem głównie skulony na nauce... W sumie od zawsze. Gdy skończyła się nauka, zaczęła się praca i koło się kręci cały czas. - Wzruszyłem lekko ramionami, przeglądając propozycje deserów.
Offline
- Mówiłem, używam małej ilości składników. Poza tym mamy wielkie zapasy, większość się zmarnuje - machnąłem ręką, ale zaraz jednak z ciekawości spojrzałem na Aidena. - Hm, praca praca praca? To co robiłeś dla przyjemności? W sensie... - chwilę się zamyśliłem nad słowami, a gdy to robiłem bawiłem się sygnetem na palcu. - Wiem, że dlla przyjemności pracujesz, ale tak poza pracą? - sprecyzowałem.
Offline
- Chyba wspominałem o tym, że lubię się wybrać do galerii sztuki? - zastanawiałem się na głos. - Dosyć często to robiłem już jako dziecko. Muzea, galerie, teatry - wymieniłem. - Zbierałem też guziki i słuchałem muzyki z gramofonu - podsumowałem, śmiejąc się krótko. - Jakże beztroski okres dojrzewania - szepnąłem bardziej do siebie.
Offline
- Byłeś błogosławieństwem dla swoich rodziców. Ja przyprawiłem swoją o więcej niż kilka poważnych ataków nerwicy - zaśmiałem się cicho. - Ah... Galerie, muzea... Chciałbym tak spędzać czas. Czasem chodziłem do teatru, mieliśmy w mieście skąd pochodzę, jeden taki mały... - westchnąłem rozmarzony, ale zaraz znów wróciłem wzrokiem do Aidena i mało elegancko oparłem łokieć na stole by dłonią podtrzymać głowę, gdy z uśmiechem wpatrywałem się w mężczyznę.
- Do jakich muzeów chodziłeś? Jakieś konkretne dzieła, albo epoki twórców? Oh koniecznie musisz mi opowiedzieć - uznałem zaciekawiony. Wszystkim, nim, tym co widział, tym jak dobrze się rozmawiało. Po prostu... Był ciekawy.
Offline
Zaśmiałem się cicho, przechylając lekko głowę i opierając wygodnie jedną rękę o stolik. Vincent patrzył na mnie jakbym był ósmym cudem świata. Nie pamiętałem kiedy ktokolwiek na mnie patrzył w ten sposób. Dzięki temu, że było to takie... niespodziewane i dosyć nowe, coraz mniej było w tym niezręczności, a więcej... przyjemności? Spokoju. Zdecydowanie więcej.
- Mój drogi, już ci o wszystkim opowiadam, bo za moment wyjdziesz z siebie... - zauważyłem rozbawiony, przywołując dłonią kelnerkę, by zamówić dla siebie kawałek ciasta na deser, a przy okazji zacząłem opowiadać...
Zapewne mógłbym mówić bez końca, bo Vincent wcale nie chciał przestać słuchać. Był zachwycony opowiadaniami o zabytkach, dziełach.
- Na dziś już może koniec, Vincent? Naprawdę cię to nie męczy?
Offline